Nothing Is True, Everything Is Permitted – Fragment Wspomnień #2

   Ezio spojrzał na gwiazdy. Drzewa już po raz drugi opadły z liści, słońce coraz krócej królowało na niebie. Minął rok. Podróż była długa, ale oto nareszcie ją odnalazł.

***

   Obudził się z bolesnego letargu, cały przemoczony i obolały, ale bezpieczny. Obok siebie zobaczył starego przyjaciela, jednak jej nigdzie nie było. Ruszył się i zaraz skrzywił z bólu.

– Leż – nakazał jego przyjaciel z troską w głosie. – Ciężko było nam cię opatrzyć, więc tego nie zaprzepaszczaj.

   Przetoczył wzrokiem po twarzach ludzi wokół niego. Nigdzie nie widział ukochanej.

– Gdzie jest Shadow? – spytał, nie zważając już na ból. – Gdzie ona jest?

– Nie wiem – odparł klęczący obok niego mężczyzna. – Znaleźliśmy cię wyrzuconego na brzeg, wkoło nie było śladu nikogo oprócz nas.

   Serce młodzieńca rozłupało się na tysiące drobnych elementów. Nie było jednak czasu, musiał czym prędzej wracać do zdrowia, kolumna uczonych ruszyła w dalszą drogę. Rana dokuczała mu, pocisk przeszedł przez ramię, możliwe, że uszkodził kość. Nie chciał jednak opóźniać marszu, więc się nie skarżył. Był w stanie przeżyć każdy ból fizyczny, nic nie równało się ze strachem o dziewczynę. Podczas marszu szedł zawsze na końcu, myślami wracając do niej. Bał się o nią. Wiedział, co wisiało przy jej pasie. Mistrz dał jej Jabłko Edenu w opiekę. Ściągnęła na siebie ogromną odpowiedzialność i niebezpieczeństwo. Gdyby Templariusze ją dopadli… Nie chciał nawet tak myśleć. Bał się, czy w ogóle przeżyła. Może została ranna tam, na ścieżce i wykrwawiła się w samotności? Liczył, że ten scenariusz okaże się fałszywy. Piesza wędrówka przez nieprzyjemny teren była długa, ale w końcu dotarli do wioski. Zatrzymali się tam na dłuższy czas. Nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Było ich dwudziestu, tylko tylu mężczyzn przeżyło. Trzeciego wieczoru w końcu podjął decyzję. Podczas kolacji wstał i powiedział:

– Słuchajcie! – Wszyscy uczeni przenieśli na niego wzrok. – Wiem, co czujecie. Większość z nas nie ma gdzie się udać. Jesteśmy niczym bezdomni, nie mamy praktycznie żadnych środków do życia. Mam jednak plan. Nie oczekuję od was, że zechcecie się przyłączyć, sam wykonam swoje założenia. Jak wiecie, Templariusze zniszczyli Cytadelę. Jednak prędzej czy później opuszczą jej mury w poszukiwaniu naszej tajemnicy. Tam jej nie znajdą, jedyna osoba, która wie gdzie szukać Artefaktu, zaginęła. Jak tylko dojdę do siebie, wyruszam na jej poszukiwania. – Serce Ezia ścisnął żal na myśl o dziewczynie. – Jeżeli chcecie, wyruszcie w swoje rodzinne strony. Radziłbym jednak najpierw nauczyć się trochę o walce, tym razem ucieczka nic nie da.

   Uczeni milczeli. Znał wszystkich z nich, zdawał sobie sprawę, że mówił do myślicieli. Jednak on przeszedł taką zmianę. Z bibliotekarza stał się, nawet dość sprawnym, wojownikiem. Nie minęło sporo czasu, a większość z uczonych zabrała się do pracy u okolicznych gospodarzy. Pomagali za drobne wynagrodzenie, w wolnych chwilach ćwiczyli pod jego okiem. Rana wydobrzała i choć czasem nadal bolała przy ruchu, postanowił wybrać się w dalszą trasę. Od karczmarza dowiedział się, że jakiś czas przed nimi była w wiosce jakaś dziewczyna. Wyjechała w stronę wybrzeża, a trakt, który obrała, prowadził tylko do jednego portu. Udał się w pieszą wędrówkę na wybrzeże. Informacja o niej dała mu nadzieję. Nikłą, ale jednak nadzieję, którą mógł żyć nawet miesiącami. Wiedział, że konno trasa ta zajmowała około dwóch tygodni, marszem nawet miesiąc, ale uległ desperacji. Pragnął dowiedzieć się czegoś więcej. Nie chciał już tylko się domyślać, chciał mieć pewność. Nocami zatrzymywał się nawet na poboczu, nie zważał na złe warunki. Nadszedł jednak początek września, coraz zimniejsze noce dawały się mu we znaki. Nie pamiętał tak zimnego września i obawiał się już nie tylko o to, że nie odnajdzie żadnych śladów swojej miłości, ale i braku możliwości na wypłynięcie.

   Gdy w październiku dotarł na miejsce, sztorm nie pozwolił mu wypłynąć. Dowiedział się jednak, że latem stacjonował tam okręt piratów. Jego serce zabiło żywiej na tę wiadomość. Nie chciał czekać, za drobne oszczędności wypożyczył konia i wypytał ludzi, jak dotrzeć do najbliższej wioski portowej. Trasa była naprawdę trudna, ciągłe wichury ciągnęły znad morza na trakt, którym się poruszał, ale przed zimą dotarł na miejsce. Tam spotkał znajomą mu osobę, która całkowicie obudziła w nim nadzieję, tak marnie tlącą się w jego sercu od pół roku. Asasyński kapitan przyjął go serdecznie, rozpoznając symbol na jego naszyjniku. Znał go tylko z widzenia, kilka razy zawitał u Mistrza Shalima, ale mężczyzna go zapamiętał. Kapitan zaoferował mu przewóz, jednak musieli podporządkować się jego przeprawie. Był pewien warunek. Chłopak musiał ukrywać się, ładunek kapitana przeznaczono dla Templariuszy, połowa ludzi należała do Zakonu.

– Francesco – zaczął niepewnie Ezio, jednego styczniowego wieczoru, kiedy wreszcie wypłynęli. – Shadow wspominała kiedyś, że płynęła na twoim statku.

– I to nie raz. – Przytaknął kapitan Pedro, patrząc na mapę. – Nie zapomnę jednak dnia, w którym stanęła na pokładzie w białym kapturze i płaszczu. – Uśmiechnął się. – Byłem pewien, że już się o wszystkim dowiedziała, ale zgodnie z obietnicą daną jej ojcu, nic nie powiedziałem.

– A teraz jest jedną z nas. – Chłopak pokiwał głową w zamyśleniu. – Gdyby nie ona, byłbym teraz uczonym. Przelęknionym myślicielem.

– Nawet nie wiesz, jak niewiele się zmieniła.

– Widziałeś się z nią? – spytał z nadzieją zakochany.

– Od czasu przybicia do Stolicy niestety nie – westchnął mężczyzna. – Teraz, gdy dopłyniemy na miejsce, muszę wyjaśnić kilka spraw. Wiesz, jak uciążliwe jest granie zaufanego człowieka Templariusza, pozostając przy tym wiernym Mistrzowi?

– Domyślam się – przyznał ze skwaszoną miną. – Mam nadzieję szybko ją odnaleźć.

– Jeżeli wypłynęli pół roku przed nami, to z pewnością będzie na miejscu szybciej niż my. O ile wypłynęli do Stolicy, może się okazać, że są gdzieś indziej. Musimy być dobrej myśli.

   Zatrzymali się w okolicach czerwca. Musieli zawinąć do portu i tam uzupełnić swoje zapasy, doładować kilka rzeczy. Ezio udał się w tym czasie na mały rekonesans. Zauważył, że ktoś go śledził, dlatego celowo skręcił w ślepy zaułek i zatrzymał zaraz za rogiem. Gdy śledzący go osobnik znalazł się w polu jego reakcji, złapał go i przycisnął do ściany. Mimo że osoba ta szarpała się, chłopak okazał się dla niej za silny.

– Uspokoisz się czy nie? – syknął, a gdy złapany znieruchomiał, kontynuował. – Teraz odkryje ci usta i powiesz mi, dlaczego mnie śledzisz.

– Wszedłeś do mojego dystryktu – odparł mu kobiecy głos. – A w moim dystrykcie to ja rządzę i wiem, co się dzieje. Przybiłeś do brzegu statkiem naszego kompana, więc albo jesteś Templariuszem, albo Asasynem.

   Chłopak rozluźnił się trochę. Najwidoczniej siatka Asasynów, wbrew jego obawom, jeszcze nie upadła.

– Jestem z wami – powiedział, puszczając kobietę. – Czyj to dystrykt?

– Niegdyś dowodziła tu Azize Talan. Odkąd jednak zajęła się szkoleniem Młodej, przejęłam większość jej obowiązków.

– Młodej? – Uniósł brwi, modląc się w duchu, żeby to była ta osoba, o której myślał.

– Shadow Grey. Niezła była z niej adeptka, naprawdę sporo zrobiła sama.

– Kiedy ostatni raz ją widziałaś? – spytał, przerywając jej.

– Dobre pół roku temu. Dostaliśmy wówczas informację o śmierci Mistrza. Wypłynęli po uzupełnieniu zapasów.

– Gdzie się udali? – dopytywał, czując, jak serce mu przyspieszyło. – Wiesz coś na ten temat?

– Mieli popłynąć do Stolicy, chcieli wszystko zakończyć raz na zawsze. Tam, według naszych ustaleń, znajduje się centrum Templariuszy.

   Ezio nie potrzebował niczego więcej. Jedyne, co jeszcze tego dnia zrobił, to zakupił nowe odzienie. Gdy wypłynęli ponownie, rwał się do roboty. Trenował w kajucie bez miecza, nie chciał wypaść z formy. Bardzo często śniła mu się dziewczyna. Jednej nocy przyśniło mu się to, co przeżył. Dokładnie krok po kroku widział ich ostatni wspólny wieczór. Obudził się, czując te same emocje, co wtedy. Usiadł, przetarł twarz dłońmi i wyszeptał:

– Niedługo cię znajdę, Shadow.

***

   Nie potrafił znieść informacji o tym, że się spóźnił. Nie było jej już w porcie, Stolica pogrążyła się na jakiś czas w chaosie. Podobno zabiła króla, tego jednak nie przyjmował do świadomości. Była zima, kiedy jego nowy przyjaciel, Lisia Czupryna, ogłosił mu dobre wieści. Otrzymał list od nowych Braci, którymi dowodziła Shadow. Mieli wypłynąć, jeżeli sytuacja w Stolicy okazałaby się stabilna. Czuł podekscytowanie. Wystarczyło już tylko odrobinę zaczekać. Czekał już półtora roku, może nawet więcej. Te kilka miesięcy mógł jeszcze wytrzymać.

***

   Zeszła po trapie w towarzystwie kilku zakapturzonych postaci. Poznał ją po charakterystycznym dla niej spojrzeniu. Otaksowała okolicę, ale nie zauważyła go, skrył się w tłumie, na tyle daleko, aby go nie rozpoznała i na tyle blisko, aby ją słyszeć.

– Azize, ty zabierzesz ze sobą Horacego. Aaron idzie z Samem, a tata pójdzie z Jack’iem. Spotkamy się na miejscu, musimy udać się okrężnymi trasami, aby nie wzbudzić podejrzeń.

   Jej głos się zmienił, jakby odcisnęło się na niej piętno czasu. Był bardziej szorstki, zauważył, że widocznie stwardniała jej postawa. Nie ujrzał w niej tej łagodnej dziewczyny, którą poznał. “Wtedy miała w sobie pazury, teraz cała jest pokryta kolcami” – pomyślał i wyszedł ze swojego ukrycia. Rozmawiali. Wykorzystał to i podszedł dość blisko. Stanął na drewnianym pomoście. Serce biło mu jak szalone, chciał ją objąć, ale znał jej odruchowe reakcje. Mogłaby go uderzyć, gdyby zbliżył się znienacka, więc powiedział:

– Witamy w Stolicy, Shadow.

Opublikowano
Kategorie Assassin's Creed
Odsłon 556
1

Komentarze (1)

Dodaj komentarz