Death Game

  Publikuję tutaj tylko parę rozdziałów, po całość zapraszam na wattpada. Tytuł książki tem sam.

Rozdział 1: “Zapraszam do gry”

  Qwick powoli odzyskiwał przytomność. Skronie pulsowały mu ogromnym bólem. Miał wrażenie, że jego czaszka zaraz eksploduje. Otworzył oczy, próbując zorientować się, gdzie obecnie jest, ale obraz był strasznie niewyraźny. Widział wszystko jak przez mgłę.

    Złapał się za głowę, walcząc z uporczywym bólem, który, na szczęście, po czasie nieco zelżał. Wzrok zaczął odzyskiwać ostrość, a on mógł wreszcie zobaczyć, gdzie się znajduje.

    To, co ujrzał, wprowadziło go w niemałą konsternację. Stał po środku… Właściwie to niczego. Z każdej strony otaczała go pustka. Wszędzie tylko biel, ciągnąca się aż po horyzont.

    — Umarłem, jak nic — powiedział do siebie chłopak. Nagle usłyszał za sobą czyiś głos.

    — Jeszcze nie.

    Odwrócił się błyskawicznie i przeskanował wzrokiem pustkę. Parę metrów od niego siedział młody chłopak, który wyglądał na szesnaście lat.

    Qwick zlustrował go wzrokiem. Był to dość chudy nastolatek o czarno-brązowych włosach sterczących w nieładzie na wszystkie strony. Największą uwagę przykuwały jego ubrania: żółta koszulka z krótkim rękawem i niebieskie, skórzane spodnie. Wyglądał trochę jak chodząca flaga Ukrainy.

    — Co mi zrobiłeś?! — wypalił bez zastanowienia Qwick.

    — Wyprałem ci mózg — oznajmił spokojnie obcy. — Teraz, kiedy tylko pstryknę palcami, ty staniesz się moją bezmyślną marionetką, a ja zyskam nad tobą całkowitą władzę. Będę mógł cię zmusić do wszystkiego.

    Qwicka zamurowało. Doszedł do wniosku, że ten typek jest albo mocno popieprzony, albo mocno popieprzony. To były jedyne opcje jakie przyszły mu do głowy, tylko nie mógł się zdecydować którą wybrać.

    — Żartujesz, nie? — zapytał w końcu. W jego głosie było słychać niepewność, co tylko dodatkowo rozbawiło chłopaka, który w odpowiedzi uśmiechnął się ironicznie.

    Cisza. Qwick był jeszcze mocniej skonsternowany. Sytuacja z sekundy na sekundę stawała się coraz bardziej niezręczna. W końcu obcy znacząco odchrząknął.

    — Tak, to był żart — odpowiedział po chwili. — Nie mam bladego pojęcia, co tu robię, ani jak się tu znalazłem. Tym bardziej nie wiem nic o tobie. Równie dobrze to ty możesz stać za moim pojawieniem się tutaj.

    Qwick musiał przyznać, że oskarżenie, które padło pod koniec jego wypowiedzi jest całkiem sensowne. Zdawało się, że obaj nie są w stanie określić, w jaki sposób znaleźli się w tym dziwnym miejscu.

    On sam zresztą niewiele pamiętał. Właściwie to nie pamiętał nic. Ku swojemu przerażeniu stwierdził, że nie może sobie przypomnieć zupełnie nic dotyczącego swojego dotychczasowego życia. Jego pamięć zdawała się być pusta, jakby ktoś zresetował mu mózg. Absolutnie żadnych wspomnień. Nie był nawet pewny własnego imienia.

    — Wiesz chociaż, gdzie my teraz jesteśmy? — zapytał z nadzieją w głosie.

    Chłopak pokręcił tylko głową. Resztki nadziei właśnie bezpowrotnie znikły. Qwick, załamany, usiadł na podłodze, podkulając nogi. Oparł ręce na kolanach, by następnie podeprzeć na nich głowę. Zaczął gorączkowo myśleć, jak wyjść z tej przedziwnej sytuacji.

    — Jak masz na imię? — odezwał się nagle obcy.

    Qwick powoli podniósł głowę. Spojrzał na swojego towarzysza niedoli z dozą niepewności.

    — Właściwie to nie pamiętam — przyznał.

    Nagle miał coś w rodzaju flashbacku. Nie, to raczej jakiś mały przebłysk wspomnień. Przez zaledwie trzy sekundy zdawało mu się, że jest na podwórku. W jego kierunku szedł jakiś chłopak. Machał mu, otwierając usta, by coś powiedzieć. Na tym wspomnienie się zakończyło. W głowie jeszcze tylko rozbrzmiewały dwa słowa “Hej, Qwick!”.

    — Qwick — powiedział nagle. — Jestem Qwick.

    Właściwie to nie był do końca pewny, czy to jego prawdziwie imię. I tak, jak na razie, to była jedyna opcja.

    — Ja na imię mam Obcy — przedstawił się chłopak. — Chyba… To znaczy, nie jestem do końca pewien.

    — Ty również nic nie pamiętasz? — zainteresował się Qwick.

    — Mhm.

    — A to ciekawe… — Na czole Qwicka pojawiły się ledwo widoczne zmarszczki. Próbował przypomnieć sobie coś jeszcze, ale jego pamięć odmawiała współpracy. Westchnął cicho, po czym rozejrzał się dookoła. — Najpierw musimy wykombinować, jak się stąd wydostać.

    — Podczas, gdy ty sobie smacznie spałeś, ja sprawdziłem cały pokój — oznajmił Obcy. — Niestety, ale nie ma tu żadnych drzwi. Brak jakiegokolwiek wyjścia. Nic.

    — Mhm… — mruknął Qwick. Nagle coś sobie uświadomił. — Chwila, moment, powiedziałeś „pokój”?

    — Eee… No tak — odparł nieco zaskoczony chłopak. — A co?

    Qwick odwrócił się do niego plecami i zrobił kilka kroków, wystawiając ręce przed siebie. Po chwili jego dłonie natrafiły na opór.

    — Faktycznie, ściana — szepnął do siebie. Od początku był pewny, że znajduje się w jakiejś cholernej, białej pustce. Przyjrzał się uważnie wnętrzu pokoju, ale wciąż nie dostrzegł niczego, co mogło wskazywać, że to zamknięte pomieszczenie. Przez ten jasny odcień bieli, ściany zdawały się być praktycznie niewidoczne.

    — Brawo, Sherlocku! — Obcy zaczął klaskać. — Masz rację, to jest ściana. Jeszcze jakieś błyskotliwe dedukcje?

    — Goń się — mruknął Qwick. — Lepiej wymyśl, jak się stąd wydostać.

    — A ty lepiej sprawdź, czy nie ma tu przypadkiem innych ścian — zakpił chłopak. — W końcu pokój składa się z kilku.

    Qwick go zignorował i zaczął obmacywać ścianę w poszukiwaniu wyjścia. Liczył, iż natrafi na coś w rodzaju ukrytego przycisku otwierającego drzwi. Była też szansa, że niechcący uruchomi jakąś morderczą pułapkę, która zabije ich obu, ale niespecjalnie się tym przejął. Najwyżej na świecie będzie o dwóch geniuszy mniej.

    — Daruj sobie, już wszystko sprawdziłem — oznajmił Obcy. — Mogę ci zagwarantować, że nie ma tu żadnego…

    Nagle, tuż obok Qwicka, ściana zaczęła się otwierać. Dosłownie. Jej fragment zaczął rozsuwać się w dwie strony, ukazując przejście do ukrytego za nią korytarza.

    — …wyjścia.

    — Mówiłeś coś? — zapytał ironicznie Qwick.

    — Jak ty to…?

    Qwick uśmiechnął się szyderczo.

    — Oh, po prostu jestem lepszym detektywem niż ty. — Spojrzał pobłażliwie na chłopaka i naśladując jego ton głosu, dodał: — Sherlocku.

    — Pal gumę — burknął Obcy.

    — O cholera! Ludzie!

    Obaj nagle odwrócili się w kierunku, z którego dobiegł głos. We właśnie odnalezionym wejściu stał jakiś chłopak. Nie wiadomo, skąd się tam wziął. Jedyną drogą, dzięki której mógł tu wejść, było nowo odkryte przejście.

    Cała trójka stała bez ruchu, przyglądając się sobie nawzajem. Cisza przeciągała się przez kilka sekund, które wydawały się im wiecznością.

    Chłopak miał czarne, długie włosy, niedbale zaczesane na prawo. Po lewej stronie głowy można było dostrzec przedziałek, nieco zasłonięty przez sterczące w nieładzie włosy. Nad jego wargami widniał ledwo widoczny wąs. Ubrany był w czarną, obcisłą koszulkę, spod której wystawał mu niewielki brzuszek oraz granatowe jeansy.

    — Eee… To chyba jednak nie jest wyjście — odezwał się po chwili milczenia.

    — Raczej nie — potwierdził Obcy.

    — Aha.

    Qwick w zamyśleniu podrapał się po głowie.

    — A tak w ogóle… Kim jesteś?

    — Nazywam się Kusar — odpowiedział chłopak. — Znaczy… Chyba…

    — Chyba… — powtórzył Qwick. — Brzmi znajomo. Też straciłeś pamięć?

    Kusar lekko się uśmiechnął.

    — Nie wiem, nie pamiętam.

    Na te słowa Obcy parsknął śmiechem, a jego towarzysz wykrzywił twarz w grymasie zażenowania.

    — Ale suchar — mruknął Qwick.

    Obcy nagle ucichł. Cofnął się, omal nie tracąc przy tym równowagi. Wyglądał jakby właśnie zobaczył ducha. W rzeczywistości jego głowę nawiedziło coś w rodzaju mglistego wspomnienia. Dosłownie, zobaczył w myślach jakiegoś chłopaka siedzącego na ogromnym fotelu, przypominającym domowej roboty tron. Postać była lekko rozmazana, przez co nie mógł dostrzec żadnego szczegółu jej wyglądu. Po zaledwie kilku sekundach wizja znikła, tak nagle, jak się pojawiła. Pokręcił głową, próbując się otrząsnąć. Zamrugał parę razy, zanim obraz przed jego oczami odzyskał ostrość.

    — Kurde, ale faza — skomentował Qwick.

    — On tak zawsze? — zapytał zaskoczony Kusar.

    Pozostała dwójka spojrzała na niego z niedowierzaniem. Po chwili Qwick znów przeniósł wzrok na Obcego.

    — Co to było do cholery?! — wykrzyknął.

    — Sam chciałbym to wiedzieć.

    — Ziomek, kompletnie odleciałeś! Jakbyś umarł na stojąco!

    — Nie mam pojęcia dlaczego, ale zobaczyłem jakiegoś…

    — Ej, patrzcie! — przerwał im Kusar. — Tam pojawiło się jakieś wyjście!

    Faktycznie, naprzeciw nich, na drugim końcu pokoju otworzyły się drzwi, podobne do tych, przez które brunet się tu dostał. Na zewnątrz panował mrok, więc nie było widać dokąd prowadzą.

    — Dam głowę, że przed chwilą ich tu nie było — oznajmił Qwick.

    — Podbijam stawkę — zgodził się Obcy.

    — Ważne, że teraz są — stwierdził Kusar i ruszył w kierunku tajemniczego przejścia. Nagle Obcy chwycił go za ramię, odciągając od owych drzwi. Chłopak spojrzał na niego z zaskoczeniem odmalowanym na twarzy. — Co ty, do cholery, robisz?

    — To może być pułapka — wyjaśnił Obcy. — Lepiej dmuchać na zimno.

    — Więc sugerujesz, że mamy tu zostać i czekać aż zdechniemy z głodu? — upewnił się Kusar.

    — Tam może czekać nas śmierć!

    — Albo wyjście i wolność — zauważył chłopak.

    — Słuszna uwaga — skomentował Qwick. Następnie szturchnął Obcego w ramię. — Nie wiem, jak ty, ale mnie przekonał.

    — Dobra — warknął brunet. — Ale żeby nie było, że nie ostrzegałem.

    Kusar wziął głęboki wdech i ruszył do wyjścia. Pozostała dwójka za nim. Wkroczyli do całkiem ciemnego korytarza, nie widząc jego końca. Właściwie to niczego nie widzieli. Poruszali się powoli, po omacku, sprawdzając, czy przed nimi nie ma przypadkiem jakiejś zapaści lub czegoś podobnego, równie zabójczego. Qwick dla pewności nie odrywał dłoni od ścian. Po jakimś czasie wymacał coś na kształt przełącznika.

    — Ej, chyba znalazłem — oznajmił. — Wygląda na to, że da się to nacisnąć.

    — Nie rusz! — krzyknął Obcy, ale było już za późno.

    W pomieszczeniu rozległ się odgłos kliknięcia, następnie coś w głębi korytarza zaczęło niepokojąco trzeszczeć, jakby ktoś właśnie uruchomił jakąś średniowieczną machinę śmierci.

    Cała trójka zamarła. Z narastającym przerażeniem czekali, aż coś się wreszcie wydarzy. Nie wiedzieli nawet, w którą stronę uciekać, bo śmierć mogła nadejść z każdej. I nagle wydarzyło się coś, czego żaden z nich nie przewidział. Stare lampy przestały trzeszczeć, a zamiast tego powoli rozbłysnęły oślepiającym blaskiem.

    Obcy zmrużył oczy, próbując przyzwyczaić je do nowego oświetlenia. Gdy już przywykły do światła, dostrzegł przed sobą niewielki, kwadratowy telewizor, tak stary, że zapewne nie emitował jeszcze kolorów. Na nim stał równie stary odtwarzacz, a w nim tkwiła włożona do połowy kaseta. Chłopak na chwile się zawahał, ale ostatecznie podszedł do telewizora i wepchnął kasetę do końca. Ekran urządzenia zatrzeszczał przeraźliwie, by po chwili ukazała się w nim czarno-biała sylwetka mężczyzny. Twarz zasłaniała mu maska, do złudzenia przypominająca twarz pandy.

    — Eee… Okay — skomentował Qwick.

    — Witam — odezwała się postać w telewizorze. Jej głos wydał się wszystkim dziwnie znajomy, ale nikt nie mógł sobie przypomnieć, do kogo należał. — Zastanawiacie się pewnie, kim jestem lub chociażby kim wy sami jesteście. Ja wam tego nie powiem, ale wyjaśnię parę innych rzeczy.

    Zapadła cisza. Obcy zaczął się już niecierpliwić.

    — Powie wreszcie, jakich? — zapytał szorstko.

    — Na przykład takich, jak choćby to, co tu robicie i jak się stąd wydostać — odpowiedział zamaskowany mężczyzna. — Otóż ja was tu uwięziłem, ale spokojnie, wyjście otworzy się za kilka minut, wy tymczasem posłuchajcie.

    Znowu zamilkł.

    — To się robi wkurzające — przyznał Kusar.

    — Od tej chwili wasza trójka będzie walczyć o przetrwanie. Tak jak i pozostałe pięć drużyn — oznajmił człowiek na nagraniu. — Możecie ze sobą walczyć lub razem starać się przeżyć. Na zewnątrz znajduje się bariera, otaczająca całą wyspę. Radzę wam jej nie dotykać, bo w przeciwnym wypadku czeka was śmierć.

    — Co ta panda pieprzy? — zapytał Obcy.

    — Bariera będzie się stopniowo zmniejszać, spychając was w głąb wyspy, gdzie, mam nadzieję, spotkacie się z pozostałymi zawodnikami — kontynuował mężczyzna. — Zniknie dopiero, gdy na wyspie pozostanie już tylko jeden z uczestników. Jednym słowem, siedemnastu waszych rywali zginie.

    Zamaskowana postać ponownie zamilkła. Tym razem cisza przeciągała się zdecydowanie dłużej niż poprzednie.

    Obcy zerknął na swoich towarzyszy. Obaj wyglądali, jakby zaraz mieli zejść na zawał. Sam nie był od nich lepszy. Serce waliło mu jak młot. Nic dziwnego, każdy w tej sytuacji zachowałby się podobnie. Strach coraz bardziej przejmował nad nim kontrolę. Rozważał nawet wyłączenie odtwarzacza, ale wciąż łudził się, że mężczyzna na nagraniu oznajmi, iż to tylko paskudny żart. Zamiast tego, ten tylko siedział.

    — Byłbym zapomniał — powiedział w końcu. — Nocą wychodzą potwory, na które też radzę wam uważać. — Zrobił krótką pauzę. — Nie, to nie jest prawdziwy świat. Wasza egzystencja została umieszczona w grze, którą ja sam stworzyłem, by się nieco rozerwać. Mimo, iż to wirtualny świat, nie oznacza to, że nie możecie zginąć naprawdę. Wręcz przeciwnie. Ostatni żywy na wyspie odzyska wspomnienia oraz obiecuję wyciągnąć go do prawdziwego świata.

    — Bez jaj — pisnął Qwick, rozpaczliwie wpatrując się w tajemniczą postać. — To żart, prawda?

    Nikt nie odpowiedział.

    Po chwili, parę metrów za telewizorem, rozsunęły się metalowe żaluzje, ukazując wszystkim znajdujący się na zewnątrz las. Drzewa zdecydowanie nie wyglądały na cyfrowe. Były o wiele bardziej realne niż słowa postaci z telewizora.

    — Zapraszam do gry! — wykrzyknął entuzjastycznie zamaskowany mężczyzna.

    Po tych słowach ekran zgasł, a kaseta wysunęła się z odtwarzacza. Chłopcy spojrzeli po sobie.

    — To, co robimy? — zapytał niepewnie Kusar.

    Obcy wyprężył klatkę piersiową, nie odrywając wzroku od krajobrazu znajdującego się za drzwiami.

    — Idziemy — zadecydował.

Rozdział 2: “To nie brzmi zbyt przekonująco”

Wixo siedział w starym, obitym skórą fotelu. Był cholernie niewygodny, ale nie zwracał na to uwagi. Jego głowę zajmowały inne myśli. Nie mógł sobie przypomnieć, kim jest, ile ma lat lub choćby jak ma na imię. Nie mówiąc już o tym, że kompletnie nie wiedział, gdzie się teraz znajduje ani jak tu trafił. Brak jakichkolwiek wspomnień był równie uciążliwy, co towarzyszący mu od przebudzenia ból głowy.

    Wstał, przeczesując wzrokiem pomieszczenie, w którym odzyskał przytomność. Nie było w nim żadnych drzwi czy okien. Brak wyjścia sprawiał, że czuł się niczym mysz w potrzasku. Pokój wyglądał niczym średniowieczna biblioteka. Większość miejsca zajmowały półki, wypchane po brzegi książkami. Innych mebli nie było zbyt wiele, tylko wspomniany wcześniej fotel oraz zdobione, mahoniowe biurko. Oprócz tego na ścianie wisiało duże, zakurzone lustro.

    — Nigdy nie lubiłem czytać — mruknął do siebie chłopak. Podszedł do jednego z regałów i zaczął poszukiwać czegoś między książkami. — Może jest tu gdzieś jakiś przedwojenny playboy.

    Niestety, nie znalazł tego, czego szukał. Westchnął cicho i wrócił do fotela. Usiadł wygodnie, próbując się rozluźnić, ale wbijające się w tyłek sprężyny zdecydowanie nie ułatwiały mu tego zadania. Wbił wzrok przed siebie. Nagle dostrzegł wiszący na ścianie zegar. Wcześniej go nie zauważył. Ulżyło mu, że będzie chociaż wiedział, ile czasu straci, będąc tu zamkniętym. Teraz mógł rysować na ścianach nową kreskę po upływie kolejnych dwudziestu czterech godzin, tak jak to robią więźniowie w filmach. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że mimo upływu czasu, wskazówki w ogóle się nie poruszają. Żadna nawet nie drgnęła. Wszystkie trzy zatrzymały się w jednej linii, jakby ktoś je tak ustawił celowo.

    — To nie może być zbieg okoliczności — stwierdził Wixo. Nagle uświadomił sobie jeszcze jedną rzecz. — Odbija mi. Nawet zacząłem już mówić do siebie.

    Podszedł do ściany, na której wisiał zegar. Stanął tuż pod nim, wpatrując się w jego tarczę. Nie dostrzegł niczego nietypowego.

    — Zegar, jak zegar — ocenił. — Ale dalej coś mi tu nie gra.

    Nagle go oświeciło. Powiesił zegar na miejsce i jeszcze raz się mu przyjrzał. Wskazówki skierowane były idealnie na tył półki z książkami.

    Podszedł do regału, a następnie kilka razy postukał palcem w jego tylną ściankę. Na jego oko była to płyta pilśniowa, niezbyt wytrzymała.

    Chwycił za kant regału i zaczął go ciągnąć w swoją stronę. Półka była dość ciężka, ale w końcu udało mu się ją odsunąć od ściany. Wziął głęboki wdech, po czym z całej siły kopnął w tył szafki, robiąc tym samym pokaźną dziurę w cienkiej płycie. Pochylił się, próbując dostrzec cokolwiek we wnętrzu szafy. Niestety, w pokoju było zbyt ciemno, by mógł choćby ocenić, czy coś jest w niej ukryte. Pozostał mu tylko jeden sposób, by się przekonać.

    Powoli wsunął rękę w własnoręcznie zrobiony otwór, licząc, że jakaś pułapka na myszy nie przytrzaśnie mu palców. Ku swej uldze, zamiast pułapki wymacał kopertę. Szybko wyjął rękę z dziury i przyjrzał się zdobyczy. Była to najzwyklejsza koperta, w wnętrzu której skrywała się mała, prostokątna paczuszka.

    Szybko rozdarł papier, by następnie dobrać się do tajemniczego pakunku. W środku była stara kaseta wideo, pewnie jeszcze z lat osiemdziesiątych.

    Wixo rozejrzał się po pomieszczeniu, poszukując wzrokiem odtwarzacza. Niestety, żadnego nie dostrzegł.

    Tymczasem:

    W ukrytym pokoju, tuż obok pomieszczenia, w którym Wixo bawi się w detektywa, spała dwójka nastolatków.

    Jeden z nich, ciemny blondyn o niebieskozielonych oczach, zaczął odzyskiwać przytomność. Powoli podniósł się pozycji siedzącej, próbując zorientować się, gdzie jest. Przyszło mu to z trudem, ponieważ był jeszcze lekko zamroczony, a jego oczy nie przywykły do światła. Gdy wzrok już odzyskał ostrość, rozejrzał się zdezorientowany. Znajdował się w pośrodku niczego. Z każdej strony otaczała go całkowita pustka, a on sam był w niej uwięziony – a przynajmniej tak mu się wydawało. Dopiero, gdy jego wyciągnięta ręka natrafiła na opór w postaci ściany, zdał sobie sprawę, że jest w pokoju, który zdawał się nie kończyć. W rzeczywistości była to zwykła iluzja, polegająca na pomalowaniu pomieszczenia białą farbą o jednolitym odcieniu i oświetlenie go w taki sposób, by nigdzie nie powstał żaden cień. W ten sposób pokój sprawiał wrażenie ciągnąć się w nieskończoność.

    Do chłopaka nagle dotarło, że zupełnie nic nie pamięta. Nie mógł sobie przypomnieć nawet swojego imienia lub choćby tego, ile miał lat. Zupełnie nic. W jego głowie była kompletna pustka, żadnych, choćby najmniejszych wspomnień. W dodatku nie wiedział nawet, gdzie się obecnie znajdował. Ogarniało go coraz większe przerażenie. Strach spotęgował się, gdy nie mógł znaleźć żadnego wyjścia.

    Po chwili zdał sobie sprawę, że nie jest tutaj sam. Na podłodze, parę metrów dalej, leżała jakaś dziewczyna. Wciąż spała, na co wskazywało ciche pochrapywanie wydobywające się z jej ust.

    Mm… Samica  — pomyślał. —  W dodatku całkiem ładna.

    Spojrzał na nią niepewnie. Przecież to właśnie ona mogła go tu uwięzić. Ale skoro tak, to dlaczego jest tu razem z nim? Jaki psychol zamyka się w jednym pokoju ze swoją ofiarą, a następnie jakby nigdy nic kładzie się spać? Chociaż to mógł być zwykły podstęp, by go zmylić.

    Z drugiej strony, dziewczyna nie wyglądała groźnie. Miała ciemne blond włosy, opadające jej na ramiona. Była raczej niskiego wzrostu, mogła mieć niewiele więcej niż metr sześćdziesiąt. Szczupła sylwetka nieco uwydatniała jej kobiece walory, a szerokie biodra oraz ramiona sprawiały, że wygląda jeszcze bardziej atrakcyjnie. Ubrana była w krótkie, niebieskie spodenki oraz białą koszulkę bez żadnych nadruków.

    Blondyn uklęknął tuż obok niej. Nie mógł oderwać wzroku od śpiącej piękności. W końcu postanowił ją obudzić. Już chciał chwycić ją za ramiona, by delikatnie nimi potrząsnąć, gdy nagle spostrzegł przypatrującą mu się parę brązowych oczu. Blondynka właśnie się obudziła i była wyraźnie wystraszona. Nic dziwnego, zobaczenie zupełnie obcej ci twarzy zaraz po przebudzeniu raczej nie należy do najprzyjemniejszych doznań.

    Dziewczyna krzyknęła przerażona i zdzieliła chłopaka otwarta dłonią w twarz. Ten zaskoczony stracił równowagę i upadł prosto na nią, przygniatając jej brzuch całym ciałem. Gdy już się otrząsnął, pośpiesznie odskoczył od blondynki, stając na równe nogi.

    — Przepraszam, ja… To niechcący — odezwał się speszony.

    — Kim jesteś?! — wykrzyknęła.

    — Ja… — nagle zamilkł. — Chwila moment… A kim ty jesteś?!

    Zapadła niezręczna cisza.

    — Olix — powiedziała w końcu.

    — To dość nietypowe imię — zauważył.

    — To nie imię, chyba.

    Blondyn zmarszczył brwi, wpatrując się w swoją rozmówczynię ze zdziwieniem.

    — Nie pamiętam, jak się nazywam — wyjaśniła — a “Olix” to jedyne, co przychodzi mi do głowy.

    — Yhm.

    — Teraz twoja kolej — oznajmiła. — To jak ty się nazywasz?

    — Hm… — Zamyślił się chłopak. — Dajmy, że Suchy.

    Dziewczyna przyjrzała się blondynowi. Oceniała, czy jej przebudzenie w tym dziwnym pomieszczeniu, pozbawionym drzwi i okien, to aby na pewno nie jego sprawka.

    Chłopak nie wyglądał na złą osobę, wręcz przeciwnie. Sprawiał wrażenie raczej miłego i towarzyskiego. Miał krótkie blond włosy o tak ciemnym odcieniu, że kolorem przypominały brąz, zaczesane na prawą stronę głowy, ale tak, żeby nieco odstawały do góry. Był raczej szczupły, niewiele dzieliło go od idealnie płaskiego brzucha. Spod białego podkoszulka dało się dostrzec lekki zarys mięśni. Miał na sobie również szare, dresowe spodenki, sięgające mu aż po kolana.

    — A to skąd się wzięło? — zapytała.

    — Nie mam pojęcia — przyznał. — Chyba kiedyś często używałem tego pseudonimu.

    — Wiesz może gdzie jesteśmy?

    Suchy cicho westchnął.

    — Niestety nie.

    Olix już otwierała usta, by coś powiedzieć, gdy nagle zza ściany dobiegł ich dźwięk tłuczonego szkła.

    Suchy poderwał się z miejsca i podbiegł do owej ściany.

    — Kto tam jest?! — wrzasnął. — Wypuść nas!

    Kilka minut wcześniej:

    Wixo wpatrywał się w stare, wiszące na ścianie lustro. Z zaciekawienie przyglądał się własnemu odbicie, jakby widział je pierwszy raz. Być może tak właśnie było, w końcu utrata pamięci wiązała się z brakiem jakichkolwiek wspomnień. Nawet tych dotyczących swojego wyglądu.

    Miał krótkie, śnieżnobiałe włosy, zaczesane do góry na mini irokeza, oraz błękitne oczy, przez co wyglądał jak jakiś bohater filmów fantasy. Był dość szczupły i całkiem wysoki, jak na swój młody wiek. Wyglądał na około piętnaście lat, na co wskazywała jego gładka, blada twarz, bądź chociażby brak zarostu.

    Wyjął z kieszeni małą, pomiętą karteczkę, którą wcześniej znalazł zaszytą w siedzeniu fotela. Wiele go kosztowało rozprucie materiału swojego jedynego siedziska, jednak było warto.

    Dla pewności jeszcze raz przeczytał jej zawartość. Literki były małe i niewyraźne, ale jakoś udało mu się je odczytać:

    “Krok do wyjścia jest za tobą samym”

    Długo zastanawiał się, co to może znaczyć, aż w końcu go oświeciło. Podszedł do regału z książkami, by następnie wybrać jedno z dzieł, oprawione w jak najtwardsza okładkę. Podniósł ją, oceniając jej ciężar.

    — Powinna się nadać — mruknął, po czym całych sił cisnął książką w sam środek zwierciadła.

    Pokój wypełnił huk tłuczonego szkła. Wixo spojrzał na drewniana ramkę, w której wciąż tkwiły kawałki lustra. Na cienkiej ściance, mającej za zadanie podtrzymywać lustro, zapisana była kolejna zagadka.

    — Cztery strony świata dotykają ziemi, a nad nimi jeden strop. Klucza szukaj w jednej ze stron — przeczytał. — Co to ma, do cholery, znaczyć?!

    Nagle gdzieś zza ściany dobiegły go czyjeś wołania.

    — Kto tam jest?! — krzyczał jakiś chłopak. — Wypuść nas!

    W jednej chwili głowę Wixa wypełniły dziesiątki pytań. Kim był ów chłopak? Gdzie się znajdował? Dlaczego powiedział “nas”? Czyżby nie był tam sam? Jak się do nich dostać? Czy to wrogowie, czy przyjaciele? O co chodziło w tej cholernej zagadce? Nie potrafił odpowiedzieć na żadne z nich.

    — Halo! Słyszysz?! — wrzeszczał nieznajomy.

    — Słyszę! — odkrzyknął. — Nie jestem głuchy!

    — Wypuść nas!

    Wixo uznał, że lepiej darować sobie odpowiedzi typu “już to mówiłeś” i nie wdawać się z tym kimś w utarczki słowne. Lepiej wyciągnąć z niego jakieś informację.

    — Nie potrafię nawet uwolnić siebie, a co dopiero was — oznajmił.

    Po drugiej stronie ściany zapadła cisza.

    — Kim jesteś?

    Tym razem nie był to głos chłopaka. Był nieco łagodniejszy i bez wątpienia należał do dziewczyny.

    — To zabrzmi dziwnie — ostrzegł. — Ale nie pamiętam.

    — Czyli też jesteś zamknięty? — dopytała.

    — Taa… Na szczęście dostaje jakieś debilne zagadki, żebym się nie nudził.

    — Zagadki? — zainteresowała się.

    — Yhm — przytaknął. — Prawdopodobnie po rozwiązaniu wszystkich znajdę sposób, by się wydostać.

    Znów cisza.

    — I was przy okazji też — dodał.

     — To nie brzmi zbyt przekonująco — zauważył chłopak.

    — A masz jakieś inne opcje? — odparł Wixo. — Jakikolwiek pomysł? Wiesz, jak inaczej mamy stąd uciec?

    — Nie — przyznał.

    — Więc zamknij się i słuchaj — rozkazał białowłosy, po czym spojrzał na ramę zbitego lustra. Wziął głęboki wdech i zaczął czytać. — Cztery strony świata dotykają ziemi, a nad nimi jeden strop. Klucza szukaj w jednej ze stron.

    — Beznadziejny dobór słów — ocenił obcy.

    Wixo postanowił go zignorować.

    — Jakieś pomysły, co to może znaczyć? — zapytał.

    — Przez jakiś czas nikt nie odpowiadał, aż w końcu głos zabrała dziewczyna.

    — Rozejrzyj się i powiedz, co widzisz — poleciła.

    — No okay. — Białowłosy przeczesał wzrokiem pomieszczenie. — Mam tu zbite lustro, jakieś duże biurko, zepsuty zegar i regały pełne książek, naprawdę starych książek.

    Nieznajomy krótko się zaśmiał. Był to cichy, wyrażający bardziej pogardę niż rozbawienie pomruk.

    — Naprawdę nie rozumiesz czegoś tak prostego? — zadrwił.

    — Oświeć mnie — warknął Wixo.

    — Biurko — odpowiedział.

    — Co biurko?

    — Cztery strony świata mają oznaczać cztery nogi biurka, umieszczone w czterech różnych kierunkach — wyjaśnił. — Wszystkie nogi dotykają ziemi. Z kolei stropem jest blat, jak mniemam umieszczony nad nogami. Teraz rozumiesz?

    Wixo zatkało.

    „No tak, przecież to było oczywiste!”, pomyślał. Po chwili jednak zreflektował się, że sam nigdy by na to nie wpadł. Ta myśl wprawiła go w ponury nastrój. Po chwili przypomniał sobie o pozostałych zagadkach, które przecież rozwiązał samodzielne. To też był nie lada wyczyn, wszak nie należały one do najprostszych.

    Z zamyślenia wyrwał go głos chłopaka.

    — Żyjesz tam jeszcze?

    Wixo potrząsnął głową, próbując odpędzić od siebie uporczywe myśli. Podszedł do biurka. Było to proste, stare biurko, wykonane z amerykańskiego mahoniu. Upływ czasu zdecydowanie mu nie służył, gdyż sprawiało wrażenie, jakby miało się zaraz rozpaść.

    Uklęknął, by lepiej przyjrzeć się jego nogom. Nie zauważył niczego nietypowego, biurko jak biurko.

    — Ej, kolego?! — Nieznajomy wciąż upominał się o uwagę. — Znalazłeś coś?

    — Jeszcze nie!

    Białowłosy westchnął cicho. Ten, który go tu uwięził, najwyraźniej zbyt dużo czasu spędził w escape roomie. On sam nie specjalnie przepadał za tego typu rozrywką. Bycie zamkniętym w jakimś pomieszczeniu, będąc zdanym tylko na siebie lub co gorsza na innych, nie sprawiało mu żadnej frajdy. Wręcz przeciwnie, tego typu rozrywkę mógł śmiało nazwać stratą czasu i pieniędzy.

    Nagle jego wzrok przykuło małe nacięcie na jednej z nóg biurka. Wyglądało jak mała rysa po próbie ukrycia ją warstwą brązowej farby.

    Po przyłożeniu do niej ręki, Wixo zdał sobie sprawę, że to nie jest żadne nacięcie. Szparek było więcej. Wszystkie razem układały się w kształt kwadratu.

    Szybko dotarło do niego, że to musi być być jakiś ukryty schowek. Delikatnie nacisnął na niego ręką, a ukryta klapa natychmiast odskoczyła. Wewnątrz małego schowka dostrzegł niewielki, czerwony przycisk.

    — Chyba coś mam! — krzyknął, po czym wcisnął ów przycisk.

Rozdział 3: “Wyjmij, do cholery, tę kasetę!”

Olix wpatrywała się w blondyna z zainteresowaniem. Wciąż nie dowierzała, że tak szybko rozgryzł wcale nie tak łatwą zagadkę. Ona sama musiałaby się dłużej zastanowić nad jej odpowiedzią, ale on zdawał się znać rozwiązanie już wcześniej. Tak, jakby sam ją wymyślił.

    To nie miało sensu! Jeśli Suchy ich tu uwięził, dlaczego zamknął się razem z nimi? Wcześniej powiedział, że nic nie pamięta. Nie wydawał się kłamać. Wręcz przeciwnie, zdawał się zagubiony, jakby faktycznie nie wiedział co się wokół niego dzieje.

    Przyjrzała mu się uważnie.

    Siedział na podłodze, podpierając się jedną ręką, a drugą gładził się po brodzie, mimo braku zarostu. Wyglądał na równie przestraszonego co ona sama, równocześnie sprawiając wrażenie pogrążonego w głębokiej zadumie. Jeśli miałaby zgadywać, strzelałaby, że próbuje przypomnieć sobie cokolwiek z własnej przeszłości.

    — Skąd wiedziałeś? — zapytała nagle.

    Suchy spojrzał na nią marszcząc brwi ze zdziwieniem.

    — Co?

    — No, że chodzi o biurko — wyjaśniła. — W tej zagadce.

    Chłopak westchnął cicho.

    — No cóż… Kwestia sprytu. — Przyłożył ręce do tyłu głowy, chcąc oprzeć się o ścianę, ale zapomniał, że ta była pięć metrów za nim. W efekcie, po odchyleniu się do tyłu, jego plecy nie napotkały żadnego oparcia, a blondyn z hukiem wyrżnął o podłogę.

    — Taa… Spryt przede wszystkim — mruknęła Olix.

    Suchy podniósł się z ziemi, jednocześnie przykładając rękę do obolałej czaszki.

    — Nieważne.

    Zapadła niezręczna cisza.

    Chłopak cicho westchnął. Spojrzał ukradkiem na swoją towarzyszkę, zastanawiając się. jak bardzo się skompromitował. Blondynka zdawała się być pogrążona w głębokiej zadumie.

    Korzystając z nieuwagi dziewczyny, uważnie jej się przyjrzał. Wcześniej nie zdążył, bo niespodziewanie zdzieliła go w twarz, ale teraz nic nie stało na przeszkodzie.

    Musiał przyznać, że gdy była przytomna, wyglądała zdecydowanie ładniej. Ciemne blond włosy miała delikatnie podkręcone, a na twarzy nie dało się dostrzec choćby odrobiny makijażu. Nawet w zamyśleniu wyglądała tak słodko i bezbronnie, że blondyn powstrzymywał się, by jej nie przytulić. Zdecydowanie była w jego guście.

    Wcześniej nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia, ale po spotkaniu Olix szybko zmienił zdanie. Chociaż zdawał sobie sprawę, że uczucie, jakie do niej poczuł, było bliższe zwykłemu zauroczeniu niż miłości, nie wybaczyłby sobie, gdyby chociaż nie spróbował jej poderwać. W końcu, co miał do stracenia? Na pewno nie czas, tego to akurat obaj mieli pod dostatkiem. I tak mogli tylko bezczynnie siedzieć w pustym pokoju, zdani jedynie na zupełnie obcego im chłopaka, uwięzionego w pomieszczeniu obok.

    Powolnym krokiem podszedł do dziewczyny i już miał się odezwać, gdy nagle usłyszeli dźwięk, jakby ktoś uruchomił naprawdę ciężką, starą maszynę.

    Obaj błyskawicznie się odwrócili, by ujrzeć ścianę, która otwiera się niczym drzwi do kryjówki rozbójników w Alibabie.

    — Wolność! — wrzasnął ktoś. Chwilę później do pomieszczenia wparował chłopak o śnieżnobiałych włosach. Na jego twarzy gościł szeroki uśmiech, a oczy wyrażały ogromną satysfakcję. Rozejrzał się, a po chwili jego entuzjazm niemal całkowicie znikł. — Chwila… Dlaczego tu nie ma wyjścia?

    — Siwiejesz już w tym wieku? — zdziwił się Suchy.

    Chłopak spojrzał na niego jak na kosmitę.

    — Że co?

    — Masz białe włosy — wyjaśnił.

    Nieznajomy pokręcił głową z niedowierzaniem.

    — A tak w ogóle… Jestem Suchy. — Blondyn podał obcemu dłoń.

    Chłopak zawahał się.

    — Wixo — powiedział w końcu i uścisnął wyciągnięta dłoń.

    — A ja jestem Olix — przedstawiła się dziewczyna.

    Wixo dopiero teraz zdał sobie sprawę z jej obecności. Przyjrzał się jej uważnie. Była bardzo ładna, a do tego miała ciepły, miły głos. Następnie przeniósł wzrok na Suchego. Chłopak również wpatrywał się w blondynkę, a sposób, w jaki na nią patrzył, nie pozostawił Wixo żadnych wątpliwości. Podobała mu się i to bardzo.

    Po chwili coś sobie uświadomił. W ścianie, za plecami dziewczyny, pojawiło się niewielkie przejście.

    — Ej! Tam jest wyjście! — Wskazał na otwór, przypominający ten, przez który on sam się tu dostał.

    Suchy odwrócił się zaskoczony. Mogłoby przysiąc, że jeszcze kilka sekund temu nie było tam żadnego wyjścia. Widocznie było zaprogramowane tak, by otworzyć się kilka minut po pierwszym.

    Wixo bez zastanowienia pognał do przejścia.

    — Czekaj! — krzyknął za nim Suchy. — To może być…

    Za późno, białowłosy już wybiegł z pokoju.

    — …pułapka — dokończył. — Co za kretyn.

    Blondyn spojrzał na swoją towarzyszkę, nie kryjąc zażenowania. Ta tylko krótko się uśmiechnęła.

    Chwilę później, z miejsca, do którego udał się Wixo, usłyszeli wiązankę przekleństw.

    Natychmiast pobiegli do wyjścia, by sprawdzić co wywołało u niego taką reakcję.

    Białowłosy stał pośrodku małego, zagraconego pokoju. Wyglądał, jakby ktoś celowo go zdemolował, a następnie zostawił w tym stanie na parę lat.

    Pomieszczenie pełne było porozrzucanych po podłodze rzeczy, nie mówiąc już o meblach. Wielki, drewniany stół leżał w kącie, połamany na kilka części.

    O ile Suchy był w stanie zrozumieć powyłamywane nogi, tak nie mógł pojąć, jakim cudem tak wielki i gruby blat został złamany na trzy części. Komuś ewidentnie nie spodobał się tutejszy wystrój.

    Reszta mebli była w podobnym stanie. Szafki z powyciąganymi szufladami zostały doszczętnie zniszczone, a zamontowane do ścian półki ktoś zapewne połamał, używając leżącego nieopodal na ziemi młotka.

    Jedyną rzeczą w pokoju był niemal nienaruszony, stary telewizor, na którym leżał równie stary odtwarzacz HTV oraz kaseta.

    Jednak tym, co najbardziej rzuciło się wszystkim w oczy, był brak jakiegokolwiek wyjścia.

    — Kolejny ślepy zaułek — jęknął Suchy.

    — Tym razem mamy przynajmniej telewizor — zauważył Wixo.

    Podszedł do odbiornika i włączył ekran. Następnie, nie pytając nikogo o zdanie, wsunął kasetę do odtwarzacza.

    Telewizor zatrzeszczał złowrogo. Po chwili ekran rozbłysł oślepiającym światłem, by kilka sekund później obraz się ustabilizował.

    Oczom wszystkim ukazał się mężczyzna z twarzą ukrytą pod maską, do złudzenia przypominającą pyszczek pandy.

    — Witam — rzekł mężczyzna na nagraniu. — Zastanawiacie się pewnie… Cholera, zgubiłem scenariusz… — Rozejrzał się dookoła, poszukując czegoś wzrokiem. Najwyraźniej nie odnalazł swojej zguby, bo po chwili kontynuował zrezygnowanym głosem. — Nieważne. To ja was tu uwięziłem, a mi kończy się taśma, więc lepiej uważnie posłuchajcie, bo teraz mówię z pamięci. Jesteście uwięzieni w grze… Nowa technologia i te sprawy… Eee… Podobnych drużyn jest jeszcze pięć, czyli łącznie osiemnastu graczy. Każdemu z was wyczyściłem pamięć… A raczej pozbawiłem wszystkich wspomnień, które dotyczą was samych. Reszta została na swoim miejscu, więc większość z was powinna pamiętać śmierć Robba Starka pod koniec czwartego sezonu “Gry o tron”… Ups, spojler.

    — Ej! — oburzył się Wixo. — Miałem to oglądać!

    — Gdybym całkowicie wyczyściłbym wam pamięć, zapewne stracilibyście zdolność czytania, mowy i tak dalej — ciągnął nieznajomy. — A teraz konkrety: będziecie walczyć ze sobą o życie. Jak na razie, wasza trójka może współpracować lub nie. Wasz wybór. Wyboru z kolei nie macie, jeśli wpadniecie na potwory, które spotkacie dopiero nocą. W masowych ilościach. Ostatni żywy z waszej osiemnastki odzyska wszystkie utracone wspomnienia i wróci do prawdziwego świata, a rany odniesione w licznych walkach, jakie będzie musiał stoczyć, natychmiast znikną.

    W pokoju zapadła cisza, przerywana jedynie przez trzeszczenie telewizora.

    — A teraz wybaczcie, ale muszę do toalety — oznajmił zamaskowany mężczyzna. Po tych słowach nagranie się skończyło.

    — Eee… — zaczął Wixo. — Co ta panda właśnie powiedziała?

    — Że musi do toalety — przypomniał Suchy.

    Białowłosy spiorunował go wzrokiem.

    — Mówił ci już ktoś, że jesteś debilem?

    — Nie wiem, pamiętam tylko dwie osoby — zauważył chłopak. — Więc możesz być tym pierwszym.

    Znów cisza.

    — Mówili też, że nadrabiam to urokiem — dodał po chwili.

    — To już pewnie inni debile — stwierdził Wixo.

    — Twojego pokroju — odgryzł się blondyn.

    Obaj chłopcy spojrzeli na siebie wojowniczo. Wyglądali jak dwa psy szykujące się do walki, brakowało tylko, żeby zaczęli warczeć.

    — Ty chyba chcesz się ze mną bić — powiedział nagle Suchy.

    — Uspokójcie się, obaj! — rozkazała Olix. — Mamy poważniejsze zmartwienia niż wasz głupi spór.

    — Fakt — przyznał Suchy. — Nie wiemy, gdzie jest toaleta.

    Wixo uderzył się otwartą dłonią w czoło.

    — Co za debil.

    — Masz beznadziejne poczucie humoru — uznał blondyn.

    — Raczej ty beznadziejne żarty — odparował.

    — Taaa… Takie SUCHE.

    — Jak dzieci — mruknęła Olix.

    — Temu tutaj bliżej do emeryta. — Suchy wskazał na fryzurę Wixo.

    — Wal się — warknął białowłosy.

    — Walnę ciebie — zagroził blondyn.

    — A może wykorzystacie tę energię do, no nie wiem… Szukania wyjścia?! — wtrąciła się dziewczyna.

    Nagle Wixo przypomniał sobie o znalezionej kasecie, którą teraz spoczywała w tylnej kieszeni jego spodni. Wyjął ją i wsadził do odtwarzacza, na miejsce poprzedniej.

    — Znalazłem ją w pierwszym pokoju — wyjaśnił, widząc pytające spojrzenia swoich towarzyszy.

    Telewizor ponownie zatrzeszczał, lecz tym razem nie zabłysł tak, jak wcześniej. Zamiast tego ekran zrobił się cały czarny. Po chwili pojawił się obraz, a to, co wszyscy zobaczyli, zostanie im w głowie ma stanowczo zbyt długo.

    Na ekranie pojawił się ciemnoskóry, ubrany tylko w slipki oraz chustę na głowę mężczyzna. Ku przerażeniu wszystkich zaczął tańczyć. Był to najdziwniejszy taniec, jaki ktokolwiek z ich trójki kiedykolwiek widział.

    Wixo wpatrywał się w telewizor z szeroko otwartymi ustami. Zaskoczenie i obrzydzenie zarazem, wprawiło go w stan częściowego osłupienia.

    Mężczyzna na nagraniu nagle zaczął poruszać się, jakby odwzorowywał taniec jednej z postaci w Fortnite.

    — Wyjmij, do cholery, tę kasetę! — krzyknął Suchy, zasłaniając sobie oczy dłonią. Jak dla niego skala obrzydzenia sięgnęła szczytu.

    Olix i Wixo zresztą myśleli podobnie.

    Białowłosy sięgnął do odtwarzacza, by go wyłączyć, skracając wszystkim cierpienia. Jednak nim to zrobił, nagranie się skończyło.

    — Boże, co za ulga — westchnęła Olix.

    Suchy potrząsnął głową, próbując pozbyć się z pamięci obrazu tańczącego mężczyzny.

    — Spal tę kasetę — polecił.

    Nagle w pokoju rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu.

    Wszyscy rozejrzeli się zdezorientowani. W końcu Wixo dostrzegł leżący na ziemi stary telefon stacjonarny. Przypomniał sobie, że widział go już wcześniej, ale zrezygnował z użycia go, gdy zobaczył przecięte przewody.

    — Nie jest podpięty do prądu — zauważył Suchy.

    — T-to niemożliwe — zająkała się Olix.

    Wixo przełknął głośno ślinę. Podszedł do telefonu, podniósł słuchawkę i przyłożył ją do ucha.

    — Halo?

    — Siedem dni. — Usłyszał w odpowiedzi. Głos rozmówcy był mocno zachrypnięty i prawdopodobnie należał do dziewczyny. — Siedem dni — powtórzyła, po czym połączenie się urwało.

    — Co do…?

    — Ale wixa — skomentował Suchy. Po chwili poczuł na sobie piorunujące spojrzenie Wixo. — Sorki.

    — Tam jest wyjście! — wykrzyknęła radośnie Olix.

    Faktycznie, w ścianie, tuż za telewizorem otworzyły się kolejne drzwi. Tym razem jednak bez wątpienia prowadziły na zewnątrz.

    Cała trójka w jednym momencie rzuciła się w kierunku przejścia. Każdy jak najszybciej chciał znaleźć się na wolności.

    Nagle Olix dostrzegła leżąca na ziemi niewielką książeczkę. Na okładce, wielkimi literami napisane było “Instrukcja Gry”.

    — Co to jest? — zapytała, pokazując książeczkę innym.

    — Instrukcja gry — odparł roztropnie Suchy.

    — Potrafimy czytać — zganiła go.

    Blondyn zerknął kontrolnie na Wixo.

    — Jesteś pewna?

    — Koleś, odwal się wreszcie ode mnie. — Zirytował się białowłosy.

    — Hmm… W sumie to lubię książki. — Zignorował go. — Mogę się tym zaopiekować.

    Wyciągnął rękę w stronę dziewczyny, a ta posłusznie podała mu instrukcję.

    Godzinę później:

    Wixo podszedł do siedzącej pod drzewem Olix. Usiadł obok niej, opierając się plecami o pień.

    — Ufasz mu? — zapytał nagle.

    — Na tyle, na ile można zaufać dopiero co poznanej osobie — odpowiedziała zamyślona dziewczyna. — Ale on wydaje się być w porządku. I, wbrew pozorom, jest całkiem inteligentny.

    Wixo spojrzał na nią jak na kosmitkę.

    — Żartujesz nie?

    Blondynka pokręciła przecząco głową.

    — Ani trochę.

    — Przecież to skończony kretyn! — wykrzyknął. — Nie widziałaś, jak się zachowywał w środku?

    — Przynajmniej nie panikował jak pewna osoba — przypomniała Olix.

    — No właśnie, to mnie najbardziej niepokoi — oznajmił. — Nie dziwi cię, że w takiej sytuacji był całkiem spokojny?

    — Był przerażony, tak jak wszyscy — broniła go. — Ale starał się tego nie okazywać. Stąd te słabe żarty.

     Białowłosy już otworzył usta, by coś powiedzieć, ale zobaczył zbliżającego się Suchego, więc szybko je zamknął.

    — Trochę sobie poczytałem… — zaczął. — I dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy.

   — No to mów — pośpieszyła go Olix.

    Suchy w odpowiedzi wyciągnął przed siebie rękę. Wyprostował palce, a tuż przed jego dłonią pojawiło się coś dziwnego. Zniekształcenie przestrzeni, jakby w jednym miejscu rozmazał się obraz. W dodatku, gdy blondyn zrobił krok do przodu, a jego ręka, aż po łokieć znikła w dziwnym portalu. Po chwili wyjął ją, trzymając w ręce patyk, a zniekształcenie zniknęło.

    Suchy zerknął na swoich towarzyszy. Wixo miał oczy wielkie jak spodki, a Olix wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi ustami.

    — Robi wrażenie, co? — zaśmiał się. — Oczywiście, pierw musiałem włożyć tam ten patyk, ale i tak to jest świetne.

    Siedząca pod drzewem dwójka wciąż milczała, gapiąc się na niego w osłupieniu.

    — Wy też tak możecie — dodał. — Sposób działania portalu jest bardzo prosty. Właściwie to coś w rodzaju nieograniczonego schowka. Nazwijmy to ekwipunkiem.

    Wciąż brak reakcji ze strony pozostałej dwójki.

    — Więc, do ekwipunku możecie wsadzić właściwie wszystko — kontynuował. — Żeby wyciągnąć wybraną rzecz, wystarczy o niej pomyśleć. Czasami portal sam podsuwa wam najlepsze przedmioty dla danej sytuacji.

    Tym razem to Suchy zamilkł, czekając, aż ktoś inny wreszcie się odezwie. I tym kimś okazała się Olix.

    — Wyczytałeś jeszcze coś ciekawego? — zapytała.

    — Bardzo wiele rzeczy — potwierdził. — Wszytko jest tu tak genialne, że nic tylko żyć, nie umierać. — Zrobił krótką przerwę, by zaraz dalej ciągnąć temat. — A co do umierania… Zakładka “noc” raczej niezbyt wam się spodoba. 

Opublikowano
Kategorie Sci-Fi
Odsłon 872
0

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz