Perdition

Jokohama to drugie największe miasto w Japonii oraz jest stolicą prefektury Kanagawy. Był to największy port morski i jeden z większych ośrodków przemysłowych w kraju. Rządziła w nim Portowa Mafia, gdzie największe zyski były właśnie z handlu. Może brzmieć to wyogólnione, ale biznes to biznes nawet brudny krwią. Przeciw nim działa Zbrojna Agencja Detektywów. Zajmowała się sprawami, do których rozwiązania policja nie była zdolna. Były jak Jing i Jang. Jedno bez drugiego nie mogło funkcjonować. Inaczej nie byłoby kontroli. Później doszła Gildia, ale później rozpadła się przez sojusz dwóch poprzednich grup.

Życie miało idź ku normalności. Atsushi Nakajima wraz z Lucy Maud Montgomery postanowili pójść do galerii po nowe ubrania. Stare były już zużyte, a mała zmiana mogłaby odświeży ich osobowość. Jednocześnie ich relacja była skomplikowana i niepewna. Coś czuli między sobą, ale nie byli tego pewni. Jednak razem nawzajem oceniali swoje nowe stylizacje, dawali rady czy nawet śmiali się. W końcu rudowłosa kupiła dla siebie nowe sukienki, spódnice, a śnieżniowłosy biało-czarne koszule, krótszy pas i wygodniejsze spodnie.

Gdy wyszli zauważyli uciekający tłum. Atsushi instynktownie wybiegł w stronę przeciwną co inni ludzie. Dotarł do głównego placu, gdzie zauważył pięciu mężczyzn o różnych posturach ciała oraz w innych ubraniach. Wszyscy trzymali bronie palne. Gdy białowłosy chciał coś powiedzieć doznał ukłucia na szyi. Wyjął i okazało się, że to była skrzykawka z tajemniczą zawartością. To jednak nie osłabiło detektywa. Bandyci zwrócili się przeciwko niemu celując już do niego z różnych stron. Nakajima chciał już użyć swojej mocy, jednak nie mógł. Jego tygrysia forma nie pojawiała się. Czuł niepokój i strach. Ta chwila nie trwała zbyt długo, gdyż jego ciało odczuło równocześnie serię naboi przeżywającymi narządy, mięśnie i kości. Krew tryskała z niego jak fontanna, a sam upadł nieżywy przed nimi.

W tym samym czasie Ryuunosuke Akutagawa i Ichiyou Higuchi byli na… randce. Po wielu próbach blondynce w końcu umówiła się z czarnowłosym. Dla niego było to męczące. Cały jej jazgot. Oczywiście chłopak musiał się ukrywać przez złą sławę Cichego Wściekłego Psa. Zamówili razem kremówkę papieską oraz cappuccino. Wszystko miało iść dobrze póki niespodziewany wybuch. Akutagawa ochronił siebie i Higuchi przed obrażeniami dzięki Rashoumonem. Zakaszlnął, lecz poczuł ukłucie na klatce piersiowej. Wystawała z niego skrzykawka. Wyrwał i rzucił w kąt. Do środka wdarło się kilku napastników z ostrzami. Członek mafii już miał użyć swojej zdolności, lecz jego nie czuł. Sparaliżowany mężczyzna został zdzgnięty długim mieczem rycerskim. Kolejne były z różnych epok. Krew płynęła po podłodze wraz z łzami dziewczyny.

Osamu Dazai i Chuuya Nakahara dowiedzawszy się tych wydarzeń postanowili znów razem zdziałać. Powstał ponowny sojusz między Portową Mafią, a Zbrojną Agencją Detektywistyczną. Wykorzystano też również z mocy Katai Tayamy. Zbadano też małą zawartość skrzykawek, które zostały. Analiza chemiczna wykazała, że to krew człowieka, ale z dużą zawartością płynnej substancji. Z nagrań wynika, że po wystygnięciu roztworu dwaj młodzi ludzie umierali jak zwykły człowiek. Z tego wniosek płynął, że to blokowało zdolności, a może nawet usunęło.

Dazai i Chuuya bardzo w tą sprawę zaangażowali poświęcając sen, jedzenie, swoją kolekcję alkoholu, myśli samobójcze czy wygląd. Już po kilku dniach znaleźli bazę wroga. Znajdowała się w dawnych katakumbach pod kanałami. Czarne Jaszczurki razem z Yosaną poszli na pierwszy front by dotrzeć do środka. Mieli na ubraniach jedwabny, mocny materiał przeciw skrzykawek Później weszli Kunikida z Kenjim, Kouyou, Morim oraz Fukuzawą by opanowali środek. Na koniec wszedli Osamu i Nakahara. To oni mieli wejść do pomieszczenia, gdzie znajdował się Michuri Akimpo. Był on biologiem, który badał krew utalentowanych. Później spotkał Dazaia, gdzie eksperymentował z jego krwią i mocą. Skutkowało to śmiercią i mutacjami wielu innych ludzi. I to on stworzył “lekarstwo na nich”. Wyjaśniał, że dzięki temu powstrzymałoby to wzrost znaczenia “lepszych” ludzi. Jednak nie mógł tego dokończyć, gdyż równocześnie obaj mężczyźni wymierzyli mu mocny sierpowy. Dodatkowo bez żadnych skrupułów Chuuya zastrzelił w niego cały magazynek.

– Dobrze zrobiłeś. Tym mniej wiedzą tym lepiej. – odezwał się wyższy patrząc na świeżo martwe ciało. Zaczął kopać wściekłe bez opamiętania. Rudzielec popatrzył się na niego niepokojącym wzrokiem.

– To nie twoja wina. Nie mogłeś przewidzieć przyszłości, że tak się stanie im. Słuchaj głupku, to ten typ zaatakował Atsushiego i Akutagawę! Myślisz, że nie wiem co czujesz?! Też mam ochotę go dobić, ale teraz on nie żyje. Wystrzeliłem cały magazynek w głowę i klatkę piersiową. Możesz przestać! – spróbował chwycić go, ale ten go otrącił i odepchnął.

– Ty nic nie rozumiesz. – przez chwilę Chuuya mógł dostrzeć małe krople łez, jednak Dazai szybko opuścił pokój.

Czy problem został rozwiązany? Tak. Czy Atsushi i Akutagawa zostali pomszczeni? Tak. Czy Dazai czuje się lepiej? Nie. Czy Chuuya czuje się dobrze? Nie. Nikomu nie było dobrze. Pomimo słońca, które świeciło za oknami nikt nie chciał uśmiechać się do pogody. Obandażowany mężczyzna siedział w swoim pokoju na łóżku. Martwo patrzył na rozbite zdjęcia swoich dwóch uczniów, które rzucił o ścianę. W Atsushim i Akutagawie widział to coś. Obaj byli przeciwni, ale mieli cechy wspólne. Czyli walka do końca. Przymknął momentalnie oczy by powrócić pamięcią do wspomnień z nimi związane.

Jednak w głowie miał obraz Michuriego Akimpo, który pobierał krew z jego tętnicy. Często był brany do oddawania podczas rządów dawnego szefa. Doktor dla niego próbował znaleźć broń przeciw innym, ale gdy Mori obalił starego stracił pracę i laboratorium. Pozwolono mu żyć, ale to był duży błąd. Miał na swoje szczęście zapiski i krew chłopca. Dołączył do podmiejskiego gangu, który planował właśnie takie zamachy, jak te na Atsushim i Akutagawie. W końcu udało mu się jednak uzyskać preparat. Już Dazai zdążył zapomnieć o tym.

Później dostał flashbacki z czasów wychowania Akutagawy i znalezienia Atsushiego. Wspomnienia zaatakowały go jednocześnie, pytając go, dlaczego im nie pomógł. Dlaczego uganiał się zapewnie za jakąś piękną kobietą i pragnął popełnić podwójne samobójstwo z nią, a nie był przy nich. Dlaczego tak się stało. “Dlaczego Dazaiu?”

Ciemnobrązowowłosy leżał na podłodze. Zimny pot oblewał jego całe ciało, a samo one było sztywne i spocone. Przydałaby się gorąca kąpiel. Ciężko wstał opierając się o szafkę i ściany. Ciężkiej krokiem dotarł to łazienki i odkręcił kran z ciepłą wodą. Ponaszykował ręczniki, żele i muzyczkę japońskich muzyków. Międzyczasie porozbierał się i owinął z siebie bandaże, które miał na sobie, a ręce miały wiele blizn, zatrapian i cierpienia..

Wszedł do wanny. Jego ciało ogarnęły gęsią skórka. Położył głowę o oparcie i na chwilę przymknęł oczy. Jedynie co chciał to spokój. “Czy ty myślisz, że ci się uda?”

Znów ten głos. Otworzył oczy, a na suficie widział samego siebie wiszącego na sznurze, który uśmiechał się pokazując wszystkie zęby. “Chcesz może tostera? Tak by pasował to samobójstwa. Przecież tego pragniesz tak?” Usta nie dgrnęły ani razu, gdy wypowiedział te słowa. Jego oczy były puste. Nic w nich nie było. Czarna rozpacz.

Dazai próbował przetrzeć oczy, ale postać nie znikała. “No weź tego tostera z kuchni. Stoi taki samotny. Rzadko korzystać z niego. No weź ostatni raz włącz i wpuść go do siebie. Nie masz nic do stracenia”. W pomieszczeniu zapanował śmiech jakby sam Joker był tam. Rzucił szamponem w sufit, a postać nagle zniknęła. Westchnął z ulgą brązowooki. Powieki zamykały się jak kurtyna i przysnął w wannie mokry i nagi.

Tym samym czasie rudowłosy leżał zapijaczony po dwóch butelkach czerwonego wina na podłodze. Jego sposobem na zatapianie smutków był trunek. Jego wzrok był nieprzytomny. Nawet gdyby coś wybuchło koło niego to by nie zareagował. Doznał absolutnego mooda.

Jednak ciągle myślał o tym głupku Dazaiu. To on miał pod opieką Akutagawę, a potem Atsushiego. Widział w nich coś, co rudemu nic do głowy nie przyszło. Brązowowłosy związał się z nimi mocno i chciał widzieć ich rywalizację i rozwój charakterów. Zżył się do chłopaków psychicznie. Nagle optrzytomniał i oparł się o stół.

– Chuuya ty debilu! Przecież on może się zabić! – próbował wstać, ale upadł na sofę z braku równowagi. – Chociaż może nawet lepiej? – przymknął oczy na chwilę, ale może oprzytomniał. – Ale komu będę mówił, że ma się zabić?! – chwiejnym krokiem zaczął iść pod dom detektywa.

Zamiast tradycyjnie zapukać, czy wejdź przez okno, to rozwalił dach używając grawitacji i przy tym sam się zranił. Leżał tak przez pół godziny zanim się ocnknął i po otrzęsieniu się z pyłu przeszukał pokoje. Znalazł go dopiero w łazience, gdy spał w wannie. Przestraszony sprawdził puls i odetchnął z ulgą.

– Żyje idiota. – położył głowę o krawędź i patrzył nieprzytomnym wzrokiem na Dazaia. Czuł teraz do niego współczucie z lekką złością przeszłości. Jakby miał go teraz zabić, to by tego nie zrobił. Położył dłoń na jego włosy i pogłaskał jak jakiegoś bezpańskiego psa. Później sam przysnął koło niego w takie pozycji jakieś się znajdował.

Ranek. Promienie słoneczne przebiły się przez okno, by rozbudzić rudego chłopaka, który leżał na podłodze. Chuuya jęknął z zmęczenia i złapał się za głowę. Doznał kaca zabójce przez wypicie wina. Pić, to trzeba umieć. Usiadł i oparł się o ścianę. Nieprzytomnie popatrzył się na nadal śpiącego Dazaia. Leżał tak jak wcześniej. Przypominał mu otwartą trumnę z ciałem. Czy byłby na jego pogrzebie? Możliwe, ale na pewno sam. W nocy. Westchnął tylko i powstał. Gdy wyszedł z toalety sprawdził jaką dziurę zrobił w jego domu. Powrócił tak jak przybył.

Chwilę po wyjściu Dazai ocknął się i dostał od razu gęsiej skórki od zimnej wody. Wyszedł w popłochu i wytarł się do suchej nitki. Ubrał na sobie szlafrok i wyszedł z łazienki. Chciał pójść na do kuchni, ale natknął się na gruz i dziurę w dachu. Cicho przeklnął i zrobił sobie kawę. “A może otruj sobie kawunie?” Znów ten głos. Popatrzył się na picie i wylał zawartość do zlewu. Napił się zwykłej wody.

Przez najbliższe dni Dazai pozostał w domu zakryty kocem. Nie mógł znieść głosu z głowy jak i widma swojego. Walczył z nią. Rzucał przedmiotami, ale zawsze wracał. Namawiał do różnorodnego sposobu na samobójstwo. Od klasycznego sznura, którego nienawidził, aż do ekstremalnych kończący spaleniem miasta. Jednak nie uwględniało to dwóch osób, o jakim Dazai śpiewał beztrosko w Agencji. “Ale to będzie podwójne samobójstwo. Ty i ja. Ja i ty. Nigdy cię nie opuszczę. W końcu spotkasz Odę. Tęsknisz za nim, prawda?”

– P-prawda. – młody mężczyzna złapał się za głowę, skulił się, a słone łzy płynęły jak rzeka. “Pamiętasz, oj pamiętasz. Jego ciepłą krew wydobywającą z jego ciała. Gasnący wzrok. Jak ci urwał bandaż z oka. Pamiętasz?” Dostał gęsiej skórki. Zrobiło się chłodno. “A może pamiętasz spotkanie tych biednych sierot? Tego małego tygrysa? Ich wojowniczej więzi.” Ostry cień mgły otulił chłopaka szczelnie. “Samobójstwo dobrze ci zrobi. Nie będziesz musiał się martwić o innych. Oni na ciebie czekają. Weź sznur spod łóżka. Przede mną nic się nie ukryje.”

Ręce mu trzęsły, gdy łapliwie szukał przedmiotu spod łóżka. Znalazł upragnioną rzecz. Spojrzał w górę. Znalazł solidną, drewnianą belkę. Rzucił liną w górę i solidnie zawiązał. Wziął pobliski stolik, ustawił przed swoją szubienicą. Założył sznur na szyi. Jego wzrok był pusty w środku jak u swojego widma. Jednak mu nie było to uśmiechu. Rozejrzał się jeszcze raz wokół siebie. No cóż. Chyba tak musiało być. Zrobił ostry zamach i otrącił stojak od siebie. Poczuł natychmiast grawitację i zaczął odruchowo poruszać. W gasnącym wzrokiem widział czarną postać śmiejąca się z niego.

Nagle poczuł podłogę na twarz. Stęknął z bólu. Obrócił się na plecy. Nadal miał linę na szyi, lecz przerwaną, okno było wybite, a koło ręki widział dość ostry kamyk. “Tym razem ci się poszczęściło.”

Następnym razem wziął cyjanek sodu. Najsłynniejszą truciznę dla każdego zamachowca i samobójce. Połknął dawkę śmiertelną. Po krótkiej chwili zaczęła mu boleć głowa. Ból rósł do maksimum. Później miał ochotę zwymiotować. Nastąpiło problem z oddychaniem. “Duś się i umieraj młodo.” W końcu nastąpiły zawroty głowy i mógłby normalnie upaść, stracić przytomność i umrzeć. Jednak usłyszał dźwięk roztrzaskanego szkła. Poczuł w ustach dłonie z rękawiczkami, które dostały się do środka. Poruszały one migdałki. Spowodowały one wymioty. Bez chwili odpoczynku ktoś wsadził duże ilości węgla aktywnego i dużo wody do połknięcia. Później puścił go, a ten upadł nieprzytomnie. Po chwili przyjechała karetka i go uratowała. “Znów masz szczęście Dazaiu. Módl się o śmierć.”

Poleżał w szpitalu parę dni. Nikt z Agencji nie dowiedział prawdy o tym. I ponownie musiał zapłacić za szybę.

“A może coś ciężkiego? Takiego jak wielki kamień zaplątany z twoim ciałem do wody. Przecież taki śmieć jak ty wyląduje na dno.” Bez żadnej przeciwu brązowowłosy zrobił tak jak mu zagrano. Nie miał już sił z walką z samym sobą. Wziął ze sobą treblinkę, która ważyła dwadzieścia pięć kilogramów. Przywiązał ją do swojej szyi. Pobujał, by razem z ciężarem utonął. Plusk. Woda dostawała się do środka. Pęcherze powietrza wydostawały się nagle. “Na dnie ktoś tam czeka. To ja. Nasze samobójstwo. Podwójne. Twoje ukochane.” Zamknął oczy i tylko czekał. Lecz coś go pochwyciło i uderzył o powierzchnię. Poczuł na klatcę piersiowej stały nacisk. W końcu wypluł wodę i zaczął oddychać. Poczuł podmuch wiatru, a zbawiciel znikł.

“A może coś spektualnego? Skoczyć z dużej wysokości. Z najwyższego miejsca na Ziemi. Burdż Chalifa. Pojedziemy do Dubaju w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.” Otuliła go czarna masa. Ręce miał przy jego klatcę piersiowej. “Kochaj samobójstwo.” Spakował drobną walizkę i kupił bilety. Każdego niepokoiły jego martwe oczy. Były jak u lalki. Wszedł bez problemu do samolotu. Gdy podczas latania coś nagle uderzyło w skrzydło. Jednak personal uspokoił każdego mówiąc, że to mogły być turbulencje. Po wylądowaniu i wyjściu z lotniska wezwał taksówkę do najwyższego budynku świata.

Burdż Chalifa mierzyła osiemset dwadzieścia osiem metrów, czyli sto pięćdziesiąt cztery piętra. Jednak upiór chciał sam dach. Zameldował się w recepcji i wziął windę. Później musiał drabinką. Otworzył właz. Powietrze stało się zimne i rzadkie. Otulił się własnymi rękoma.

– Ani kroku dalej.

– Czy musisz przeszkadzać w zabawie Chuuya? – Dazai obrócił się do chłopaka. Miał wykrzywiony, nienaturalny uśmiech. – Bawi cię przerywanie komuś samobójstwa?

– Opamiętaj się dupku! Nie widzisz, że przesadzać? Coś z tobą mam? – położył dłoń na twarzy ukrywać grymas niezadowolenia. – Wracaj do mnie i wróć do Jokohamy.

– Po co? Co ja tu tam? – uśmiech znikł. Wzrok skupił się na mężczyźnie z czapką.

– Masz swoich przyjaciół i mnie jako wroga. Czego ci potrzeba?

– Ich. Chcę by wrócili. – położył dłoń na sercu. – Wiesz Chuuya, naprawdę jest smutno komuś przeszkadzać. Od zawsze chciałeś mnie zabić. Już nie musisz.

“Wróg.” Przyjaciel. “Wróg.” Przyjaciel. “Wróg.” Przyjaciel. “Wróg.” Przyjaciel. “Wróg.” Przyjaciel. “Wróg.” Przyjaciel. “Wróg.” Przyjaciel. “Wróg.” Przyjaciel. “Wróg.” Przyjaciel. “Wróg.” Przyjaciel.

– Ty idioto! Z jakim dupkiem będę walczył czy współpracować jeśli nie z tobą?!

– Zawsze przychodzą nowi ludzie. Każde pokolenie tak ma. Do zobaczenia w lepszym świecie kurduplu. “Obyś cierpiał z bólu.” – nagle skoczył i grawitacja zaczęła działać. Rudzielec skoczył za nim. Czapka uciekła mu i szybowała dalej.

Osamu rozłożył ręce. Czuł jak latał. Nakahara natomiast pędził jak torpeta. W końcu złapał samobójce i dzięki “Dla splugawionego smutku” przyczepił sie do szyby.

– Nie puścię cię tak łatwo. Wraca ze mną.

– Nie. Ty idziesz ze mną. – złapał go za rękę i użył “Dehumanizacji”. Egzekutor Mafii stracił grunt pod nogami. Teraz obaj spadali w dół.

– Ty idioto! Puszczaj mnie! – próbował wyrwać się od niego, ale on trzymał go blisko. Rudy chłopak szarpał jego beżowy płaszcz. – Nie wiesz dlaczego ci to cholery pomagam?! – na zarumienionych policzkach pojawiły się łzy. – Zastanów się! Kto poświęca życie dla kogoś drugiego?! Kto ratował pomimo własnych problemów. Ty dupku przecież ja…

– Chuuya, ja…

Opublikowano
Odsłon 1480
0

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz