I still have hope ~Rozdział 2~

Rozdział 2

Hannah powoli otworzyła oczy, ale szybko je zamknęła gdy jasność ją oślepiła. Zamrugała kilkakrotnie dzięki czemu mogła już normalnie patrzeć. Była w pomieszczeniu, które wygląda jak lecznica. Były tu łóżka, szafka z lekami, nawet jakaś medyczna maszyna. Obejrzała się w bok i wtedy zobaczyła mężczyznę w fartuchu, który siedział na krzesełku przy biurku. Skrzywiła się gdy próbowała podnieść się do siadu. Uniosła bluzkę do góry i zobaczyła na swoim ciele kilka ciemno fioletowych siniaków. Mężczyzna słysząc za sobą ruch odwrócił się wstając z miejsca.

-Tylko powoli, możesz mieć zawroty głowy. Oprócz siniaków i lekkiego wstrząsu mózgu nic więcej ci nie dolega.

-Gdzie jestem?

-Niestety w miejscu z którego próbowałaś uciec. Połknij to, to tabletki przeciwbólowe.- podał jej kubeczek z wodą oraz dwie białe tabletki. Wzięła je po czym popijając wodą połknęła.

-Długo tu leże?

-Przyprowadzili cię wczoraj wieczorem, a mamy już późne popołudnie. Zostawię cię samą, odpocznij trochę. Tam masz łazienkę. Lepiej więcej nie próbuj uciec.- wskazał drzwi po drugiej stronie pomieszczenia po czym skierował się do innych drzwi i wyszedł.

Teraz gdy była bardziej rozbudzona czuła, że nie tylko boli ją tułów, jej prawy policzek również. Ostrożnie podniosła się i wstała z łóżka. Trochę zakręciło jej się w głowie, ale szybko jej przeszło więc podeszła do półki gdzie stało lusterko. Przyjrzała się swojemu odbiciu. Miała rozciętą wargę oraz nieduży siniak na prawym policzku. Czego mogła się spodziewać po takich ludziach? Że będą grzeczni i łagodni? Byli okrutnymi ludźmi, szczególnie ich przywódca.

Wróciła do łóżka i położyła się przykrywając białą pościelą. Przymknęła oczy i zaczęła bawić się naszyjnikiem. Tak bardzo chciała żeby to był tylko koszmar, ale to było naiwne myślenie. Musiała być twarda. Tu nie było jej brata czy kogoś kto pomoże jej albo ją ochroni. Teraz może liczyć tylko na siebie.

Obudziła się z krótkiej drzemki gdy usłyszała jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Ale wciąż leżała na boku tyłem do przybysza i miała zamknięte oczy. Udawała że jeszcze śpi. To z pewnością nie był tamten lekarz. Dreszcz przebiegł jej po plecach gdy poczuła czyjąś dłoń gładzącą ją po włosach. Wstrzymała na chwilę oddech.

-Wiem że nie śpisz.

Dobrze znała ten głos więc wiedziała kto tu przyszedł. Ale nie odwróciła się i nadal miała zamknięte oczy. Nie chciała na niego patrzeć. To przez niego tu jest, została pobita, jej bliscy cierpią, był powodem jej cierpienia.

-Nie potrzebnie próbowałaś uciekać. Lepiej więcej tego nie rób bo zobacz jak to się skończyło.- jego ton głosu był spokojny, a nawet przez krótką chwile myślała że słyszy smutek w jego głosie. Ale to mogło być tylko złudzenie. Czemu miałby być smutny z jej powodu?- Spójrz na mnie. Spójrz.- prawie krzyknął gdy za pierwszym razem nie chciała tego zrobić. Powoli odwróciła się i spojrzała mu w oczy. Negan skrzywił się widząc jej twarz. Była blada, miała rozciętą wargę i siniaka na policzku. Z jakiegoś powodu wściekł się widząc ją w takim stanie. Ale tamten mężczyzna już odpowiedział za to co jej zrobił. Zawisł na płocie jako sztywny.- Nikt już cię nie skrzywdzi, dopilnuje tego. Ale masz więcej nie uciekać.

-Nie chcę tu być.

-Wiem, ale zmienisz jeszcze zdanie. Mam dla ciebie propozycję.

-Nie zostanę twoją żoną.

-To coś innego. Możesz tu sobie żyć. Dostaniesz miejsce do spania. Będziesz pracować za punkty aby móc w ten sposób tu przetrwać. Co ty na to?

-Brzmi lepiej niż pierwsza propozycja.

-Więc zgoda?- zapytał, a ona przytaknęła głową. To wydawało jej się lepszym rozwiązaniem niż zostanie jego prywatną dziwką.- Ale pierwsza propozycja nadal jest aktualna. Jak zmienisz zdanie, powiedz mi. Na razie zostaniesz tu do jutra. Odpocznij.

Czarnowłosy odwrócił się i skierował do wyjścia. Wyszedł zostawiając ją samą i szczerze trochę skołowaną przez jego zachowanie. Wyglądał jakby było mu jej szkoda, ale próbował zamaskować to obojętnością. Do tego zaproponował że może tu żyć i normalnie funkcjonować również ją zaskoczyło. Ale nie narzekała na to. Nie było to zbyt fatalne wyjście.

○●○●○●○●○

Następnego dnia wyszła z lecznicy i została zaprowadzona do niewielkiego pokoiku z małą łazienką. Teraz tutaj będzie mieszkać. Dostała też pracę dzięki której będzie zdobywać punkty, które przydadzą jej się na wymianę jeśli będzie czegoś potrzebować. Jej praca nie była trudna. Głównie musiała sprzątać różne miejsca, przenosić towary czy po prostu pilnować aby było czysto. Godziny w które pracowała nie były ustalone odgórnie. Mogła sama zadecydować jak długo będzie robić, ale ma o tym informować swoją przełożoną, która miała na imię Sibyl. Kobieta była starsza od niej o kilka lat i miała krótkie czarne włosy, a z twarzy wydawała się bardzo oschłą osobą, ale gdy się z nią porozmawia nie była taka zła. A przynajmniej była miła dla Hannah, która od początku starała się być uprzejma aby nie narobić sobie tu wrogów. Brązowowłosa zauważyła że Sibyl dla innych wcale taka dobra nie była. A to miejsce wcale takie dobre też nie było, szczególnie ludzie, którzy dbali tylko o własny interes. Większość wydawała jej się samolubna i patrząca na nią jak na słabe ogniowo, które można wykorzystać. Nie podobało jej się to ponieważ była tutaj sama. Nie miała nikogo kto mógłby jej pomóc gdyby coś się wydarzyło. A nie miała zamiaru iść do Negana i go poprosić o cokolwiek. Bo wtedy on wykorzystałby to na swoją korzyść i z pewnością chciałby czegoś w zamian. Tutaj nikt z dobroci serca niczego ci nie da. Musisz albo zapracować albo dać coś w zamian.

Hannah wylała wiadro z brudną wodą na zewnątrz. Zbliżał się już wieczór, a ona wciąż pracowała. I nie dlatego że ktoś jej kazał. Już skończyła swój limit obowiązkowych godzin pracy w ciągu doby. Ale chciała jeszcze dorobić dodatkowe wynagrodzenia aby mieć więcej punktów na zapas. Nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć. Gdyby zachorowała i nie była wstanie pracować to te dodatkowe punkty z pewnością jej się przydadzą.

-Pierwszy dzień w robocie, a zapierdzielasz jak za trzech moich pracowników.- Sibyl stała w przejściu opierając się ramieniem o ścianę gdy Hannah wróciła do budynku aby odstawić wiadro.- Szkoda że nie mam tutaj więcej takich osób jak ty.- czarnowłosa delikatnie się uśmiechnęło co na jej twarzy wyglądało jak krzywy grymas, ale ona już tak miała. Hannah uznała że najwyraźniej rzadko się uśmiecha przez co jej mięśnie twarzy nie są do tego przyzwyczajone.- Zrób sobie przerwę.

-Nie trzeba.

-To nie była propozycja. Chodź.- Sibyl machnęła ręką aby poszła za nią. Obie wyszły na zaplecze budynku. Czarnowłosa stanęła przy poręczy i oparła się o nią.- Palisz?- wyjęła z kieszeni krótki paczkę fajek i wystawiła ją w kierunku brązowowłosej.

-A co chcesz w zamian?- zapytała, na co czarnowłosa parsknęła rozbawiona.

-Już załapałaś tutejsze reguły. Nic nie chce. Odwaliłaś dziś znacznie więcej niż wymagałam więc bierz młoda.

Hannah podeszła i wzięła jednego papierosa. Sibyl zapalniczką podpaliła jej fajkę, a później swoją. Stały parę chwil w ciszy zaciągając się tytoniem.

-Negan ma na ciebie oko.- odezwała się czarnowłosa. Grimes zerknęła na nią, ale niczego nie powiedziała.- Nie wiem czemu, ale uważaj na niego.

-Dlaczego mi to mówisz?

-Nie jesteś taka jak ludzie tutaj. Od razu widać że niczego złego na sumieniu nie masz. Jesteś dobra. Też kiedyś taka byłam, ale od czasu apokalipsy wszystko się zmieniło. Trzeba robić to co pozwala nam przetrwać.

-Tą działkę zawsze robił za mnie brat. Bez niego nie byłoby mnie tu.

-Rick Grimes, racja? Zbawcy o nim gadali i o Alexandrii też.

-Więc wiedzą kim jestem?

-Młoda, takie rzeczy roznoszą się tu szybko. Szczególnie jeśli jest się w dobrych relacjach z żołnierzami Negana. Wtedy można dowiedzieć się bardzo ciekawych rzeczy.

Stały jeszcze chwilę paląc papierosy. Sibyl skończyła pierwsza i gdy odchodziła oznajmiła że na dziś Hannah skończyła robotę więc może iść odpocząć.

Brązowowłosa stała przy poręczy kończąc palić. Rzuciła niedopałek na ziemię i przygniotła go podeszwą. Gdy miała zamiar wracać zauważyła przy płocie rosnącą roślinę, która przebiła się przez pęknięty beton. Szczególnie nie przejęłaby się tym gdyby to nie były chabry. Powoli podeszła do siatki i kucnęła przy roślinie.

-Jakim cudem tu wyrosłeś?- zapytała sama siebie. Uśmiechnęła się smętnie. Odkąd Daryl kilkakrotnie przynosił jej te kwiaty, chabry kojarzyły jej się tylko z nim. Postanowiła że wykopie roślinę z ziemi. Ostrożnie aby nie naruszyć korzeni jakoś udało jej się wyciągnąć kwiat. Znalazła jakiś słoik i wsadziła roślinę przysypując ziemią. Gdy skończyła wróciła do budynku aby móc wrócić do swojego nowego mieszkanka.

Szła korytarzem trzymając w ręku słoik z chabrami. Z jednego z mieszkań które mijała słyszała czyjąś kłótnie. Gdy skręciła w kolejny korytarz na jego końcu zauważyła dwoje ludzi, którzy rozmawiało ze sobą. Spojrzeli na nią gdy brązowowłosa zatrzymała się przy swoich drzwiach, które otworzyła kluczem i szybko weszła do środka po czym zamknęła drzwi na klucz. Szczerze to w ogóle nie czuła się tu bezpiecznie. Te wszystkie dziwne spojrzenia, były takie nieprzyjemne, powodowały nawet lekkie obawy.

Odstawiła słoik na półkę, torbę zawiesiła na krzesełku i zdjęła czapkę z daszkiem. Na start dostała trochę rzeczy, w tym ubrania i podstawowe rzeczy do higieny. Dopiero gdy odetchnęła zauważyła że coś leży na stole przykryte czerwoną chustą. Podeszła do mebla. Podniosła chustę pod którą były przykryte trzy słoiki z konserwowaną żywnością, paczka papierosów, a nawet tabliczka czekolady oraz kawałek kartki, na której coś pisało. Wzięła do ręki kartkę i przeczytała ją.

Liczę że miałaś udany dzień.” A na końcu był podpis przywódcy Zbawców.

Samowolnie na jej twarzy zagościł uśmiech, ale szybko otrząsnęła się przypominając sobie kim ten człowiek jest i co zrobił. Przecież nie mogę poczuć czegoś do tego potwora, pomyślała odkładając kartkę po czym zaczęła przygotowywać się do snu.

○●○●○●○●○

Poranek był w miarę udany. Zjadła skromne śniadanie, składające się z kanapek do których wykorzystała zawartość jednego z słoików, które dał jej Negan. Do pracy również zrobiła sobie kanapki. Dopóki nie zarobi więcej punktów będzie zmuszona jeść skromnie. Mięso było najdroższe i nabiał również, tylko warzywa i pieczywo było w miarę tanie, nie mówiąc o innych rzeczach które miały różne ceny i z czasem też były potrzebne aby jakoś tu przetrwać.

-Mogłabyś do cholery się tak nie opieprzać!

Hannah spojrzała w bok i zobaczyła jak Sibyl wydziera się na jakąś brunetkę, która mruknęła coś do niej że się poprawi. Brązowowłosa szybko odwróciła wzrok gdy ta brunetka na nią spojrzała. Przez parę chwil czuła jej dziwne spojrzenie na sobie przez co myślała, że się do niej odezwie, ale na szczęście tego nie zrobiła. Zerknęła na nią. Ta brunetka miała na szyi i ramionach tatuaże i wyglądała jak ktoś co dopiero wyszedł z więzienia. Hannah wolała nie zwracać na siebie niczyjej uwagi. Po prostu będzie robić swoje nie mieszając się w nic co może tylko wpędzić ją w kłopoty.

Grimes podniosła kosz z warzywami aby przenieść go do spiżarni. Gdy szła po drodze wypadło jej warzywo, już miała zamiar odstawić kosz i po nie sięgnąć, ale jakiś mężczyzna uprzedził ją. Podniósł warzywo i włożył do koszyka, który trzymała.

-Dziękuje.- mruknęła wysilając się na przyjazny uśmiech po czym chciała odejść, ale ten mężczyzna zagrodził jej drogę.

-Jesteś ta nowa, racja? Mam na imię John. Widziałem jak wczoraj wracasz do swojego mieszkania.- uśmiechnął się, ale Hannah poczuła nieprzyjemny dreszcz gdy na nią patrzył. Był wysokim i szczupłym szatynem.

-Jestem Hannah.

-Miło mi sąsiadeczko, mieszkam w tym samym korytarzu co ty.- oznajmił co jakoś jej wcale nie cieszyło. Teraz sobie przypomniała że gdy wracała widziała dwoje ludzi, którzy na nią patrzyli, ale nie przyglądała się im zbyt dokładnie więc nie pamiętała czy to faktycznie on z jakąś kobietą ją obserwował.

John uśmiechnął się po czym minął ją i sobie poszedł. Brązowowłosa gdy wciąż stała w miejscu poczuła że ktoś się na nią patrzy, a gdy się rozejrzała zauważyła tamtą wytatuowaną brunetkę, na którą Sibyl krzyczała. Hannah szybko odwróciła wzrok i ruszyła w kierunku spiżarni aby jak najszybciej ukryć się gdzieś przed spojrzeniem brunetki. To wydawało jej się dziwne.

○●○●○●○●○

-To tutaj.- Sibyl wskazała jej ciemnobrązowe drzwi. Czarnowłosa powiedziała jej że musi posprzątać czyjeś mieszkanie, nie chciała zdradzić czyje co wydawało jej się trochę dziwne.- Pośpiesz się zanim wróci.- powiedziała odchodząc szybkim krokiem przez co brązowowłosa nie miała nawet szansy się zapytać o kim mówi.

Weszła do mieszkania z potrzebnymi środkami czystości. Wnętrze było znacznie większe od jej mieszkanka. Było tu znacznie lepiej i ładniej. Wszystko było zadbane. Wyglądało jakby mieszkał tu ktoś wysoko postawiony. I gdy o tym pomyślała nasunęła jej się pewna myśl kim osoba ta może być. To wyjaśniło by dziwne zachowanie Sibyl, która wydawała się jakby na siłę musiała kazać przyjść tu Hannah, jakby nie chciała aby brązowowłosa tu sprzątała.

Ale w końcu tu jest i nie ważne czyje to mieszkanie, to i tak musi tu posprzątać. Nie zwlekając dłużej zabrała się do pracy aby jak najszybciej móc skończyć i stąd wyjść.

Zdjęła rękawiczki i wrzuciła je do kosza gdy skończyła sprzątać. Tak na prawdę nie było tu dużo do sprzątania, raczej tylko ogarnęła wszystko co było zakurzone. Była już gotowa wychodzić gdy drzwi się otworzyły i wszedł przez nie Negan. Brązowowłosa stanęła w miejscu jak sparaliżowana.

-Powinienem był załatwić ci bardziej odpowiednie ubranie do sprzątania.- uśmiechnął się sugestywnie poruszając brwiami po czym podszedł do fotela i odkładając na stolik kij usiadł wygodnie. Rozpiął kurtkę aby ją zdjąć po czym rzucił ją na łóżko. Rozciągnął się w fotelu szukając lepszej pozycji.- Pracowity dzień.- mruknął przymykając oczy gdy odchylił się do tyłu.

Hannah przygryzła wargę niepewna co ma zrobić. W końcu chwyciła rzeczy i ruszyła w kierunku wyjścia, ale głos czarnowłosego ją zatrzymał.

– Zostajesz.

-Musze wracać do pracy.- odwróciła się i spojrzała na niego.

-Masz już wolne skarbie. Sibyl o tym wie.

-Czemu chcesz abym została?

-Najpierw odłóż te rzeczy i usiądź wygodnie.- wskazał kanapę, która stała obok fotela, na którym siedział. Brązowowłosa westchnęła i nie śpiesząc się podeszła do mebla. Usiadła na samym brzegu aby znajdować się jak najdalej od niego przez co Negan zaśmiał się krótko.- Nie bój się, nie gryzę.

-Specjalnie kazałeś Sibyl mi tu posprzątać, prawda?

-Odpowiedź jest chyba oczywista. Chcesz drinka? Mam whisky.- wstał z fotela, a następnie podszedł do regału skąd zza szklanej szyby wyjął alkohol oraz dwie szklanki. Wrócił z tymi rzeczami i położył je na stoliku, na którym wciąż leżała Lucille.

-Nie chce.- powiedziała gdy czarnowłosy nalał do jednej szklanki i chciał już nalać do drugiej.

-To gościnność. Niczego nie oczekuje w zamian. Nie jest otrute.- nalał do drugiego naczynia po czym podał je brązowowłosej i biorąc swoją szklankę wrócił na swoje miejsce. Napił się trunku rozkoszując się mocnym smakiem, który zawierał nutę goryczy. Ale mu to nie przeszkadzało, właśnie taki alkohol lubił najbardziej.

Hannah przyglądała się jak on bierze łyka, a sama wciąż trzymała szklankę w dłoni nie będąc chętna by spróbować tego. Jej wzrok padł na kij na stoliku przed nią. Przez chwilę wyobraziła sobie krew na tym przedmiocie, która należała do jej przyjaciół. Zacisnęła usta w wąską linie. Była wdzięczna losowi, że nie musiała patrzeć na ich śmierć.

-Chcesz abym ją schował?

Spojrzała na Negana, który przyglądał jej się spokojnym spojrzeniem jakby kpina i szyderstwo zniknęło z jego twarzy. Przytaknęła głową na co mężczyzna wstał i zabrał kij aby odłożyć go poza jej zasięg wzroku. To było na prawdę uprzejme z jego strony co dziwiło ją. Najwyraźniej wciąż było go stać na drobne gesty, które były miłe.

Gdy Negan odłożył kij, zamiast wrócić na fotel usiadł na kanapie. Ale nie za blisko jej. Utrzymał dystans dzięki czemu nie czuła się zbytnio osaczona choć wolała aby usiadł na fotelu jak najdalej.

-Jak minął ci dzionek?- zapytał jakby od niechcenia i zerknął na nią.

-W porządku.

-Ktoś ci się uprzykrzał?

-Nie.

-Nie lubię gdy ktoś kłamie. Zapamiętaj to na przyszłość i odpowiadaj zgodnie z prawdą. Ja miałem niezły zapierdziel. Twój braciszek na prawdę źle zniósł, że cię zabrałem. Ale nie martw się nikt nie zginął, na razie. Chyba że mnie wkurzy jeszcze bardziej.- napił się alkoholu opróżniając szklankę do końca po czym ponownie sobie nalał. Upił niedużego łyka bardziej rozluźniając się na kanapie i oparł jedno ramie o zagłówek.

Przyglądała mu się marszcząc brwi. Czy on w coś pogrywał? Nie rozumiała jego zachowania, ale jak na razie było w miarę znośne więc nie miała na co narzekać. W końcu upiła trochę trunku, poczuła w gardle gorzki posmak, ale połknęła to.

Zapanowała między nimi cisza w czasie której Negan wypił jeszcze dwie kolejne szklanki, a jej nalał drugi raz gdy opróżniła tą pierwszą. I po wypiciu w sumie małej ilości whisky atmosfera zrobiła się jakoś luźniejsza.

-Przed apokalipsą sprzedawałem używane samochody. Umiałem ugadać każdego. Potrafiłem im wcisnąć nawet najgorszego grata, a oni by mi jeszcze podziękowali za to.- zaśmiał się wspominając dawne czasy. Hannah lekko uśmiechnęła się słysząc jego melodyjny śmiech, który był prawdziwy, bez żadnej drwiny czy uszczypliwości, taki jej się podobał. Choć gdy o tym pomyślała skarciła się zrzucając winę na alkohol. Czemu cokolwiek w nim miałoby jej się podobać?, pomyślała.

-Jesteś dobry w dogadywaniu się z innymi.

-Każdy dobry przywódca powinien to umieć. Ale mniejsza o to. Zawsze chciałaś być policjantką?- zapytał zmieniając temat.

-Czemu cię to interesuje?- dziwne było że pytał o takie rzeczy. Chodź odkąd go poznała robił dziwne rzeczy, takie które wzajemnie siebie wykluczały. Zły i chłodny, a za chwilę przy niej wydaje się przyjazny i martwiący się.

-Chcę tylko sobie pogawędzić. A takie pytanie samo nasunęło mi się na myśl.

-Zawsze chciałam pójść w ślady brata. Udowodnić że mogę mu dorównać i pokazać że może być ze mnie dumny.

-To przygnębiające.

-Dlaczego?

-Bo to brzmi jakbyś całe życie poświęciła by pokazać mu, że możesz poradzić sobie z wszystkim tak jak on. Beznadzieja. Jakbyś nie miała własnego życia, tylko była skupiona na nim. Myślałaś kiedyś własnym rozumem?

– To nie jest beznadziejne. Jest dla mnie najważniejszy. A poszłam do policji bo chciałam pomagać innym, by zapewnić im bezpieczeństwo. Rick był dla mnie wzorem do naśladowania. Był świetnym policjantem, najlepszym jakiego znałam.- powiedziała z złością. Zdenerwowała się jego słowami. Wcale nie była tylko skupiona na zadowoleniu swojego brata. Miała własne życie, ale chciała wciąż być blisko z Rick’em, od dziecka tak było. A do tego zawsze uwielbiała zajmować się Carl’em. Są jej rodziną więc musiała o nich dbać.

-W porządku, załapałem. Bycie gliną to najwyraźniej rodzinny biznes. Ale już nie jesteś pod jego czujnym okiem, nie przyleci ci na pomoc gdy będziesz w potrzebie. Nie przeraża cię to? Nie boisz się że sobie nie poradzisz? W końcu to on utrzymywał cię tak długo przy życiu. Dzięki niemu nie ubrudziłaś sobie rączek niczyją krwią. Chyba potrzebujesz nowego obrońcę, nie sądzisz?

-Dam sobie radę. Nie jestem dzieckiem, o które cały czas trzeba się troszczyć.- powiedziała to stanowczym tonem głosu choć słowa czarnowłosego ją tknęły. To co powiedział w rzeczywistości było prawdą. Nie jednokrotnie wmawiała sobie że sama potrafi o siebie zadbać, ale zawsze potrzebowała czyjejś pomocy. Nie rozumiała dlaczego tak było. Starała się jak mogła aby nie być dla nikogo ciężarem, ale los robił jej na przekór. I gdy myślała że wszystko idzie w miarę dobrze, to coś musiało pójść nie tak.

○●○●○●○●○

Wspomnienie

Hannah weszła ostrożnie do supermarketu. Uprzednio zastukała w szybę by sprawdzić czy nie ma tu sztywnych, ale było cicho więc postanowiła wejść. Trzymała broń w gotowości i starała się uważnie rozglądać, ale jej myśli wciąż krążyły wokół jej kłótni z Rick’em. Chciała sama pójść po zapasy, a on upierał się że nie puści jej samej. Niby ostatecznie uległa i powiedziała że nigdzie nie wyruszy, ale pod wpływem emocji bez niczyjej wiedzy opuściła więzienie. Możliwe że to był jeden z jej najgłupszych pomysłów, ale nie myślała zbyt trzeźwo. Uparcie chciała udowodnić bratu że poradzi sobie.

Supermarket był bardzo duży. Alejki ciągnęły się w nieskończoność przez co miała wrażenie że jest w labiryncie, ale nie miała zamiaru się cofnąć, nawet gdy zaczęła odczuwać niepokój, a wcześniejsza determinacja zaczęła stopniowo wygasać.

Po kilku minutach udało jej się zapełnić torbą puszkowaną i suszoną żywnością. Nie było tu za wiele przydatnych rzeczy mimo że budynek był sporych rozmiarów. Gdy przechodziła między alejkami jedna z półek zwróciła jej uwagę. To były akcesoria dla dzieci. Półki wciąż jeszcze były prawie pełne. Najwyraźniej ludzie nie uznali że takie rzeczy będą przydatne. Zapakowała kilka mniejszych rzeczy. Na najwyższej półce, której niestety nie była wstanie sięgnąć był pokarm dla dzieci. Musiała odstawić torbę po czym wspięła się na półkę. Wyciągnęła jak najbardziej mogła rękę. Była już blisko aby sięgnąć, ale wtedy coś jakby trzasnęło, a półka drgnęła. Szybko zeskoczyła na ziemie. A wtedy cały regał przechylił się do tyłu i runął na inny regał, który również się obwalił i poleciał na słup, który podtrzymywał sufit. Wydawał się być stabilny, ale to było mylne. Pod siłą nacisku słup wygiął się. Nastąpił zgrzyt po którym coś pękło w suficie. Hannah sięgnęła po torbę i ruszyła biegiem w tym samym czasie gdy sufit zaczął się załamywać.

Huk.

Hannah zakaszlała przez kórz który unosił się w powietrzu. Nie zdążyła uciec przez co część sufitu zawaliła się na nią. Gdy chciała się poruszyć prawie krzyknęła z bólu, który odczuła w nodze. Jakaś metalowa belka przygniatała jej kończynę. Nie wyglądało to zbyt tragicznie, ale nie mogła się ruszyć. Gdyby ktoś z nią był to z pewnością przy pomocy tej osoby wydostała się by spod tej belki, ale sama była za słaba. Sięgnęła po torbę, która leżała obok i wyjęła latarkę. Nagle usłyszała charczenie. Zaświeciła latarką w kierunku źródła, a wtedy zobaczyła kilku sztywnych którzy wydostali się z pomieszczenia, które przedtem było zablokowane, a teraz drzwi były zniszczone przez belkę, która spadła z sufitu. Spanikowana zaczęła się szarpać, ale to było na nic. Sięgnęła po broń i zastrzeliła trupa, który był najbliżej jej. Było ich zbyt dużo aby starczyło jej naboi. Modliła się w myślach o jakiś cud. Ale gdy naboje się skończyły, a kolejny sztywny zbliżył się do niej aby ją pożreć zamknęła oczy gotowa na śmierć. Jednak to nie nastąpiło. Gdy otworzyła oczy zobaczyła sztywnego z bełtem w głowie, a później Michonne, Glenn’a oraz Rick’a, którzy szybko pozbyli się zagrożenia. Daryl pojawił się nagle obok jej i z pomocą Rick’a, który szybko do nich podszedł wyciągnęli jej nogę spod belki. Kusznik złapał ją pod ramię i pomógł jej wstać po czym wszyscy wyszli z supermarketu.

Brązowowłosa przy pomocy Daryl’a usiadła na masce samochodu stojącego pod sklepem. Skrzywiła się czując ból w nodze, która krwawiła ale przynajmniej nie była złamana.

-Nie jest złamana.- kusznik na szybko obejrzał jej nogę i owinął ją jakimś materiałem, który wyciągnął z torby.

-Coś ty sobie myślała?!

Rick patrzył na nią z wściekłością przez co nie potrafiła na niego spojrzeć. Teraz dopiero do niej dotarło jak lekkomyślnie postąpiła.

-Gdyby Daryl nie znalazł twojego tropu zginęłabyś! Czy ty w ogóle pomyślałaś o konsekwencjach?!

-Przepraszam.- mruknęła czując się winna temu co się wydarzyło.

Złość nagle opuściła Rick’a gdy przyjrzał się jej. Zdenerwował się bo tak cholernie się o nią martwił. Nie mógłby znieść kolejnej straty.

-Kazałem ci zostać nie dlatego że nie wierzę że sobie poradzisz, ale dlatego że chcę abyś żyła. Robię to z troski. Proszę cię, nie rób czegoś takiego nigdy więcej.

-Dobrze.- w końcu spojrzała na niego. Widziała w jego oczach czystą troskę i strach. Czuła się okropnie że przez nią tak bardzo się martwił.

Rick podszedł do niej po czym przytulił ją. Cieszył się że jest cała. Starał się jak mógł aby chronić swoją rodzinę choć wiedział, że nie zawsze może być obok i nad nimi czuwać. Przez to bał się że któregoś dnia ich straci.

Hannah zerkała na Negana, który wypił którąś z kolei szklankę alkoholu. Sama również wypiła parę, ale z pewnością nie tak dużo jak on.

Czarnowłosy zaśmiał się z czegoś choć nikt z nich nic nie powiedział ani nie zrobił co mogło go w jakikolwiek sposób rozbawić.

-Mogę być twoim aniołem stróżem.- odezwał się przerywając ciszę.

-Raczej nadawał byś się do roli diabła kusiciela, który pragnie ludzkiej duszy.- zachichotał na jej sugestię.

-Aż taki zły nie jestem choć pewnie na takiego wyglądam.- zuchwały uśmieszek pojawił się na jego twarzy gdy jego piwne oczy skanowały jej osobę jakby chciał w ten sposób dowiedzieć się o niej wszystkiego. Zadrżała pod wpływem jego natarczywego spojrzenia. Odwróciła wzrok czując jak słaby rumieniec zagościł na jej policzkach. Usłyszała skrzypnięcie kanapy. Negan przysunął się bliżej niej, ale wciąż utrzymywał dystans choć był niewielki przez co ona jeszcze bardziej się zaczerwieniła. Możliwe że to był skutek alkoholu, który działał rozgrzewająco. Ale cokolwiek to było podskórnie wiedziała, że to odczucie jest niewłaściwe.- Gdybyś tylko chciała, to mógłbym dać ci wszystko.- mruknął gdy zaczął bawić się kosmykiem jej włosów. Delikatnie okręcał go sobie wokół palca. Nachylił się bardziej by móc poczuć niewyraźny zapach jabłkowego szamponu, którego używała. Przymknął oczy wdychając jej zapach i oblizał dolną wargę gdy wyobraził sobie jakby to było gdyby jego usta zetknęły się z jej rozgrzaną skórą. Jak smakowały by jej usta gdyby zminimalizował te kilka centymetrów między nimi do zera.

Brązowowłosa czuła jak oddech jej przyspiesza gdy zbliżył się bardziej. Westchnęła ciężko gdy zaczął bawić się jej włosami i usłyszała jak wdycha jej zapach. Nagle zrobiło jej się okropnie gorąco. A żołądek dziwnie się skręcił pod wpływem jego bliskości. To co zaczęła odczuwać z pewnością nie wróżyło niczego dobrego, było jej zgubą.

-Negan… odsuń się.- szepnęła słabym głosem.

-Gdyby to było takie proste.- mruknął wdychając jeszcze raz jej zapach i mimo kuszących myśli, które krążyły w jego umyśle odsunął się. Gdyby jakikolwiek ksiądz poznał choć część jego myśli, które naszły go gdy czuł przy sobie ciepło jej ciała to z pewnością odprawili by na nim egzorcyzmy. Był grzeszny i szczególnie jakoś tego nie ukrywał, ale przy niej czuł się inaczej. Nie był pewien co to za odczucie, ale było przyjemne i zapragnął tego, zapragnął jej. Z pewnością procenty w jego ciele powodowało to wszystko, ale gdy zobaczył ją pierwszy raz w Alexandrii, zwróciła jego uwagę od razu, coś w nim drgnęło na jej widok. Może z czasem dowie się co to było.

-Późno się zrobiło.- czarnowłosy wstał z kanapy zauważając, że za oknem zrobiło się ciemno.

Żadne z nich nawet nie zwróciło uwagi jak szybko minęło kilka godzin i nadeszła noc. Byli zbyt rozproszeni wzajemnym towarzystwem by skupić się na czymkolwiek innym.

Negan zachwiał się lekko gdy podszedł do łóżka. Dopiero gdy wstał odczuł, że faktycznie był pijany.

-Powinnam wracać do siebie.- brązowowłosa powoli podniosła się. Przez chwilę poczuła słabe zawroty głowy, ale to trwało krótką chwilę. Nie powinna była w ogóle pić. Choć z każdym łykiem czuła się bardziej rozluźniona, a jego towarzystwo było bardziej znośne przez co nie odmawiała gdy nalewał jej więcej trunku.

-Będzie bezpieczniej jak zostaniesz. Ciemność sprzyja złym ludziom, którzy tylko czyhają na niewinne i pijane kobiety.

-Nie jestem pijana.

-A ja nie jestem Negan. Widzisz? To oba kłamstwa. Możesz spać ze mną w łóżku albo na kanapie. Masz wybór.

-To chyba oczywiste co wybiorę.

-Twoja strata.- pachnął ręką choć przez krótki moment miał nadzieje, że wybierze pierwszą opcje, ale to było tylko marzeniem.

Czarnowłosy wyjął z szafy koc i jakąś poduszkę po czym dał ją Hannah. Negan miał rację po była pijana i z pewnością powrót do jej pokoju o takiej porze nie był najlepszy. Szczególnie po tym jak poznała Johna, którym był jej sąsiadem i nie wydawał jej się dobrą osobą. Dlatego bez większego sprzeciwu skorzystała z jego propozycji. Oczywiście nie miała zamiaru spać z nim w jednym łóżku bo nie wiadomo co strzeli mu do głowy choć dzisiaj nie przystawiał się zbytnio do niej.

Hannah położyła się na kanapie przykrywając się kocem. Obserwowała jak mężczyzna kładzie się do łóżka, posłała jej sugestywny uśmieszek gdy zauważył że na niego patrzy. Dlatego przekręciła się na drugi bok urywając kontakt wzrokowy. Choć przez jakiś czas czuła jego spojrzenia na sobie.

-Słodkich snów skarbie.

Nie odpowiedziała mu tylko zamknęła oczy czekając na sen, który o dziwo dość szybko zawładnął jej ciałem przez co po paru minutach zasnęła.

Opublikowano
Odsłon 527
0

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz