Pocałunek Śmierci

Rozdział 1

Przeszłam pomiędzy budynkami i przed moimi oczami stanął dom rodzinny Claire. Słowo stanął to jednak zbytnie nadużycie. Pożar miał miejsce pół roku temu, ale nadal coś utrzymywało budynek przy swoim stanie. Kiedyś był to prosty budynek na przedmieściu. Wypełniony rodzinną miłością i biznesem, bo jej rodzice prowadzili firmę z własnego pokoju. Ogień odebrał budynkowi swoisty charakter, a dwóch ludzi pozbawił życia i sprawił, że ich córka przeżyła załamanie, a pomóc mógł jej jedynie dobry specjalista. Jednakże rodzinna atmosfera wyginęła już wcześniej, głównie przez karierę w przemyśle muzycznym. Rodzice byli przeciwni porzuceni przez nią dotychczasowego życia i nauki, aby poświecić życie na zarabianie głosem. Słowo rodzina doprowadzało ją do płaczu. Nadal pamiętała zapach ciasta upieczonego przez Tiffany i chciała poczuć bezpieczeństwo z ramion Ramona. Zaplanowała nawet specjalny koncert, aby zdołać odnowić więź, ale czerwona otchłań pochłonęła schronienie. Nie mogła tutaj przyjść. Łzy napływały przez samą myśl o zwęglonych ciałach i zniszczonym dorobku życiowym. Pocieszałam Claire przez wiele tygodni. Sposób? Bardzo ostry, czasem nawet niewygodny. Przyniósł on jednak oczekiwany efekt, co pozwoliło jej na ponowne występowanie. Ja nie mogłam zaznać spokoju. Przeczuwałam, że pożar nie był przypadkowym zdarzeniem. Ktoś musiał maczać w tym swoje palce, a może nawet szpony.

— Dobrze, słonko – Na moim ramieniu usiadł sporego rozmiaru kruk. Różnił się od wszystkich fioletową barwą i możliwością porozumiewania się ze mną przez słowa, czego czasem żałowałam. Zatrzepotał on lekko skrzydłami, a ja strąciłam go z ramienia. A raczej ją. – No Devi, czemu musisz być taka? Od długiego czasu każesz mi latać jak…

— Po prostu się skup – Powiedziałam krótko. Nie miałam ochoty na przekomarzanie się z Raven, która słynęła ze swojego ciętego języka. – Musimy wejść do środka i sprawdzić, czy nie ma tak jakiś śladów magii.

— Uważam, że jesteś zbytnio przewrażliwiona – Prychnęłam, na co moja towarzyska odpowiedziała tym samym. – To nie możliwe, aby ktoś wziął na cel rodziców Clarie.

— Lepiej się zamknij i sprawdź, czy możemy nadziać się na jakąś niespodziankę.

Raven przeklęła mnie na milion sposobów. Zawsze musiała skraść rozmowę swoim kąśliwą uwagą, ale teraz miała inne zdanie. Ptak wzbił się w powietrze i miał za zadanie zrobienie szybkiego rekonesansu. Pomimo długiego czasu od wybuchu pożaru, policjanci nadal stacjonowali na rzekomym miejscu zbrodni i szukali sprawcy całego zajścia. Przesłuchiwali wiele osób, a ich podejrzenia zatrzymały się na mojej kochance. Motyw? Zazdrość i chęć wzbogacenia się na śmierci. Byłam o krok od rzucenia się na tego żałosnego detektywa. Na całe szczęście zostałam powstrzymana. Czy próbowałam oczyścić Claire z zarzutów? Być może.

— Możemy mieć nawet kilka niespodzianek – Raven usiadła na pobliskiej rurze, która wychodziła ze ściany starego budynku mieszkalnego. — Widziałam kilka mundurów. Każdy z nich patrolował okolice, więc raczej nie damy rady przejść niezauważone. Jest jednak jedna opcja.

— No?

— Dwóch detektywów szło w kierunku baru mlecznego. Jedna z nich to kobieta, więc możemy wykorzystać jej tożsamość do swobodnego wejścia – Raven zachichotała. Widziała mój wyraz twarzy, który mówił jednoznacznie, że nie jestem zainteresowana takim obrotem sprawy. — Nie przesadzaj. Robiłyśmy to wiele razy, więc to nic wielkiego.

— Mówiłam ci też wiele razy, że nie chcę znowu przemieniać się w losowego człowieka — Warknęłam. Jednakże równocześnie przekalkulowałam całą sytuacje. Demon miał rację. Zatrzymają nas w przypadku bezprawnego wtargnięcia na teren śledztwa. — Ale nie mamy innego wyjścia. Obiecaj mi jedną rzecz.

— Jaką?

— Nie będziesz starać się mnie prowadzić za rączkę. — Demoniczny ptak przekrzywił głowę. Czułam, że ma mnie za wariatkę. — Jestem dużą dziewczynką i sama umiem sobie poradzić ze sterowaniem ciała.

Przytaknęła, bo nie miała innego wyboru. Jestem godną przeciwniczką dla tak szalonego tworu. Pewnego razu postanowiła, że zamienimy się w jedną z nastolatek w pubie. Ten pokręcony ptak potem mnie upił i obudziłam się w łóżku z facetem, którego nie znałam. Od tego czasu mam Raven pod kluczem. Jeżeli raz wypadnie spod mojej kontroli, to mogę tego pożałować.

Kruk wzbił się w powietrze i poprowadził mnie w kierunku baru mlecznego. Okolice znałam jak własną kieszeń, ale po naszym wyjeździe z miasta doszło do zmian w otoczeniu. Wyburzono miejską bibliotekę i postawiono kolejny park. Zdobiła go olbrzymia fontanna z monumentem założyciela w samym środku. Podobny los spotkał jeden z nocnych klubów, ale ceglana rudera została zatrzymana. Przerobiono ją na sklep spożywczy, ale w myślach mieszkańców raczej nadal pozostała myśl o ekscesach, które miały tam miejsce. Słyszałam, że nadal przyjeżdżają tam napalone nastolatki i pytają, czy jest wolna loża. Zapewne sprzedawczyni musi dostawać tam szału na każde takie pytanie. Raven poprowadziła mnie właśnie przez park. Widziałam radosne dzieciaki, zakochanych dorosłych oraz studentów, którzy spędzali czas na jednej z ławek i czytali lektury zgodne z tokiem ich nauczania. Jeden z nich zaczął mi się przypatrywać, ale jakoś nie byłam tym faktem zaskoczona. Skórzane spodnie, buty na koturnie i obcisła koszulka z głębokim trójkątnym dekoltem przyciągałaby uwagę nawet najbardziej ułożonego ucznia czy nauczyciela. Wykrzywiłam usta w uśmiechu, co musiało go spłoszyć. Natychmiast zanurzył nos w książce, a ja opuściłam sztuczny skwer i stanęłam przed drzwiami do baru mlecznego.

Nad wejściem zauważyłam napis „U Paula”. Sam wygląd przypominał typową knajpę na przedmieściach, co zgadzało się z aktualnym położeniem. Kruk usiadł na szyldzie i spojrzał w jednoznacznym stylu. Przewróciłam oczami, bo wiedziałam, co zaraz zawiśnie na mojej szyi. Rozłożyłam ręce i skupiłam się na tyle, aby przemienić Raven w naszyjnik. Miałam lekkie szczęście, że nikt nas nie obserwował. Minęła chwila, a ptak zniknął. Dotknęłam dekolt. Wyczułam medalion z pewnymi nierównościami, czyli wszystko przebiegło w jak najlepszym porządku.

— Wejdź do środka i wskaże ci tą kobietę — Tym razem słyszałam to tylko ja. Głos w mojej głowie był o wiele delikatniejszy od tego, który wybrzmiewał z ust strażnika.

— Miałaś przestać matkować — Upomniałam ją w stonowanym nastroju. Dotknęłam obślizgłą klamkę od drzwi z lekkim obrzydzeniem, ale odczucie minęło po przekroczeniu progu. Znaleźliśmy się w środku budynku.

Moje wejście zaanonsował dzwonek, który był przymocowany do szklanych drzwi za pomocą zwykłego sznurka. Do moich uszu docierały głośne rozmowy, co było spowodowane ułożeniem stołów. Większe znajdowały się przy ścianach, a mniejsze na samym środku. Posadzka przypominała tą z lat 70 i przyjęła dwie barwy – białą oraz czarną. Bar oblegali mężczyźni z kieliszkiem czy kuflem. Ja zaczęłam się rozglądać za moją ofiarą. Raven przekazała mi za pomocą myśli, że blondynka powinna siedzieć z brunetem. Do cech szczególnych należała długa szyja i bordowy płaszcz. W takich momentach byłam wdzięczna za taką współpracę. Przeszłam kilka kroków i usiadłam na stoliku, który znajdował się na samym środku baru. Kelnerka natychmiast zjawiła się po mojej prawie stronie. Jej włosy wyglądały na rozczochrane, a wzrok przypominał raczej otępiałe monstrum aniżeli człowieka. Wyglądała bardzo… intrygująco. Przez moment wyobrażałam sobie, jak bardzo zadowolona musiałaby być po wspólnej zabawie. Kształty miała odpowiednie do tego, aby spełnić potrzeby niejednej kobiety.  Pozwoliłam sobie na zadziorny uśmiech, co najpewniej zauważyła.

— Co podać? — Zapytała cichym głosem. Kątem oka zaobserwowałam spore rumieńce na licach dziewczyny. Miało się ten urok osobisty, który zazwyczaj przyciągał uwagę odpowiednich obiektów.

— Kawę, ale bez mleka — Odpowiedziałam zalotnym tonem. Brunetka zdawała się odwzajemniać uczucie. Kiwnęła głowa, a ja rozpoczęłam poszukiwania naszego biletu na miejsce śledztwa.  

Kelnerka szybko zniknęła w gwarze i udała się po zamówienie. Miałam pecha, że wszyscy nagle poczuli potrzebę zjedzenia czy porozmawiania. Szerokim łukiem omijałam tłumne zgromadzenia, bo to była woda na młyn dla jakiegoś niespodziewanego ataku. Doświadczałam takich w młodości i zawsze żałowałam, że taki incydent miał miejsce. Poczułam lekkie mrowienie. Dobiegało ono z prawej skroni. Intuicyjnie obróciłam głowę w tym kierunku. Siedziała przy ścianie i jadła naleśniki. Najprawdopodobniej z czekoladą, bo jakaś część słodkiego sosu pozostawała na jej ustach. Pierwsza część planu wykonałam. Jednakże nadal musiałam czekać, aż nadarzy się okazja do wykorzystania jej wyglądu. Kelnerka natomiast szybko uporała się z trudem przyrządzenia gorącego napoju. Wyrwała mnie z obmyślania strategii, ale nie byłam na nią zła. Co więcej, pozwoliłam sobie na krótką chwilę rozluźnienia. Skierowałam dłoń w stronę kieszeni, która znajdowała się na lewej piersi. Wyciągnęłam z niej kartkę oraz długopis, co nieco zawstydziło pracownice. Papier zapełniłam ciągiem liczb i krótką wiadomością: Zadzwoń do mnie. Tak jak przypuszczałam, kelnerka ponownie się zarumieniła, i schowała wiadomość do kieszeni, ale znajdującej się w skórzanej spódniczce. Zapewniłam sobie wieczorną rozrywkę z atrakcyjną osobą.

— Zgrabna, ale czy warta świeczki? — Raven odezwała się w moim umyśle. Miałam ochotę skarcić ją za przerwanie mi flirtowania.

— Trzeba sobie urozmaicać życie — Ukradkiem obserwowałam oddalającą się kelnerkę. Zaspana czy nie, miała w sobie to coś, co zachęcało do wspólnych igraszek. — Dobra, wracamy do akcji. Gdzie nasz bilet wstępu?

Kawę przyrządzono wyśmienicie. Gorzki aromat sprawił, że poczułam się nieco lepiej i baczniej przyglądałam się dwójce detektywów. Mężczyzna opowiadał o czymś z wielkim przejęciem, ale blondynkę niezbyt pochłonęła owa rozmowa. Wyglądała na zanudzoną albo rozczarowaną. Jakby na coś liczyła ze strony jej partnera. Nim skończyła posiłek, wyszła spod okrągłego stołu i udała się do łazienki. Obie poczułyśmy, że to odpowiedna okazja do wykorzystania tożsamości naszej ofiary. Sięgnęłam do spodni i pozostawiłam na stole nieco więcej pieniędzy niż zazwyczaj. Zdążyłam jeszcze spojrzeniem spotkać kelnerkę. Ruszyłyśmy w równym tempie – ona po pozostawioną filiżankę, a ja po najmniej dostępną przepustkę. Spotkałyśmy się w drodze i nie mogłam sobie odmówić, aby lekko musnąć po jej dłoni. Szybko znikłam w łazience. Blondynka stała tuż przy lustrze i poprawiała sobie makijaż. Słyszałam cichy płacz, więc postanowiłam na zagranie dziewczyny, która ma zamiar wesprzeć swoją niespokrewnioną siostrę.

— Ale to musi być dupek — Zaczęłam i podeszłam do umywalki. Kobieta przetarła oko ze zdumienia. — Spokojnie, ja nie mam złych zamiarów. Chciałam tylko powiedzieć, że rozumiem twoją rozpacz. Zapewne mówi o tym, co by nie robił ze swoimi znajomymi…

— Powiedzmy, że tak jest — Byłam zaskoczona jej odwagą. A z drugiej strony, przecież pracowała w zawodzie, który wymagał bycia otwartym. — Drake często wspomina o swoich znajomych. Co to z nimi nie robił, z kim to się nie wspinał na jakikolwiek pagórek… Czasami mam tego dość.

— Znam to — Kłamanie szło mi aż za dobrze. — Potem okazuje się, że ma kochankę w innym mieście, a ciebie wykorzystywał do zaspokajania swoich potrzeb. — Rzeczywiście się zirytowałam. Pomimo upływu lat, nadal gdzieś miałam wewnętrzną urazę do płci przeciwnej. Zawdzięczałam to Thomasowi. — Gdzie moje maniery, Devillina. A ty jak się nazywasz?

— Clo…

Musiałam ją wreszcie znokautować. Zaraz by zaczęła mi opowiadać o wspólnym małżeństwie, czy też posiadaniu dzieci. Jej głowa otarła się o kant umywalki. Wdzięczna byłam za hałas, który zagłuszał wszelkie możliwe dźwięki. Jeszcze by mi brakowało, aby uciekać przed tym mężczyzną, co czeka na swoją dziewczynę. Raven wydostała się z naszyjnika. Podeszłam do drzwi, które zaklinowałam szczotką, ale wcześniej przesunęłam suwak, aby jasno komunikował, że pomieszczenie było zajęte. Ciało natomiast zabrałam przez ramię i ułożyłam przy jednym z grzejników. Kruk przekręcił głowę, a ja przewróciłam oczami. Rozłożyłam ręce z nadzieją na bardzo znikomy ból. Demon zamknął oczy. Starałam się zdusić krzyk w zarodku, co wychodziło bardzo dobrze. Jednakże myślałam, że zaraz zostanę rozerwana przez przypływ mocy. Zamknęłam oczy z nadzieją na bliski koniec przemiany.

— No już, już. Otwórz oczy — Zaśmiał się kruk. Miałam ochotę dokonać rękoczynu i wykrzywić mu dziób. — Jak to jest możliwe, że demonica ma obawy przed nauczeniem się czaru i jego wykorzystywaniem, a potem używa pej…

— Jak to jest możliwe, że głupi ptak musi tak dużo gadać? — Odgryzłam się i przeszukałam ofiarę. Znalazłam dokumenty tożsamości, ale jedynie chciałam licencję detektywistyczną. — Cloe… Nah, nawet nie spróbuje wymówić tego nazwiska. Brzmi nadto… rosyjsko? Nieważne. — Wskazałam otwartą dłonią na okno. — Wyleć. Spotkamy się na dworze.

Kruk, wyjątkowo, zachował się według moich poleceń. Szybko opuścił pomieszczenie, a ja stanęłam przy lustrze. Poprawiłam proste włosy, przejechałam szminką po ustach i podkreśliłam rzęsy. Kosmetyki zostawiłam przy leżącej Cloe. Wyciągnęłam miotłę, a tuż za drzwiami czekał on – jej wybranek. Nawet nie puszczał jej do toalety ze spokojem. Brunet wyglądał na zaniepokojonego.

— Coś długo się… przeglądałaś? — Żenada. Poczułam, jak zwracam śniadanie przez ten idiotyczny tekst.

— Musiałam poprawić to i owo — Przejechałam palcem po dekolcie, co niezbyt spodobało się detektywowi. Jego okulary przypominały te, które zakładały kujony w liceum. Sam natomiast wyglądał na starszego, niż się wydawało. — Słuchaj, zapłać z naszej karty. Ja dostałam telefon, że… Potrzebują mnie przy tym… no… pożarze! Właśnie. — Miałam ochotę siebie spoliczkować. Nawet tak prosta rzecz mi sprawiała trudność.

— Mieliśmy czekać za Brennanem.

— Poważnie? — Zaśmiałam się nerwowo. Podążyłam chwilą i przyciągnęłam do siebie mężczyznę. Pocałunek złączył nasze wargi, a klienci bardziej skupiali się na swoim obiedzie. Musiało mu się podobać, bo nie chciał odejść. — Wieczorem poznasz jeszcze więcej, ale teraz muszę uciekać.

Nie protestował. Śmiertelnicy zawsze ulegali pod wpływem przekonującego pocałunku i sprośnych obietnic. Kelnerka przyszła z rachunkiem, a ja opuściłam lokal. Raven czekała przy jednym z drzew.

— Tym razem to lekko poleciałaś — Przewróciłam oczami. Kruk szybko opuścił gałąź i usiadł na moim barku.

— Przestań się dąsać, złotko — Zaśmiałam się uroczo i  oblizałam usta z pełną gracją. — Nie moja wina, że jestem succubą.

Autor Chairman
Opublikowano
Kategorie Fantasy
Odsłon 856
1

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz