Scorbus [miniaturki] — Pierwsze wspólne wiadro

Gdzie fretka Damian to potężna broń, Scorpius odkrywa bogactwo internetu, a budyń karmelowy prowadzi do słodkich chwil fizycznej miłości.

.

.

.

— Nie ma co się stresować, Al, będzie dobrze. — Scorpius objął swojego chłopaka ramieniem i zagarnął w przytulasa,

gdy w około pięciu/siódmych podróży ekspresem Hogwart-Londyn zdał sobie sprawę, że w trakcie jego zajęcia się odrabianiem prac domowych zadanych im łaskawie na święta, Albus zajął się wpatrywaniem się w różne elementy najbliższego otoczenia i nerwowym gryzmoleniem po pergaminie (lubił rysować).

— Nie stresuję się; po prostu nie znoszę świątecznego zamieszania, a oni na pewno znowu będą cię targać z jednego durnego zajęcia w kolejną idiotyczną paplaninę i w końcu nic nie zrobimy razem — westchnął w ramię Scorpiusa.

W sumie lubił być przyduszany jego miłością. W jakiś sposób koiło to jego układ nerwowy. Zapach Scorpiusa, czucie jego żywego, ciepłego ciała, jego spokojny głos…

Milusio.

— Ale wiesz co? — dodał, usadzając się wygodnie na jego kolanach. — Miarka się przebrała. Może i oni wszyscy są z tobą mniej więcej przyjaciółmi, ale ja jestem teraz twoim chłopakiem, a to znaczy, że mam do ciebie prawo ponad wszystkimi innymi.

— Fakty — Scorpius zaśmiał się w jego szyję.

— Takie niby fakty, a jednak sam mnie zdradzisz, żeby podniecać się z Jamesem jego nową pastą do polerowania miotły?

— Czy to naprawdę tak źle, że miło mi się socjalizuje z twoją rodziną? — Scorpius poczochrał mu włosy.

— Tak, jeśli zapominasz, że ja też do niej należę.

— Mh, przepraszam, Al… — Otarł swój nos o nos Albusa i złożył małego buziaka na jego ustach. — Po prostu, to wciąż takie nowe mieć rodzinę która nie przypomina lodowych posągów albo nie składa się tylko z ledwie garstki ludzi którzy ledwo potrafią się uśmiechać. Nie żeby coś, kocham swoją rodzinę, ale wiesz.

— Gdy zrobimy sobie tuzin małych bachorów, będziesz jeszcze tęsknił do “ledwie garstki ludzi”, wspomnisz moje słowa.

— Hmm… — Scorpius się zamyślił. — Jak szybko byłbyś gotów to zweryfikować?

— A co, już jesteś napalony? Ledwo zaczęliśmy ze sobą chodzić, niewyżylcu. — Dobrał się do jego boków.

— Ale chciałem to robić od tak dawna, Alll…

Wkrótce, obydwaj dusili się nawzajem ze śmiechu, walcząc na łaskotki.

***

I tak minęło im pozostałe dwa/siódme podróży. Albus mógłby przysiąc, że czas wtem przyspieszył, każąc im zdejmować kufry z półek i sprzątać mały bałagan, jaki narobili w przedziale.

Wkrótce, ku sposępnieniu Albusa i rozentuzjazmowaniu Scorpiusa, wyszli z pociągu, dłoń w dłoni, kufer obok kufra.

Albus westchnął teatralnie, gdy w końcu podeszli do jego rodziny. James i Lily już dobiegli do rodziców, i wszyscy czterej patrzyli na Albusa i Scorpiusa, machając im. Normalnie teatr jakby wieki się nie widzieli. Albus naprawdę powinien był urodzić się Malfoyem.

— Dzień dobry, państwo Potter! — Scorpius przywitał się kulturalnie. Z razu na raz coraz to bardziej rozweselony na ich widok.

Tyle było rzeczy, których Albus wciąż nie rozumiał.

— Jestem do głębi poruszony, że znowu się widzimy, tato, mamo. Durnie – skinął im głową.

— Albus, jak ty się odzywasz do rodzeństwa? — skarciła go Ginny. Tak niezupełnie, bo ton nie brzmiał jak skarcenie; ale Albus już ponad pół swojego życia temu doszedł do wniosku, że to nic więcej jak zmyłka.

— Bez cukru, mamo. To nowa dieta.

W odpowiedzi, został zagarnięty w przytulasy i buziaki, tak jak pozostała trójka.

— Jak wam minął semestr? — Ginny zapytała, gdy Albus próbował wywietrzyć się z dusząco słodkich perfum, które na nim osiadły.

— Jak tam wasze zdrowie psychiczne? Jakieś nowe alergie na zbyt intensywne zapachy? Miła była podróż? Czekoladowe żaby znowu podrożały o dwa knuty? — Albus mruknął pod nosem, wystarczająco głośno, by inni go usłyszeli. — Wciąż żyjemy, to o czymś świadczy. Dzięki za troskę. A jak /wam/ minęły te cztery miesiące, rodzice? Co tam ciekawego w pracy? Ile razy oberwaliście od szefa, hm? Jakieś kompromitujące wpadki z artykułami, mamo? Ile razy wujek Ron wkurzył się o rukolę na pizzy, tato? A te nowe smaki u Fortescue? Próbowaliście?

— Skąd wiesz o nowych smakach u Fortescue? — zdziwił się Harry.

Albus zaśmiał się, poklepując swojego chłopaka po ramieniu. — Scor ma wtyki, zapomniałeś? Fortescue go uwielbia.

— Jego to uwielbia każdy od sprzedawania słodyczy — James przewrócił oczami. — Oddany klient, co, Scor?

Który odpowiedział mu zasalutowaniem. — W dodatku z intelektualnym zapasjonowaniem – dodał wesoło.

— Hej, Scorpius — zagadnął go Harry. — Jeśli kiedyś będziesz chciał otworzyć własny sklep ze słodyczami, mogę ci zarezerwować bardzo przyjemne miejsce na Pokątnej…

I tak pojechali do domu.

— Al, mówiłeś już rodzicom, że chodzisz ze Scorem? — Lily zapytała głośno, gdy temat przyszłego potencjalnego biznesu Scorpiusa się wyczerpał i nikt nie zastąpił go jeszcze nowym.

— Nie. Dzięki, że mnie wyręczyłaś. A mówiłaś już rodzicom, że masz chłopaka?

— ŻE CO?! — W tym momencie wszystkim na moment zamarło serce, bo Ginny prawie straciła kontrolę nad kierownicą.

— Al jest tylko dwa lata starszy i ma chłopaka, czemu niby ja nie mogę też już kogoś mieć? A kto wie czy nie wybuchnie znów wojna, chcę się cieszyć życiem–

— I wyzyskiwać innych, żeby odrabiali za ciebie prace domowe? — James dorzucił, chichocząc pod nosem na reakcję Lily.

— LILY LUNA POTTER! CO TO MA ZNACZYĆ?! — zażądała Ginny.

— Nie odpowiem ci, mamo, jeśli zabijesz nas przez nieuwagę na drodze — odparła Lily, rzucając mordercze spojrzenia Jamesowi.

Ginny wzięła głęboki oddech.

— Jesteśmy z mamą tacy szczęśliwi, chłopcy — oznajmił pogodnie Harry, dzielnie usiłując rozładować napięcie. — A właśnie, jak się miewa twój tata, Scorpiusie?

I tak dojechali pod dom.

Gdzie Lily zaczęła obrzucać starszego brata ścieżkami. Cóż, próbowała.

Albus w głębi serca podziwiał jego refleks w unikaniu pocisków, ale hej, dobre kilka lat grania na pozycji ścigającego robi swoje.

— Let it snow, let it snow, let it snow… — Scorpius zanucił pod nosem, pchając swój kufer, idąc dłoń w dłoni z Albusem.

— Co na obiad? — Al rzucił pytanie w przestrzeń, bo jego ssący żołądek mu kazał.

***

Po obiadokolacji, gdy już rozpakowali się w swoich pokojach, znów stłoczyli się w salonie, by resztę wieczoru spędzić na dekorowaniu domu świątecznymi różnościami. Albus był dogłębnie wdzięczny, że w tym roku całą rodziną spotkają się dopiero w pierwszy dzień po świętach, i tylko na jeden wieczór; naprawdę wolał spędzić przynajmniej jeden dzień w spokoju ze swoim chłopakiem.

Scorpius zresztą też nie był  tak zachwycony, gdy co i moment któryś z Potterów zapraszał go to na to, to na siamto, a on, biedny, pozostawał rozerwany między rodzinną wesołością a rosnącym pragnieniem spędzenia czasu sam na sam z Albusem. Nie potrzebował wcale wiele do szczęścia, naprawdę! Nawet siedzenie razem w fotelu w salonie byłoby zadowalające! …Gdyby nie fakt, że każdy nagle dostał jakiejś dziwnej obsesji na jego punkcie.

Scorpius nie był pewien, jak się z tym czuć. Rodzina Albusa była cudowna, ale bywała też…

po prostu creepy.

A może Scorpius zwyczajnie nie był przyzwyczajony.

Czym w ogóle jest normalność?…

***

Nastepnego dnia czekały na nich stosiki prezentów, a Damian obudził Albusa i Scorpiusa o jedenastej, harcując po klatce.

— Wesołych Świąt, Damian — Scorpius ziewnął.

Albus hufnął. — A ja to co, ty… — Przeturlał się na łóżko Scorpiusa (połączyli dwa w jedno) i złożył na nim swój zaspany ciężar, gdy Scorpius próbował wstać.

— Tobie pożyczyłem tuż po północy, nie pamiętasz? — Potargał mu czule czuprynę.

— Mpfff… — Al odmruknął w jego obojczyk.

Scorpius ładnie pachniał gdy był świeżo z łóżka.

Pachniał ładnie również gdy był świeżo po prysznicu.

Garść minut później obydwaj zaszyli się z powrotem w pokoju, by zbadać, czym ich w te święta obdarzono.

Prezent od taty Scorpiusa ewidentnie był zainspirowany pogawędką jaką odbył z Albusem zeszłego lata.

— Jasny gwint — mruknął, wpatrując się w coś, co najłatwiej byłoby określić jako czarodziejski odpowiednik mugolskiego mikroskopu – coś, co Albus miał gdzieś tam na kącie oka przez ostatnie kilka miesięcy.

Mam nadzieję, że Ci się przyda, drogi Albusie. Odkryłem również, że w domowej bibliotece mamy parę całkiem przyzwoitych pozycji z zakresu studiów flory i fauny, które mogą Cię zainteresować…
Wesołych Świąt, i do zobaczenia na Nowy Rok!
Draco

Nowy Rok w Dworze Malfoyów… Tak. To będzie słodki, piękny czas niezakłócanej prywatności i Albus kochał swoich rodziców ale czasem naprawdę sądził, że z Draco dogadywałby się lepiej nie tylko od święta.

— No weź. To kosztowało fortunę!

— Będziesz miał dużo tematów do nerdowania z tatą — Scorpius wyszczerzył się do niego.

— A z tobą nie? — Albus przyglądał się urządzeniu zafascynowany.

— No, jeśli będziesz chciał… — Scorpius przytulił się do jego pleców. — W końcu nie będę jedynym kujonem w tym związku — zarechotał.

Na co Albus odwrócił się, zdjął mu okulary, założył je, sięgnął po książeczkę dołączoną do mikroskopu, otworzył na losowej stronie, i przeczytał profesorskim tonem:

— “Przykładem ryzyka transmutacji międzygatunkowej jest powstanie hybryd o DNA niefunkcjonalnych, i rośnie ono proporcjonalnie do stopnia złożoności strukturalnej białek organizmu docelowego – nie transmutowanego. Zdjęcia A.23 i A.24 obrazują powyższy scenariusz na przykładzie transmutacji: ślimaka winniczka w mysz polną (A.23), krewetki tygrysiej w żyrafę masai (A.24).”

Scorpius odebrał mu okulary.

— Bardzo dobrze, panie Potter, pięćdziesiąt punktów dla Slytherinu.

Albus trzepnął go w głowę książeczką.

— Aha — mruknął kilka minut później, gdy mikroskop został bezpiecznie schowany w szafie i obydwaj wrócili do swoich prezentów. — Zobacz, jaki sweter zrobiła mi babcia Molly. — Pokazał Scorpiusowi sweter: czarny z podobizną Damiana przeciągającego się na plecach i napisem “My ferret is my life”.

Scorpius parsknął śmiechem. — Jakie słodkie!

— A ty jaki dostałeś? — Albus rzucił się po podobną paczkę na stosiku Scorpiusa.

— Hej, to nieładnie otwierać cudze prezenty.

— Oj tam. — Albus rozerwał papier, ukazując śnieżnobłękitny sweter z dużym srebrnym płatkiem śniegu mieszczącym słowa “Every snowflake holds a story”.

— Oh. — Albus spojrzał na Scorpiusa.

Który wpatrywał się w sweter z tym samym odległym smutkiem w oczach, które miał za każdym razem, gdy coś przypomniało mu mamę.

— Skąd babcia Molly o tym wie?

— Bo kiedyś jej powiedziałem. Kiedy piekliśmy wszyscy razem ciasteczka, zostałem żeby pomóc posprzątać, bo zawsze lubiłem piec z rodzicami, wciąż robimy to z tatą, i to było tak jakby… taką namiastką.

— Pamiętam, jak wychodziliśmy razem z rodzicami do ogrodu podczas zimy, i mama powiedziała raz, “Każdy płatek śniegu kryje historię.” A tata dodał, “I każda może być piękna, jeśli wiesz, jak patrzeć.” Fanatyk historii magii, co nie — zażartował, wskazując na siebie. — To też jeden z powodów dla których kocham zimę. Bo przypomina mi o tym. O tym wszystkim. O tym, by patrzeć głębiej na ludzi. Z daleka wszyscy wydają się tacy sami, ale gdy się przyjrzysz, zobaczysz ich unikalne piękno. Nawet w tych brudnych historiach można się go doszukać…

A potem, znienacka, Scorpius się do niego przytulił. Albus objął go ciepłymi ramionami, i po chwili dało się słyszeć pociągnięcie nosem, a na szyję Albusa spadła kropelka mokrości.

Scorpius wziął głęboki oddech, wtulając się w Albusa mocniej.

— Wszystko dobrze, wszystko dobrze, tylko na moment mnie wzięło… — odpowiedział na niezadane pytanie.

— Masz jeszcze kilka prezentów do otwarcia — Albus zanucił od niechcenia, składając buziaka na policzku Scorpiusa.

Scorpius uśmiechnął się łagodnie i podniósł głowę, by czule popieścić usta Albusa.

Gdy parę słodkich chwil później Scorpius wrócił do zapoznawania się ze swoimi prezentami, wszelkie troski szybko wyparowały, bo–

— Na smażony język bazyliszka, Al! — Scorpius wpatrywał się, zszokowany, w nowego laptopa, którego właśnie rozpakował. — To jest… Jasny szlag.

— Ta, wiem. — Patrzył z czystą przyjemnością, jak jego chłopak otwiera pudełko. — To taki w sumie prezent zbiorowy ode mnie, rodziców, wujka Rona i cioci Hermiony. Wpadłem na ten pomysł i wszyscy chcieli zobaczyć, jak zareagujesz itede.

— Nawet nie wiem, jak go trzymać — zmartwił się Scorpius, przyglądając się laptopowi.

Albus parsknął śmiechem.

— O tak. — Pokazał mu, otwierając laptopa. — To nie takie trudne, wiesz? — Kuksnął go w bok. — Tylko nie rób niczego gwałtownie, i będzie dobrze. Możemy go włączyć, jeśli chcesz. Ale będziesz musiał zaktualizować system operacyjny, prawdopodobnie założyć swoje konto, i kilka innych rzeczy, i najlepiej zainstalować oprogramowanie antywirusowe, jeśli chcesz korzystać z internetu.

Scorpiusa na moment zatkało.

Chyba przestał oddychać.

— Spokojnie, nauczę cię. — Albus poklepał go po plecach, na wszelki wypadek. — To tylko dziesięć razy bardziej skomplikowane i wkurzające od opieki nad magicznymi stworzeniami. Na pewno ci się spodoba.

Scorpius odetchnął głęboko, odrzucił głowę do tyłu, i zakrył twarz dłońmi. — Powaliiiiiło waaaaas — wyrzucił ze śmiechem.

— Już kilka pokoleń temu — Albus skwitował z uśmieszkiem, ubawiony reakcjami swojego chłopaka.

***

Scorpius miał jednak bardzo chłonny mózg, w związku z czym nauczenie go podstawowej obsługi jego nowego laptopa nie zajęło długo (a przy tym Scorpius okazał się skrajnie pociesznym uczniem, zafascynowanym każdym błahym elementem tematu). Już pierwszego wieczora zasiedzieli się razem do późnych godzin nocnych, a drugi dzień świąt Scorpius spędził w większości na dostarczaniu sobie dawki internetu, podczas gdy Al wyrozumiale zostawił go na kilka godzin – i tak nie dałby oderwać się od Swojego Nowego Fascynującego Prezentu – które spędził w śniegu z rodzeństwem i rodzicami (wiecznie młodzi duchem, kochani).

— Zaraz do was zejdę — Scorpius krzyknął w pewnym momencie z okna w pokoju Albusa — tylko jeszcze sprawdzę parę rzeczy!

Ostatecznie, rzeczywiście Scorpius wkrótce do nich dołączył, i z czerwonymi policzkami i błyszczącymi oczami rzucił się z nimi w berka.

Skończyli śpiewając kolędy – a potem karykatury kolęd – przy improwizowanym, magicznym ognisku przed domem, i popijając eggnog. Poza jego tatą, który nigdy nie był jego wielkim fanem; popijał za to gorącą czekoladę.

Jeden po drugim wszyscy w końcu poszli w jego ślady, gdy eggnog im się znudził.

Gdy zaś nastał wieczór i znudziło im się siedzenie przy magicznym ognisku z pustymi kubkami i rozmawianie o szkole, problemach w pracy, i polityce, i wszyscy porozchodzili się do swoich zakątków domu a Scorpius poszedł do łazienki na pielęgnację przed snem, Al poddał się niewinnej ciekawości i otworzył jego historię wyszukiwania.

“czym jest internet”
“historia komputera”
“przewodnik po informatyce dla nowicjuszy”
“dlaczego kaczątka są żółte”
“teoria kolorów”
“czym jest światło słoneczne”
“przepis na ciasto marchewkowe”
“czekolada a nadpobudliwość”
“cukier a długość życia”
“uzależnienie od cukru jak wyjść”
“przepis na dietetyczne ciasto marchewkowe”
“jak wyhodować groszek”
Czemu akurat groszek?…
“skąd wziął się wszechświat”
“RPA czas”
“zdjęcia Jowisza”
“sonda definicja”
“gwiazdozbiór Scorpiusa”
“Draco gwiazdozbiór”
“mapa gwiazdozbiorów”
“najbliższy deszcz meteorów”
“Ziemia z kosmosu zdjęcia”
“co to NASA”
“płaska Ziemia teorie”
“jak wam to przyszło do głowy”
“weryfikacja informacji w internecie”
“minecraft”
“zakładanie konta bankowego”
“minecraft”
“minecraft przewodnik”
“minecraft najbardziej imponujące budowle”
“instrukcja do red stone’a”
“pierwsze zarejestrowane UFO”
“sygnały z kosmosu”
“schizofrenia objawy”
“duchy”
“czy duchy istnieją”
“jak ożywić zmarłego”
“czy czarodzieje istnieją”
“jak zrobić dobre wrażenie na rodzicach chłopaka”
“kiedy najlepiej się oświadczyć”
“jubiler Londyn”
“mapa świata”
“satelita definicja”
“czy byłbym dobrym mężem”
“daj mi coś na odstresowanie”
“najlepsze lubrykanty”
“jak bezpiecznie powiększyć penisa”
…Scorpius chyba już miał całkiem dużego? Ah, Al miał ochotę to w końcu sprawdzić. Do tej pory mógł jedynie wyciągać wnioski z tych razów gdy widział Scorpiusa w samych bokserkach.
“perfekcyjny blow job gay film instruktażowy”
Oho. Witaj w świecie mugolskiej pornografii, Scor. Zaczął już kolekcjonować materiał do folderu na masturbację, mmm…
“najpiękniejsze penisy świata”
“penis nieobrzezany vs obrzezany”
Ciekawe, którym jest Scor…
“czy moja sperma smakuje normalnie”
“jak przygotować się na pierwszy seks”
Hmm… Albus zdecydowanie nie miałby oporów, gdyby jego chłopak miał ochotę zweryfikować zdobytą wiedzę w praktyce już dziś…
“domowe instrumenty”
“do szopy hipogryfy nuty”
“kolędy bożonarodzeniowe do słuchania”
“prognoza pogody Londyn”
“meteorologia”
“meteorolog zawód”
“mugolski system szkół”
“system szkół”
“antidotum na kaca”
“jak lepić solidne śnieżki”

Cały Scorpius.

***

Dzień następny przemielił się niczym żwir przez mózg Albusa, ale w pewnym sensie przypomniał Albusowi piękno rodziny. Cóż, nie mógł zaprzeczyć że miał szczęście być członkiem rodziny tak…

pociesznej.

Wujek George ratował mu (wszystkim) nerwy, zawsze znajdując coś co skutecznie rozładowywało napięcie.

Teddy był najbardziej spoko człowiekiem ogólnie rzecz biorąc, jakiego Albus znał. Trochę mu współczuł, że skazał się dobrowolnie na resztę życia z Jamesem, ale hej, przynajmniej będą się częściej widywali! Oby.

Fred czasem grał mu na nerwach, ale podzielali sporo zainteresowań, włączając w to wkurzanie dziewczyn, więc ostatecznie integrowało im się dobrze.

Dziadek Artur zabrał mu chłopaka na pół dnia, gdy dowiedział się, że dostał laptopa. Cóż. Albus był w stanie mu to wybaczyć: to samo stało się z nim, gdy swojego własnego laptopa dostał dwa lata temu. Zresztą, wszyscy w rodzinie znali poziom obsesji dziadka Artura nad dynamicznie się rozwijającą mugolską technologią. A gdy do obsesjowania dołączyła się ciocia Hermiona, Albus był pewien, że teraz, gdy już wie jak zafascynowany Scorpius jest swoim laptopem, na kolejne specjalne okazje jego chłopak zostanie zasypany podręcznikami do informatyki.

Gdy Scorpius w końcu dostał trochę spokoju, bo wszyscy zgłodnieli i zabrali się do kolejnego posiłku, tuż po nim podszedł do niego Hugo i zaoferował że pokaże mu kilka przydatnych rzeczy – sam będąc swego rodzaju znawcą tematu, wychowany przez ciocię Hermionę. Albus też się dołączył, i na tym zszedł im drugi kawałek dnia.

Pod wieczór kulturalnie zmuszono wszystkich, by zebrali się znów razem w salonie na deser i ostatnie momenty rodzinnego chaosu. Co skończyło się tym, że kilka osób na dobre pół godziny porosło wąsami i brodą świętego Mikołaja, kompulsywnie wykrzykując klasyczne “HO, HO, HO!” ilekroć chcieli się zaśmiać.

— To najnowszy wynalazek taty — westchnęła Rose, próbując jeść przez morze białego puchu na twarzy, podczas gdy Hugo zanosił się głośnym śmiechem, wkrótce zarażając nim cały stół.

Nie wchodząc w detale, Albus kochał swoją rodzinę, bo była kochalna. Zwłaszcza ta jej część, której nie widywał regularnie w Hogwarcie.

***

Mimo to, gdy w końcu reszta Weasleyów porozchodziła się do swoich domów, Scorpius odetchnął z pewną ulgą; Albus jeszcze głośniej.

— Miło było, ale co za dużo dobrego to niezdrowo — skwitował swoim rodzicom i rodzeństwu, gdy pożegnali ostatniego niewspółlokatora, po czym chwycił Scorpiusa za rękę i poszli razem do jego pokoju.

— Ach, słodko — Scorpius przeciągnął się, wtulając się w Albusa który rozłożył się na łóżku. — Mmm… — Przesunął dłoń po klatce piersiowej Albusa. — To co, Al — wymruczał w jego ucho — może byśmy–

— Elo, Al, Scor! — Lily wtargnęła do pokoju.

— Kurwa mać — Albus wyrzucił.

— Zostało jeszcze trochę ciasta, tata pyta czy wam zostawić.

— Mi nie trzeba, i tak sam zjadłem chyba większość — Scorpius westchnął ciężko.

Jego samokontrola naprawdę wymagała pracy.

— Mi też nie. I naucz się w końcu pukać.

— Spoko. — Zwróciła się ku drzwiom. — O! Scor, a może masz ochotę na budyń karme–

— Spa-daj.

— No wiesz, do rodzeństwa tak mówić? — Lily obruszyła się, chyba teatralnie ale w tych czasach Albus już nie potrafił tak dobrze tego określić.

— Do wrednego rodzeństwa, które nie rozumie co to prywatność i chęć spędzenia spokojnego czasu ze swoim chłopakiem? — rzucił jej wymowne spojrzenie.

Po którym to stwierdzeniu Lily wyraźnie się speszyła.

— Scor też wcale nie jest taki szczęśliwy, że targacie go z jednej zabawy w drugą. Ale wam tego nie powie, bo jest nieskończenie bardziej kulturalny od was wszystkich razem wziętych.

Patrzył jak jego siostra wierci się w miejscu.

— Przepraszam. Tacy po prostu jesteśmy. Ale naprawdę, to nie ze złośliwości. — Zrobiła pauzę. — To nie chcecie budyniu?

— Teraz nie.

Lily kiwnęła głową. — Zamknąć drzwi?

— Byłoby nieopisywalnie miło z twojej strony.

— Sorry — rzuciła na odchodnym.

Albus westchnął z ulgą po raz drugi tego dnia.

— Naprawdę powinieneś popracować nad asertywnością, wiesz? — rzucił do Scorpiusa. — I ani mi się waż czuć się nieswojo przez “wywołanie rodzinnego napięcia” czy inne terefere. U nas to normalka. I jeśli nie chcesz, żeby włazili ci na głowę w przyszłości, naprawdę popracuj nad asertywnością. Co znowu? — spytał, gdy Scorpius wzniósł oczy ku sufitowi.

— Praktycznie cała nasza przyjaźń to moje pracowanie nad asertywnością, ale cztery lata później wciąż jestem w tym względzie zbyt słaby, by przebić się przez Weasleyowską upartość.

— Posłał mu uśmieszek.

— Co nie? Pojęcia nie mam, jak my jeszcze znosimy siebie nawzajem w tej chorej rodzinie.

— Ty chyba już ledwo, ale nie przejmuj się za nas obydwu. — Scorpius wtulił się w niego, obejmując jego tors ramionami. — Trudno zaprzeczyć, że potrafię zadbać o twój dobry humor jak mało kto.

— Fakt, trudno. Ale aż by się chciało. — Potargał mu figlarnie włosy.

— Damian zostawił ci trochę futerka na koszulce. — Scorpius pomuskał palcem bok Albusa.

— Ostatnio odkurzył cały dywan pod tym łóżkiem. Myślałem że utknął za jedną z nóżek, nie wychodził zza niej przez dobre kilka minut. Durny wariat.

Scorpius kichnął.

— H! Wiedziałem! Jesteś uczulony na fretki! — Albus oskarżył teatralnie.

— No co ty, Damian jest zbyt pocieszny, żeby mieć na niego uczulenie. — Scorpius przeturlał się na plecy na podołek Albusa.

Jeden jego oddech minął, spokojny i leniwy.

— Na zdrowie.

— Twoje też — Scorpius wyszczerzył się do niego.

Głuptas.

Który zawsze potrafił wyczarować słońce w świecie Albusa, nawet w najmroczniejszej nocy jego mózgu.

— Wiesz co? — Scorpius zamyślił się, marszcząc brwi na sufit.

— Hmm?

— W sumie to mam ochotę na ten budyń karmelowy… Ale tylko z tobą.

Albus uśmiechnął się pod nosem.

— Tak, mamy ochotę na budyń karmelowy. – Oznajmił, zszedłszy na dół okupowany przez jego rodziców i rodzeństwo. — Dla dwojga.

— Aww… — Lily mruknęła spod stołu, z szufelką i zmiotką rękach.

Albus zatrzymał się przez moment na tym obrazku. …Eh, nieistotne.

— I jeśli ktokolwiek wlezie nam do pokoju, napuszczę na niego Damiana. A dzień obcinania pazurków ma dopiero w piątek.

— Oczywiście, chłopcy. — Harry zwrócił się do pozostałej trójki. — Wszyscy słyszeli?

— Yes, sir! — James zasalutował ojcu. Po czym powtórzył gest na Albusa i Scorpiusa. — W razie czego, mam nieotwartą tubkę lubrykantu. — Poklepał brata po ramieniu.

— Jakiej marki? — zainteresował się natychmiast Scorpius.

Albus parsknął śmiechem przez zarumienione komentarzem brata policzki. Jego chłopak był niemożliwy czasami, naprawdę.

— Damian to potężna broń — Scorpius zaintonował poważnie, gdy, wyposażywszy się w miseczkę budyniu i dwie łyżeczki, zamknęli za sobą drzwi pokoju Albusa.

— A żebyś wiedział. — Albus uniósł na niego brwi. — Ładnie straumatyzował to stado, gdy na pierwszych świętach bożonarodzeniowych po tym, jak go dostałem, podrapał Lily i inne dziewczyny. Był wtedy mały i przestraszony, a one rzuciły się na niego jak na watę cukrową. — Albus pokręcił głową na wspomnienie.

— Cóż. Niektóre lekcje wchodzą tylko bolesnym sposobem — skwitował Scorpius, biorąc łyżeczkę budyniu.

— C’est la vie. — Albus ukradł jego łyżeczkę

— Hej–!

i dał mu w zamian buziaka.

Scorpius wyglądał tak przystojnie z tym lekkim uśmiechem rozbawienia

i zaróżowionymi policzkami.

— Wziąłbym cię ponad każdy budyń — usiadł okrakiem na udach Albusa, przyspieszając bicie jego serca słodkim podekscytowaniem, i wyjął swoją łyżeczkę z jego dłoni — ale w tym momencie naprawdę jestem głodny.

Po czym włożył nabraną wcześniej porcję budyniu do ust. Albus nie był pewien, ale Scorpius raczej zazwyczaj nie spożywał jedzenia w /taki/ sposób.

Taki… koci.

Ponętny.

Sugestywny.

Jakby zamiast łyżeczki trzymał–

— To co robisz? Tak się nie siada do posiłku. — Al położył dłonie na udach swojego głodnego chłopaka, czując naglące pulsowanie w prąciu, które nabierało grubości i długości.

— Może i “się” nie, ale ja tak. W tym momencie. Z dziką radością — odparł łagodnie, jak gdyby nigdy nic, nabierając drugą łyżeczkę budyniu.

Albus oglądał, z dziwnie walącym sercem i pulsującym penisem, jak jego chłopak zdejmuje budyń z łyżeczki ustami, tak powoli, tak otwarcie rozsmakowując się w chwili…

I jęknął.

Przymykając oczy.

Albus przełknął ślinę. Jasny szlag, Scorpius go właśnie uwodził.

I robił to prawie zbyt dobrze jak na kogoś, kto nigdy wcześniej tego nie robił. Cholerny wrodzony talent do bycia seksownym.

Inni mogli tylko marzyć o chodzeniu z tym cudownym chłopakiem.

I Albus wciąż nie dowierzał, że Scorpius wybrał jego.

Przejście z przyjaźni do romansu było takie swobodne.

— Na pewno jesteś głodny? Bo w tym momencie zachowujesz się tak, jakbyś miał ochotę na coś bliższego ćwiczeniom, niż jedzeniu — Albus mruknął, przesuwając dłonie w górę rozszerzonych ud chłopaka…

aż musnął kciukami wybrzuszenie jego męskości w spodniach.

Przez cały czas Scorpius wpatrywał się w niego z tym badaniem, wyzwaniem w oczach, które wtem pociemniały, gdy Albus zbliżył dłonie do jego jąder i penisa.

Zwilżył wargi językiem.

Nabrał kolejną łyżeczkę.

— Mogę mieć ochotę na obydwa jednocześnie. — Uśmiechnął się do niego z zadowoleniem,

taki piękny, taki kuszący.

Albus oglądał jego usta z zapartym tchem, gdy otwierał je dla kolejnej porcji budyniu…

— A ty, Al? Nie masz ochoty? Jest naprawdę pyszny… — Scorpius wymruczał, zanurzając dłoń w jego włosach,

pochylając ku niemu twarz…

— Zobacz.

muskając usta Albusa swoimi.

Smakującymi budyniem karmelowym.

Albus jęknął bezradnie, oblewany ciepłymi ciarkami pobudzenia, gdy Scorpius wysunął język i muskał nim to dolną to górną wargę rozchylonych już dla niego ust swojego chłopaka.

A potem Scorpius wydał dźwięk – niski, gardłowy, cichy jęk – i Albus dosłownie byłby spuścił się na miejscu.

Obydwaj dyszeli lekko.

Scorpius odłożył łyżeczkę i miskę i podsunął się bliżej na podołku Albusa, napierając wybrzuszeniem swojej erekcji na wzwód Albusa.

Jego dłoń spoczęła na klatce piersiowej Albusa. Musnął kciukiem jego sutka.

Albus zacisnął dłonie na pośladkach Scorpiusa, przypierając ciężar jego erekcji do swojej własnej.

— Oh… — Scorpius sapnął, przechylając głowę,

otwierając usta,

by wsunąć język w usta Albusa, i zaczął trzeć o niego biodrami, pchając językiem w tym samym rytmie.

Albus wypuścił przekleństwo wobec gorącej fali żądzy, jaka się w nim rozlała. Scorpius pchał w niego, penetrował językiem jego usta, dominując pocałunek, i Al czuł pulsowanie jego prącia o jego własne,

i oh jak mu było /dobrzeeee/…

— Mój penis jest twardy, Al. Taki twardy dla ciebie… Podoba ci się to? — Scorpius wymruczał w pocałunek, przesuwając dłoń po torsie Albusa.

— Oh jesss… — Al jęknął bezmyślnie, sapiąc.

— Chcesz poczuć, jak twardy mój penis jest dla ciebie? — Zassał wargę Albusa, i zszedł ustami niżej, muskając jego skórę.

— Takkk… — Albus syknął, pulsując w prąciu tak mocno dla Scorpiusa, gdy jego napalony chłopak całował jego grdykę, wibrującą cichymi pojękiwaniami Albusa,
których nie potrafił kontrolować.

Zwłaszcza gdy Scorpius ujął jego dłoń i przyłożył ją między swoje nogi, pozwalając Albusowi dotknąć napalonej twardości jego erekcji i mokrości jaka wysiąkła z jego szparki i przesiąkła przez jego bokserki na spodnie.

— Podnieca cię to, prawda? — Scorpius spojrzał mu w oczy, z policzkami zarumienionymi żądzą i oczami pełnymi magnetycznego erotyzmu, aż ciarki oblały Albusa, centrując się między jego nogami, nabrzmiewając krwią jego prącie, jego jądra, i jego prostatę.

O boże, dojdzie. Dojdzie lada moment z tym wcielonym seksem przyszpilającym go parnym spojrzeniem i swoim ciałem.

Wtem Scorpius ujął własną dłonią jego męskość, by poczuć wzwód Albusa.

Albus pchnął biodrami w jego dłoń, tak bardzo potrzebując dojść…

— Jesteś taki twardy dla mnie, oh, Al, musisz ociekać soczkami… Chcesz, żebym przyłożył swojego nagiego, twardego, dużego penisa do twojego, i tarł o niego aż spuszczę się na ciebie?

Merlinie — Tak! Proszę, Scor, potrzebuję twojego penisa, potrzebuję dojść–

Odruchowo przyparł Scorpiusa do siebie za pupę, szukając więcej cudownego tarcia dla swojej erekcji,

ale Scorpius odsunął się by zsunąć spodnie i bokserki Albusa, obnażając jego nabrzmiałą, wilgotną soczkami podniecenia męskość.

— Mmmh… — Scorpius zaskamlał nisko na ten widok, pośpieszony palącą potrzebą orgazmu, by rozebrać własną męskość.

Zsunął spodnie pod kolana, i serce Albusa stanęło na moment na pierwszy widok penisa Scorpiusa.

A potem całe jego ciało zapulsowało pod potężną falą zamraczającej rozum żądzy.

Slytherinie, Scorpius /miał/ dużego. Pięknego, dużego członka sterczącego w gorącej, ciężkiej erekcji którą przytulił do penisa Albusa. Obdarzonego dużym, grubym żołędziem z pulchną szparką, najpiękniejszą jaką Albus kiedykolwiek widział.

Był aż nierealnie seksowny.

Ty powinieneś się znaleźć w najpiękniejszych penisach świata.

Szlag, dojdzie tak mocno. Oooh, tak, tak, tak…

— Podoba ci się? — Scorpius potarł swoje masywne prącie, naciągając mokry preejakulatem napletek na swój cieknący żołędź, by go odciągnąć, rozbierając ten penisa moczący żołędź, lśniący soczkami jego pobudzenia,

a jego pięść zsunęła się na samą podstawę prącia, spoczywając– zatapiając się w miękkiej, obfitej mosznie w którą Albus miał ochotę wsadzić twarz.

Albus ścisnął ich penisy razem w dłoni, a jego penis drygnął tak mocno na czucie penisa Scorpiusa o niego. — Czujesz, jak pulsuję? — mruknął o usta chłopaka. — Jasny szlag, Scor, mam ochotę nadziać swoją pupę na to cudo i wielbić nią każdy gorący cal…

— Nghhhh…

Gdy tylko poczuł gołe prącie Scorpiusa spazmujące o jego własne – gorące, twarde, pulsujące orgazmem – gdy Scorpius pchał w niego biodrami bez kontroli, tracąc dech w orgazmicznych spazmach,

rozkosz rozprysła się w jego członku, wytryskując przez szparkę jego penisa, oblewając ciepłym nasieniem penisa i jądra Scorpiusa otulające jego własne jądra swoim miękkim, jedwabistym gorącem,

dodając do erupcji spermy, jaką oddał członek Scorpiusa,

— Oh, Al… — sapał, jęcząc w silnym orgazmie, przylegając do Albusa w potrzebie bliskości. — Oh szlag…

i przycisnął twarz w ramię swojego chłopaka, by stłumić krzyk przyjemności.

bogowie

Połączyli dłonie w potrzebie wydojenia swoich penisów z ostatnich fajerwerków rozkoszy i ostatnich kropli nasienia, sapiąc, gdy haj i napięcie orgazmu opuszczało ich zszokowane ciała. Pochłaniali wzrokiem swoje przytulone do siebie penisy, mokre, lśniące orgazmem, mięknące powoli.

Pierwszy wspólny orgazm. Albus już był uzależniony. Nigdy wcześniej nie doszedł tak mocno tylko ze stymulacji penisa.

— Szlag, Al, to było takie dobre — Scorpius westchnął, wtuliwszy się w niego, najwyraźniej kompletnie zadowolony z faktu, że między ich rozanielonymi ciałami panuje mokry, seksualny bałagan morza nasienia.

— Jeśli to było takie dobre, pomyśl jak dobrze będzie czuło coś więcej — Albus zamarzył na głos.

— Oh tak… — Scorpius uniósł głowę, by wspiąć się pocałunkami do ust Albusa. — Zobaczenie cię tracącego rozum na widok mojego penisa to najlepsza rzecz we wszechświecie.

— Kto by nie stracił? — Ujął prącie Scorpiusa w dłoń. Było całe śliskie od ich zmieszanego nasienia. — Ty masz po prostu geny boga. Cholerny cud natury.

— Dobra, przyznam, jestem z niego dumny — wyznał, jak gdyby z oporem, rumieniąc się. — Co ty na to, żebym jutro obudził cię swoimi ustami na /twoim/ cudzie natury? — Pomasował prącie Albusa czule. I po chwili zastanowienia oblizał palce, by spróbować nasienia Albusa.

— Mmm… — jęknął, przymykając oczy w rozkoszy, wyglądając jakby właśnie spełniało się jego największe marzenie.

Albus wpatrywał się w niego, odrobinę zaskoczony jego głodem.

— Jesteś niemożliwy, wiesz? — pokręcił głową.

— Mmmhm. — Scorpius wyszczerzył się do niego, pozytywnie promieniujący radością.

Urzekający.

Jasna cholera, to otwarte pragnienie Scorpiusa wobec Albusa, wobec jego ciała rozbudzało w Albusie taką dziką bestię łaknącą seksualnej rozpusty z tym gorącym chłopakiem…

— Twoje usta na moim penisie na sam początek dnia… — Albus rozsmakował się w tym obrazku na głos. — Scor, nie musisz pytać o takie rzeczy.

— Niby to oczywiste… — przyznał mu Scorpius — ale jednak wolałem się upewnić.

Albus złożył buziaka na jego ustach.

W którego Scorpius uśmiechnął się i, wiecznie niezaspokojony, rzucił się po więcej. Więcej ust Albusa. Więcej tulenia się z wciąż gołymi prąciami i jadrami.

— To co — Albus zagadnął, gdy pocałunki roztopiły się w dzielone leniwie oddechy — teraz, kiedy masz dostęp do bogactwa internetu, staniesz się ekspertem w temacie zaspokajania seksualnie chłopaka, huh?

— Nah, czytałem mnóstwo dawno temu. Ale w rzeczy samej nie zaszkodzi zasięgnąć informacji również z tego źródła.

— Czytałeś dawno temu? — zdziwił się Albus.

Scorpius przewrócił oczami. — Chciałem wiedzieć, jak zaspokoić chłopaka, żebym był jak najlepiej przygotowywany gdybym zaczął z kimś chodzić.

Albus parsknął śmiechem. — Cały ty.

— Cały ja.

— A w sylwestra najebiemy się i pierwszy anal odejdzie w zapomnienie — Albus rzucił znikąd.

— Nie zdarzyło mi się jeszcze wypić tyle, żebym miał potem dziury w pamięci… Ale teraz, gdy już wiem jak bardzo chcesz wziąć mojego penisa w swoją pupę — musnął jego sutka przez wilgotny kroplami nasienia, które sięgnęły aż tutaj, materiał koszulki — będę przynajmniej pewny, że w razie czego to nie alkohol przez ciebie przemawia.

Albus poczuł pieczenie rumieńców na twarzy na wspomnienie swojej bezwstydności.

Penis Scorpiusa zdecydowanie odbierał mu rozum. Ale, szczerze, kto mógł mu się dziwić?

***

Budyń się nie zmarnował. Zjedli go razem, gdy odświeżywszy się pod prysznicem i odziawszy w piżamy, rozłożyli się na łóżku z laptopami – tak na dobry sen, wiadomo – by poistnieć sobie wspólnie w świecie Minecrafta.

Scorpius był nim zachwycony.

— Al patrz!

— Dżizas, nie musisz tak głośno, siedzę tuż obok.

— Sorry, zapominam. Patrz w górę!

Al skierował widok swojej postaci na sam szczyt wysokiego niewiadomoczego, które Scorpius budował.

I w tym momencie z niego zeskakiwał.

— Po co ty to–

Lecz w czas rozlane wiadro wody w ostatnim momencie uchroniło jego postać przed śmiertelnym zderzeniem z gruntem.

— HA! Widziałeś? — Scorpius promieniał dumą.

— Nie.

— Co? — Balonik radości Scorpiusa momentalnie sflaczał.

Albus parsknął śmiechem. — Merlinie, Scor. Widziałem, widziałem. Cóż za majestatyczny wyczyn.

— I cóż za adrenalina. — Teatralnie otarł nieistniejący pot z czoła.

— Ano. Uważaj, bo się jeszcze przegrzejesz z tego nadciśnienia.

— A właśnie… — Scorpius podniósł swój laptop. — Mój laptop robi się coraz cieplejszy, wiesz, tak trochę parzy mnie w uda.

— Mówiłem ci, żebyś włączał wiatraczki. O tym się to robi — nacisnął przycisk. — I czemu nie założysz spodenek?

Scorpius wzruszył ramionami. — Gorąco jest.

— Scor. Jest dosłownie środek zimy.

— Al. Moje ciało dosłownie ma to gdzieś. — Pociągnął teatralnie nosem. — Mój system regulowania temperatury jest zepsuty.

— Jak by to powiedzieli amerykanie, tough life, bud.

— A ty spróbujesz? — Scorpius posłał mu uśmieszek.

— Skoczyć z nieokreślonej góry klocków i się nie zabić? Tylko z tobą.

Autor Wyrdmazer
Opublikowano
Kategorie 18+ Harry Potter
Odsłon 493
0

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz