Silent Scream |Creepypasta Fanfiction|

KRÓTKI OPIS I OSTRZEŻENIA:

⚠️OGÓLNIE NIE WIEM CO MIAŁAM W GŁOWIE KIEDY TO NAPISAŁAM, ALE NIE RADZĘ WCHODZIĆ. TO JEDNO WIELKIE RAKOWISKO, A MOJA NAUCZYCIELKA POLSKIEGO WIDZĄC WSZYSTKIE BŁĘDY CHYBA BY SIE POWIESIŁA. DZIĘKUJĘ. POZDRAWIAM⚠️

Nikogo nie zdziwi: FF o Jeff’ie The Killer’rze. Cóż… Może nie jest to jakieś wyjątkowo oryginalne opowiadanie, ale serio się przy nim starałam… Poprawiałam je jakieś dobre 3 razy i wciąż nie jest idealne, ale profesjonalistką nie jestem.

PROLOG

Szesnastolatka z depresją. Raczej nic nowego. Wygląd tak samo- zielone oczy oraz długie, kręcone blond włosy. Nic nadzwyczajnego, prawda? Krew oraz psychiatryk…  Również raczej nic nowego w takich historiach jak te, co? 

Zakład w którym się znajduje jest dla niej bardziej więzieniem niż ,,zastępczym domem” jak ją wcześniej przekonywano.

Vivien jest radosną dziewczynką a także sierotą, gdy jednak dowiaduje się prawdy o swoich znajomych zaczyna być dla nich oschła, podła i po prostu wszystko olewa. Niestety wszystko to staje się powodem dla innych, żeby jeszcze bardziej uprzykrzyć jej życie. Jednak wśród wszystkich fałszywych znajomości odnajduje dwóch prawdziwych przyjaciół, dzięki którym Vivien zaczyna powoli wychodzić z depresji. Jednak, jak wszyscy wiemy, nic nie trwa wiecznie. Przyjaciele wyprowadza się a Vivien ponownie zostaje sama. Jak dalej potoczy się jej historia?

ROZDZIAŁ 1.

Głośny dźwięk budzika oraz innych dzieci biegających radośnie po budynku. Żadna nowość. Stawało się to bardziej denerwujące i monotonne niż coś do czego można się przyzwyczaić. Blondynka zakryła się kołdrą i zignorowała budzik.

-Vivien, wstawaj śpiochu.- usłyszała głos jednaj z opiekunek.- Wszystkiego najlepszego, kochana.

Dziewczynka usiadła i przetarła jeszcze zaspane oczy. Spojrzała na uśmiechniętą twarz opiekunki i głośno westchnęła.

-Przecież mówiłam że nie lubię obchodzić urodzin.- powiedziała.

-Wiem, Vivien, ale… Kończysz już 10 lat. To trzeba jakoś uczcić.

-Na przykład szkołą, tak? Przecież to pierwszy dzień po wakacjach.

Tak, Vivien obchodziła urodziny 1 września. W zasadzie to nie była to ,,oficjalna” data jej narodzin, tylko data w której zamieszkała w sierocińcu. Nikt nie znał dokładnej daty. Dlatego blondynka ich nie obchodziła. Uznała że nie ma co świętować skoro tak dzień jak każdy inny. W końcu wiek to tylko liczba.

-Nie przesadzaj, kochanie. To tylko apel a dopiero…

-,,A dopiero jutro zaczyna się szkoła”. Tak, znam t historyjkę na pamięć.- przewróciła oczami a kobieta tylko głośno westchnęła.

-No dobrze, przebież się i zejdź na dół, dobrze?

Vivien skinęła głową a kobieta wyszła z pokoju zostawiając białe pudełeczko z czerwoną kokardką na stoliku nocnym. Blondynka zignorowała podarunek i szybko wyjęła z szafki mundurek z logiem swojej szkoły. Beżowy mundurek z ciemno brązowymi i zielonymi dodatkami wyglądał co najmniej przygnębiająco w połączeniu z zaspaną miną dziewczynki.

Po wyszykowaniu się i uczesaniu w wysokiego kucyka zeszła na dół zgodnie z prośbą opiekunki.

-Oh. Vivien. Już jesteś. Jeszcze tylko poczekamy na parę innych osób i może jechać do szkoły.

Szczerze mówiąc, nie za wiele osób z sierocińca uczęszczało do pobliskiej podstawówki. W większości jednak były to osoby około 15- 16 lat. Reszta była, albo młodsza, albo chodziła do danej podstawówki.

Jakiś czas później na dole znajdowali się wszyscy. Wyszli z budynku i skierowali się na przystanek autobusowy. Vivien oraz parę innych dziewczynek usiadło na ławce, chłopcy ganiali się udając że połamane patyki są mieczami a reszta dziewczynek tylko dopingowała chłopcom. Po jakimś czasie autobus postanowił łaskawie przyjechać. Wszyscy zajęli swoje miejsca. Blondynka usiadła na miejscu przy oknie za to miejsce obok niej było wolne. Przejechali kilka następnych przystanków, nikt z nią nie usiadł. Kolejny przystanek był wyjątkiem. Zazwyczaj autobus tędy nie jeździł.  Dosiadło się dwóch chłopaków, których dziewczynka nie widywała wcześniej w szkole. Wyglądali na starszych od niej. Jeden z nich to brunet niewiele wyższy od niej o wyrazistych zielonych oczach. Drugi z nich zaś był to chłopak o kasztanowych włosach oraz niebieskich tęczówkach.

Zielonooki usiadł na jednym z pierwszych miejsc, a jako że nie było innych siedzących miejsc oprócz tego obok Vivien podszedł w dane miejsce.

-Można usiąść?- zapytał z uśmiechem.

-Jasne.- powiedziała Vivien przyglądając mu się.

Jechali chwilę w ciszy aż chłopak postanowił się odezwać.

-Do jakiej klasy chodzisz?- zapytał.

-Czwarta B.- odpowiedziała krótko.

-Rozumiem.- powiedział i nie odezwał się więcej.

Pytanie chłopaka spowodowało że Vivien się zamyśliła. Było to ca najmniej dziwne jak chłopak odzywał się do niej, zwłaszcza szczerze się uśmiechając. Kilkanaście minut później byli na miejscu. Wysiedli z autobusu i skierowali się na szkolny dziedziniec gdzie odbywał się apel.

Po jakże nudnej przemowie dyrektora oraz innych ,,ważnych” gości wszyscy rozeszli się do swoich klas. Vivien w towarzystwie swoich ,,koleżanek” z klasy poszły do swojej nowej klasy.

ROZDZIAŁ 2.

Vivien i inni wrócili z powrotem do sierocińca. Pierwszy temat do rozmowy? No oczywiście o tym , że Vivien znalazła sobie przyjaciela! Cóż… Może nie był to zbyt ciekawy, waszym zdaniem, temat do rozmowy, ale przyjaźń między chłopakiem a dziewczyną, zwłaszcza w ich wieku była często wyśmiewana. Blondynka od razu poszła do swojego pokoju i walnęła się na łóżko.

-Czy tylko ja muszę mieć takiego pecha?- westchnęła.

Posiedziała jeszcze parę minut i postanowiła się przebrać w coś wygodniejszego. Po wykonanych czynnościach zeszła na dół. Będąc już na samym rogu usłyszała Rozalię oraz jej przyjaciółki.

-Wy serio chcecie to zrobić? A co jeśli się domyśli?

-Trudno. Przynajmniej będzie śmiesznie.- usłyszała Rozalię.

Nagle Vivien wyszła zza rogu a Rozalia i reszta magicznie ucichła.

-Hej, o czym rozmawialiście?- zapytała nagle blondynka.

-Co cię to?- odpowiedzieli wszyscy na raz.

-Spytać się nie wolno?- westchnęła Vivien.- Z resztą, nawet mnie to nie obchodzi.

-To po co tu przylazłaś?

Nie odpowiedziała, po prostu skierowała się w stronę pokoju opiekunek. Zapukała a po chwili ze środka pokoju rozległo się ,,proszę”.

-Oh, Vivien. To ty. Coś się stało?- zapytała kobieta.

-Nie, pani Smith. Zastanawiałam się tylko, czy mogłabym iść na spacer?- zapytała z promiennym, słonecznym uśmiechem.

-Oczywiście, tylko wróć proszę za jakieś półtora godziny.

-Dobrze, do widzenia.

Blondynka zarzuciła na siebie tylko cienką bluzę i wyszła. Chodziła po mieście aż po pewnym czasie zatrzymała się na ławce w parku. Zamknęła oczy i próbowała odetchnąć.

Już jutro zaczyna się szkoła. Czyli znowu, jak co roku, będę musiała uczyć się do sprawdzianów co 2 tygodnie a od tych wszystkich książek znowu zaczną się problemy z kręgosłupem, świetnie…– pomyślała a dosłownie chwilę później oberwała czymś w głowę.

Złapała się za tył głowy i rozejrzała się. Piłka.

-Oj, przepra… O, cześć.-usłyszała znajomy głos.

-O, hej Jeff.- powiedziała niepewnie.

-Przepraszam za tę piłkę. Nic ci ne jest?

-N… Nie.- powiedziała i uśmiechnęła się.- Poza tym, dziękuję że pomogłeś mi dzisiaj. Dwa razy.

-Nie ma sprawy, zawsze do usług.- ukłonił się teatralnie a Vivien zaśmiała się.

-Jeff! Idziesz czy nie?!- usłyszeli kolejny głos i odwrócili się w stronę zielonookiego chłopaka.

-Już idę, Liu!- odpowiedział.- To… Może posiedzisz trochę ze mną i moim bratem? I tak mieliśmy chwilę odpocząć.

-O..Ok…

Jeff poszedł do brata a Vivien poszła za nim.

-Hmm? Jeff, kto to?- zapytał zielonooki.

-Liu, Vivien. Vivien, Liu. Wszyscy się znają? Świetnie! Chodźmy odpocząć.- powiedział nie czekając na odpowiedź.

Trójka rozłożyła koc na trawie i usiedli na kocu. Rozmawiali ze sobą jakby znali się od lat. Okazało się że mają wiele wspólnych zainteresowań. Jednak słońce świeciło dość mocno przez co Vivien dopadł ból głowy i niedługo musiała wracać.

-Wiecie co? Ja już raczej będę już szła. Miło było cię poznać Liu.- wstała uśmiechnęła się i poszła w swoją stronę.

Gdy stracili blondynkę z pola widzenia Jeff i Liu ponownie położyli się na kocu.

-Nie mówiłeś mi że masz dziewczynę.- powiedział Liu.

-C..Co?! To nie jest moja dziewczyna! Jesteśmy przyjaciółmi! Dopiero dzisiaj ją poznałem!

-Winny się zawsze tłumaczy.- zaśmiał się zielonooki.

ROZDZIAŁ 3.

  [KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ]

Tego dnia Vivien i Jeff nie odzywali się do siebie, co było wyjątkowo dziwne. Zawsze spędzali ze sobą wszystkie przerwy. Pod koniec lekcji szatyn podszedł do dziewczyny.

-Vivien…

-Hmmm? Coś się stało?

-Powiedz mi, co to jest?- powiedział dając blondynce kartkę a następnie krzyżując ręce na klatce piersiowej.

-,, Drogi Jeff’ie. Wiem że znamy się nie długo ale muszę ci coś powiedzieć…”- czytała.- ,,Nie mogę już dłużej tego ukrywać…”? Ja nic takiego nie pisałam! Przysięgam. To nawet nie jest moje pismo.

-Ok. W takim razie porównajmy…

Vivien wyjęła kartkę i zaczęła pisać, przy czym strasznie drżały jej ręce. Mimo to pismo różniło się i to dość wyraźnie.

-Wierzę ci. W takim razie, kto mógłby to zrobić? Podejrzewasz kogoś?- zapytał.

– W pewnym sensie. Jakieś dwa tygodnie wcześniej słyszałam rozmowę Rozalii. Mówiła coś typu ,, A co jeśli się przez to nie pokłócą”. A gdy przyszłam to nagle zapadła cisza.

Jeff przytakną i zadzwonił dzwonek rozpoczynający ostatnią lekcję.

[ROK PÓŹNIEJ]

Jeff, Liu oraz Vivien zawsze spotykali się w weekendy. Jednak przez ostatnie kilka tygodni bracia byli przygnębieni z jakiegoś powodu. Blondynka jednak postanowiła nie mieszać się w ich rodzinne sprawy i starała się ich rozweselić. Po części to działało, ale niezbyt długo.

-Dobra, mam dość. O co wam chodzi?- zapytała.

-Mieliśmy ci to powiedzieć wcześniej ale… – powiedział Liu.

-Wyprowadzamy się…- dokończył Jeff.- Przepraszamy że nie powiedzieliśmy wcześniej ale nie chcieliśmy cię martwić…- powiedział nieco ciszej.

-R… Rozumiem, ale… Mam tylko was. Kto mi zostanie gdy wyjedziecie…?

Zapanowała cisza nikt nie wiedział co powiedzieć. Nie mogli znaleźć sensownego wyjaśnienia dla tego wszystkiego.

Jeff zacisną pięści i poszedł w swoją stronę.

-J…Jeff!- krzykną za nim zielonooki lecz szatyn nie zareagował.- Przepraszam cię za niego. Chyba najbardziej przeżywa to wszystko..

-Rozumiem.- zmusiła się do uśmiechu.- Wiesz co? Będę już szła, a ty dogoń brata.

Liu skiną głową i pobiegł za bratem a Vivien z smutną miną poszła do siebie. Walnęła się na łóżko i zaczęła wymachiwać nogami i krzyczeć w poduszkę. Po kilku minutach usłyszała pukanie do drzwi.

-Proszę! – krzyknęła zdenerwowana.

-WOW. Ta przeprowadzka serio cię wkurzyła.- uznała Rozalia.

-Czego tutaj szukasz?! I skąd o tym wiesz?!

-Połowa klasy już o tym wie.- zaśmiała się.-Poza tym to było przewidywalne. ,,Twój chłopak” był zbyt wiele razy u dyrektora żeby to wszystko zostawić w spokoju.

-Wynoś się!- krzyknęła blondynka.

Rozalia tylko prychnęła rozbawiona i wyszła zamykając za sobą drzwi.

Czemu to zawsze muszę być ja?!– pytała sama siebie wylewając łzy w poduszkę.

Następnego dnia był poniedziałek więc musieli iść do szkoły. Vivien wsiadła do autobusu jak zwykle siadając przy oknie. Jak zwykle kierowca zatrzymał się na przystanku na którym wsiadali Jeff i Liu. Tym razem niebieskooki nie usiadł na miejscu obok Vivien, jak zwykle miał w zwyczaju. Tylko od czasu do czasu na nią spoglądał.

 W szkole ze sobą nie rozmawiali i udawali jakby żadne z nich nie istniało. Jeff zaś siedział na lekcjach wyjątkowo cicho co zdziwiło wszystkich nauczycieli. Dopiero na przystanku Liu podszedł do Vivien i wręczył jej jedno pudełeczko.

-To od nas. Mamy nadzieję że ci się spodoba.- uśmiechną się i  spojrzał na nią.

Blondynka otworzyła pudełeczko a jej oczom ukazał się wisiorek.

-Wiemy że to trochę dziewczyńskie ale ja i Jeff będziemy mieć pozostałe części zawsze przy sobie.- uśmiechną się.

-Dziękuję. Jest śliczny.- uśmiechnęła się blondynka.

ROZDZIAŁ 4.

Po jakimś czasie przyjechał autobus a wszystkie dzieciaki jak zwykle walczyły o miejsca na samym końcu. Vivien za to usiadła na swoim miejscu przy oknie i patrzyła na inne dzieciaki które jeszcze nie wsiadły do środka transportu ( żeby na powtarzać ,, autobus”). W tym samym czasie Jeff i Liu siedzieli na jednych z pierwszych miejsc.

-Widzisz? Mówiłem że się jej spodoba.- szepnął Liu.

-Dzięki…- powiedział czochrając brata po głowie.

-Wydajesz się jakiś… Inny.

-Nic mi nie jest. Wydaje ci się…- uznał uśmiechając się sztucznie.

Liu zaniepokoił się. Widział że Jeff zachowuje się inaczej niż ostatnio. To przez ten wyjazd? W każdym razie, zielonooki siedział cicho przez resztę drogi.

Bracia wysiedli na swoim przystanku a Vivien na swoim. Pierwsze co zrobiła to, jak zwykle, poszła do swojego pokoju i walnęła się na łóżko analizując cały dzień. Spojrzała na swoją dłoń i ujrzała pudełeczko które dostała od Liu kilkanaście minut wcześniej. Otworzyła wieczko i zobaczyła na nim przyklejoną karteczkę. Była ona przyklejona tak by nie było widać wiadomości na drugiej stronie. Odkleiła ją i przeczytała jej treść.

,,Mam nadzieję że wisiorek ci się podoba. Dobrze wiesz że nie znam się na takich sprawach ale starałem się znaleźć coś co mogłoby sprawić że poczujemy jakbyśmy byli tuż obok ciebie. I… Nie zwracaj uwagi na moje zachowanie w szkole. Jest mi dość ciężko przez ten cały wyjazd…

Podpisano

Jeff”

Vivien uśmiechnęła się i położyła liścik na stoliku.

-Co? Liścik od chłopaka?- zaśmiała się brunetka stając w progu.

-Znowu ty? Czego tu szukasz?- zapytała przeciągając się leniwie.

-Niczego konkretnego. Chciałam tylko zobaczyć twoją minę gdy pokażę ci to.- powiedziała i pokazała blondynce filmik nagrany telefonem Rozalii.

ROZDZIAŁ 5.

Wkrótce potem zadzwonił dzwonek. Wszyscy usiedli w swoich ławkach i wyjęli kartki. Była lekcja plastyki. Przeważnie lekcje tego typu mijały bardzo szybko więc trochę panikowała. Ni chciała mówić na głos czegoś za co była zła. Wiedziała że to się źle skończy.

Zgodnie z przypuszczeniami dziewczyny, lekcja minęła tak szybko jak się zaczęła. Wybiegła z klasy jako pierwsza ku zdziwieniu wszystkich. Pobiegła do szatni i usiadła na jednej z ławek. Przyglądała się osobom chodzącym po korytarzu aż po jakimś czasie podszedł do niej Jeff.

-W takim razie, co chciałam mi powiedzieć?- zapytał a blondynka nie odezwała się.- Vivien, o co cho…?

-To  był tylko głupi zakład, tak?! – krzyknęła wstając i zaciskając pięści.-Ja byłam tym zakładem! Miałeś tylko ze mną zagadać, zaprzyjaźnić się i chamsko zostawić! I wiesz co? To ci się udało!

Dała chłopakowi z liścia i wybiegła z szatni. Jeff spojrzał na nią trzymając się za policzek. Stał chwilę oszołomiony a chwilę później pobiegł za dziewczyną. Szukał po całej szkole ale jej nie znalazł. Zostało jeszcze tylko podwórko oraz damska toaleta. Wybrał pierwszą opcję i wybiegł na zewnątrz. Tam pod jednym z drzew siedziała Vivien, zalana łzami.

-Vivien… Ja…

-Nic nie mów! Nie chcę cię znać!- zakryła twarz dłońmi i nie zwracała uwagi na dzwoniący już dzwonek na lekcje.

-Daj mi to wytłumaczyć… proszę…-powiedział kucając przy dziewczynie.- Nie odejdę puki nie przestaniesz płakać.

Blondynka spojrzała na niego i przytaknęła. A chłopak usiadł obok niej.

-Tak.. to był zakład… Nie wiedziałem że to się tak skończy. Chciałem po prostu być lubiany w nowej szkole. Zrobiłem to tylko dlatego…

Vivien nie odezwała się. Odsunęła się od niego.

-Myślałam że chociaż ty będziesz inny…- powiedziała, wstała i poszła w stronę szkoły.

Jeff patrzył na nią a następnie walną pięścią w drzewo.

-Zapłacisz mi za to, Roza…-powiedział wściekle.

Również poszedł do szkoły i udał się do odpowiedniej klasy.

-Przepraszam za spóźnienie ale miałem szkołę w głębokim poważaniu ponieważ…

-Nie musisz nam tłumaczyć tego na głos, Jeffrey. Wystarczy mi że napiszesz mi list z przeprosinami na 500 słów dlaczego tak powiedziałeś i przy okazji dostajesz naganę. A teraz usiądź na swoim miejscu.- uznała zrezygnowana nauczycielka polskiego.

-Po chuj mi pisanie tego czegoś.- powiedział na głos a wszyscy wytrzeszczyli oczy (patrząc na dzieciaki z mojej szkoły… cóż.  XXI wiek się kłania ~autorka).

-Jeffrey! Natychmiast do dyrektora!

Wyszedł z klasy w towarzystwie nauczycielki a cała klasa zaczęła nagadywać na chłopaka.

-Chciałeś być popularny? Proszę bardzo. Teraz na pewno będziesz popularny.- pomyślała Vivien.

Kilkanaście minut później przyszła wraz z chłopakiem i zaczęła normalną lekcję.

Po jakimś czasie na ławce dziewczyny wylądowała karteczka.

,,Proszę, chociaż przyjdź się pożegnać ze mną i Liu. Nawet nie wiesz jak będziemy tęsknić”.

ROZDZIAŁ 6.

   Reszta dnia minęła w miarę normalnie. Jedyną osobą z którą rozmawiała Vivien był Liu. W tej sytuacji ufała mu mimo że wiedziała że on też mógł postąpić jak jego brat. Jednak chciała wierzyć że tak nie jest.

-To jak? Przyjdziesz się z nami pożegnać?- zapytał zielonooki.

-Sama nie wiem… Twój brat mnie oszukał i naprawdę to boli…- popatrzyła w dół.

-Rozumiem… Ale możesz przyjść? Chociaż dla mnie?- zapytał robiąc oczy kota że Shreka.

-Niech ci będzie…- westchnęła i rozległ się kolejny dzwonek na lekcje.

-To ostatnia lekcja. Powodzenia.- uśmiechnął się i pobiegł do swojej klasy.

[NASTĘPNEGO DNIA]

Kolejny dzień szkoły a dokładniej dzień wyjazdu Jeff’a i Liu. Dlatego nie było ich w szkole. Przygotowywali wszystko na wyjazd. Właśnie przez to Vivien nie mogła skupić się na żadnej z lekcji.

   Po całym dniu zajęć od razu pobiegła pod dom braci. Zastała ich na podwórku pakujących ostatnie rzeczy do samochodu.

-Vivien!- krzykną radośnie Liu a dziewczyna podbiegła do niego i zawiesiła mu się na szyi.- Już myślałem że nigdy nie przyjdziesz.

-Spokojnie.- zaśmiała się a potem zauważyła stojącego parę metrów dalej Jeff’a.

-V… Vivien…- powiedział cicho Jeff machając jej z daleka.

Blondynka zmieszana spojrzała w drugą stronę. Liu położył swoją dłoń na jej ramieniu i popatrzył na nią.

-Spróbuj z nim chociaż porozmawiać…- wyszeptał.

-Ok, ale nie odpowiadam za wszystko co się zdarzy po tej rozmowie…

Vivien podeszła do Jeff’a i nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Po chwili poczuła przyjemne ciepło. Chłopak przytulił ją i poczochrał po głowie.

-Tak będę tęsknić…- wyszeptał i odsunął się od niej.

-Jeff! Liu! Weźcie resztę swoich rzeczy!- krzyknęła ich mama.

-Już idziemy!- krzykną w odpowiedzi zielonooki i dał bratu znak że muszą iść.

Jeff skinął głową i popatrzył jeszcze na przygnębioną minę dziewczyny.

-Przepraszam, muszę iść.- powiedział.

Chłopak poszedł z powrotem do mieszkania odwracając się c jakiś czas do blondynki a ta jak gdyby nigdy nic odwracała wzrok.

  Jakiś czas później wsiadali do samochodu a dziewczyna patrzyła na nich mając już szklane oczy. Co jakiś czas tylko przecierała oczy mówiąc że to tylko kurz. Bracia wyszli na chwilę z samochodu i przytulili Vivien.

-D…Dusicie…- powiedziała.

Odsunęli się jak oparzeni patrząc na nią.

-Nie płacz…- powiedział Liu widząc łzy blondynki.

-Ja…Ja nie płacze…- przetarła oczy.

Jakąś minutę później zawołali ich rodzice i musieli już odjeżdżać.

Pomachała im po raz ostatni i poszła w swoją stronę. Weszła do budynku i pierwsze co, to zahaczyła o coś i upadła na podłogę uderzając o nią głową. Podniosła się i zauważyła Rozalię stojącą tuż obok.

-Ups… Wybacz, nie zauważyłam cię.-zaśmiała się zabierając nogę do tyłu.

-Żartujesz sobie?!- zapytała.- Zostaw mnie w końcu. Co ja ci takiego zrobiłam?

-Pff. Wyrzutków nigdy nie lubiana i my też ich nie lubiliśmy, więc jak sądzisz? Dlaczego ty?- zaśmiała się.- Twoi ,, przyjaciele” wyjechali, czyli już nikogo nie masz. Przykre. Ale wiesz co? Zawsze możesz coś ze sobą zrobić i zapomnieć o tym wszystkim. Skoczyć z mostu, podciąć się mydłem w płynie czy coś w tym stylu.- uznała sarkastycznie- Swoją drogą, ładny naszyjnik, pokaż go.

Zerwała wisiorek z szyi dziewczyny i zaczęła biegać po całym pomieszczeniu.

-Oddawaj go!

-Najpierw musisz mnie złapać.

Jakiś czas później Rozalia zmęczyła się bieganiną w tę i we wtę. Koniec z końców dziewczynie znudziła się ,,zabawa” w podchody.

-Chcesz go odzyskać? To masz!- uznała rozrywając łańcuszek.

-Nie…!- podniosła wisiorek z podłogi i szybko pobiegła do swojego pokoju i zamknęła go na klucz.

   Położyła zepsuty wisiorek na stoliku nocnym i walnęła się na łóżko. Łzy spływały po jej policzkach jakby nie miało to końca. Łańcuszek był dla niej ważną rzeczą, rzeczą która miała chociaż zapełnić pustkę gdzieś w środku niej samej.

   Spojrzała na zepsutą biżuterię i wzięła ją do ręki.

-To nie tak miało się skończyć…- powiedziała cicho sama do siebie.

ROZDZIAŁ 7.

Oczy Vivien stawały się coraz bardziej cięższe.  Zasnęła kilka minut później.

Obudziła się kilkanaście minut po osiemnastej więc słońce powoli zachodziło. Spojrzała na swój wisiorek i uznała że spróbuje go naprawić, mimo że nie była najlepsza w tych typu sprawach. Jednak udało jej się. Naszyjnik był naprawiony co sprawiło że czuła się odrobineczkę lepiej. Ciągle tęskniła za przyjaciółmi, za wszystkimi wspólnie spędzonymi chwilami, za wszystkim. Wiedziała że wszystko będzie teraz inne niż było wcześniej. Z jej oczu ponownie zaczęły lecieć łzy. Teraz była bezsilna. Zawsze to Jeff i Liu stawali za nią oporem, a tak to nie miała nikogo innego.

   Następnego dnia nastała sobota, czyli nie musiała się męczyć z nauczycielami oraz uczniami którzy zawsze patrzyli na nią jak na dziwadło. Myślała że ten dzień będzie spokojny, że nikt jej nie zaczepi. Jednak myliła się. Zeszła na dół i od razu wpadła na Rozalię.

-Patrz jak chodzisz!- uznała z oburzenie.

Blondynka nie odpowiedziała tylko poszła dalej przed siebie. Usiadła przy jednym ze stolików i starała się pozbierać. Chwilę później większość dzieci była już na dole ganiając się i śmiejąc na zmianę. Vivien słysząc śmiech innych rozejrzała się. Wszyscy patrzyli się na nią o mal nie pękając ze śmiechu. Spojrzała na nich z wyraźną pogardą i wstała od stolika. Wróciła do swojego pokoju.

[KILKA DNI PÓŹNIEJ]

   Nauczyciele w szkole zauważyli że z Vivien jest coś nie tak. Cały czas siedziała sama, inni okrążali ją szerokim łukiem mimo to patrzyli na nią. Właśnie dlatego, postanowiła zareagować wychowawczyni.

-To wszystko na dziś. Możecie się spakować.- powiedziała kobieta.-A! Vivien, zostań proszę po lekcji. Wszyscy spojrzeli na dziewczynę a ona ich ignorowała. Nie przejmowała się nimi, a przynajmniej nie w tym momencie. Skinęła głową i zadzwonił dzwonek. Wszyscy wybiegli z klasy a w pomieszczeniu znajdowała się tylko Vivien oraz nauczycielka.

-Vivien, co się z tobą ostatnio dzieje, dziecko?- zapytała kobieta.

-O co pani chodzi?- zapytała zdziwiona.

-Dobrze wiesz o co mi chodzi. Wiem że wyjazd przyjaciół jest trudny, ale musisz jakoś to przetrwać.

-Jak…? Poza tym… W pewnym sensie chodzi o wyjazd Jeff’a i Liu a z drugiej… Wcale nie o to chodzi…

-Do czego zmierzasz?- zapytała zdziwiona kobieta.

-Nigdy nie byłam lubiana, ani w przedszkolu ani w podstawówce. W końcu pojawili się Jeff i Liu. Zaprzyjaźniliśmy się. Pierwszy raz nie czułam się jak wyrzutek… Jednak… Miną rok… Okazało się że ta cała ,, przyjaźń” była tylko dobrym przedstawieniem. Jeff założył się z kimś z klasy że nie wytrzyma ze mną przez rok. Później miał robić co chce… Obraziłam się na niego, Liu niby próbował nas pogodzić, ale nie wychodziło mu to… Powinnam mu to wybaczyć przed wyjazdem, powiedzieć że się nie gniewam, ale… Ale…- po jej policzkach zaczęły spływać łzy.- Ale nie potrafiłam… Tak bardzo tego żałuję…

-Vivien… Ja… Sugerujesz że… Znęcają się nad tobą? Podaj mi ich nazwiska, a to więcej się nie powtórzy.

-N…Nie! Będę miała jeszcze większe problemy.

-Rozumiem… Będę miała oczy szeroko otwarte, gdyby coś się stało, możesz zawsze do mnie przyjść. Jakoś temu zaradzimy.- uśmiechnęła się kobieta.

-Dziękuję…

-A teraz uciekaj.- zaśmiała się- bo autobus ci ucieknie.

ROZDZIAŁ 8.

Niestety nauczycielka miała rację i Vivien ponownie spóźniła się na autobus. Tym razem było słonecznie, czyli nie musiała obawiać się ulewy. Gdy wróciła do sierocińca od razu podeszła do niej jedna z opiekunek.

-Vivien, dzwoniła do nas twoja wychowawczyni. Na pewno wszystko dobrze?- zapytała kobieta.

-Tak…- uznała obojętnie.

-Ah. Vivien.

-Hmm…?

-Przebierz się i zejdź na dół. wychodzimy gdzieś.

Po tych słowach dziewczynka skinęła głową i poszła się przebrać. Parę minut później zeszła gotowa do wyjścia. Nie wiedziała gdzie idą ani czego się spodziewać. Było to, delikatnie mówiąc, stresujące. Gdy dotarli na miejsce zobaczyła wielki biały budynek przypominający trochę blok.

-Gdzie jesteśmy?- zapytała.

-Spokojnie. Nic ci się nie stanie. Chcemy ci po prostu pomóc.

Weszli do środka i skierowali się do jakiejś sali gdzie czekał na nie jakiś mężczyzna. Był w średnim wieku. Miał bujne prawie że czarne włosy a na sobie miał założony biały płaszcz.

-Vivien, to pan Alex. On ci pomoże.

Mężczyzna wstał z fotela i podszedł do dziewczynki wyciągając do niej rękę.

-Miło mi cię poznać, Vivien.- uśmiechną się a dziewczynka zrobiła krok w tył.- Nieśmiała, co? Może to być lekkie utrudnienie, ale myślę że się dogadamy.- powiedział.- Proszę, zajmij miejsce przed biurkiem.

Vivien wykonała jego polecenie i posłusznie usiadła na fotelu.

-A teraz sobie szczerze porozmawiamy. Nic nie wyjdzie za ten pokój i zostanie to tylko między nami, zgoda?

-D…Dobrze.- odpowiedziała.

-Twoje opiekunki opowiedziały mi o twoim wcześniejszym zachowaniu i o tym jak zachowujesz się teraz. Twoje emocje zmieniły się w bardzo krótkim czasie, a niezadawanie się z rówieśnikami w tym nie pomaga.- uznał.- Powiesz mi o co chodzi? Skąd takie zachowanie? Rozumiem że nie powiesz mi wszystkiego na raz więc rozdzielmy to na kilka wersji. Opowiedz mi co sprawiało, że byłaś szczęśliwa?

-Zwykle spędzałam czas z przyjaciółmi…- powiedziała cicho.

-Hmm…? A co razem robiliście?

-Wszystko. Razem wszędzie chodziliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wspieraliśmy się nawzajem.- mówiła z uśmiechem.-Ale… Ale to było kiedyś…

-Czyli mam rozumieć że już się z nimi nie spotykasz?

-Nie o to chodzi że się z nimi nie spotykam ale… wyjechali, przeprowadzili się, ale to tylko część całej prawdy…

– W takim razie musiało coś się wydarzyć. Rozstanie z przyjaciółmi na pewno nie było łatwe, ale można się z tym pogodzić, jednak twój stan pokazuje że nie chodzi tylko o wyjazd. Wcześniej coś musiało się stać, mam rację?

Dziewczyna skinęła głową na ,,tak”. Alex zrozumiał o co mogło chodzić, a przynajmniej tak myślał.

Pod koniec wizyty umówili się na kolejną, która miała się odbyć za kolejne dwa dni.

– I jak?- zapytała kobieta, gdy wracały przez miasto.

Vivien tylko wzruszyła ramionami i szły dalej w ciszy.

ROZDZIAŁ 9.

Mimo wizyt u Alexa, stan Vivien stawała się coraz gorszy. Stała się bardziej nieufna i nie chciała o niczym mówić, nikomu. Oprócz tego była wręcz zmuszana do wyjścia do szkoły. Ze względu na jej stan postarano się o nauczanie indywidualne, jednak nawet przy nauczycielach zachowywała się co najmniej dziwnie.

Nic nie sprawiało jej radości. Nawet naszyjnik który dostała od Jeff’a i Liu nie podnosił jej na duchu jak wspólne chwile spędzone razem. Nagle do drzwi pokoiki zapukała opiekunka.

-Vivien, wychodzimy.- powiedziała cicho.

Blondynka zeszła z łóżka na którym siedziała i razem z opiekunką ponownie poszły w stronę budynku w którym pracował Alex. Grzecznie przywitała się z psychologiem i jak zwykle zajęła swoje miejsce przy biurku. Ponownie zaczęła się kolejna sesja, która i tak nie pomogła dziewczynce. Po ,,zajęciach” z Alexem skierowały się do wyjścia.

-Pani Smith. Muszę z panią pomówić.

-Dobrze.- powiedziała.- Vivien, poczekaj na mnie. Zaraz przyjdę.

Kobieta ponownie weszła do gabinetu mężczyzny i zamknęła za sobą drzwi.

-O co chodzi?- zapytała.

-Stan dziewczyny nie poprawił się nawet w najmniejszym stopniu. A nawet odwrotnie. Wątpię że będę mógł jeszcze jakkolwiek pomóc.

-Ale co mamy zrobić? Bez jakiejkolwiek pomocy jej stan pogorszy się jeszcze bardziej. Proszę. Jest jeszcze jakieś wyjście?- błagała kobieta.

-Niestety tak. Ale tylko jedno. W innym przypadku, nie da jej się pomóc.- uznał i wyszeptał coś do ucha opiekunki.

-Raczej wątpię że będzie zadowolona z tego wyboru, ale…

-Ale to dla jej dobra…

Kobieta wyszła z pomieszczenia i poszła po swoją podopieczną. Wróciły razem do domu dziecka i poszły do pokoju Vivien.

-Wszystko w porządku, pani Smith? Jest pani strasznie blada.

-Chodzi o to że… Co byś powiedziała na inną formę pomocy?- dziewczyna spojrzała na kobietę pytająco.- Zakład znajduje się poza miastem, ale myślę że będzie to dla ciebie w miarę łatwe. Będziesz tam zostawała 5 dni w tygodniu. Będę zabierała cię na weekend.

-Ale ja nie chcę pomocy. Wiem że i tak nikt mi nie pomoże. Wszystko słyszałam.- uznała zaciskając pięści i spuszczając głowę w dół.

-Jeśli nie pomoże po czterech tygodniach obiecuję że cię stamtąd zabiorę, dobrze?

-D…Dobrze…- powiedziała niepewnie dziewczyna.

ROZDZIAŁ 10.

[KILKA LAT PÓŹNIEJ]

   Minęło właśnie sześć lat od kąt Vivien ,, mieszkała” w zakładzie psychiatrycznym. Przez te sześć lat poznała czym jest prawdziwa nienawiść do ludzi i czym jest samotność. Zapomniano o niej. Nikt o niej nie pamiętał. Jedyne o czym pamiętano to to żeby zadaj jej kolejną sesję bardzo bolesnych badań, gdy nie chciała nic mówić, a takie sytuacje zdarzały się dość często, nie przez to że nie chciała nic powiedzieć, po prostu ,,doktor” miał taki kaprys.

   Ten dzień zapowiadał się jak każdy inny. Było już popołudnie, a nadal nikogo nie było. Mogła się tylko cieszyć, bo w końcu nie chciała przeżyć kolejnej katorgi i igrania ze śmiercią. Podeszła do okna. Widok ten sam co zawsze- zza drzew widać było niektóre domki, ulice oraz wieżowce znajdujące się w mieście. Podobno tamtejsza okolica była opuszczona, więc nie było żadnej żywej duszy w pobliżu ośrodka.

Zamknęła swoje zielone oczy i oparła się o ścianę. Marzyła o wolności, żeby poczuć wiatr we włosach, chciała ponownie poczuć nieograniczoną przestrzeń. Jednak nie było to możliwe. Jej stan zdrowia psychicznego na to nie pozwalał, a przynajmniej tak mówiono. Otworzyła oczy i podeszła do łóżka. Z szafki nocnej wyciągnęła pudełeczko i otworzyła je. Ten sam naszyjnik który dostała kilka lat wcześniej. Ciągle tęskniła za przyjaciółmi, nawet przebaczyła Jeff’owi jednak… Ciągle ich brakowało.

Nagle usłyszała czyjś krzyk dochodzący z dołu. Wystraszyła się a wisiorek wypadł jej z ręki. Natychmiast go podniosła i podbiegła do drzwi. Nikogo nie słychać. Jednak dochodziły ją dziwne odgłosy dochodzące z podwórka. Podeszła niepewnie do okna o spojrzała do okna.

ROZDZIAŁ 11.

Dziewczyna podeszła do okna i odsłoniła firankę. Bramy do ośrodka otworzyły się a na środku placu znajdowały się trzy radiowozy. Z dwóch wysiadło kilkunastu policjantów a z trzeciego wyprowadzili jakiegoś chłopaka. Niestety ciężko było dostrzec twarzy, gdyż Vivien znajdowała się na trzecim piętrze budynku. Jedyne co mogła dostrzec to jego kruczo czarne włosy oraz kaftan bezpieczeństwa, który uniemożliwiał mu ruch. Dziewczyna patrzyła z zainteresowaniem na całe zdarzenie. Wkrótce potem wprowadzono chłopaka do budynku.

Zastanawiała się kim on może być i co tu robił. Nie zastanawiając się dłużej ponownie usiadła na łóżku i popatrzyła na stolik nocny oraz na białe pudełeczko z kokardą na nim. Ciągle pamiętała dzień w którym je dostała. Położyła się na łóżku i wzięła pudełko do ręki. Otworzyła wieczko i wyciągnęła srebrny naszyjnik z napisem ,,friends”. Popatrzyła na niego i założyła na szyję. Chwilę później zasnęła. Była przemęczona.

Następnego dnia obudziły ją krzyki oraz strzały z pistoletu. Lekko przestraszona wstała, podeszła do komody i wybrała ubrania. Był to bordowy sweter z kołnierzem , czarna spódnica do połowy ud oraz czarne podkolanówki. Rozczesała jeszcze swoje nierówno ścięte włosy i wyjęła naszyjnik z pod swetra na wierzch. Wyszła z pomieszczenia i ponownie usiadła na łóżku czekając na lekarza, który miał ją zaprowadzić do stołówki znajdującej się na dole. Po kilku minutach znajdowała się już na parterze wraz ze swoją przyjaciółką Niną.

-A ciebie też obudziły te krzyki i strzały?- zapytała po chwili blondynka.

-Ja nawet nie mogłam zasnąć po tym, kogo tu przywieźli!- uśmiechnęła się .

-Czyli wiesz kto to jest. -uznała-Kto to?

-To ty nie wiesz?! O Boże… Na jakim ty świeci żyjesz, dziewczyno? Słyszałaś kiedyś o kimś takim jak ,,Jeff The Killer”?- zapytała lekko podirytowana.

-Wiesz co? Jednak nie jestem głodna. Idę do siebie…- wstała od stołu i poszła na korytarz.

Patrzyła pod nogi ze spuszczoną głową, gdy nagle znowu usłyszała krzyki i strzały. Postanowiła iść w stronę dźwięku. Nie było to daleko. Praktycznie w następnym korytarzu po prawej. Nie sprawdzała dokładnej przyczyny hałasu. Mogła się tylko domyślać że chodzi o tego całego ,,Jeffa The Killera”. Nagle drzwi dzielące korytarz z pomieszczeniem otworzyły się a blondynka upadła na ziemię całym swoim ciężarem. Podniosła wzrok na  policjanta/ żołnierza.

-A ty co tu robisz?!- zapytał mężczyzna.

-Prze.. Przepraszam. Pomyliłam korytarze.- szybko wstała, otrzepała się i pobiegła w stronę swojego pokoju.

Zamknęła drzwi i chodziła w te i we wte. Ciągle chodziły jej o głowie słowa Niny: ,,Słyszałaś kiedyś o kimś takim jak,, Jeff The Killer?”. Nie chciała słyszeć tego imienia nigdy więcej. Mimo że mogła to być zupełnie inna osoba. Mimo że przez ten czas niby zdążyła wybaczyć przyjacielowi, to imię źle jej się kojarzyło. Kojarzyło jej się się to zawsze z osobą, która ją zostawiła gdy była potrzebna.

ROZDZIAŁ 12.

   Usiadła na łóżku i złapała się za głowę. Wzięła do ręki swój wisiorek i popatrzyła na niego. Wszystkie wspomnienia wracały. Wspólne rozmowy, spędzanie razem czasu i nawet spóźnianie się do szkoły. Szczerze mówiąc, brakowało jej tego. Po tylu latach zbrzydł jej ten budynek jak i ludzie znajdujący się w nim. Tak bardzo chciała odetchnąć świeżym powietrzem, spojrzeć w czyste niebo. Ale jedynie mogła pomarzyć. Zapomniano o niej. Nikt o niej nie pamiętał, a przynajmniej ona tak myślała. Teraz miała tylko Ninę.

   I znowu usłyszała te przerażające dźwięki. Krzyki osób, pewnie albo torturowanych przez lekarzy, albo kogoś zamordowano chwilę później. W głębi serca miała nadzieję że to tylko krzyk osoby która się czymś zraniła, czy coś w tym stylu. Jedyne co ją niepokoiło to to że drzwi od jej pokoju były otwarte, a klucz miał tylko lekarz który się nią zajmowali akurat tego dnia nie przyszedł więc drzwi były cały czas otwarte dla kogoś obcego. Może i tak miało być, ale niepokoiło ją zwłaszcza to że niektórzy pacjenci mogli sobie chodzić po korytarzach, jak gdyby nigdy nic. To przerażało ją najbardziej. Wstała i podeszła do drzwi. Otworzyła je i wyjrzała czy nikogo nie ma w pobliżu. Pusto. Żywej duszy.

   Nie mając nic lepszego do roboty nuciła sobie pod nosem tekst piosenki. Jednak szybko jej się to znudziło więc postanowiła wykorzystać sytuację i wyjść z pokoju.  Wystawiła głowę przez drzwi i rozejrzała się. Ciągle nikogo nie było. Wyszła z pokoju i znowu usłyszała krzyki. Poszła w stronę dźwięku nie myśląc co może się stać. Poszła pod drzwi Niny. Zapukała i czekała na przyjaciółkę. Dość długo nie odpowiadała więc postanowiła wejść do środka jako że opiekował się nimi ten sam lekarz. Nie było tam dziewczyny. Ale za to były bronie które zawsze przetrzymywała u siebie w pokoju, które oczywiście były sprytnie schowane przed niechcianym gościem w pokoju. Nikt o tym nie wiedział oprócz Vivien. Zabrała jedynie podręczny scyzoryk i wyszła z pomieszczenia. Teraz była gotowa na wszystko co mogłoby się zdarzyć, to znaczy… Tak myślała. Poszła w stronę dźwięku i nie zwracając uwagi na innych szła dalej.

   Po kilku minutach błądzenia po korytarzach odnalazła dane drzwi. Coś walało się od ściany do ściany. Albo ktoś. Lekko uchyliła drzwi i spojrzała na sytuację. Widziała tam tego chłopaka który przyjechał dzień wcześniej. Był w kaftanie bezpieczeństwa, tak samo jak Nina która siedziała obok niego. Byli tam również lekarze i policja. Całe szczęście odwróceni tyłem do blondynki. Dziewczyna wykorzystała sytuację i weszła po cichu do pomieszczenia i poderżnęła gardło jednemu z policjantów przez co jej dłonie były całe we krwi. Chłopak w kaftanie bezpieczeństwa uśmiechnął się tak samo jak Nina.

   Siłowała się tak przez dłuższą chwilę aż zabrakło jej sił i szybko ją obezwładniono po czym wstrzyknięto jej jakiś środek usypiający. Zasnęła.

ROZDZIAŁ 13.

   Nina że zmartwieniem patrzyła na nie przytomną przyjaciółkę, a chłopak coś majstrował przy swoim kaftanie. Po chwili pasy pękły a następnie, z nożem w ręku podszedł do lekarzy i policji, którzy w tym czasie stali odwróceni do nich tyłem. Poderżnął jednemu z lekarzy gardło a krew tryskała wszędzie. Policja i reszta odwrócili się że strachem w oczach. I słusznie. Rozpoczęła się krwawa rzeź. Po kilku minutach walki udało im się odzyskać ,,wolność”.

   Nie zwracając uwagi na Ninę skierował się do wyjścia.

-Jeff! Proszę, pomóż. Proszę. Nie będę cię więcej nachodziła, ale pomóż mi! – błagała dziewczyna.

-Tobie? Mam ci pomóc.-zaśmiał się.- Spójrz na nią. Wygląda tak bezbronnie, a jednak nie zawahała się zabić. Powinienem JĄ uratować, a nie ciebie.

– D…Dobrze! Pomóż  NAM a będę ci wdzięczna do końca życia, ale pomóż!- powiedziała próbując zdjąć kaftan bezpieczeństwa.

   Chłopak westchną a następnie pomógł jej i wzią blondynkę na ręce po czym wyszli z budynku. Brama nie była czymś trudnym do otwarcia więc nie musieli długo czekać aż Jeff’owi uda się ją otworzyć.

    Gdy opuścili bramy zakładu psychiatrycznego udali się w stronę najbliższego lasu. Nie musieli długo szukać gdyż las znajdował się parę metrów dalej. Byli cali we krwi. Z resztą już zaschniętej. Że względu na to że były już godziny wieczorne, postanowili rozpalić ognisko. Jeff ułożył Vivien pod jednym z drzew i zabrał się za rozpalanie ognia.

-Zajmij się nią, chociaż przez chwilę. Jak na razie to ja odwalam całą robotę.- uznał patrząc na Ninę z pogardą.

Nic nie powiedziała, tylko skinęła głową i podeszła do dziewczyny. Zauważyła coś błyszczącego na jej szyi. Tym czymś okazał srebrny wisiorek.

-Jaki śliczny.- uznała Nina.

– Wiem że jestem przystojny, ale słyszałem to od ciebie tyle razy że to mi zbrzydło.

– Nie ty! Ten wisiorek.

Jeff tylko westchnął i z powrotem zabrał się za rozpalanie ogniska. Po chwili Vivien zaczęła się budzić.

– G… Gdzie jestem? Ja żyję?- zapytała przecierając oczy.

– Spokojnie, Vivien. Jesteśmy wolne!

Jeff na wspomniane już imię odwrócił się w stronę blondynki z wielkimi oczami.Jak widać, byś dość mocno zszokowany.

– Jesteś Vivien, tak? Nina zauważyła że masz wisiorek. Mógłbym go zobaczyć?- zapytał podchodząc do Vivien.

ROZDZIAŁ 14.

Dziewczyna przytaknęła i zdjęła wisiorek z szyi. Drżącymi rękoma podała go czarnowłosemu i spojrzała na jego reakcję. Był widocznie zaskoczony.

-S… Skąd go masz?- zapytał zaszokowany.

-Dostałam… Siedem lat temu, od przyjaciela.- ciągle patrzyła w ziemię jakby była smutna i jednocześnie przerażona. I była.

Znowu wszystko wróciło. Wyzwiska, ignorowanie, wizyty u pedagoga oraz wyjazd przyjaciół. Nie pocieszał ją też fakt że właśnie powiedziała komuś obcemu o naszyjniku, a nie Ninie.

-A mi to nie chciałaś powiedzieć!- kłóciła się dziewczyna w fioletowej bluzie.

-Po prostu nie chciałam wszystkiego od nowa wypominać.- zakryła uszy dłońmi a jej oczy robiły się coraz bardziej szklane.

Chłopak chwycił jedną z rąk Vivien , a ona natychmiast skierowała wzrok na mordercę. Dopiero teraz dokładnie przyjrzała się jego twarzy. Jego twarz była blada i szorstka, za to na jego policzkach widniały dwie blizny formujące się w krwawy uśmiech dodatkowo był cały we krwi. Nie przerażał jej jego wygląd w końcu jej przyjaciółka wyglądała praktycznie tak samo,ale z drugiej strony to znały się od trzech lat. Nie wiedziała czego spodziewać się po chłopaku.

– Powiedziałaś, że dostałaś go od przyjaciela. Czy on miał… to?- zapytał pokazując wisiorek z napisem ,,Forever”, którego wyciągną z kieszeni.

-Ja… Skąd go masz…?

-Kupiłem razem z bratem przed naszą wyprowadzką. Nasza przyjaciółka dostała taki sam wisiorek jak twój.

Vivien nie wiedziała co powiedzieć. Otworzyła tylko usta i nie mogła nic z siebie wykrztusić. Próbowała się cofnąć jeszcze bardziej, ale nie mogła gdyż za jej plecami było tylko drzewo. Z jej oczu momentalnie zaczęły lecieć łzy. To był pierwszy raz od kiedy płakała. Nigdy dotąd nie płakała, ale w tej sytuacji nie mogła powstrzymać łez. Podniosła się z ziemi z trudem i spojrzała na swojego przyjaciela z dzieciństwa. Jeff również wstał i popatrzył na smutną dziewczynę.

-Vivien, ja…- nie zdążył nic powiedzieć bo dostał z liścia.- Co ty kurwa robisz?! Tak się dziękuję za ocalenie życia?!

– Tak się dziękuje za zostawianie przyjaciół w potrzebie!

-Dobrze wiesz, że to nie zależało ode mnie! Ale widzisz?! Zapłaciłem za swoje. Widzisz jak wyglądam.

Blondynka nie odezwała się. Po prostu wstała że łzami w oczach i pobiegła w swoją stronę.

-Vivien!- nie zatrzymało ją wołanie przyjaciółki.- I widzisz co narobiłeś?! A co jeśli nie wróci? Przecież jest tu pełno dzikich zwierząt!

-WOW. Chyba po raz pierwszy nie jesteś zazdrosna.- powiedział zaskoczony Jeff.

-To moja przyjaciółka. Nie jestem o nią zazdrosna.- uznała.- A przy okazji to cię nienawidzi.- dodała udając że kaszle.

-Masz rację. Chodźmy jej poszukać.

Szukali jej po całej okolicy, jednak nie znaleźli dziewczyny. Postanowili poszukać trochę dalej. Nadal nikogo. Wołali ją i ciągle nic. Aż w pewnym momencie usłyszeli tylko krzyk z bólu oraz szelest łamanych gałęzi pod wpływem czyjegoś ciężaru.

-Vivien!- krzyknęli w tym samym momencie i pobiegli szybko w stronę dźwięku.

ROZDZIAŁ 15.

-Vivien!- krzyknęli w tym samym momencie i pobiegli szybko w stronę dźwięku.

Odnaleźli ją klęczącą na jednym kolanie i kurczowo trzymającą się za brzuch. Podeszli do niej, a Jeff położył rękę na jej ramię. Blondynka odwróciła się w ich stronę i odepchnęła od siebie czarnowłosego. Chłopak spojrzał na brzuch dziewczyny i zauważył dość dużą ranę z której leciała krew.

-Co… Co się stało…?- zapytała zaniepokojona Nina.

-Nieważne…- powiedziała i upadła na obydwa kolana z powodu osłabienia.

-Trzeba było iść samej? Widzisz co narobiłaś? Jesteś tylko problemem.- uznał Jeff

-Uspokój się! Ona cała drży.- uznał Jeff i pomógł wstać blondynce.

-A jak cię przytulę? Będziesz dla niej taka miła?- puścił Ninie oczko a ta oblała się rumieńcem.

-N…Nina… Proszę, nie opuszczaj mnie teraz…

-A ty się nie odzywaj.- powiedział krótko- Niedaleko jest jakaś chatka. Wyglądała na opuszczoną. Pomóż jej wstać i idziemy.

Po tych słowach odwrócił się na pięcie i poszedł. Czarnowłosa pomogła wstać przyjaciółce i poszły za chłopakiem, robiąc co chwilę przerwy.

-To nie chce przestać krwawić.- uznała Nina upominając Jeff’a o stanie blondynki.

-Mogła nigdzie nie iść.- odpowiedział szybko nawet się nie odwracając.

-S…Spokojnie… Nic mi nie będzie.- uśmiechnęła się z przymusu do przyjaciółki i szły dalej.

Gdy doszli na miejsce okazało się że chatka rzeczywiście była opuszczona. Weszli i rozejrzeli się dookoła, natychmiast Nina kazała Vivien się położyć. Został tylko jeden problem… Gdzie była apteczka… ?Jeśli w ogóle jakaś tam była… Nina zaglądała do wszystkich szafek. Po kilku minutach udało jej się odnaleźć apteczkę razem z zawartością.

-W końcu! Mam apteczkę!- krzyknęła z innego pomieszczenia.

Nikt jej nie odpowiedział. Pomyślała że Jeff również szuka apteczki i jest w innym pokoju. Poszła do pomieszczenia w którym leżała jej przyjaciółka. Nigdzie nie widziała Jeff’a więc zapytała o niego Vivien.

-Hej, Vivien. Jak się czujesz?- usiadła obok niej.

-N…Nie najlepiej. Wszystko mnie boli.- powiedziała patrząc na swoją ranę.

-Znalazłam apteczkę. Daj, pomogę ci.- pokazała blondynce walizeczkę z bandażami i innymi rzeczami tego typu.- Zmieniając temat: widziałaś gdzieś Jeffa?

-Jest na piętrze. Auć! Uważaj…-upomniała.

-Wybacz.- przeprosiła i zabrała się za zakładanie bandaży.

Gdy było po wszystkim blondynka odetchnęła z ulgą. Nina nie była zbyt dobrą pielęgniarką. Nawet nie wiedziała do czego służy gaza! Innymi słowy Vivien musiała przeboleć kilka minut pod opieką Niny. Zanim się obejrzały było już ciemno, bo w końcu była jesień. Blondynka ziewnęła i położyła głowę na poduszce.

– Poczekaj. Zaraz znajdę ci jakiś koc. Pewnie musi być ci chłodno.- uznała i poszła na piętro wpadając na Jeff’a.

– I po co ta cała szopka? Prędzej czy później ona się wykrwawi.- zapytał.

-Opatrzyłam ją. Nie wygląda to za ciekawie ale powinno się zagoić.- uśmiechnęła się.- A przy okazji, to widziałeś tam jakiś koc?

-Nie. -uznał chłodno.-Zapowiada się chłodny wieczór. Ale mamy jeszcze kominek.- podrapał się po karku.

-Awww… To takie romantyczne!- uznała Nina patrząc na Jeff’a wzrokiem typowej fangirl.

Chłopak odszedł bez słowa, a dziewczyna mimo wszystko postanowiła poszukać koca.

-Debilka…- powiedział jakby sam do siebie.

– Nie zapominaj że to moja przyjaciółka.- upomniała go blondynka.

-Nie jesteś lepsza. Myślałaś że będę się nad tobą użalać? Byłaś w błędzie ,,przyjaciółko”.- usiadł obok Vivien i spojrzał na bandaż założony przez Ninę.- Ona serio nie nadaje się na lekarza.

– Mi to mówisz? Bolało jak cholera!- powiedziała i wstała do pozycji siedzącej.- Poza tym. Wiesz co? Ciągle nie mogę uwierzyć że zrobiłeś coś takiego.- uznała patrząc na jego krwawy uśmiech i kładąc rękę na jego policzku.

-Nie dotykaj mnie.- powiedział krótko odtrącając rękę dziewczyny.

ROZDZIAŁ 16.

   Reakcja chłopaka mówiła jedno: ,,Nie chcę cię znać”.  Spojrzała na niego a on na nią.

-I czego się gapisz?- zapytała oschle na co Jeff się tylko zaśmiał.- O co ci teraz chodzi?

-Zmieniłaś się. Zachowujesz się jak nie ty. To mnie śmieszy. Nigdy nie odważyłaś się powiedzieć czegoś obraźliwego, a teraz od tak pyskujesz do seryjnego mordercy. Nie sądzisz że to dziwne?

-Raczej nie. A Nina? Ona też morduje a jednak się jej nie boję.

-Ale podobno znacie się dłużej. Tylko zostało pytanie: czemu się zadajesz akurat z nią?- zapytał zdziwiony.- Skoro się nas nie boisz, wynika że nie bałabyś się innych, więc dlaczego ona?

-Była dla mnie jedynym wsparciem, osobą której mogłam się zwierzać i pomagała mi. Również jej pomagałam. Mimo że Nina jest moim przeciwieństwem to przyzwyczaiłyśmy się do siebie. Nie wiem co by było gdybym ją straciła…- mówiła wpatrując się w kominek.

-Czyli najprościej mówiąc to ona była i jest moim zastępstwem, tak?- zapytał wyraźnie podirytowany.

-Nie wyszło i tyle. Koniec tematu. To moja wina że byłeś aż takim idiotą żeby się założyć o coś takiego?

-Nie wyszło?! Może dla ciebie, ale ja to przeżywałem przez dobre pół roku, aż…- zaniemówił.

-Aż co…?- zapytała patrząc na niego.

Nie dokończył ponieważ do pokoju przyszła Nina wraz z kilkoma kocami. Zrobiła zdziwioną minę i popatrzyła na Jeff’a i Vivien.

-Emm… Coś mnie ominęło? Wydajecie się zdenerwowani. Może… To ja was zostawiam.- zostawiła im koce i wyszła na zewnątrz.

Blondynka od razu chwyciła jeden z koców i okryła się nim, tak samo czarnowłosy.

– Nie będę ci się z niczego zwierzał! Nie jesteś moją matką!- spojrzał na swoje drżące ręce. Widać było że czegoś się obawiał.

Vivien tylko przytaknęła i próbowała poluźnić bandaże które założyła jej Nina. Po jej minie można było zobaczyć że bardzo ją to bolało. Widząc to Jeff zaśmiał się ponownie widząc jej minę.

-Z czego rżysz, idioto?! To boli!

-Masz świadomość, że rozmawiasz z kimś kto ma rozcięte policzki?

-I co z tego?- zwinęła się w kłębek i podkurczała nogi.

Jeff podszedł do niej i spojrzał na zawinięty bandaż. Uśmiechną się podejrzanie. Przejechał dłonią po jej brzuchu i spojrzał na krew którą miał na dłoni.

-Nawet nie wiesz ja bardzo chciałbym ci teraz poderżnąć ci gardło i patrzeć jak powoli zdychasz.- Vivien otworzyła szeroko oczy i z przerażeniem odsunęła się.- Heh. Ale tego nie zrobię. Nie będę taki.

Po tych słowach usiadł obok dziewczyny a ta od razu usiadła. Czarnowłosy spojrzał na nią wzrokiem typu: ,,Połóż się z powrotem”. Tak też zrobiła a Jeff podwiną jej bluzkę by zobaczyć bandaż.

-C… Co ty robisz?- zapytała zdziwiona.

-Spokojnie. Chcę pomóc, zwłaszcza że wiem co robić w przeciwieństwie do twojej ,,psiapsiółki”.- wymówił ostatnie słowo z obrażonym dziewczęcym głosem.

-Niech ci będzie.- zgodziła się.

-,,Niech ci będzie”? Sama marudzisz że cię boli a teraz mówisz jakbyś miała to gdzieś . Z resztą, czemu z tobą gadam? Podwiń bluzkę tak bym mógł zobaczyć CAŁY bandaż.

Blondynka zrobiła to co kazał z wielkim rumieńcem na twarzy. Czarnowłosy na ten widok tylko się zaśmiał i zaczął rozwiązywać bandaże. Vivien zamknęła oczy i próbowała powstrzymać się od krzyczenia z bólu.

-Wiem, że boli ale musisz wytrzymać. Został tylko jeden. Później założę ci świeży.- uznał zdejmując ostatni opatrunek.- No dobra. Możesz wypuścić powietrze.- zaśmiał się widząc minę Vivien.

-Aż tak źle?

-Nie za ciekawie… Zwłaszcza że bandaż był zaciśnięty bardzo mocno. Poczekaj tu, a ja pójdę po apteczkę.

Znowu przytaknęła i spojrzała w stronę okna. Nina wracała. Vivien przykryła się kocem i udawała że śpi. Czarnowłosa przeszła obok nic sobie z tego nie robiąc i poszła spać na drugim piętrze. Po chwili przyszedł Jeff z nowym bandażem. Vivien znowu zacisnęła zęby i zamknęła oczy. Ale jemu to i tak szło sprawniej niż Ninie. I to o wiele sprawniej! Najgorsze było ściąganie opatrunków, bo w końcu krew zasycha a odrywanie zaschniętej krwi od skóry… Uuu… Nie chcę o tym myśleć. Na samą myśl o tym mam ciarki.

-Jutro po południu też ci zmienię opatrunek. Tak będzie najlepiej.- powiedział wstając i odchodząc parę kroków od blondynki.

Dziewczyna tylko naciągnęła bluzkę z powrotem na odkryte miejsce i położyła się na kanapie przykrywając się lekko zakrwawionym kocem, który Jeff natychmiast zabrał.

-Upierze się jutro gdzieś nad rzeką.- uznał i nakrył ją swoim kocem.

-A ty pod czym zamierzasz spać?

– Zgadnij.- zaśmiał się i szybko wślizgną się pod koc obok blondynki.

-J…Jeff…!- znowu jej twarz pokryła się czerwienią a czarnowłosy nawet się tym nie przejmował. Po prostu zamkną oczy ( wiem że w oryginale  nie ma powiek, ale zmieniłam to na potrzeby opowiadania) i wtulił w poduszkę.

    Vivien słysząc skrzypienie łóżka, udawała że śpi i również wtuliła się w poduszkę. Nie zajęło jej długo by usnąć z własnej woli. Była przemęczona całym tym dniem i tymi wszystkimi wydarzeniami. Po prostu oddała się w objęcia Morfeusza.

    Następnego dnia jako pierwsi obudzili się Jeff i Vivien w…. dość niezręcznej pozie.

Twarz Vivien znowu była cała czerwona, z resztą Jeff też nie był dłużny. Natychmiast wstali co nie było najlepszym rozwiązaniem dla blondynki. Rana od razu dała o sobie znać.

-Cholera!!- przeklęła pod nosem.

-Wszystko ok? Wszystko w porządku? -zapytał.

-Od kiedy taki myły jesteś?! I nie, nic nie jest w porządku, wszystko mnie boli!

-Wiesz co? Nigdy cię nie zrozumiem.

-I wzajemnie… Najpierw jesteś chamski, oschły, zachowujesz się gorzej niż baba z okresem, a teraz wszystko w porządku. Jesteś dziwny.- uznała łapiąc się za brzuch.

-Lepiej uważaj na słowa, bo inaczej źle się to dla ciebie skończy…- powiedział pod nosem.

ROZDZIAŁ 17.

– Na pewno? To ciągle krwawi.- zaśmiał się jakby nie wiedział o co chodzi.

   Dziewczyna spojrzała na swoją ranę. Jeff miał rację, rana ciągle krwawiła. Zaniepokoiło to ją lecz postanowiła się tym nie przejmować. Po prostu wstała z łóżka i podeszła do okna. Pogoda była bardzo ładna. Słońce świeciło zza prawie niewidocznych obłoków z powodu drzew. I jeszcze te cudowne odgłosy w tle. Szum drzew oraz melodyjny śpiew ptaków w pewnym sensie dodawały uroku temu miejscu.

    Chwilę później obudziła się Nina. Przetarła zaspane oczy i mozolne wstała.

– Coś mnie ominęło? Jak długo spałam?- zapytała.

– Nic cię nie ominęło. Sami też przed chwilą wstaliśmy.- powiedział Jeff.- Wychodzę. Wrócę za godzinę albo dwie.

Czarnowłosy znikną za drzwiami z jakby urażoną miną. Nina i Vivien spojrzały na siebie dając sobie do zrozumienia że żadna nie wie o co mu chodziło.

– Emmm… Vivien, możemy porozmawiać?- zapytała niepewnie .

– Jasne. O co chodzi?- zapytała z wesołym wyrazem twarzy.

– Słyszałam twoją rozmowę z Jeff’owi wczoraj wieczorem. Czy ja naprawdę jestem tylko zastępstwem za niego?- ostatnie zdanie wymówiła bardziej wściekle.

– N… Nie. W żadnym wypadku! Skąd wzięłaś coś takiego?!

-Powiedz prawdę…- spuściła głowę.

   Vivien nie wiedziała co powiedzieć. Czuła że nie może powiedzieć jej prawdy. Nie chciała jej stracić tak jak straciła Jeff’owi siedem lat temu.

– Ok. Żegnaj ,,przyjaciółko”.- uznała i wyszła z domku.

-Nina, czekaj!- próbowała ją zatrzymać ale nic nie podziałało.

   Znowu została sama. Nie mając nic lepszego do roboty poszła poszukać przyjaciela. Nie musiała długo szukać. Był całkiem niedaleko od miejsca w którym nocowali. Stał nad rzeką trzymając w ręku papierosa.

– Nie szkoda ci zdrowia?

– Nie pytałem cię o zdanie. A w ogóle co tu robisz? Miałaś zostać z Niną.

– Miałam, ale wyszła zezłoszczona bo usłyszała naszą rozmowę…- powiedziała zawiedziona.

– A myślisz, czemu wyszedłem? Też źle się z tym czuję że postanowiłaś mnie kimś zastąpić.- spojrzał na nią z pogardą i zgasił papierosa. – Wracam, a ty lepiej przemyśl co zrobiłaś.
Bez zbędnego gadania odszedł zostawiając Vivien samą.

– Cz…Czekaj! To wcale… To wcale nie tak…- zrezygnowała z dalszych słów i upadła na kolana.- Czemu to muszę być ja…?

    Zakryła twarz dłońmi. Czuła jak łzy napływają jej do oczu. Znowu czuła się jak kilka lat temu, nierozumiana przez nikogo, ignorowaną, tą która zawsze wszystko psuje. Czuła się nikim. Spojrzała w strumień rzeki jednak szybko odwróciła wzrok bo usłyszała szelest liści pod wpływem czyjegoś ciężaru.

– Jest tu kto?! Halo!- wołała.- Chyba mam zwidy… Lepiej będę wracać…

   Wstała wolnymi krokami kierowała się do chatki. Cały czas myślała nad słowami przyjaciół. Droga jej się przez to dłużyła i dłużyła.

   Gdy w końcu znajdowała się przed drzwiami zawahała się. Drżącą ręką sięgnęła klamkę. Bała się ich reakcji. Otworzyła drzwi i ujrzała coś przerażającego.

– W końcu jesteś! Myślałem że już nie przyjdziesz, Vivien.- powiedział nieznajomy stojąc obok nieprzytomnego Jeff’a i Niny.

    Chłopak był na oko wieku Jeff’a. Jego włosy były brązowe a oczy intensywnie zielone. Na jego twarzy widniało wiele blizn.

– K… Kim ty do cholery jesteś?!- zapytała zastraszona.

-Och… Tak myślałem że mnie nie rozpoznasz. Tak samo jak mojego brata.- spojrzał na czarnowłosego.

– L… Liu…?!

ROZDZIAŁ 18.

Vivien z przerażeniem patrzyła na ciała przyjaciół. Nie wiedziała nawet czy oddychają.

-Spokojnie. Żyją, są tylko nieprzytomni. A na razie musimy porozmawiać.

Poszli na górę. Liu powiedział jej że wie co się stało i chce jej pomóc, ale za małą pomocą. Ona pomoże mu dać Jeff’owi nauczkę a on pomoże jej z jej problemami a ona rozpocznie nowy rozdział w swoim życiu. Nie wiedziała po co mu Jeff, ani po co w ogóle ten układ, ale nie miała wyboru. Zastraszył ją trzymając nóż tuż przy jej gardle. Bała się więc się zgodziła. Pod koniec rozmowy ponownie przyłożył ostrze do jej szyi.

– O tym spotkaniu nikt nie może wiedzieć. A tym czasem możesz ich obudzić.- uśmiechnął się szyderczo i wyskoczył przez okno.

Vivien od razu zbiegła na dół. Nawet nie zwracała uwagi na ból brzucha, liczyło się teraz zdrowie jej przyjaciół chociaż miała wątpliwości czy będą chcieli na nią w ogóle patrzeć.

– Nina, Jeff! Obudźcie się, proszę!- błagała że łzami w oczach.

Powoli zaczęli się budzić. Czarnowłosy wstał jak opatrzony i rozglądał się po pomieszczeniu.

– G… Gdzie on jest?!

– Kto?- zapytała udając jakby była zaskoczona.

– Liu. Był tu… Vivien, płaczesz?- zapytał patrząc na twarz blondynki.

– N…Nie. To tylko… To tylko przez ten kurz.

– Przecież widzę. Boisz się? Czego?

Nie odpowiedziała. Po prostu spuściła wzrok i później skierowała go na Ninę.

– Gdzie on jest?!- wstała chyba najszybciej jak mogła.

Blondynka wstała i pobiegła na górę. Nie chciała żeby widzieli ją w takim stanie. Wbiegła do lepszego pierwszego pokoju i zatrzasnęła drzwi. Chodziła w tę i we wte.

– No dalej, Vivien. Co się z tobą dzieje? Od kiedy ty w ogóle płaczesz? Czy ja coś czuję? Dzięki że musiał być to akurat smutek i ból! Wielkie dzięki!- upadła na kolana i znowu poczuła ten ból który zadawała jej ciągle krwawiąca rana na brzuchu.

Z kolan upadła całym swoim ciężarem o podłogę. Chwilę później rozległo się głośne walenie w drzwi.

– Vivien, otwórz te drzwi, kurwa mać!- krzyczał zza drzwi Jeff.

– Nie krzycz tak na nią. W końcu to nasza przyjaciółka.

– Daruj sobie. Mówisz właśnie o kimś kto potraktował cię jak zastępstwo za kogoś innego.

– I co z tego?! Szukaliśmy w niej oparcia, dawała je a jak ona szuka oparcia w nas to ma go nie dostać tylko z powodu jakiejś kłótni?!- uznała Nina.- Vivien, proszę otwórz. Chcemy pomóc.

Siłowanie się chwilę z drzwiami aż w końcu im się im udało. Gdy im się udało zauważyli blondynkę leżącą na podłodze w kałuży własnej krwi.

– Vivien!- krzykną czarnowłosy i podbiegł do dziewczyny.- Tak bardzo przepraszam że na ciebie krzyczałem.

– N…Nie przejmujcie się…- uśmiechnęła się blado.

Chłopak nic nie powiedział po prostu spojrzał na jej ciągle krwawiącą ranę.

– Coś tu nie gra… Rana powinna przestać krwawić już wczoraj.- przejechał ręką delikatnie po jej ranie.

– B… Boli…

-Zanieś ją na dół. Pójdę po apteczkę.

Mimo że Jeff nie lubił jak mu rozkazywano, postanowił posłuchać Niny. Wziął dziewczynę na ręce i zaniósł ją na kanapę w salonie. Nina czym prędzej przyniosła apteczkę.

– Spokojnie. Zaraz przestanie.- zapewniała ją czarnowłosa.

Jeff szybko i sprawnie zmienił opatrunek, lecz niestety zadał dziewczynie sporo bólu choć starał się robić jak najdelikatniej.

– Zaraz przestanie.- powiedział szeptem gładząc jej policzek.

Blondynka uśmiechnęła się blado i przymknęła oczy a po policzkach pociekły jej ostatnie łzy.
– Nina, zajmij się nią. Ja muszę się przewietrzyć i przemyśleć parę spraw.

– Jasne. W końcu jest dla mnie jak siostra.- uśmiechnęła się.

Po tych słowach Jeff wyszedł z domu.

ROZDZIAŁ 19.

   Teraz zostały tylko Vivien z Niną.

– Czemu poszedł?- zapytała blondynka.

– Martwi się. Co mnie dziwi bo dość mocno się sprzeczacie. -uznała- To nie powinno już krwawić.-  spojrzała na ranę dziewczyny.- Wiesz co? Spróbuj zasnąć. Na pewno choć trochę pomoże. Z pewnością jesteś wymęczona.

Blondynka z powrotem zamknęła oczy i zasnęła. Czarnowłosa wiedziała że może jej się nie polepszyć a wręcz jeszcze bardziej pogorszyć. Wyszła na dwór i czekała na Jeff’a. Nie widziała czy ma go szukać, czy zostać z przyjaciółką. Bała się o nią i nie wiedziała co zrobić.

– Biedactwo…- złapała się za głowę.

– Co tu robisz? Kazałem ci z nią zostać.- wrócił cały we krwi.

– Przed chwilą zasnęła. Słuchaj muszę z tobą porozmawiać.- złapała go za nadgarstek i zaprowadziła go za chatkę.

– Słuchaj. Nie mam ochoty cię słuchać.- uznał krzyżując ręce na piersi.

– Nie chodzi o to. Martwię się o Vivien. To nie wygląda za dobrze. W żadnym sensie. Może powinniśmy zabrać ją do rez…

– Ani mi to w głowie! Prędzej ją zabiją niż jej pomogą.- szybko zaprzeczył.

-Z waszych kłótni wynika że prędzej to ty ją zabijesz. Możesz w końcu przestać jej grozić? Rozumiem, kłótnia z dzieciństwa kiedy byliście jeszcze przyjaciółmi, ale to już nie jest ta sama osoba. Jej psychika już dawno siadła…

   Chłopak nic nie odpowiedział tylko  poszedł do chatki. Cicho zamkną za sobą drzwi choć miał ochotę wyrwać je z futryn. Spojrzał na blondynkę i usiadł na fotelu naprzeciwko niej. Myślał nad słowami Niny i nie widział co będzie najlepsze. Czy warto podjąć decyzję o pomoc innych, choć było to ryzykowne, czy udawać że wszystko jest w porządku mimo że będzie jeszcze gorzej? Musiał przyznać że Nina po części miała rację. Ale tylko po części. Przecież to mogło być ryzykowne.

– J… Jeff…?- zapytała wstając.

– L…Leż! Nie ryzykuj. Chciałem jeszcze przeprosić za to że na ciebie nakrzyczałem i… I za te wszystkie kłótnie. Ja naprawdę nie wiedziałem że to się tak stanie.

– Nie przepraszaj. A… Co do tego co się stało. Czemu Liu miał tu być?- zapytaął jakby w ogóle zapomniała o całej sprawie.

Jeff zamyślił się.

-Wiem że to zabrzmi dość dziwnie ale…- zawahał się.- Chodzi o to że… Po tym jak zostaliśmy sami w Liu coś pękło. Zaczął się buntować i cały czas obwiniał mnie o to co się stało… Dlatego postanowił się zemścić. Nie wiedziałem że jego psychika jest taka krucha. Nawet nie wiesz jak mi go brakuje… Jako brata. Tak, wiem jak to brzmi. Jakiś czas później zostaliśmy ,,przyjęci” do rezydencji Slenderman’a. Jednak Liu się nie zmienił aż w końcu zaszedł za daleko i napadł na mnie z nożem. Zrobił parę ran ale… Można powiedzieć że coś go opętało. Od tamtego czasu stał się zagrożeniem dla wszystkich…- spuścił głowę.

– Przykro mi…

– Mi też. To wszystko przeze mnie…- zapytał podnosząc wzrok.

– Nie obwiniaj się… To nie twoja wina że Liu tak zareagował…

– Nie. to moja wina… To jest tylko i wyłącznie moja wina!

– Ale… Co się wtedy stało?

   Jeff spojrzał na zdziwioną dziewczynę a w jego oczach pojawiły się iskierki.

– Może kiedyś ci powiem, ale nie teraz. Nie ufam ci na tyle by opowiadać ci takie historie, mała.- zaśmiał się i poczochrał dziewczynkę po głowie.

– Ej. Może i jestem niska, ale nie mów na mnie mała.

– Heh. Zawsze tak mówiłaś.

Nagle do pokoju weszła Nina i usiadła między Jeff’em a Vivien.

– O czym rozmawialiście? Chyba po raz pierwszy się nie kłócicie.- zapytała zdziwiona.

– N…Nie ważne.- uznał czarnowłosy.

ROZDZIAŁ 20.

   Nina znowu popatrzyła na blondynkę i rozpaliła w kominku ze względu na to że z dnia na dzień robiło się coraz chłodniej.

– Coś ukrywacie, ale ja się dowiem co.- pomyślała czarnowłosa.

-Nic nie ukrywamy. Chyba zdążyłaś to zauważyć.- zaśmiała się blondynka i poczuła ból przeszywający całe jej ciało.

-Vivien!- krzyknęła z niepokojem Nina.- Znowu krwawi… Jeff, teraz MUSIMY zabrać ją do rez…

-Po moim trupie! Wybij to sobie z głowy!- kłócili się.

-Spójrz na nią. Ona ledwo żyje. Chcesz zobaczyć nagrobek z jej imieniem?

-Emmm… Ja tu jestem…- upomniała się blondynka ciągle trzymając się za brzuch oraz jąkając się z bólu.

-Ma prawo wiedzieć…- uznał chłopak.

-Ale pod warunkiem że tam pójdziemy!

-Zgoda! Ale jeśli coś jej się stanie, to obiecuję że policzę się z tobą osobiście!

-Z… Zgoda…

-Otóż, Vivien. Zabierzemy cię do pewnego pana który najprawdopodobniej ci pomoże. Ale pamiętaj, że nie ma nic za darmo i pewnie będziesz musiała zostać jego Proxy, co oznacza że musiałabyś zostać mordercą tak jak my, a to z kolei oznacza że będziesz musiała przejść przez parę miesięcy intensywnego treningu.- mówił Jeff tak szybko żeby mieć to już za sobą.

-Czyli… Musiałabym zabijać…?- zapytała i spojrzała na swoje drżące ręce.

-Spokojnie. Na pewno będzie dobrze.- uśmiechnęła się Nina.

-Sama nie wiem…- powiedziała i ponownie odczuła ból.- Dobra, zgadzam się…

Czarnowłosy spojrzał na Niną a następnie wstał i wziął Vivien na ręce. Ta oplotła ręce na jego szyi i wtuliła się w jego tors próbując zapomnieć o bólu.

Mimo wszystkich kłótni, poczuła że Jeff nie jest aż taki zły i gdzieś w nim jest cząstka dobra, ale trzeba po prostu jej poszukać. Właśnie to czuła. Od czasu do czasu mocniej zamykała oczy i starała się uspokoić. Z kolei on starał się ją uspokajać.

Po jakimś czasie zatrzymali się na krótką przerwę. Vivien siedziała pod drzewem a Jeff i Nina patrzyli na zamordowaną blondynkę.

-Czujesz się choć trochę lepiej?- zapytała z troską w głosie dziewczyna.

Vivien pokręciła przecząco głową i złapała za brzuch.

-Jestem dla was problemem…- uznała cicho a jej oczy ponownie stały się szklane.

-Nie jesteś dla nas problemem! Nawet bym tak nie pomyślał.

-Ale sam tak powiedziałeś… Powiedziałeś że jestem tylko problemem…

Chłopak kucną obok niej i spojrzał w jej zielone tęczówki.

-Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Powiedziałem to tylko dlatego że byłem wkurzony i wcale nie myślałem o czym mówię. Ale jesteś moją przyjaciółką. I przepraszam cię za wszystko…- otarł jej łzy za pomocą kciuka i spojrzeli sobie nawzajem w oczy.

W jego oczach ponownie pojawiły się te iskierki szczęścia co dawniej. Te same iskierki które widziała w jego oczach 5 lat wcześniej.

-Ej!- krzyknęła zazdrosna Nina.- Idźmy już bo nam się wykrwawi.

Odwróciła się i poszła w drugą stronę.

-Do rezydencji to w drugą stronę.- upomniał ją.

-Ja to wiem tylko…- szukała wymówki- Chciałam tylko rozchodzić nogę. Tak. Bo strasznie mnie boli. Ałłłłaaaa….

Jeff i Vivien zaśmiała się a czarnowłosa spojrzała na nich obrażona.

– No wiesz? Z kaleki się śmiać?- skrzyżowała ręce na piersi.-Chodźcie.

Czarnowłosy wziął dziewczynę z powrotem na ręce.

-Nie przejmuj się nią. Jest zazdrosna…- wyszeptał do jej ucha i szli dalej przez las.

ROZDZIAŁ 21.

Jeff ponownie wziął Vivien na ręce i razem z Niną ruszyli w stronę rezydencji. Od czasu do czasu zdarzało się blondynce jęknąć z bólu przez co odruchowo wzmacniała uścisk na szyi czarnowłosego co oczywiście nie podobało się Ninie.

Co jakiś czas robili sobie przerwy aż po kilku godzinach wędrówki stanęli przed mroczniejszą częścią lasu.

-J… Jesteście pewni że to tu…?- zapytała Vivien.

-Tia.. To tutaj.- powiedział leniwie Jeff stawiając dziewczynę na ziemi.-To jedyna forma pomocy, Viv. Musimy tam iść.

-Ale są skutki uboczne.- uznała Nina. – Rozboli cię głowa do tego stopnia że zemdlejesz, obudzisz się w nieznanym ci pomieszczeniu i będziesz musiała pogadać z facetem bez twarzy. Nic wielkiego. A tak poza tym, serio??? ,,Viv”?

-A co? Zazdrosna?- zaśmiał się chłopak po czym spojrzał na blondynkę -Wszystko dobrze?

-B…Boję się…- powiedziała cicho a Jeff zaśmiał się.

-Serio? Boisz się? Posłuchaj: zabiłaś połowę ochroniarzy, zadajesz się z seryjnymi mordercami poszukiwanymi w całym kraju, a ty mówisz że się boisz?! Nigdy nie zrozumiem bab.- zrobił facepalma ciągle się śmiejąc.

Vivien nie odezwała się więcej, tylko spojrzała smutno w ziemię. Chwilę później spojrzała na swoje ręce, całe we krwi.

-Co jest…?- zapytała drżącym głosem i upadła na kolana.

Nina złapała ją zanim upadła całym ciężarem na ziemię i spojrzała na ranę dziewczyny.

-Jest coraz gorzej…- powiedziała cicho.

-Od kiedy się taka opiekuńcza zrobiłaś? Z tego co mi się wydaje to ty miałaś poderżnąć jej gardło dawno temu.

Blondynka spojrzała na czarnowłosą z przerażeniem i odsunęła się od niej jak najdalej mogła.

-N…Nina…

-Powinnaś być mi wdzięczna że cię oszczędziłam…- upuściła ją i poszła w stronę rezydencji- Jak chcesz, zajmuj się nią. Raczej nie powinna nas obchodzić. Po co w ogóle ją tu przyprowadziliśmy?

Po policzkach Vivien spłynęły ciepłe łzy. Jeff podszedł do niej i próbował ponownie wziąć ją na ręce. Wykorzystując sytuację zabrała jego nóż.

-Odstaw mnie…- powiedziała ciszej.Chłopak wykonał polecenie z obojętną miną- Nina… o to ci chodziło…?

Dziewczyna odwróciła się w stronę blondynki a ta z kolei dźgnęła się nożem w klatkę piersiową. Jeff chwycił ją za rękę w chwili gdy ostrze miało trafić w serce.

-Vivien, puść to. Próbuję ci pomóc…- spojrzał na jej przesiąkniętą krwią bluzkę dziewczyny.

Ostrze upadło na ziemię a oczy Vivien stawały się coraz cięższe aż w końcu zamknęła powieki a jej ręka bezwładnie wylądowała na jej brzuchu.

-Nie, nie, nie!- szybko wstał i wziął ją na ręce.- Nie umieraj mi tu teraz. Otwórz oczy, powiedz że nic ci nie jest…

-Debil…- uznała pod nosem Nina.- Do rezydencji w tę stronę.- wskazała odpowiednią stronę i pobiegli.

Teraz liczyła się każda minuta, sekunda, dziewczyna mogła wykrwawić się na śmierć. Kilka minut później wpadli do rezydencji a Slenderman zabrał dziewczynę do innego pomieszczenia.

-Emm… Co tu się właśnie odwaliło?- zapytał niski blondyn w zielonej czapce.

-Chyba nasz bezduszny The Killer się zakochał.- zaśmiał się czarno-biały klaun.

Jeff złapał go za kołnierz i podniósł do góry.

-Jeszcze jedno słowo a będziesz wąchał kwiatki od spodu.- powiedział i wyszedł z rezydencji.

-Chyba komuś się okres zbliża.- uznała dziewczyna z maską na twarzy oraz czarnymi, kręconymi włosami.

-Nina, kim jest ta dziewczyna?- zapytała mała dziewczynka podchodząc do niej.

-Nikim ważnym, Sally.- uznała oschle- Uwierz mi, jej niedługo tu nie będzie.

-Co? Czemu?- zapytała dziewczynka.

-Bo widzisz, jest dość mocno ranna. Ma bardzo małe szanse na przeżycie. Radzę wam się nią nie przejmować. Ona i tak zdechnie…- wstała z fotela i udała się w swoją stronę.

ROZDZIAŁ 22.

Po wyjściu Niny wszyscy spojrzeli na siebie zdziwieni. Po chwili wrócił Jeff a oczy wszystkich były skierowane na niego.

-O co wam do cholery chodzi?- zapytał zdenerwowany.

– Po pierwsze: to raczej dziwne że wracasz po tygodniu. Po drugie: gdzie ty niby byłeś? Po trzecie: kim jest ta dziewczyna? Po czwarte: po co ją tu przyprowadziłeś? I po piąte: kim dla ciebie jest?- zapytał Ben.

– Po pierwsze: powinieneś się do tego przyzwyczaić. Po drugie: nie twój interes. Po trzecie: niedoszła ofiara Niny. Po czwarte: a co? Nie można? Po piąte: nikim ważnym.- uznał.
-Jasne. Bo zwykłą dziewczynę byś tu przyprowadził.- zaśmiała się Jane.-Wiemy że coś kręcisz ,Jeffy.

W salonie rozległo się tylko głośne ,,Uuu” , a Jeff tylko wstał i poszedł do swojego pokoju gdzie przebywała Nina wraz z nieprzytomną jeszcze Vivien.

– W końcu jesteś. Ciągle się nie obudziła.

-I jeśli się nie obudzi to obiecuję ci: już nigdy więcej nie otworzysz oczu, rozumiesz?

Rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzeli w tamtędy stronę.

– Pokażcie mi ją. Mówiliście że jest ranna.- do pokoju weszła Ann.

– Dzięki. To ja pójdę na dół.- powiedziała Nina i wyszła z pomieszczenia.

– Niech zgadnę. Nina jej to zrobiła z zazdrości?- zaśmiała się pielęgniarka.

-To nie jest śmieszne, Ann. A poza tym, nie. Sama sobie to zrobiła.

  Ann tylko spojrzała na nieprzytomną dziewczynę z litością i zabrała się za mienianie bandaży na świeże.

– Widząc jej stan to powinna spać jeszcze około 20 godzin. Organizm się broni, to dobrze.- powiedziała.- Znajdę jeszcze do Jasona. Da mi jakieś nowe ubrania dla niej.

– Dzięki, Ann. – podziękował jej czarnowłosy.

– Spoko. Chętnie ją poznam. To ja zaraz wrócę.

Pielęgniarka wyszła z pokoju a Jeff usiadł na łóżku obok blondynki.

– Przepraszam, ale to było jedyne wyjście…- wyszeptał do jej ucha.

Pogładził delikatnie jej policzek i patrzył na jej bladą twarz. W tamtej chwili wyglądała praktycznie jak porcelanowa lalka.

Malinowe usta i naturalnie zarumienione policzki idealnie komponowały się z jej bladą cerą.

Chwilę później przyszła Ann z kompletem ubrań dla dziewczyny oraz opatrunkami. Podeszła do blondynki i znowu spojrzała na jej ranę.

– Od kiedy to ma?

-Od dwóch dni.

-To niezbyt dobrze. Na razie tylko zmienię jej opatrunek, a resztą zajmie się Operator.- uznała.- A tak poza tym: jeszcze nie powiedziałeś nam jak ona ma na imię.

-Ma na imię Vivien. Tyle wystarczy?- powiedział oschle.

Pielęgniarka tylko westchnęła i zabrała się za zmianę bandaży. Po wszystkim wyprosiła Jeff’a z pokoju i poszła do Operatora wyjaśnić całą sprawę.

Jeff razem z resztą siedzieli w salonie. Oczywiście wszyscy ciągle wypytywali jego i Ninę o dziewczynę którą tu przynieśli.

ROZDZIAŁ 23.

Wszyscy wypytywali kim jest blondynka lecz Jeff ignorował wszystkie pytania o dziewczynie. Ciągle obwiniał Ninę oraz siebie za to co się stało.

– No, Jeff. Powiedz nam trochę o niej.- próbowała go przekonać Sally.

-Niem mam zamiaru.- odpowiedział krótko i znowu poszedł na górę.

-Ehhh! To już działa mi na nerwy! On skupia się tylko na niej!- krzyknęła w końcu Nina.

-Słyszałem że jest twoją przyjaciółką, a przyjaciółki nie są zazdrosne.- uśmiechną się Ben.

-Pff! Tia, jasne. Ta niby ,,przyjaciółka” miało już dawno leżeć w grobie.

Czarnowłosa tylko zrobiła obrażoną minę i wyszła na zewnątrz. W tym czasie Jeff zapukał do drzwi swojego pokoju.

– Wejdź, Jeffrey.- usłyszał głos Slenderman’a w swojej głowie.

Wszedł do pokoju i zobaczył blondynkę z opatrzoną raną i w innych ubraniach ( Ann ją przebrała żeby nie było O.o).

– I jak z nią? Kiedy się obudzi?- zapytał

-Jeśli wszystko pójdzie dobrze to nawet jeszcze dzisiaj. A poza tym to nie przyprowadzaj nikogo więcej. Robi się za duży tłok.- powiedział Operator i wyszedł z pokoju.

Czarnowłosy podszedł do Vivien i spojrzał na jej opatrunek. Ann i Operator naprawdę się spisali. Widać było że blondynka nie za szybko się obudzi. Znowu pukanie do drzwi.

– Oh. Jeff, szukałam cię. Widziałam kiedyś u ciebie taki jeden wisiorek. Podobny do tego. Vivien miała to na sobie.- podała mu do ręki srebrny naszyjnik.

– Dzięki, na pewno będzie wdzięczna.- uniósł lekko kąciki swoich ust a Ann wyszła z prędkością światła.

Chłopak popatrzył na naszyjnik trzymany w dłoni i spojrzał na śpiącą blondynkę. Podszedł do niej i usiadł obok na łóżku. Popatrzył na jej twarz, szyję, brzuch aż w końcu ujrzał jej rękę. Delikatnie odwinąć jej rękaw i ujrzał dziesiątki blizn na jej przedramieniu.

– Czemu to zrobiłaś? Czemu?- wyszeptał.- Dopiero teraz widzę, jak bardzo mnie potrzebowałaś…

Wziął krzesło postawione przy biurku i postawił je przy łóżku. Usiadł na nim i położył głowę na materacu cały czas patrząc na Vivien. Wszystko do niego wracało: wspólne rozmowy, wygłupianie się na przerwach oraz wspólne wyjazdy do szkoły.

Po jakimś czasie oczy zamykały mu się same. Od jakiegoś czasu miał problemy ze snem. Chwilę później już spał.

[W TYM SAMYM CZASIE NA DOLE]

– Jeff się naprawdę o nią martwi, pierwszy raz widzę go takiego.- uznała Zero.

– Masz rację, a dziewczyna nawet nie brzydka.- zaśmiał się blondyn w zielonej czapce.

– Może i jest ładna, ale chyba dużo przeszła. Na jej przedramieniu widziałam sporo blizn po żyletce.- powiedziała pielęgniarka.

-Po jakiej znowu żyletce? To wszystko po wizycie w psychiatryku. Sama też takie mam. To blizny po skalpelu, igłach i chuj wie jeszcze od czego.- powiedziała Nina.

– Dowiedziałaś się czegoś jeszcze?- zapytała Sally kierując pytanie do Ann.

-Dowiedziałam się tylko tyle że ma na imię Vivien. Później znowu był chamski i nic nie mówił.

– Uuu. Pierwsze oznaki zakochania. – zaśmiał się L. J.

Wszyscy zaśmiali się oprócz Niny. Jak widać nie mogła się z tym wszystkim pogodzić.

– Co was tak śmieszy?- zapytała uciszając ich.

– Wiesz może coś o Vivien? Dowiemy się chociaż trochę.

– Yyy… Nie za bardzo. A co?

ROZDZIAŁ 24.

Po godzinie Jeff obudził się i spojrzał na zegarek.

-Ehhh…. Dopiero siedemnasta.- powiedział i znowu ułożył swoją głowę na materacu.- Czy to błąd, nie lubić przebywać z osobami których widzi się praktycznie codziennie o każdej porze dnia i nocy?

Westchną głośno i spojrzał na swoją dłoń. Ciągle trzymał w niej wisiorek dziewczyny. Położył go na stolik nocny i podszedł do okna. Usiadł na parapecie a w jego uszach brzmiało tylko stukanie kropel deszczu o szybę. W końcu była jesień i taka pogoda była czymś zupełnie naturalnym. Chłopak spuścił głowę i patrzył na parapet po drugiej tronie szyby. Nie znosił takiej pogody. Zszedł z parapetu i poszedł do łazienki (pokój był łączony z łazienką). Ochlapał twarz zimną wodą i spojrzał w swoje odbicie.

Stał tak chwilę bez słowa aż wyszedł z pomieszczenia i znowu usiadł przy łóżku. Spojrzał na Vivien a chwilę później z powrotem położył głowę na materacu i zasną.

*Wieczór, 21.30.*

Na zewnątrz było już ciemno. Czarnowłosy ponownie spojrzał na zegarek. Znowu westchną i usłyszał tylko słaby jęk. Obrócił się w stronę dziewczyny a ta otworzyła słabo oczy. Wśród cieni mogła dostrzec twarz przyjaciela i lekko uśmiechnęła się do niego.

-J… Jeff…- powiedziała słabo.

-Vivien, już się obudziłaś.- uśmiechną się i spojrzał na dziewczyną.

-Gdzie my jesteśmy…?- zapytała.

-Wyjaśnię ci jutro. A na razie spróbuj zasnąć. Na pewno jesteś przemęczona .

Blondynka nagle posmutniała i przekręciła głowę w bok.

-Vivien, coś się stało?- zapytał zaskoczony reakcją dziewczyny.

-Po co mnie ratowaliście?- zapytała -Przecież i tak umrę, prędzej czy później.

Blondynka spojrzała na niego ze łzami w oczach.

-Nie mów tak. I nawet nie próbuj słuchać Niny. Jest zazdrosna, a gdy tak jest, jest w stanie zrobić dosłownie wszystko.- uznał.- A poza tym, boli?

– J… Jeszcze trochę boli. Ale chyba powinno niedługo przestać, prawda? A w ogóle to czemu mam na sobie inne ubrania?- zapytała zaskoczona.

– Spokojnie. To nie moja sprawka. Moja  przyjaciółka opatrzyła cię i przebrała. Zmieniając temat: czemu to zrobiłaś? – powiedział podwijając jej rękaw.

Vivien nie odpowiedziała, tylko znowu odwróciła głowę w inną stronę i zamknęła oczy. Nie chciała o tym mówić, to było dla niej za trudne.

-Może kiedyś ci powiem…- zakryła wszystkie swoje blizny i wtuliła w poduszkę.

-Rozumiem… To ja już będę iść. Może ktoś jeszcze jest na dole.- powiedział stojąc u progu.

-Cz… Czekaj! Nie chodziło mi o to żebyś poszedł, tylko… Po prost mnie o to nie pytaj. Ok?- zapytała.

Jeff tylko skiną głową i znowu usiadł obok dziewczyny. Rozmawiali przez dobre dwie godziny aż w końcu zrobili się zmęczeni.

– To ja chyba idę do salonu. Ktoś zajął moje łóżko.- zaśmiał się.

-Możesz zostać. Przecież to twój pokój. Ja pójdę spać na fotel. I tak się przyzwyczaiłam.- przetarła zaspane oczy.

-O nie. Ty jesteś moim gościem dlatego masz honorowe miejsce.- zaśmiał się i usiadł na fotelu.

Vivien tylko westchnęła i wstała. Podeszła do chłopaka a ten otworzył jedno oko. Dziewczyna chwyciła go za nadgarstek i posadziła go na łóżko. Gdy chciała odejść Jeff chwycił ją za dłoń i przyciągną do siebie tak że wylądowała na jego brzuchu. Chłopak przekręcił się tak że teraz ona była podn nim, co wyglądało dość dwuznacznie… Spojrzeli na siebie. Na twarzy Vivien znowu zagościł rumieniec a Jeff tylko się zaśmiał i położył obok dziewczyny.

-J.. Jeff! Puszczaj!- próbowała się wyrwać.

-Bądź choć chwilę cicho. Jestem zmęczony.- uznał przytulając dziewczynę do siebie.

-Nigdy cię nie zrozumiem…

-Powiedziałem coś.- powiedział stanowczo i ozięble.

Vivien więcej się nie odezwała. Po prostu również zamknęła oczy i po kilku minutach zasnęła.

ROZDZIAŁ 25.

Gdy Vivien otworzyła oczy następnego ranka, była sama w pokoju. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zauważyła kartkę leżącą na stoliku nocnym.

,,Gdy wstaniesz przyjdź na dół. Wszyscy bardzo chcą cię poznać 🙂 Po lewej,zaraz obok łóżka są drzwi od łazienki, możesz się odświeżyć.

~J. “

Dziewczyna wstała i poszła do łazienki. Zwykła, skromna i nikt by nie powiedział że mieszka tu seryjny morderca( chodzi o pokój i łazienkę razem. Bo ktoś może  pomyśleć że mieszka w łazience…~autorka). Kabina prysznicowa, toaleta, pralka no i zlew. Nic nadzwyczajnego choć pomieszczenie było wyjątkowo zadbane.

Stanęła przed lustrem i przemyła twarz zimną wodą żeby się rozbudzić.

Po wszystkim wyszła z łazienki i wyszła z pokoju. Skierowała się w stronę schodów które, jak przypuszczała, prowadziły do salonu. Nie myliła się.

– O! Chyba nasza śpiącą królewna się obudziła.- powiedziała ozięble Nina.

Oczy wszystkich skierowały się w stronę dziewczyny.

– Ah. Ann miała rację. Naprawdę jest ładna.- zaśmiał się malarz.

Blondynka tylko się zarumieniła i patrzyła na wszystkich po kolei. Nastała niezręczna cisza.

– To… Może się przedstawicie po kolei? Na pewno będzie mniej niezręcznie.- uznała Nina przewracając oczami.

Wszyscy zaczęli się przedstawiać. Vivien polubiła atmosferę w tym domu. Widać było że jest to pozytywna ,,rodzina”.

– Vivien, możemy porozmawiać?- zapytała w końcu Nina.

-Jasne.

– Tylko na siebie uważaj.- szepnęła do niej Clockwork.

Dziewczyny wyżły na zewnątrz. Poszły za rezydencję.

– O co chodzi? Przecież wiesz że możesz mi ufać.

– Bądź cicho! Od kiedy tu jesteś wszyscy skupiają się tylko na tobie, a zwłaszcza Jeff! Przecież widzę że traktuje cię inaczej niż innych, nie jestem ślepa.

– N…Nina. Nie wiem o co ci chodzi… Ja i Jeff jesteśmy tylko przyjaciółmi, nikim więcej, wiemy o sobie za dużo żeby być ze sobą. A poza tym… Nawet nie wiem czy będę mogła mu dalej ufać…- podrapała się po karku.

– Hmmm… Wierzę w to co mówisz. Alei tak będę mieć na was oko! – uznała i poszła z powrotem do rezydencji.

Vivien została sama. Odeszła parę metrów dalej i usiadła na pniu drzewa. Siedziała chwilę w ciszy aż usłyszała za sobą szelest liści. Po chwili poczuła metalowe ostrze przykładane do jej szyi.

– Wiesz co? Nie sądziłem że dochowasz tajemnicy. – usłyszała znany jej głos.

– Liu… Ja…- powiedziała spanikowana.

-Ehh. Bądź w końcu cicho. Od kiedy zrobiłaś się taka rozgadana?- uznał wzmacniając nacisk na jej szyi.

-Prze…przepraszam…- zamknęła oczy a po jej policzkach zaczęły spływać łzy.

Teraz była przygotowana na najgorsze. Zamknęła oczy i czekała na śmierć. Już miał zostać wykonany ostateczny cios lecz usłyszała tylko zgrzyt metalu ocierającego się o metal. W ciągu sekundy ucisk na szyi znikł a ona otworzyła oczy.

-Zostaw ją! Ona nie ma nic wspólnego z naszymi niedokończonymi sprawami.- mówił Jeff walcząc z bratem.

– Hahaha. Tak? A przez kogo odstawiłeś mnie na drugi plan? Akurat wtedy gdy cię najbardziej potrzebowałem. Ty tego nie zrozumiesz.- spojrzał na niego wrogo, z nienawiścią w oczach.

Jeff odskoczył kawałek od bruneta i osłonił blondynkę.

-Vivien, wracaj do rezydencji. Ja i Liu porozmawiamy w cztery oczy, jak brat z bratem.- powiedział widocznie zły.

-Ale…

– Żadnych ,,ale”! Do rezydencji, już!

Blondynka posłuchała go i pobiegła do rezydencji. Wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni.

-Coś się stało?- zapytała Zero.

– Jeff…. Liu… Za domem…- tylko tyle zdołała z siebie wykrztusić.

Wszyscy zerwali się z siedzeń, a jako jedyny Masky zachował zimną krew.

– Spokojnie. Dadzą sobie radę.- powiedział chłopak.

-Żartujesz?! Oni się pozabijają!- krzykną L.J.

Cała rezydencja wybiegła na zewnątrz. Na miejscu zdarzenia znaleźli tylko nieprzytomnego i rannego Jeff’a. Rana ne była głęboka, ani zagrażająca jego życiu. Całe szczęście…

ROZDZIAŁ 26.

Vivien spojrzała zmartwiona na Jeff’a i podbiegła do niego.

-Jeff, otwórz oczy!

Po chwili chłopak otworzył oczy i usiadł. Spojrzał na wszystkich po kolei a potem spojrzał na swoje ramię. Widniało na nim dość spore rozcięcie.

-Fuck! On uciekł, prawda?- zapytał trzymając się za ramię.

Resztą siedziała cicho, jednak Vivien tylko zawiesiła mu się na szyi. Jeff odwzajemnił uścisk a Nina patrzyła na nich wściekła. Nie chciała żeby ktoś wchodził jej w drogę.

-V… Vivien. To boli…- upomniał dziewczynę a ta odsunęła się niemal od razu a reszta śmiała się po cichu ( oprócz Niny).

Chwilę później wszyscy się ogarnęli, poszli z powrotem do salonu i opatrzyli ranę Jeff’a. Resztę dnia spędzili na rozmawianiu z blondynką. Większość ją polubiła. Mimo swojej przeszłości teraz otworzyła się do ludzi i potrafiła być sympatyczną osobą, co bardzo zdziwiło czarnowłosego. Nigdy nie była tak chętna do rozmowy jak w tamtej chwili. Czy to było tylko kolejne kłamstwo z jej strony? Iskierki w jej oczach i uśmiech mówiły co innego. Zdawała wrażenie dziewczyny towarzyskiej choć w rzeczywistości tak nie było. Więc… Czemu dopiero teraz? Przecież wcześniej była zupełnie inna…

Siedzieli w salonie aż do późnej nocy, gdy już wszyscy zaczęli się zbierać. Jeff zaprowadził Vivien do swojego pokoju a ta od razu walnęła się na łóżko. Jednak zauważyła coś dziwnego w zachowaniu chłopaka.

-Jeff… Wszystko dobrze?- zapytała.

-Tak. Tylko trochę dziwi mnie fakt że te siedem lat temu byłaś taka zamknięta przy mnie a z nimi gadasz jakbyście się znali od zawsze.

-Słuchaj. Po prostu nie chcę robić tu żadnych problemów. Twoi przyjaciele są moimi przyjaciółmi.- powiedziała kładąc dłoń na jego zdrowe ramię.

-Pff… To nie są moi przyjaciele. To tylko nic nie znaczące osoby z którymi muszę przebywać na co dzień.

-Znowu zaczynasz? Nie sądzisz że zachowujesz się… No wiesz… Jak dziecko?- wetchnęła i odwróciła się w stronę chłopaka.

-Powiedziała moja przyjaciółka, która poryczała się jak dziecko. Ah! Przepraszam! My BYLIŚMY przyjaciółmi bo w końcu to była tylko przelotna znajomość.- uznał obrażony.

-Przestaniesz w końcu? Nie to miałam na myśli gdy to mówiłam!- krzyknęła.- Czasami mam cię naprawdę dość!- skrzyżowała ręce na piersi.

-Ja ciebie też. Mogłem cię wtedy zabić.- po chwili jednak zakrył usta rękoma a dziewczyna wstała i zrobiła parę kroków do tyłu.

-Wiesz co…? Nina miała rację, mogliście mnie wcale nie ratować, a najlepiej zostawić na zawsze w tym pieprzonym psychiatryku.

-Ja… Ten…

-Daj se spokój…- uznała zawiedziona.

-Byłem głupi, ok?! Nie wiedziałem co mówię! Minęło już ponad siedem lat a ty ciągle to przeżywasz jakby to było kilka godzin temu. Poza tym, sama zdecydowałaś żeby zakończyć tę znajomość!- krzykną a Vivien zakryła uszy rękoma.

-I myślisz że to było dla mnie takie proste?!- dała mu z liścia i wybiegła z rezydencji.

Nie wiedziała do kąt biegnie. Było jej to obojętne, ważne że było to z dala od Jeff’a.

ROZDZIAŁ 27.

-Vivien! Czekaj!- pobiegł za nią.

Biegli przez las aż w końcu Vivien zahaczyła nogą o korzeń i upadła. Czarnowłosy podbiegł do niej i ukucną.

-Vivien… Nic ci nie jest?- dziewczyna pokręciła głową na to że nic jej nie jest.

-Nie mam ochoty z tobą gadać. Nie z kimś kogo miałam za przyjaciela.- spojrzała w ziemię.- I miałeś rację, my BYLIŚMY przyjaciółmi. Wiesz co? Odkąd wyjechaliście miałam nadzieję że jeszcze kiedyś was zobaczę, ale widzę teraz że to było błędem…!

Jeff nie zdziwił się słysząc te słowa. Otworzył usta i próbował coś powiedzieć, mimo to nic nie wydobyło się z jego ust. Blondynka wstała z ziemi i otrzepała się. Poszła przed siebie. Nie miała ochoty siedzieć w jednym pokoju z jej byłym przyjacielem.

-Gdzie idziesz? Do rezydencji to w drugą stronę.

-Wiem o tym. Dlatego idę tam.- westchnęła bez uczuć.- Wiesz co? Chyba wolałabym siedzieć dalej w tym psychiatryku niż iść tam z tobą…

Chłopak podszedł do niej i wyciągną nóż. Wycelował go prosto w jej klatkę piersiową.

– Idziesz ze mną albo zginiesz na miejscu.

-Skoro tak…- odwróciła się do niego ułatwiając mu zadanie. Podeszła do niego bliżej, tak aby nóż przyciskał jej klatkę piersiową- No dalej. Zabij mnie. Będziesz miał spokój. W końcu nie będę dla wszystkich problemem.

Jeff spojrzał na nią. Nigdy nie widział jej w tym stanie. I nie chciał jej takiej widzieć. Upuścił nóż i znowu na nią spojrzał.

-Wiedziałam. Nie masz odwagi.- uśmiechnęła się kpiąco i poszła w stronę rezydencji.

Czarnowłosy zacisną ręce w pięści i poszedł po nóż. Szli w ciszy. Żadne z nich nie chciało się odezwać. Po jakimś czasie dotarli do rezydencji. Weszli do salonu a Jeff usiadł na kanapie.

-Dzisiaj śpię tutaj. Idź na górę.

Blondynka nie odezwała się. Po prostu poszła na górę bez słowa do pokoju. Weszła do łazienki i przemyła twarz zimną wodą. Spojrzała na swoje odbicie. Jej oczy były już czerwone od łez. Po chwili usłyszała szarpnięcie za klamkę.

-Vivien, to ja.- usłyszała znajomy głos- Możemy chwilkę porozmawiać?

Wyszła z łazienki próbując powstrzymać łzy. Na marne. Po chwili usłyszała ciche skrzypienie drzwi w których staną nie kto inny jak nie Jeff

-Jeszcze nie śpisz?- zapytał.

-A co? Ślepy? Nie mam pięciu lat, ogarnij się człowieku.- odpowiedziała drżącym głosem.

Chłopak podszedł do niej i spojrzał jej w oczy.

-Słuchaj. Tym razem nie przyszedłem się kłócić. Musisz mi tylko wyjaśnić jedną sprawę.- powiedział z poważną miną( to on tak potrafi?!~autorka)- Czego Liu od ciebie chciał?

-Ja… Ja… Nie mogę ci powiedzieć…- spojrzała mu w oczy.- A teraz, lepiej się położę.

-Viv, próbuję ci pomóc. On mógł cię zabić.

-Tak samo jak ty. Czemu tego nie zrobiłeś?

-Odpowiem na twoje pytanie, jeśli ty odpowiesz na moje. Czego od ciebie chciał?

-On…On mnie szantażował…

-Co?!- krzykną zdziwiony i zezłoszczony jednocześnie.

-Powiedział, że jeśli pomogę mu dać ci nauczkę, to on pomoże mi i więcej nic przykrego mnie nie spotka. Mówił to jakby była to jakaś propozycja, ale… Przystawił mi nóż do szyi. Bałam się, nie mogłam nic zrobić…- schowała twarz w dłonie i zaczęła płakać jeszcze mocniej.- Bałam się powiedzieć, bo powiedział, jeśli komuś powiem o tej rozmowie zabije nas oboje…

Chłopak stał zaskoczony i patrzył na płaczącą dziewczynę. Po chwili jednak odszedł do niej i przytulił głaszcząc po głowie.

-Spokojnie, Vivien. Nic ci się nie stanie…- mówił do niej szeptem.

-I po co ja to mówiłam…?

Po tych słowach Jeff przytulił ją jeszcze mocniej i spojrzał na jej mokre od łez policzki. W tym momencie coś w nim wezbrało. Jakieś dziwne uczucie, którego sam nie potrafił określić. Vivien powoli uspokajała się, co w pewnym sensie go cieszyło. Wziął ją delikatnie na ręce i położył na łóżku przykrywając kołdrą.

-J…Jeff…? Co ty robisz…?- zapytała nieśmiało.

-Spróbuj zasnąć. Ja już idę.- uśmiechną się i odszedł parę kroków.

-Czekaj.- powiedziała- Zostań…- dodała ciszej.

-Powtórz bo niedosłyszę.- uśmiechną się chytrze i popatrzył na dziewczynę.

-Nie mam zamiaru się powtarzać.- uznała stanowczo a jednocześnie spokojnie.

-Skoro sobie księżniczka życzy.- zaśmiał się.

Usiadł na skraju łóżka i popatrzył na dziewczynę.

-Połóż się. Pewnie jesteś przemęczona całym dniem. Spokojnie, jestem obok.- uśmiechną się.

ROZDZIAŁ 28.

Vivien otworzyła oczy jako pierwsza następnego ranka. Jeff nadal spał w najlepsze wtulony w swoją pościel. Blondynka mimowolnie uśmiechnęła się na ten widok. Ponownie zamknęła oczy i zasnęła. Jednak sen nie był taki przyjemny, jak sądziła.

Była w lesie, strasznym, ciemnym lesie. Nagle zaczęło podać a następnie grzmieć i błyskać. Wiedziała że to niebezpieczne więc rozglądała się na wszystkie strony. Między drzewami mogła zauważyć dobrze znaną jej postać. Zaczęła uciekać, choć nie wiedziała dokąd biegnie. W tym momencie nie liczyło się gdzie dobiegnie, ważne żeby uciec. Biegła i biegła, a on dalej nie przestawał jej gonić. Sądziła że w końcu uda jej się uciec lecz w pewnym momencie coś powaliło ją na ziemię raniąc jej ręce, brzuch oraz szyję. To coś wyglądało okropnie. ,,To coś” ponieważ nie można było nazwać tego człowiekiem ani zwierzęciem. To była kreatura, monstrum, potwór. Miało nienaturalnie długie kończyny, wydłużoną głowę, ostre zęby, ostre pazury, zanik umiejętności chodzenia na dwóch kończynach, wydłużone ciało, płochliwe zachowanie oraz przerażające białe ślepia (creepypasta wiki zawsze pomoże😛~autorka). Vivien siłowała się z potworem który próbował rozerwać jej szyję swoimi pazurami. Usłyszała czyjeś kroki. Już wierzyła że jest uratowana! Ale tak nie było. Ze łzami w oczach spojrzała na sylwetkę osoby która stała tuż nad nimi. To była ta sama osoba która ją wcześniej goniła. Liu.

-Jakaś ty głupiutka, Vivien. Powiedziałem że nikt nie może wiedzieć o naszej rozmowie.- zaśmiał się kpiąco- Rake, rozszarp ją.

Dziewczyna spojrzała na stwora króry podniusł swoje ,,ręce” w górę by zatopić swoje szpony w ciele blondynki. Już pazury miały przebić jej skórę, gdy… obudziła się…

Vivien krzyknęła ze strachu, usiadła na łóżku i w tym samym momencie zauważyła otwarte na oścież okno oraz liścik na biurku. Jeff obudził się słysząc krzyk dziewczyny.

-Co jest?! – krzyknął siadając i przytulając dziewczynę w geście obronnym.- Co się stało?- zapytał spokojniej.

-Po prostu odpuścił mi się koszmar, obudziłam się z krzykiem a okno było otwarte, czyli wiem tyle co ty.

Jeff podawał się po karku i wstał mozolnie z łóżka. Przeszukaj cały swój pokój a następnie wziął liścik do ręki.

-Wygląda na to że nikogo nie ma w pokoju, ale zostawił nam wiadomość.

-Pokaż mi to…- zawahał się prosząc o kartkę.- ,,Nie jesteś zbyt bystra. Myślałem że mogę Ci ufać, Vivien a ty pokazałeś się być zwykłą poduszką. Wiesz że nie odpuszczę ci tego płazem i będziesz zdychać w identycznej agonii jak mój brat… Podpisano, Liu…”- doczytałam treść listu.

-Spokojnie, znajdzie się jakieś wyjście.- uśmiechnął się sztucznie.

-Przestań… To moja wina. Po co ja Ci mówiłam o naszej rozmowie?! Mam już tego wszystkiego kurwa dość!- jej oddech by nieregularny, bała się.

Czarnowłosy spojrzał na zegarek który wskazywał godzinę 12.34.

-Wszyscy powinni być na dole…- pomyślał.

-Wiem że kłamiesz… Nic nie będzie dobrze, nie znajdziemy rozwiązania dole tych wszystkich problemów!

Jest wstał i podszedł do blondynki. Chwycił ją za podbródek i podniósł go tak by patrzyła mu prosto w oczy.

-Viv…- powiedział i dał dziewczynie z liścia- Wybacz ale to było jedyne rozwiązanie żebyś uciekła chociaż na chwilę. Znam rozwiązanie, ale… będziesz w tym grać główną rolę. Rozumiesz?

-Raczej tak.

-To dobrze. Chodź, idziemy.- chwycił ją za nadgarstek i poszli z listem w ręku do salonu.

Vivien ledwie nadążała za chłopakiem na schodach przez co o mało się nie wywalił. Wpadli do salonu jak porażenie zwracając na siebie uwagę wszystkich.

– Hej, mamy nie mały problem!- powiedział Jeff wyłączając kartką.

-Hmm? Co to jest?- zapytał Masky który chyba najwidoczniej się nie wysłał.

-Liścik z groźnymi od mojego ,,ukochanego” braciszka. Groził wcześniej Vivien mówiąc, że nikt nie może wiedzieć o ich rozmowie, ale wczoraj opowiedziała mi o wszystkim i dostaliśmy to.

Slenderman przeczytał zawartość listu.

-Nie wygląda to za ciekawie.- uznał.

-Wiemy, dlatego pomyślałem o treningu na Prozy.- powiedział Jeff.

Wszyscy popatrzyli na siebie zdziwieni.

-Są zdezorientowani bo rzadko kiedy mam jakiś pomysł.- powiedział czarnowłosy szeptem do dziewczyny.

-W każdym razie. Dobry pomysł, Jeffrey, ale sprawę treningi trzeba ustalić z Vivien, nie sądzisz?- powiedział przypominając godzinę- Chodź za mną, Vivien. Musimy wyjaśnić sobie parę spraw.
Dziewczyna udała się wraz z Operatorem do jego gabinetu. Rozpadła sie w fotelu a naprzeciwko niej, po drugiej stronie biurka usiadł Slenderman.

-Proszę Pana, na naprawdę nie chcę robić tu żadnych problemów.- uznała szybko.

-Wiem, dziecko, wiem. Ale wiem również, a raczej jestem przekonany że mi ich nie sprawisz.

-C…Co ma Pan na myśli?

ROZDZIAŁ 29.

   Slenderman wyjaśnił blondynkę wszystkie elementy związane z zostaniemy Proxy. Niby wszystko zapowiadało się dobrze, z opowiadań mężczyzny, ale przeważał ją fakt że zostanie mordercą. Mimo to podjęła się wyzwania. Po kilkunastu minutach wróciła do salonu, do reszty z grobową miną.

-Emm… Vivien. Wszystko ok?- zapytała Jane.

Nastała cisza. A przynajmniej przez chwilę.

-To jak? Kiedy zaczynamy trening?- zapytała z uśmiechem na twarzy.

Wszyscy stanęli jak wróci i chyba do nich nie docierało co właśnie powiedziała.-Emm… Wszystko w porządku?

I nagle otrząsnęli się i zaczęli krzyczeć z radości. W pewnym momencie w salonie zjawił się również Operator.

-Masky, Hoodie, wy zajmijcie się walką w terenie. Jane, pomożesz wybrać jej jakąś broń. A Ty, Jeff, zajmiesz się walką wręcz. To tyle co miałem do powiedzenia.- po tych słowach wrócił do siebie.

-Hej, czy tylko ja mam jakieś dziwne przeczucie że to i tak nie wypali…?- zapytała Nina.

-Daj sobie spokój. Gadanie w niczym ci nie pomoże.- zaśmiała się Clockwork.

[DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ]

   Wszystko szło po myśli Operatora. Jedyne co ich niepokoiło, to to że Liu przez ostatnie dwa miesiące nie dawał żadnego znaku życia. ,,To pewnie oznacza że coś się szykuje”, a przynajmniej tak mówili ale coś musiało w tym być skoro wcześniej dostali list z groźbami, a teraz nic się nie działo. WRACAJĄC:

   Vivien jak na razie trening szedł zgodnie z planem. Nawet wybrała sobie odpowiednią broń. Był to zwykły pistolet oraz sztylet. Nic nadzwyczajnego.

-Tim, możemy zrobić krótką przerwę? Padam z nóg.

-A co powiedziałabyś w czasie walki? Że Cię nóżki bolą?- zaśmiał się- Niech Ci będzie.

Blondynka usiadła pod drzewem i zamknęła oczy. Robiła tak gdy chciała się chwilę odprężyć. W pewnym momencie usłyszała coś w krzakach.

-Co to było?- zapytała jakby sama siebie i wstała ze sztyletem w dłoni.

-Co ty…?- zapytał chłopak widząc jej reakcję.- Oszalałaś?!

Vivien podążył za ogłoszeń a jej oczom ukazał się… karton. Tak, karton. Podeszła do niego a jej oczom ukazał się szczeniaczek. Wzięła pieska na ręce a ten zamerdał wesoło ogonkiem.

-Tim, chodź.- zawołała towarzysza a ten przyszedł niemal od razu.

-Pies? W sumie… można się było tego spodziewać. To jak? Potrzebujemy dalej?

-Zaraz, a co zrobimy z nim?- zapytała patrząc na psa.

-Ty mi nie podarujesz jeśli go tu tak zostawimy, prawda?- podarował się po karku.-Niech Ci będzie, ale Ty bierzesz za niego odpowiedzialność.

-Zgoda.- uśmiechnęła się.

Jakiś czas później wracali do rezydencji wraz ze szczeniakiem. Weszli do środka i od razu przywitała ich Sally.

-Jej! W końcu jesteście. Hmm? Co to za pudło?

Nagle pies wyjrzał zza pudełka a dziewczynka uśmiechnęła się.

-Gdzie go znaleźliście? Jest taki uroczy!

-Znaleźliśmy go w lesie. Przez przypadek.

-O! Już jesteście. To dobrze. Musimy  pogadać, Viv.- uznała Zero i zachwyciła dziewczynę za nadgarstek.

Zaprowadziła ją do swojego pokoju, gdzie, o dziwo, siedziały wszystkie dziewczyny z rezydencji.

-Co tu się odwala?- zapytała zaskoczona.

-Słuchaj. Nie zrozum mnie źle, ale ty masz być mordercą, a mordercą tak nie wygląda.-zmierzyła ją wzrokiem- Najwyższy czas na zmiany.

-No dalej, przecież nie zrobimy Ci krzywdy.- zaśmiał się Jane.

-Róbcie co chcecie.- zaśmiała się a Jane posadziła ją na fotel.

-Nie zobaczysz lustra aż nie skończymy.- uznała Clockwork.

Dziewczyny zaśmiały się i wzięły się do roboty. Pofarbowały jej długie za pas, blond loki na biało i podcięły jeszcze grzywnę by nie spadała jej na oczy. Następnie zrobiły dziewczynie makijaż. Składał się on z grubych kresek zrobionych eyelinerem, ciemnych cieni do powiek oraz czerwonej matowej szminki. Po tym nadeszła pora na strój. Postanowiły na czarną bluzę z kapturem i pentagramami, czarne jeansy z dziurami w miejscu kolan oraz glany. Czarny strój dziewczyny oraz jasna karnacja sprawiały że jej białe, długie włosy.

-No, no. Nie mogę doczekać się reakcji chłopaków.- zaśmiała się Jane.

-A ja swojej [reakcji]. Pokażecie mi w końcu lustro?- zapytała uśmiechnięta.

Jane podała jej lustro a Vivien zaniemówiła.

-T…To nie ja… -powiedziała sama do siebie na co reszta się zaśmiała.

-Aż tak źle?- zapytała Zero.

-A może po prostu chce się komuś podobać? No dalej, Viv. Jesteś wśród swoich.- uznała Judge Angels.

Białowłosa spuściła głowę w dół by ukryć rumieńce. Sally podeszła do niej i przytuliła.

-Jesteś śliczna.- uznała z uśmiechem przytulając ją.

-D…Dziękuję… Wam wszystkim. Nie chodziło mi oto, że mi się nie podoba. Po prosu byłam w szoku.- uśmiechnęła się.

-Ej. To nie koniec.

-Co?!

-Spoko, nie bój się.- uznała Jane podając jej pudełeczko.

-Soczewki? Po co?- zapytała zdziwiona.

-Dają lepszy efekt.- uśmiechnęła się.- No nawet nie sprawdzisz jaki kolor?

Vivien otworzyła pudełko. Jedna soczewka była koloru błękitu, a druga intensywnie zielona.

-Kto wybierał kolory?

-Uwierz mi, kłóciłyśmy się oto strasznie długo aż w końcu poszłyśmy na kompromis. A poza tym, to będzie wyglądało uroczo.

-Uroczo? Miałam wyglądać na mordercę, a nie na jakąś landrynę.

-Oj, jeden element ci nie zaszkodzi.- uznała Clockwork.

-Ma rację. To zakładaj te soczewki i schodzimy na dół.- uśmiechnęła się Judge Angels.

ROZDZIAŁ 30.

-Sama nie wiem…

-Co? Czemu?- zapytały na raz.

-Chodziło wam o to żebym wyglądała jak morderca, a wyglądam jak zwykła dziewczyna z pofarbowanymi włosami…- uznała.

-Ona ma rację.- potwierdziła Sally.

-Hmm… A masz jakiś pomysł, Vivien? Wiesz, to twoje ciało, więc raczej nie będziemy cię wycinać uśmiechu.

-W sumie nie wyglądałoby to źle.- powiedziała Jane przyglądając się dziewczynie.

-Raczej podziękuję. I tak odwaliłyście sporo dobrej roboty.- uśmiechnęła się i wstała z fotela.- Idziemy do salonu?

Wszystkie wstały i skierowały się w stronę schodów.

-A może trochę ich zaskoczymy? Wejdzie jedną z nas, zawoła resztę, zapyta gdzie Vivien, ona zejdzie a wszystkim szczęki opadną.

Dziewczyny przytaknęły. Jako pierwsza poszła Clockwork. Usiadła obok przysypiającego już Jeff’a.

-Ej! Co tu tak cicho?-zapytała.

-Ben jak zwykle gra, L. J. robi cukierki w kuchni, a ja siedzę i się nudzę bo reszta poszła do Clockwork albo na ,, polowanie”.

-Hmm… Clocky, jesteś tam?- krzyknęła.

-Jesteśmy, a co?- uśmiechnęła się wyglądając zza rogu.

-Widziałaś gdzieś Vivien?

-Jasne. Vivien!!!- zawołała ją samą wchodząc do salonu z resztą dziewczyn.

-Jestem…- powiedziała cicho wychodząc zza rogu. -Coś się stało?

Ben odwrócił się w stronę dziewczyny chcąc się przywitać.

-Hej, Vivieee… Ło! Co ci się stało?!- zapytał z szeroko otwartymi oczami.

-Serio wyglądam aż tak źle…?- zapytała nieśmiało.

-Co się tam wydzierasz, Ben?- Jeff otworzyło oczy i od razu zobaczył białowłosą stojącą przy schodach.- V…Vivien?- zapytał z niedowierzaniem.

Vivien tylko przytaknęła, podeszła do Clockwork i usiadła obok niej.

-Emm… Co się tak gapicie? Nie widzicie że się dziewczyna stresuje?- powiedziała w końcu Natalie [czyt. Clockwork].

-Dzięki…

Rozmawiali chwilę na spokojnie aż usłyszeli kroki z zewnątrz. I właśnie w tej chwili do salonu weszli Proxy.

-Hej! Już jeste…! Eee… Kto to?- zapytał Toby.

-Serio? Ile osób jeszcze to powie?- zapytała rozbawiona białowłosa.

ROZDZIAŁ 31.

Po krótkim czasie w salonie znalazły się wszystkie creepypasty. Rozmawiali normalnie i, co dziwne, w miłej atmosferze. Trudno się dziwić skoro każdy chłopak pożerał Vivien wzrokiem przez co czuła się nieswojo.

-Przejdę się na spacer. Nie czekajcie.- uznała wstając i podchodząc do drzwi.

-Czekaj… Idę z tobą. -uznał Jeff również wstając z miejsca- Mam dość siedzenia jak na dzień.

-Tak, tak. Przyznaj się że chcesz po prostu zostać z Vivien sam na sam. -zaśmiał się L.J.

-C…Co?! Nie!- zaprzeczył.

-Pff. I tak wiem swoje.

Białowłosa zaśmiała się, założyła na plecy ciężką kurtkę i wyszła.

-Co tak na nas patrzysz? Pędź za nią, Romeo.- zaśmiała się Clockwork.

Jeff tylko westchnął ciężko i wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.

Chodził po lesie szukając dziewczyny wołając ją od czasu do czasu.

-Vivien, gdzie ty kurwa jesteś?!- darł się na cały regulator.

-Może trochę grzeczniej?- zaproponowała wyglądając zza drzewa.

-O matko! Nie strasz mnie tak!

Vivien mimowolnie zaśmiała się.

-W końcu jesteś dla mnie miły, zaskakujące.- uśmiechnęła się.

-Jak tak bardzo co tęskno do chamskiego Jeff’a The Killera to zawsze mogę nim być.

-N…Nie.- powiedziała cicho.

-Vivien, byliśmy przyjaciółmi. Nie chcę się znowu kłócić.- uznał- A poza tym nawet nie wiesz jak bardzo bolało gdy cię straciłem…- dodał ciszej.

-Hmm? Mówiłeś coś?- zapytała.

-Nie, po prostu… Przejdźmy się.

Szli dalej w ciszy rozglądając się po lesie. Po jakimś czasie zatrzymali się na przerwę przy małej rzeczce przepływającej przez las. Jeff cały czas obserwował jak białowłosa cieszy się ze spaceru. Mimowolnie uśmiechnął się.

-Coś się stało, Jeff?- zapytała z promiennym uśmiechem na twarzy.

-Nie, tylko tak dawno nie widziałem jak się uśmiechasz.

-A ja nie pamiętam kiedy ostatnio czułam… Radość…

Czarnowłosy podszedł do niej i usiadł naprzeciwko dziewczyny.

-O co chodzi z tymi bliznami? Cięłaś się?- zapytał poważnym głosem.

-N…Nie lubię o tym mówić…- odwróciła wzrok.

-Czyli jednak… Czemu to zrobiłaś?

-Nie cięłam się, to przez… Nieważne.

Szybko wstała i szła szybciej przez las.

-Vivien!- wstał i poszedł za nią za to dziewczyna niemal że biegła by tylko Jeff jej nie dogonił.
W pewnym momencie dziewczyna wpadła na drzewo i wylądowała na ziemi.

-Nic ci nie jest?- zapytał.

-Oprócz tego że boli mnie nos, raczej nic mi nie będzie.

-O po co było uciekać?- zaśmiał się.

Dziewczyna nie odezwała się. Wstała i popatrzyła na chłopaka a on na nią.

-Narobiłam wam tylko kłopotów…

-Przestań. Nie jesteś problemem. Teraz, jesteśmy jak rodzina.

-Rodzina? A co to znaczy?! Skąd mam wiedzieć jak to jest mieć rodzinę..?

Jeff nie odezwał się i po prostu pomógł jej wstać. Postanowili wracać ponieważ z minuty na minutę robiło się coraz ciemniej.

Szli dalej i dalej aż zaczęło robić się ciemno.

-W… Wiesz, gdzie jesteśmy?- zapytała pocierając ramiona.

-Moja orientacja w terenie po ciemku jest raczej słaba…

-Świetnie. I co teraz zrobimy?- zapytała panikując.

Chłopak nie odezwał się i tylko spojrzał w niebo.

-Nie…

-Co?

-Burza… Musimy jakoś znaleźć drogę bo może to się źle skończyć…- chwycił ją za dłoń i prowadził ślepo przez las.

-J…Jeff! Puszczaj! Nawet nie wiesz, gdzie idziemy!

-O co z tego?! Może da nam się natrafić na jakiś domek.- uznał nie zatrzymując się.

Vivien puściła jego rękę a czarnowłosy natychmiast odwrócił się do niej.

-Co tu sobie wyobra…?!

Powiedział i poczuł piekący ból spowodowany uderzeniem w policzek.

-Ogarnij się, człowieku! Spójrz prawdzie w oczy! Zgubiliśmy się i najprawdopodobniej nie uda nam się nic znaleźć przed tą burzą!- krzyknęła.- P…Przepraszam… Poniosło mnie…

Chłopak chwycił ją za nadgarstki i przycisną do drzewa.

-Słuchaj. Ja tu próbuję nam tylko pomóc.- powiedział wzmacniając uścisk.

-B… Boli…- jęknęła pod nosem.

-I ma cię kurwa boleć. -po tych słowach puścił ją i poszedł w swoją stronę a Vivien ślepo poszła za nim.

Po pewnym czasie zaczęło padać a kilka kilometrów dalej błyskać i grzmieć jednak wkrótce potem znaleźli jakąś opuszczoną chatkę.

-Miejmy nadzieję że zapalniczka jeszcze działa… Głupi kominek.- powiedział jakby sam do siebie- Vivien, połóż się. Pewnie jesteś zmęczona.

Białowłosa tylko spuściła głowę i położyła się na kanapie.

-Hej, ale najpierw zdejmuj te przemoczone ciuchy.

-Co?- zapytała zdziwiona.-Mam zostać w samej bieliźnie? Z niezrównoważonym mordercą obok?

-Masz lepszy pomysł? Jesteśmy skazani tylko na siebie.- powiedział a ciepło kominka od razu dało o sobie znać -Przecież nie będę cię macać.- zaśmiał się.

-A kto to wie?- Vivien odsunęła się od niego a on zareagował na to śmiechem.

-Jesteś naiwna, ale słodka.- zaśmiał się -Ja idę spać. Ty rób co chcesz.

-Poszukam jakiegoś koca…- uznała i poszła szukać czegokolwiek co mogłoby ich ogrzać w nocy. Po kilku minutach poszukiwań, udało jej się znaleźć jeden ciepły koc.

-Jeff, mam kooo…- powiedziała i zauważyła że chłopak śpi w najlepsze.- A ja co? Mam spać na podłodze?

Zrzuciła chłopaka z łóżka i sama się położyła na jego miejscu.

-Tobie na łeb padło?! Ja już spałem!

-A ja bym chciała.- wtuliła się w koc a następnie poczuła uginający się pod czyimś ciężarem materac.-Czego chcesz…?- zapytała w półśnie.

-Spać.

-Tutaj?Sorry, ale zajęte.- uznała nawet nie otwierając oczu

-Na pewno?- położył się obok i oplótł swoje ręce na jej biodrach.

-J…Jeff!

-Cicho… Chcę spać.

-To śpij gdzieś indziej.- powiedziała i ponownie zepchnęła go z łóżka.

-Chyba się nie dogadamy?- uznał z nadzieją w głosie.

ROZDZIAŁ 32.

I właśnie tej nocy Jeff był zmuszony spać na podłodze. Jednak nie pospał za długo bo co chwilę grzmiało i błyskało do tego stopnia że nie dało się zasnąć.

-Vivien, śpisz?- zapytał.

-Tak, wiesz? Śpię z otwartymi oczami, to u mnie normalne.- uznała z pogardą.

-Możesz przestać? Najpierw karzesz mi spać na tej zimnej podłodze, a teraz narzekasz na wszystko co możliwe. Okres masz czy co?

-A chcesz dostać w drugi policzek?!

-No dobra spoko. Nic nie mówiłem.- zaśmiał się.

Vivien zeszła z łóżka i usiadła obok Jeff’a nakrywając się kocem.

-Wiesz która godzina?- zapytała przerywając ciszę.

-Wiem tyle co i ty. Z resztą, zostaniemy tu nawet do popołudnia jeśli ta burza się nie uspokoi.

Vivien ziewnęła i przymknęła oczy.

-Raczej wątpię że uda nam się jeszcze zasnąć…- uznała zaspanym głosem.

-Ja nie zasnę, ale ty zasypiasz na siedząco.- zaśmiał się.

-Apsik!- kichnęła.

-A mówiłem: ,,Zdejmij te mokre ubrania”, nie. Ona wie lepiej.- powiedział typowym dziewczęcym, fochniętym głosem.

-To nie jest śmieszne.- pociągnęła nosem i zaczęła kaszleć.

– No chodź tu, moja mała niezdaro.- zaśmiał się rozkładając ramiona- Myślisz że żartuję? Będzie ci cieplej. Cała drżysz.

Niechętnie przysunęła się do czarnowłosego i okryła ich kocem.

-I co? Jestem aż tak straszny?- po tych słowach dziewczyna spojrzała na niego.

-Nie, ale wolę raczej trzymać cię na dystans.- uśmiechnęła się.

-Też bym tak zrobił.- przytulił ją mocniej tak by przytuliła się do niego.

-Weź!- odsunęła się od niego- Jeszcze się zarazisz…

-Aww. Panna obrażalska się o mnie troszczy? Jak uroczo.

-Bądź cicho! I nie nazywaj mnie tak! Nawet nie wiesz jak to wkurza.- odwróciła się do niego tyłem- No dobra, może masz trochę racji…

-Trochę? Spotkałem swoją najlepszą przyjaciółkę po siedmiu latach a ona co? A ona dała mi z liścia! Tego przywitania nigdy nie zapomnę.

Vivien się lekko uśmiechnęła i położyła z powrotem na materacu.

-Sama niedawno powiedziałaś że już raczej nie zaśniemy przez tę burzę.- uznał zaskoczony.

-No właśnie. Że już RACZEJ nie zaśniemy. Ja idę spać. Jestem wykończonaaaa…- powiedziała przeciągając ostatnie słowo.

-Wiesz co? Powoli stajesz się tutaj większym problemem.- powiedział wstając i pochylając się nad białowłosą- Ale specjaliści radzą, że z problemami najlepiej się przespać.

-Nawet o tym nie myśl. Jestem chora i nie zamierzam znosić twojego ciągłego rozkładania się na kanapie do tego stopnia że wyląduję na podłodze.- przewróciła się na drugi bok ale usiadła gdy rozległ się grzmot.

-Pff. Czyli moje plany zrzucenia cię z kanapy poszły na marne.- uśmiechnął się- Ale mogę z tobą poleżeć? Proszęęę. Będę grzeczny a podłoga jest strasznie nie wygodna.- powiedział robiąc oczy zbitego szczeniaka.

-Niech ci będzie…- westchnęła głośno a Jeff niemal od razu zajął miejsce obok dziewczyny.- Ale gdy chociaż raz wyląduje na podłodze, idziesz spać na podwórku.
-Tak jest, szefowo.

Siedzieli chwilę tak w ciszy wpatrując się w kominek aż Vivien położyła swoją głowę na ramię chłopaka.

-Jeff…- zaczęła cicho.

-Tak?- uśmiechną się patrząc jej w oczy.

-Jak to jest…no wiesz… Mieć rodzinę? Jakie to uczucie?- zapytała zmieszana.

-Wiesz… Gdy jesteś mały cały czas powtarzasz im że ich kochasz później dorastasz i nie okazujesz tego tak jak wcześniej a później traktujesz ich jak ludzi których nie znasz sądzisz że nie wiedzą nic o życiu i tylko się z nimi kłócisz ale… Ale gdy się dorośnie zobaczysz się że jednak mieli rację a tak naprawdę to tylko ty sobie coś uroiłeś a w głębi serca nadal kochasz ich tak samo…- uznał mówiąc wszystko powoli i wyraźnie.

-W rezydencji też tak jest? Tak jak opowiadałeś…

– Jasne, że tak. Tylko że wszyscy zatrzymaliśmy się na etapie kłótni.- zaśmiał się patrząc na dziewczynę- Ale całe szczęście nie ma nas tam i możemy cieszyć się ciszą i spokojem.

Vivien również się zaśmiała i bardziej wtuliła się w chłopaka.

-Podobnie jest z tobą i ze mną… Na początku wszystko się układało, później się kłóciliśmy, a raczej to ja się kłóciłam, a teraz rozmawiamy jak normalni ludzie.

-Czy ty właśnie powiedziałaś że twoim zdaniem jestem normalny?- zapytał zaskoczony.

-Nie karz mi psuć tej chwili odpowiedzią.

Obydwoje zaśmiali się i spojrzeli na siebie.

-Burza powili przechodzi. Chyba pójdziemy po południu.- uznała dziewczyna.

-Zależy. Równie dobrze możemy natrafić na palący się las.

-Nie strasz mnie.

-A co? Księżniczka się boi?- uznał z ironią.

-Możesz w końcu przestać mnie tak nazywać?- zapytała nie otwierając oczu.

-Oj! Po prostu przyznaj że ci się podoba gdy cię tak nazywam.- uśmiechnął się i położył Vivien na swoich kolanach.

-Może i tak, może i nie. Co to za różnica?- powiedziała cicho.

-Heh. Dobra, zasypiaj bo ledwie odpowiadasz na pytania.- uznał i położył dziewczynę na materacu sam kładąc się obok niej.- Vivien.

-Tak?

-Idź spać.

-Bardzo śmieszne…

Po tych słowach zaledwie przyłożyli głowy do poduszek i od razu zasnęli.

ROZDZIAŁ 33.

   Następnego dnia Vivien obudziła się dość wcześnie. Otworzyła jeszcze zmęczone oczy i zauważyła Jeff’a bawiącego się jej włosami.

-Jak się spało, Roszpunko?- zaśmiał się.

-Raczej dobrze…- uznała przymykając oczy.

-Hej. Nie śpij.- uśmiechnął się do niej i potrząsnął nią.

-Daj mi spokój…

-Mówiłem ci że będziesz chora.

-Nie mówiłeś.- powiedziała pociągając nosem.

-Ale to miałem na myśli.- usiadł na łóżku i poczochrał Vivien po głowie a następnie przyłożył dłoń do jej czoła- Chyba masz gorączkę…

-Apsik!- kichnęła- Nic mi nie jest! Wracamy do rezydencji i koniec.

   Białowłosa wstała z łóżka i zachwiała się. Mimo to utrzymała równowagę i podeszła do okna.

-Przestało padać i nie widać oznak pożaru. To nasza szansa. Idziemy!

-Vivien, przestań. Jesteś chora, ledwo chodzisz, a ty chcesz jeszcze przejść przez dobrą połowę lasu. Chyba oszalałaś!- chwycił ją za rękę a ta o mało nie upadła na ziemię.

-Ile razy mam ci powtarzać że nic mi nie jest!

-Aż tak bardzo chcesz wracać w tej chwili?- zapytał a dziewczyna przytaknęła -To idziemy.

Vivien już chciała postawić pierwszy krok ale czarnowłosy złapał ją w pasie a następnie wziął na ręce.

-Co ty robisz?! Puszczaj mnie, debilu!- krzyczała i starała się wyrwać.

-Nie dasz rady iść!- tłumaczył jej -Daj sobie pomóc…

Dalej nic nie powiedziała. Oplotła ręce wokół jego szyi i wtuliła się w niego rumieniąc się.

   Wyszli z chatki i skierowali w stronę rezydencji. Vivien co jakiś czas przymykała oczy. Nie wyspała się.

-Możesz zasnąć. Mi to nie przeszkadza.- uśmiechnął się a Vivien odwzajemniła czyn po czym wtuliła się w jego bluzę.

Po chwili już spała a Jeff szedł dalej przez las aż do rezydencji. Wszedł do środka z ciągle śpiącą Vivien na rękach.

-W końcu jesteee…!!!- krzyknęli na raz.

-Ciii!!! Ona śpi.- wyszeptał tak by usłyszeli.

-Aww. Wygląda jak księżniczka.- uznała Sally a reszta o mało nie padła że śmiechu.

Czarnowłosy podszedł z Vivien do swojego pokoju i ułożył na łóżku przykrywając kołdrą. Przejechał jeszcze ręką po jej włosach i spojrzał na jej twarz. Obudziła się.

-Obudziłem cię?- zapytał.

-Nie. Jak widzę, jesteśmy na miejscu- uśmiechnęła się do niego.

-Zmieniając temat: ile ty ważysz?! Mam wrażenie że Sally jest już od ciebie cięższa.

-Mam lekką niedowagę, to nic takiego.- zmusiła się do uśmiechu.

-,,Lekką”?! Ty chyba sobie żartujesz. Zaraz wracam z tobą tabletek i kilkoma talerzami słodyczy dla ciebie.

-Jeff! Nie!

-Sorry, nic nie słyszę!- zaśmiał się i znikną za drzwiami.

-Ehh!

   Po jakimś czasie chłopak wrócił z listkiem tabletek i talerzem gofrów.

-Jestem.- powiedział siadając obok dziewczyny i dając jej gofra.

-Nie chcę…

-Masz jeść. Bo niedługo same kości z ciebie zostają.- uznał- No co ty? Nie jadłaś nic od wczorajszego popołudnia.

-Przyzwyczaiłam się…

-To że jesteś chora nie znaczy że masz nie jeść.- wepchną jej gofra do ust- Masz jeść i to dużo.

Vivien przewróciła oczami i zaczęła jeść.

-Czasami mam cię na prawdę dość.- powiedziała.

-Tak, wiem że mnie kochasz.- zaśmiał się.

-Debil.

-Księżniczka.

-Możesz przestać?!

-Ale co?

-Nazywać mnie tak!

– Jasne……………………………………………………………………………………. Księżniczko.

Walnęła go poduszką śmiejąc się. Nagle sama dostała poduszką w twarz i tak zaczęła się wojna. Po pewnym czasie Vivien położyła się na łóżku a Jeff wykorzystał i zaczął ją łaskotać.

-Teraz się uspokoisz, Księżniczko?- zapytał.

-T..Tak, tylko. Hahaha… Prze… Przestań…!- śmiała się cały czas a Jeff jak na zawołanie przestał.

-Możesz mnie nazywać jak chcesz ale nie przeginaj.- otarła łzy z policzka ciągle się śmiejąc.

I nagle do pokoju wbiła Ann i Masky.

ROZDZIAŁ 34.

-Emm… Sorka jeśli przeszkadzamy ale chciałam tylko zmienić Vivien opatrunek.- uśmiechnęła się Ann.

-A ty, co tu robisz, sernikozjebie?- zapytał chamsko Jeff.

-Chciałem tylko sprawdzić jak się czuję.- odpowiedział wręcz zabijając go wzrokiem.

-Hej, no, chłopaki. Przestańcie.- uspokoiła ich- A jeśli macie plany się bić to na pewno nie tutaj. Wy idziecie na korytarz a ja zmieniam Vivien bandaże. Zrozumiały dzieci?

Jeff i Masky spojrzeli na Ann jak na idiotkę i powoli wycofali się przepychając się przez drzwi. Białowłosa zaśmiała się patrząc na dwójkę chłopaków a Ann usiadła obok niej.

-No dobra, wyszli.- westchnęła.

-Hmm?

-Teraz po odpowiadasz mi na parę pytań a później ci zmienię te bandaże, ok?

-No spoko.- uznała lekko zaniepokojona.

-Jak poznałaś Jeff’a? Kiedy się spotkaliście? W jakich okolicznościach? Nina nie była zazdrosna? A powinna. Lubiliście się? Jak bardzo go lubisz?- mówiła z wielkim bananem na twarzy.

-Emm… Ann? Skąd nagle tyle pytań?- zapytała zdziwiona.- Ale swoją drogą… Jeff’a spotkałam jakieś osiem lat temu w podstawówce. Ostatnio to by było… sama nie wiem kiedy. Uratował mnie i Ninę z psychiatryka. Była trochę zazdrosna ale chyba jej przeszło. Tak. Jeff jest tylko moim przyjacielem, nikim więcej.- odpowiedziała na wszystkie pytania po kolei- To teraz zmienisz mi ten bandaż?

-Ehh… Niecierpliwa jesteś.- westchnęła głośno- Odpowiedz mi na jeszcze jedno pytanie.

-No dobra, ale to ostatnie i zmieniasz opatrunki.

-No dobrze, to… Czy nie masz wrażenia że Jeff jest ostatnio.. no wiesz… jakiś inny?-  uznała uśmiechając się.

-No… Tak. Nawet dal mnie na początku był chamski, a teraz jest … miły, aż do przesady.

Dziewczyna zaśmiała się a Vivien nie wiedząc o co jej chodzi spojrzała na nią pytająco.

-Z czego się śmiejesz?- zapytała po chwili.

-Jeff nigdy się tak przy nas nie zachowywał. Widziałaś jak potraktował Masky’ego. On jest zazdrosny.

-Zaraz, zaraz! Że co, kurwa?!- krzyknęła.

-Nie wrzeszcz tak bo cię usłyszą.- uciszyła ją i kontynuowała- A więc… Jeff zachowuje się tak tylko przy tobie. To musi coś znaczyć.

-Wiesz co Ann? Ta rozmowa jest co najmniej żałosna…- uznała- Zmień mi ten bandaż i wyjdź…

Pielęgniarka ze smutną miną wykonała polecenie dziewczyny  wyszła z pokoju. Vivien została sama wraz z coraz bardziej bolącą raną. Wręcz zwijała się z bólu.

    Ann weszła do salonu ze smutną miną i usiadła na kanapie między resztą.

-Ann? Co się dzieje?- zapytał Ben odrywając się od gry.

-Uwierz mi, nie jest za dobrze…- powiedziała cicho.

-Chodzi o Vivien? Przecież wszystko było z nią dobrze, prawda?- zapytała Jane.

-Prawda, ale… Jej stan się coraz bardziej pogarsza. Rana cały czas krwawi, a czasami mam nawet wrażenie jakby krwawiła coraz bardziej. Trzeba się szykować na najgorsze…

-Pff. I dobrze.- podsumowała Nina a reszta spojrzała na nią jak na debilkę- No co? Mam prawo wyrażać własne zdanie.

-W sumie, zgadzam się z nią. Vivien trafiła tu przez przypadek, nie to co my.- dodała Jill.

-Ale nawet wam jej nie szkoda? Nina, wiesz co ona przeszła i nawet cię to nie rusza?

-Nie obchodzi mnie jej przeszłość. Miała być moją ofiarą, ale nie zrobiłam tego, nie zabiłam jej. Powinna być mi wdzięczna, a w tym czasie nawet nie przejmuje się moją obecnością. I nie tylko moją. Raczej nas wszystkich.

-Nie przesadzasz? Powiedz że jesteś zazdrosna i już.- uznał Helen.

-Róbcie co chcecie ale nie przywiązujcie się do niej. Ona i tak niedługo umrze.- zaśmiała się i wyszła z salonu.

-Hmm?- ominął ją Jeff- Jakaś żałoba czy co?

-Eee… Nie! No co ty! Przecież nikt z nas nie wykrwawia się na śmierć, prawda Ann?!- powiedział Toby prezentując jednocześnie swoją ,,świetną” grę aktorską.

-Zaraz! Że co?!- krzyknął.

-Mieliśmy ci ni mówić, ale TOBY WSZYSTKO WYGADAŁ i …- mówiła Clockwork.

-I…?

Czarnowłosy zrobił krok w tył i wrócił na górę. Wszedł do swojego pokoju widząc Vivien patrzącą na swoje blizny na ręce.

-Jeff… Chciałeś wiedzieć skąd mam tę blizny, prawda?- powiedziała nawet na niego nie patrząc.
Chłopak usiadł na łóżku obok blondynki spojrzał na nią.

-Vivien, wiem że to… To dla ciebie trudne. Nic mi o tym nie mów jeśli nie chcesz.

Dziewczyna zignorowała jego słowa i spuściła głowę.

-Siedem lat temu, po twoim wyjeździe… załamałam się a reszta widząc mój stan zaczęła się na mnie wyżywać. Postanowili że pójdę do pedagoga ale po roku nawet to nie pomogło a nawet było jeszcze gorzej… Wtedy zostawili mnie w psychiatryku. Nie chciałam nic im mówić więc… Torturowano mnie żebym cokolwiek powiedziała… I tak przez dobre sześć lat…- jej głos załamał się a po jej policzkach zaczęły spływać łzy.

Czarnowłosy spojrzał na nią i lekko przytulił. Vivien odwzajemniła uścisk i wtuliła się w jego bluzę jeszcze bardziej.

-Hej… Już dobrze…- mówił spokojnie.

-Dziękuję…- powiedziała- Ale swoją drogą, jesteś ZA miły…- zaśmiała się i otarła łzy.

Nagle dobiegło ich pukanie do drzwi.

-Vivien, jesteś tam? Chciałem porozmawiać.- usłyszeli głos Masky’ego.

-Właź…- powiedział od niechcenia Jeff nie wypuszczając dziewczyny z objęć.

-Jeff…- powiedziała cicho.

ROZDZIAŁ 35.

Masky wszedł do pokoju zamykając za sobą drzwi i patrząc na Jeff’a i Vivien.

-Emm… Jeśli przeszkadzam, mogę wyjść.- powiedział.

-I tak już przeszkodziłeś, więc gadaj.- powiedział Jeff patrząc na Masky’ego z nienawiścią.

Vivien spojrzała zdziwiona na czarnowłosego a ten w odpowiedzi przytulił ją jeszcze mocniej. Dziewczyna zarumieniła się mimowolnie.

-Wiecie co? Ja przyjdę kiedy indziej.- wycofał się i wyszedł z pomieszczenia.

Jeff położył Vivien na łóżku i spojrzał na nią z uśmiechem.

-C…Co to miało być…?- zapytała.

-No co? Nigdy mu nie ufałem, a wiem do czego jest zdolny. Po prostu nie chcę żeby cię zranił.

-A czy ty przypadkiem nie jesteś… No wiesz… Zazdrosny?- zaśmiała się a chłopak tylko spojrzał na dziewczynę spokojnie- Jesteś ostatnio jakiś… Inny…

-W jakim sensie?

-Mówiłam! Jestem zbyt miły! I tylko dla mnie.

-Przeszkadza ci to?- zapytał robiąc oczy zbitego szczeniaka.

I właśnie w tym momencie dobiegło ich szczekanie zza drzwi. Vivien, chcąc uniknąć tej niezręcznej sytuacji, podeszła do drzwi i otworzyła je. Spojrzała na pieska i wzięła go na ręce.

-Patrz kogo mamy.- uśmiechnęła się do niego i ponownie usiadła na łóżku.

-Zadałem ci pytanie…- uznał zniecierpliwiony.

-… Nie… nie przeszkadza mi to, ale… To wszystko jest dziwne!

-Hmm? Nie rozumiem.- pochylił się nad nią i popatrzył w jej oczy – Co znaczy że, to jest dziwne…? Viv, ja chcę dla ciebie jak najlepiej, a ty mi mówisz że jestem dziwny? Heh… Nigdy cię nie zrozumiem. A ty, jeśli o to chodzi, też nie jesteś lepsza. – przycisnął ją do materaca wcześniej zabierając pieska z jej rąk i kładąc go na podłodze.

-Jeff! Puszczaj!- uznała zdezorientowana.

-Niby dlaczego? Słodko wyglądasz gdy się rumienisz.

Białowłosa odwróciła wzrok i starała się uspokoić. Po chwili spojrzała na niego i zarumieniła jeszcze bardziej, ale tym razem uśmiechnęła się.

-Czyli jesteś zazdrosny.

-Ja? Nigdy.

-Nie kłam.- zaśmiała się- A teraz puszczaj.

-Pff. Nie umiesz się bawić.- uznał pokazując jej język.

Dziewczyna tylko zaśmiała się i wstała z miejsca udając się do łazienki. Przejrzała się w lustrze. Jej oczy były czerwone od płaczu, a policzki aż piekły. Przemyła twarz zimną wodą rozmywając tym samym resztki makijażu pozostałe na jej twarzy. Szybko zmyła czarne smugi z policzków i wróciła do pokoju w którym znajdował się Jeff.

-Jednak lepiej wyglądasz bez makijażu.- uznał i wstał- Jak chcesz, możesz tu siedzieć, a ja idę do reszty.

-Spoko, dzięki za wszystko.- po tych słowach czarnowłosy wyszedł z pokoju a Vivien usiadła na łóżku wpatrując się w okno.

Czemu on ostatnio się tak dziwnie zachowuje? Ann mówiła że to się dzieje od czasu w którym jestem w rezydencji… Już nic nie rozumiem! Zawsze miał jakieś wahania nastrojów, ale bycie cały czas miłym przechodzi ludzkie pojęcie! Ehh…

Siedziała i rozmyślała. Tylko od czasu do czasu swoją uwagę poświęcała na sprawdzanie godziny na zegarku. Jednak po kilkunastu minutach podjęła decyzję. Wolała unikać Jeff’a przez jakiś czas i sprawdzić co się stanie, poza tym, potrzebowała od niego przerwy. Spędzała z nm aż za dużo czasu, przez co odsunęła się od innych. Wstała mozolnie z łóżka i poszła do salonu gdzie przebywała reszta mieszkańców rezydencji. Jednak zatrzymała się przy schodach i przysłuchiwała się ich rozmowie.

-Tak, widać po niej że jest osłabiona, ale… Ale jest szczęśliwa, tak?

-Tak, ale nie za długo. Trzeba szykować się na najgorsze. Rana ciągle krwawi, a my jesteśmy wobec tego bezsilni. Od teraz nie może uczestniczyć w treningach, ani misjach, jasne? Nawet wypuszczanie jej poza teren rezydencji samej jest niebezpieczne dla jej życia.- rozpoznała głos Ann.

-No dobra, ale co nam to da? Ona i tak umrze! Więc co to za różnica jeśli umrze dzień czy dwa dni wcześniej?

-Wiecie co? Ja nie wtrącam się w wasze sprawy. Dla mnie to już za wiele.

Vivien wiedziała że o nią chodzi. Szybko wróciła na górę i zamknęła się w łazience. Inni słysząc kroki na górę, wiedzieli że dziewczyna usłyszała chociaż większą część ich rozmowy. Msky pobiegł za nią i zatrzymał się przy drzwiach.

-Vivien… To ja, otwórz, proszę…- powiedział.

-Po co…? Żebyście wcisnęli mi kolejną bajeczkę?! Idź stąd!

-Otwórz drzwi, a porozmawiamy sobie szczerze… Nic nie będę ukrywał, obiecuję…

Chwilę później dobiegł go dźwięk przekręcanych kluczy. Natychmiast wszedł do pomieszczenia i usiadł obok białowłosej.

-Vivien, po prostu nie chcieliśmy cię ranić. Zrozum nas, jesteś częścią naszej rodziny.

-Nie.- uznała stanowczo- Nie jestem częścią tej rodziny… Rodzina nic przed sobą nie ukrywa, jest ze sobą szczera… A w tym czasie dowiaduję się że wszystko przede mną chowaliście…- spuściła głowę.

-To było dla twojego dobra, nic chcieliśmy cię dodatkowo martwić.

-Martwić?- zaśmiała się- Czemu miałabym się martwić? Od dobrych siedmiu lat chcę umrzeć, więc czemu przede mną to ukrywaliście?- uśmiechnęła się przez łzy.

-Vivien…- przytulił dziewczynę do siebie i zaczął gładzić ja po głowie- Już dobrze… Jestem tu…

Białowłosa tylko mocniej wtuliła się w jego tors i mocniej go przytulając. Po kilku minutach, gdy dziewczyna się już uspokoiła, Masky odchylił jej głowę i złączył ich usta. Zdezorientowana dziewczyna nieśmiało oddała pocałunek. Chłopak odsunął się od niej z uśmiechem na twarzy.

-No, na taką odpowiedź liczyłem.- oblizał swoje wargi i chwycił dziewczynę za rękę.

-T…Tim…

Sama nie mogła uwierzyć w to co właśnie się stało.

Czemu on to zrobił? Jaki miał powód? I… Czemu ja oddałam ten pocałunek…?- te pytania krążyły w jej głowie i nie mogły przestać.

-To jak? Wyjdziesz do nas, czy mam zabrać cię siłą?- tym razem jego głos był bardziej męski, poważny, oschły. Vivien tylko skinęła głową- No, dobra dziewczynka.

Wstał nie puszczając jej ręki a następnie pociągną ją tak by wstała. Lekko jęknęła z bólu a chłopak w kurtce zasłonił jej usta.

-Bądź cicho. A o tej sytuacji nikt nie może wiedzieć, rozumiemy się?- powiedział ciszej ale tym samym głosem co wcześniej- I jak coś, uśmiechnij się i potwierdzaj moje słowa.

Wyszli na korytarz a następnie poszli w stronę salonu w którym panowała grobowa cisza.

-Już jesteśmy.- powiedział Tim wychodząc zza rogu cały czas trzymając Vivien za rękę.

-Vivien! Tak bardzo przepraszamy, nic chcieliśmy cię martwić…

-Tak, rozumiem.- uśmiechnęła się z przymusu i spojrzała na Masky’ego.

-I mamy wam coś jeszcze do powiedzenia.- uśmiechnął się patrząc na dziewczynę- Ja i Vivien oficjalnie zostaliśmy parą!- na dźwięk tych słów dziewczynie zmroziło krew w żyłach.

Że co?! Co on planuje?!– pomyślała spanikowana.

ROZDZIAŁ 36.

Vivien nie wierzyła własnym uszom. Chciała zaprzeczyć, powiedzieć że to nie tak ,ale bała się. W końcu Tim był od niej o wiele silniejszy i na pewno miał lepszą ,,reputację” w rezydencji niż ona. Nie chciała być ć znienawidzona przez większość przyjaciół.

-Ale… Jak?!- zapytała z niedowierzaniem Jane.

-Tak po prostu. Wyjaśniliśmy sobie z Vivien że od samego początku coś nas do siebie ciągnęło. Prawda, kotku?- zapytał z naciskiem na ostatnie słowo.

Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie i skinęła głową.

-Coś mi tu nie gra…- powiedział pod nosem Jeff.

-A co? Zazdrosny? Musisz się z tym pogodzić.- uznał Masky.

-Żaden ,, zazdrosny” tylko ,,dbający o swoją przyjaciółkę”. Przecież sama musiała ci powiedzieć że jesteśmy tylko przyjaciółmi, prawda?

Białowłosa wiedziała o co chodzi chłopakowi, wiedziała że widzi że coś jest nie tak. I miał rację. Nie podobało jej się to ani trochę.

-Dobra, to wy sobie pogadajcie a ja pójdę się na chwilę podłożyć.- uznała Vivien.

-Proszę, klucze do mojego pokoju. Raczej ci się przydadzą, kotku.- powiedział Tim dając jej kluczyk.

Z niechęcią przyjęła go i poszła do pokoju. Usiadła na krześle przed oknem i myślała. Myślała nad tym, dlaczego Tim zrobił coś takiego. Odpowiedź pozostawała dla niej zagadką.

W tym samym czasie w salonie reszta rozmyślała nad tym samym. Zwłaszcza Jeff, który martwił się o swoją przyjaciółkę. Wiedział do czego jest zdolny Masky. Bez wahania mógłby ją skrzywdzić a nawet zabić zważywszy na jej stan.

-Dobra, ale czegoś tu nie rozumiem…- powiedziała Judge Angels przerywając ciszę- Ty i Vivien to zupełnie inne światy, więc jak?! Ona jest cicha, miła, praktycznie nie widoczna, a ty zupełnie na odwrót!

-W końcu ktoś to zauważył…- powiedział czarnowłosy jakby sam do siebie.

-Nie jesteś lepszy. Równie chamski, oschły i bezduszny, jeśli ne bardziej. Ciągle nie wiem jak ta przyjaźń może jeszcze istnieć.- potwierdziła Jane- Nawet gdy byłeś w miarę normalny, praktycznie nikt cię nie lubił.

-Nie masz najmniejszego pojęcia o mojej przeszłości więc się zamknij. Wychodzę.- wstał i wyszedł z rezydencji co nie było dla wszystkich wielkim zaskoczeniem.

-I po co to mówiłeś gdy Jeff był w pokoju? Przynajmniej miałbyś spokój.- podsumował Roześmiany.

-Może i tak, może i nie. Z nim nigdy nic nie wiadomo, ale gdyby dowiedział się o tym jakiś tydzień później to Vivien miałaby problemy a nie ja.- powiedział patrząc w okno i wrócił się do pokoju w którym znajdowała się białowłosa.

Wszedł do pokoju i przytulił dziewczynę od tyłu.

-I jak się czujesz, Vivi?- zapytał z nutką ironii w głosie.

-A jak mam się czuć? Zostałam oszukana… Czemu mi to robisz…?- zapytała obojętnie choć rozsadzało ją od środka.

-Oj, zobaczysz Vivien. Już niedługo zobaczysz.- złapał krzesło i pochylił je do tyłu razem z dziewczyną która o mało z niego nie spadła- Oh, no nie płacz. Wszystko dobrze się skończy.

-Dla kogo?! Bo na pewno nie dla mnie!- wykrzyczała mu prosto w twarz.

-Zamknij się, szmato!- powiedział wściekle i uderzył białowłosą tak mocno że upadła na podłogę.

Vivien złapała się za piekący z bólu czerwony już policzek i spojrzała na chłopaka ze łzami w oczach. Masky podszedł do niej z uśmiechem na twarzy i kucnął przy niej.

-Następnym razem nie będę taki delikatny.- wyszeptał i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi na klucz.

W co ja się wpakowałam…?– pomyślała siadając na podłodze i podkurczając kolana aż do brony.

Ukryła twarz w dłoniach. Chciała płakać, wołać o pomoc, ale wiedziała że to nie zadziała i pomyślą o niej jak o wariatce. Dlatego powstrzymała się. Postanowiła tłumić w sobie wszystkie emocje, żeby sytuacje, takie jak ta, się więcej nie powtórzyły.

ROZDZIAŁ 37.

  Jeff spacerował sobie spokojnie po lesie cały czas trzymając nóż w swojej dłoni. Kierowała nim chęć mordu, poczucia ponownie ciepłej krwi na swoich rękach. Po jakimś czasie spotkał na swojej drodze chłopaka i dziewczynę trzymających się za ręce. Nie mógł znieść tego widoku. Śledził ich przez dobre pół  godziny aż w końcu zatrzymali się na polance.

-Mike… Czy ty też czujesz na sobie czyjś wzrok?- zapytała zaniepokojona dziewczyna.

-Właśnie miałem cię zapytać o to samo…- odpowiedział chłopak i zaczął się rozglądać.

-Sądzę że o mnie chodzi.- zaśmiał się psychopatycznie Jeff zeskakując z drzewa.

Chłopak zrobił parę kroków w tył by obronić dziewczynę co oczywiście nic mu się dało ponieważ chwilę później skończył z poderżniętym gardłem. Dziewczyna krzyknęła przerażona a po jej policzkach spłyną cały wodospad Niagara rozmazując tym samym dosłownie tonę makijażu. Upadła na kolana i patrzyła na ciało ukochanego. Czarnowłosy podszedł no niej i szarpnął mocno za włosy tak by patrzyła prosto na niego.

-Oj, dzidzia się popłakała. No dalej, uśmiechnij się.- chwycił jej podbródek tak by patrzyła prosto w jego oczy- Dalej będziesz płakać? No cóż. Zrobię coś dzięki czemu będziesz uśmiechać się już ZAWSZE.

Po tych słowach przewrócił ją na plecy i rozcinał jej policzki. Robił to powoli i od czasu do czasu cofając nóż by zadać dziewczynie więcej bólu. Po kilku minutach dziewczyna miała rozcięte policzki które formowały krwawy uśmiech. Bolało ją to okropnie a słone łzy lecące z jej oczu nie pomagały zatrzymać bólu.

Czarnowłosy z zadowoleniem patrzył na cierpiącą dziewczynę. Ponownie położył ją na ziemi i zaczął powoli jeździć ostrzem noża po jej drżących rękach, na skutek czego rany były głębsze i bardziej bolały. Powoli wykrwawiała się krzycząc wniebogłosy.

-Skończ wrzeszczeć!- wbił nóż w jej brzuch przez co z jej ust wypłynęła strużka krwi.

Jeff rozchylił jej usta jeżdżąc po nić ostrzem a następnie odciął jej język. Chłopak wykonał jeszcze kilkanaście dość głębokich cięć na ciele dziewczyny a ta wykrwawiła się parę minut później.

Wstał i powolnym krokiem szedł dalej w głębie lasu. Przypuszczał wcześniej że wyżycie się na kimś coś mu da, ale mylił się. Nie czuł satysfakcji która wcześniej towarzyszyła mu w torturowaniu swoich ofiar. Teraz nie sprawiło mu to takiej przyjemności jak kiedyś. Mimo to dalej szedł przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Jedyne co go zatrzymało to trzask łamanej gałęzi pod wpływem czyjegoś ciężaru. Natychmiast odwrócił się na pięcie a tam… nikogo nie było.

-Mam zwidy…?- zapytał sam siebie mrugając kilka razy.

Przeszedł parę kroków w przód po czym poczuł czyjąś rękę na ustach oraz coś zimnego i delikatnie szczypiącego na karku. Obraz zaczął robić się czarny a on sam osunął się na ziemię.

[REZYDENCJA, PÓŁ GODZINY WCZEŚNIEJ]

Vivien cały czas siedziała na podłodze zamknięta w pokoju Masky’ego. Bała się co może jej się przydarzyć. Chłopak wrócił kilka minut później z maską na twarzy.

-Wstawaj. Wychodzimy.- powiedział stanowczo.

-Co?! Gdzie?!- zapytała zdziwiona.

-Powiedziałem, że idziemy.- powiedział oschle łapiąc dziewczynę za rękę i wykręcając ją.

Białowłosa wstała jak oparzona i poszła za chłopakiem. Wiedziała że to się źle skończy. Mimo to szła za nim. Byli w lesie. Gdy byli w odpowiedniej odległości od rezydencji chłopak puścił nadgarstek Vivien i spojrzała na nią wzrokiem typowego mordercy.

-Tutaj już nikt cię nie uratuje, kochanie.- zaśmiał się wyciągając zza pleców strzykawkę z jakimś płynem w środku.

Vivien zrobiła parę kroków w tył a Tim w odpowiedzi wziął do drugiej ręki pistolet.

-Jeszcze jeden krok a rzeczywiście zginiesz.

Dziewczyna znieruchomiała a Tim podchodził do niej coraz bliżej i bliżej. Zaczęła panicznie sprawdzać wszystkie kieszenie. Niestety nie miała przy sobie żadnej boni. Chwycił ją za krtań i podduszał ją.

-T…Tim… Nie… Nie rób mi tego…- sięgnęła go ręką a on natychmiast ją odepchną i kopnął dziewczynę by wylądowała na ziemi.

Białowłosa obróciła się w jego stronę co było dość sporym błędem ponieważ od razu dostała czymś w głowę i nastała ciemność. Zemdlała.

ROZDZIAŁ 38.

   Jakąś godzinę później Vivien obudziła się z okropnym bólem głowy. Poczuła coś klejącego na policzku i dotknęła danego miejsca ręką. Zaschnięta krew. Podniosła się i rozejrzała. Znajdowała się w jakiejś piwnicy.

-Gdzie jestem…?- zapytała jakby sama siebie.

Nagle usłyszała jakieś kroki dochodzące zza drzwi. Domyślała się kim może być ta osoba. Nie myliła się. W drzwiach stanął Tim trzymając w ręku sznur.

-Wstawaj. Ktoś na ciebie czeka.- uśmiechnął się i związał dziewczynie obie ręce.

Po wykonanej czynności wyprowadził białowłosą z  pomieszczenia idąc z nią przez ciemny, długi korytarz na końcu którego znajdowały się jakieś drzwi. Wręcz rzucił nią na nie i wylądowała na podłodze w nieznanym jej pokoju.

-W końcu się obudziłaś, Vivien. Nawet nie wiesz jak się stęskniłem.- usłyszała znajomy jej głos.

-L…Liu…- powiedziała cicho ale słyszalnie- Tak… Tak bardzo przepraszam! Nie chciałam im wszystkiego powiedzieć, przysięgam! To był impuls, strach, naciskali na mnie!- tłumaczyła się.

-Skończ pieprzyć.- podszedł do niej i przystawił ostrze do jej gardła- Od teraz robisz wszystko co ci powiem inaczej… No cóż. Inaczej dla mojego braciszka to się źle skończy, dla ciebie również.

-R…Rozumiem…- powiedziała a łzy ponownie zaczęły płynąć po jej policzkach- Co mam robić…?

-Oh, na prawdę nic takiego. Po prostu będziesz przynętą i…

-I…?- zapytała zaniepokojona.

-Po odpowiadasz nam na parę pytań, zgoda?- zapytał wzmacniając nacisk na jej krtań.

-Zgoda! Proszę, weź ten nóż z dala ode mnie!- krzyknęła spanikowana a chłopak posłusznie wykonał polecenie.

-Oj, nie płacz, Vivi. Przecież to i tak nic ci nie da.- zaśmiał się Masky.

-Zdrajca!- krzyknęła bez opanowana a chwilę później wylądowała na podłodze.

-Zamknij ryj, szmato.- powiedział wściekle wymierzając w nią naładowanym pistoletem.

-Tim. Uspokój się. To jeszcze nie teraz.- Liu położył dłoń na ramię Tim’a i przyglądał się wystraszonej białowłosej.

[JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ]

   Jeff zaczął powoli się wybudzać. Otworzył powoli oczy i rozejrzał się. Dopiero po chwili dotarło do niego że był przywiązany do krzesła a usta miał zaklejone taśmą. Zaczął rzucać się na wszystkie boki aż w końcu usłyszał czyjeś kroki. Nie wiedział kogo się spodziewać. Drzwi otworzyły się ukazując białe oślepiające światło oraz czyjąś postać.

-Proszę, nasz pan The Killer również postanowił się wybudzić.- zaśmiał się chłopak w masce- Teraz idziesz ze mną i żadnych sztuczek. Nie masz przy sobie żadnej broni i jesteś dość osłabiony po środkach usypiających. Nawet gdybyś chciał, nie miałbyś ze mną żadnych szans.- podszedł do niego i zerwał taśmę z jego ust.

-Przysięgam na wszystko, że zginiesz od razu gdy tylko mnie rozwiążesz.- fuknął wściekle.

-Raczej wątpię.- zaśmiał się- A nawet jeśli, powstrzymaj się aż nie dojdziemy do pewnego pokoju. Ktoś bardzo chce się z tobą zobaczyć, Jeff.

Rozwiązał go i prowadził przez ciemny korytarz. Przeszli przez drzwi na końcu korytarza a Masky zamknął za sobą drzwi na klucz i rozcinając linę na rękach czarnowłosego.

-No dalej, zaatakuj mnie. Ale musisz wiedzieć jedno…

-Jeszcze jeden ruch, braciszku a Vivien zginie.- powiedział Liu wychodząc z cienia wraz z Vivien z ostrzem przystawionym do jej gardła.

-Vivien!- krzyknął patrząc na przerażoną dziewczynę- Puszczaj ją! Przecież o mnie ci chodzi!

-Masz rację, ale wolę się trochę nią pobawić. Lubię patrzeć gdy czujesz ból a ona jest na to idealnym dowodem. Gdy ona cierpi, cierpisz i ty, a dobrze wiesz że kocham torturować swoje ofiary.- lekko przycisną nóż do gardła dziewczyny przez co po jej ciele spłynęła stróżka krwi.

Białowłosa pisnęła z bólu ku satysfakcji zielonookiego. Liu puścił dziewczynę a ta od razu runęła na podłogę całym swoim ciężarem trzymając się za szyję i spoglądając na Jeff’a.

-P…Puść go… Co on ci zrobił…?- powiedziała cicho.

-Mam z tego największą frajdę w życiu. Jak sądzisz, puszczę go tak łatwo?- zaśmiał się- Tim, zbieramy się.

Chłopak w masce popchną Jeff’a w stronę Vivien a chwilę później wraz z Liu wyszli zamykając szczelnie drzwi na klucz oraz parę innych dodatkowych kłódek.

-Vivien!- szybko podbiegł do przyjaciółki i położył jej głowę na swoje kolana- Tak bardzo przepraszam. To moja wina. Gdyby nie ja to wszystko nie miałoby miejsca.- zaczął się tłumaczyć.

-N…Nie mam ci tego za złe.- uśmiechnęła się blado- Zrobili ci coś?

-Nie. A tobie?- zapytał zaniepokojony.

-Nie. Ale to tylko kwestia czasu…- uśmiech zniknął z jej twarzy a zamiast niego zagościł smutek i żal- W co ja się wpakowałam? Nas obu…

-Hej… Spokojnie…- gładził ją po głowie sam nie wierząc w to co mówi.

-Oni nas zabiją…- mówiła z zamkniętymi oczami- Wiem to. Nie musisz kłamać.

Mozolnie wstała i rozejrzała się dokładniej po pomieszczeniu. W rogu pokoju znajdowała się kartka.

,,Reszcie rezydencji nic się nie stało. Są bezpieczni. Teraz wy decydujecie o ich losie. Wystarczy jeden zły ruch a śmierć macie wszyscy zapewnioną.

Liu”

Nagle do pokoju wszedł Tim chwytając Vivien za rękę i wyprowadził z pomieszczenia zostawiając Jeff’a samego. Zaprowadził ją do jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Czuć było smród stęchlizny i krwi. Zaczęła się powoli wycofywać jednak przeszkodził jej w tym Liu łapiąc ją mocno za parki i kładąc na metalowym stole stojącym na samym środku pomieszczenia. Skuł jej ręce kajdankami i zaczął torturować ją na wszystkie znane sposoby wstrzykując jej od czasu do czasu dawkę adrenaliny.[ Tutaj wstaw zajebistą scenę tortur bo autorka nie ma pomysłu].

 Po wszystkim ponownie zaprowadzili ją ledwie żywą do pokoju w którym znajdował się czarnowłosy. Widząc stan dziewczyny martwił się coraz bardziej.
Z każdym dniem stan psychiczny jak i fizyczny Vivien pogarszał. Mimo to dziewczyna nadal żyła choć ledwie. Po tygodniu wiedzieli że nastąpi koniec. Usłyszeli kroki dochodzące zza drzwi i myśląc że to Masky Jeff wstał gotowy do walki. Jednak mylił się. Usłyszał trzask a następnie ujrzał Toby’ego z siekierkami w rękach.

-Nie ma czasu. Bierz Vivien i uciekamy!- powiedział a czarnowłosy jak na zawołanie wziął dziewczynę na ręce i udali się do wyjścia.

Wiedział że zadawał jej ból. Tam myśl raniła go bardziej niż kiedykolwiek. Czemu? Sam tego na e wiedział. W pewnym momencie białowłosa podniosła się na wysokość jego policzka i ucałowała go delikatnie po czym odpłynęła.

ZAKOŃCZENIE

Toby zaprowadził Jeff’a do rezydencji gdzie znajdowała się reszta.

-Jesteśmy! Ann, jesteś potrzebna!- krzykną Toby otwierając drzwi.

Weszli do salonu, nie było nikogo jednak usłyszeli  kroki dochodzące ze strony schodów.

-Ann poszła na zwiady.- powiedziała Sally i później zobaczyła nieprzytomną dziewczynę.- Co się stało z Vivien?- zapytała ze łzami w oczach.

-Spokojnie Sally.Wszystko z nią będzie dobrze, tylko powiedz komuś żeby nam pomógł.- powiedział Jeff a dziewczynka od razu pobiegła na górę. W tym czasie ułożyli Vivien delikatnie na kanapie i czekali aż Sally wróci z kimś w miarę ogarniętym. Blondynka cicho jęknęła z bólu i lekko otworzyła oczy.

-Sprawdzę co ona tam tak długo robi…- uznał Toby i wyszedł z pomieszczenia.

-J…Jeff…- jęknęła z bólu.

-Spokojnie, księżniczko. Już dobrze.- uspokajał ją a ona się tylko uśmiechnęła.

-,,Księżniczko”?  Mówiłam ci coś na ten temat…- zaśmiała się a w jej oczach pojawiły się małe iskierki szczęścia.

-Ale powiedziałaś że mogę cię nazywać jak chcę, Księżniczko.

   Po chwili wrócili Toby, Sally oraz Operator. Wzięli parę bandaży i opatrzyli dziewczynę po czym wyszli z salonu zostawiając Jeff’a i Vivien samych.

-Teraz wszystko będzie dobrze.- powiedział kładąc rękę na jej policzku.

Vivien położyła swoją dłoń na jego dłoni i spojrzała mu w oczy. Przybliżyli swoje twarze do siebie i nagle usłyszeli kroki dochodzące z góry. Zza rogu wybiegła radosna Sally.

– Vivien!- krzyknęła radośnie i zawiesiła się na szyi dziewczyny.-Bałam się o ciebie!

Dziewczyna odwzajemniła uścisk i ucałowała dziewczynkę w czółko.

-Spokojnie, Sally. Wszystko ze mną dobrze, widzisz?- powiedziała.- Też się o ciebie martwiłam.

Jeff patrzył na nie z uśmiechem na twarzy, a po chwili do salonu przyszli Hoodie, Toby, Zero, Jane, Clockwork itd. Zaśmiali się cicho patrząc na trójkę.

-Powinniście sobie kiedyś takie sprawić.- zaśmiała się Clockwork.

Vivien i Jeff spojrzeli na siebie zalani rumieńcem a dziewczynka patrzyła na nich pytającym wzrokiem. W końcu przecież jeszcze nie wiedziała co oznacza ,,sprawić sobie dziecko”. I dobrze. I tak było dość niezręcznie przez słowa dziewczyny.

-A… Powiecie co zrobiliście z Liu i Masky’m?- zapytał w końcu czarnowłosy.

-Niestety Liu udało nam się tylko ogłuszyć i zadać mu parę ran a Masky’emu Operator wymazał pamięć. Nie będzie pamiętał o żadnym z nas.- powiedziała Jane.

-Rozumem…- i znowu zapanowała głucha cisza.

   Wszyscy rozsiedli się po salonie i czekali aż ktoś zacznie rozmowę. Po pewnym czasie postanowiła odezwać się Sally.

-Już niedługo Boże Narodzenie i Sylwester. Urządzamy jakieś przyjęcie czy coś…?- zapytała nieśmiało.

-Nie wiem czy w ogóle zdążymy. Ostatnio za dużo się tu dzieje.- powiedział L.J.

-Nie dramatyzujcie! Damy sobie radę jeśli będziemy współpracować!- uznała wesoło Nina.

-Co jak co, ale teraz Nina ma rację. – powiedział Jeff.- Czemu mamy rezygnować ze świąt? Jeśli połączymy siły może nam się udać.

-Po raz pierwszy się z tobą zgodzę.- uznał Ben a reszta zaraziła się entuzjazmem i zdecydowali.

   Czarnowłosy pomógł Vivien dostać się do jego pokoju i uznał żeby pobawiła się chwilę z Sally. Tak też zrobiła a Jeff razem z resztą wzięli się za przygotowywania. Hoodie, Toby i E.J. przygotowywali potrawy, Bloody Painter i Judge Angels  ozdabiali choinkę którą wcześniej przynieśli Puppeteer,Jason i Jeff, a Ben zajmował się muzyką. Pod wieczór wszyscy byli padnięci. Jeff wrócił do swojego pokoju widząc tam jeszcze się bawiące Sally i Vivien.

-Sally, jest już późno. Idź do swojego pokoju.- powiedział a dziewczynka tylko pożegnała się z blondynką i wyszła.

-Musieliście sporo zrobić. Wyglądasz na zmęczonego.

-I tak się czuję! Musiałem ciągnąć choinkę przez dobre ponad pół lasu.- uznał i walną się na łóżko obok siedzącej na materacu Vivien.

Dziewczyna zaśmiała się i położyła się obok niego.

-Sally też jest wymagająca a nie narzekam.- uśmiechnęła się i odwróciła głowę w stronę Jeff’a.

Czarnowłosy wstał i podszedł do okna. Wyglądał jakby nad czymś myślał. I tak było.

-Jeff. Coś się stało?- zapytała z powrotem siadając.

-Czemu mnie wtedy pocałowałaś?- zapytał w prost.- Przecież wcześniej mówiłaś że jesteśmy tylko przyjaciółmi… Nikim więcej.

Vivien tylko otworzyła usta i spojrzała w podłogę.

-A co miałam powiedzieć? Miałam powiedzieć, że zakochałam się w osobie która miała mnie za kłopot? Daj spokój. I… Wybacz za tamto, to było silniejsze ode mnie…

Jeff odwrócił się w jej stronę i podszedł do niej. Ukucną przy niej i znowu pogładził jej policzek. Nic nie powiedział. Po prostu złączył ich usta w pocałunku.

   Następnego dnia obudzili się w swoich objęciach przykryci kołdrą ( do niczego nie doszło ಠ_ಠ ~autorka). Przez kilka następnych dni ciągle trwały przygotowywania do świąt, aż w końcu nadeszło Boże Narodzenie. Każdy świetnie się bawił. Później nadszedł Nowy Rok. Zabawa była równie dobra co w Wigilię z tą różnicą że to było bardziej ,,oficjalne” przyjęcie i puszczali fajerwerki.

   Tydzień później Vivien i Jeff chcieli odciąć się od zgiełku i kłótni panujących w rezydencji więc poszli na spacer. Szli parę minut w spokoju aż po paru minutach poczuli uczucie bycia obserwowanym. Rozglądali się. Nikogo nie było, aż w końcu usłyszeli znany im głos.

-No no no. Kogo tu mamy. -zaśmiał się Liu.

-Odejdź stąd.- powiedział czarnowłosy i wziął do ręki swój nóż.

Liu  tylko się zaśmiał i wyjął zza pleców pistolet. Wystrzelił a kula trafiła Jeff’a prosto w ramię. Upadł na oba kolana i kazał dziewczynie uciekać, ale było już za późno. Kolejna kula trafiła Vivien prosto w serce, a z kolei następna trafiła czarnowłosego w kark powodując natychmiastowy zgon chłopaka i dziewczyny. Obraz przed ich oczyma z sekundy na sekundę pogarszał się aż po chwili nastąpiła czerń.

Po tym wszystkim Vivien zaczęła powoli otwierać oczy.

-Budzi się. To cud!- usłyszała czyjś obcy głos a światło od razu zaświeciło jej w oczy.

Zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu. Białe meble, białe ściany i kobiety ubrane na biało. To był szpital. Wiele myśli przechodziło przez głowę dziewczyny.

-Vivien, córeczko. Tak się martwiliśmy.- powiedziała kobieta i przytuliła dziewczynę do siebie.- Lekarze nie dawali ci żadnych szans…

-A…Ale co się stało…?- zapytała oszołomiona.

-Miałaś wypadek, młoda damo. Musieliśmy cię wprowadzić w śpiączkę medyczną by nie pogarszać twojego stanu.- powiedział lekarz.

-Jaki wypadek, jaka śpiączka?- pytała.- Jak… Jak długo spałam?

-Pół roku, kochanie. Mieliśmy wypadek samochodowy, nie pamiętasz?- powiedziała spokojnym tonem kobieta.

-Czyli to był tylko sen…- powiedziała tak jakby sama  do siebie.

-Nie wiem co ci się śniło, ale tak. To był tylko sen.

Czyli to był tylko sen… Tylko sen. Ale jak to jest możliwe? I… czemu akurat musiało mi się to przyśnić. Czemu…? To ma związek z tym wypadkiem? Raczej wątpię, w końcu z tego co mi powiedzieli, był to wypadek samochodowy. Więc… To tylko moja wyobraźnia i nic więcej… Nigdy więcej jazdy samochodem!– rozmyślała.

Nagle w oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Zaczęła płakać a rodzice przytulili ją. Nie wiedziała dlaczego płacze. Nie wiedziała czy to są łzy radości, bo w końcu jest z rodziną, czy łzy smutku. Sama nie wiedziała co o tym myśleć.

Czyli oni wszyscy byli tylko wymysłem mojej wyobraźni… Wszyscy.- pomyślała.

Ale czy na pewno miała rację?

[W TYM SAMYM CZASIE, REZYDENCJA]

  Jeff leżał u siebie w pokoju z zamkniętymi oczami i podłączony do aparatury. Pół roku temu miał wypadek podczas jednej misji, co było skutkiem kilku miesięcznej śpiączki. Powoli zaczął otwierać oczy a z maszyny podtrzymującej go przy życiu wydał się pisk. W mgnieniu oka przy jego łóżku znajdowała się cała rezydencja.

-W końcu się obudziłeś. Jak to jest być w śpiączce?- zapytał Ben.

-W… W śpiączce?- zapytał zaskoczony.- Zaraz! A co z Liu?

-Ah, Jeff. Znowu masz wyrzuty sumienia? Przecież zabiłeś go osiem lat temu tak jak twoich rodziców.- upomniała go Zero.

-A co do śpiączki to… Miałeś wypadek pół roku temu. Zostałeś dość mocno ranny i Operator musiał wprowadzić cię w  śpiączkę.- tłumaczył Tim.

-R…Rozumiem…- powiedział czarnowłosy a z tumu wyszedł Slenderman.

-Wiemy że to dla ciebie trudne, pozbierać się po tym jak cię zaatakowano, Jeffrey.- tłumaczył.- A teraz wszyscy z pokoju! Taki stan też jest męczący!

   Wszyscy bez wyjątku wyszli za drzwi zamykając je za sobą. Teraz Jeff został sam ze sobą próbując pozbierać myśli. Opadł ciężko na poduszkę i westchną.

-Czyli to był tylko sen…- powiedział i zamknął oczy.

 

Opublikowano
Odsłon 745
0

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz