Dom, słowo to zazwyczaj przywołuje na myśl rodzinę, poczucie bezpieczeństwa. Dla niektórych jest to kawałek swojego miejsca w świecie, dla innych przytulne gniazdko w którym można przycupnąć zanim ruszy się w świat…Podziemne miasto w niczym domu nie przypominało, choć tak właśnie wampiry je nazwały. Od teraz mroczne zakamarki, puste ściany i brudne ulice miały być jej domem. Dziewczyna westchnęła cicho, po czym ruszyła przed siebie, opuszczając grupkę przestraszonych dzieci. Dobrze wiedziała, że stanie w miejscu i czekanie na łaskę wampirów mija się z celem jakim jest przetrwanie. Musiała znaleźć schronienie, które zapewni jej choćby namiastkę bezpieczeństwa. Po chwili stanęła na granicy budynków, przed nią wznosiło się miasto rodem z horroru, za nią schody i most prowadzący do siedziby wampirów. Potrząsnęła lekko głową i ruszyła pewnie przed siebie.Znalezienie kryjówki okazało się trudniejsze niż przypuszczała. Wszędzie było pełno dzieci których nienawidziła i podrostków, które mogły stanowić zagrożenie dla jej “bazy”. Im bardziej oddalała się od mostu, tym mniej dzieci wałęsało się po ulicach. Nie specjalnie ją to dziwiło – raz dziennie każdy musiał się zgłosić na moście, a następnie przejść do wampirzej części miasta, gdzie pobierano niewielką fiolkę krwi i dawano jakieś dziwne racje żywnościowe. Coś jakby mokrą karmę dla ludzi.
Dziewczyna spojrzała pod nogi, w kałuży odbijała się blada twarz i dosyć wysokie czoło częściowo zasłonięte gęstymi włosami w kolorze ciemnego blondu, a do tego szaro-niebieskie oczy.
– Muszę znaleźć broń i miejsce, w którym będę mogła odpocząć. – mruknęła sama do siebie.
Jeden z większych domów przykuł jej uwagę, przez chwilę miała wrażenie że coś się poruszyło. Po chwili wpatrywania się w budynek postanowiła, że właśnie od niego rozpocznie poszukiwania. Pod ziemią ciężko określić dokładną godzinę, jednak szacowała, że zajęło jej to około dwóch godzin. Była zmęczona, jednak frustrujące było dla niej to, że nie znalazła kompletnie nic użytecznego. Może już ktoś tu był? Z tą myślą ruszyła do wyjścia, gdy nagle się o coś potknęła. Była to metalowa łyżeczka do herbaty, którą zapewne przegapiła w ciemnościach.
– No to broń już mam. – mówienie sama do siebie mogło się wydawać dziwne, jednak od kiedy świat oszalał każdy musiał radzić sobie na swój własny sposób.
Dziewczyna oczyściła dokładnie znalezisko a następnie zamocowała je pod sukienką, o ile dało się ją tak w ogóle nazwać. Bardziej przypominała podłużny, czarno-biały worek z kapturem. Do tego jeszcze ten irytujący naszyjnik wyglądający jak obroża z numerkiem. Jak dotąd nie zauważyła, by ktoś z ludzi miał inny strój lub żeby dostał nowy, gdyż wiele dzieci chodziło w brudnych poszarpanych ubraniach. Nigdy specjalnie nie przejmowała się wyglądem, ani nie przesadzała z higieną, jednak wizja chodzenia w jednym ubraniu do czasu, aż z niego wyrośnie lub zginie była raczej mało optymistyczna. Potrząsnęła głową odrzucając czarne myśli, po czym wyszła z budynku.
ŁUP!
Coś wpadło na nią z impetem. Tym czymś był wystraszony sześciolatek, tulący do piersi jakąś szmatę w kształcie miśka.
– Patrz, gdzie biegniesz ty mały… – nie zdążyła dokończyć, bo dzieciak pobiegł dalej. Już miała posłać za nim jakąś wiązankę, gdy zza okolicznego budynku wyszło dwóch chłopaków na oko 13 i 14 lat.
– Wyszłaś na spacerek? – spytał młodszy z niemiłym uśmiechem.
– To nasz teren, musisz zapłacić za wstęp. – dodał starszy.
Dziewczyna spojrzała na nich dziwnie. Uśmiech, który pojawił się na jej twarzy nie wróżył nic dobrego.
– Dwoje na jedną? – spytała, jej głos zadrżał. – Co z wami nie tak?
Zanim którykolwiek zdołał odpowiedzieć zaatakowała, wymierzając cios w brzuch starszego. Młodszy skoczył na nią, by pomóc towarzyszowi próbującemu złapać oddech, jednak dziewczyna była szybsza. Odskoczyła na bok, a następnie kopnęła chłopca w piszczel. Niestety brak butów osłabił uderzenie na tyle, że napastnik zaledwie zachwiał się lekko. Tyle jednak jej wystarczyło. Szybkim ruchem wyciągła łyżeczkę. Następnie podbiegła do starszego i ciosem w nos powaliła go na ziemie. Zanim młodszy zdążył ją powstrzymać przyłożyła ją do gardła leżącemu.
– Jak mu wbiję łyżkę w tchawice to długo nie pożyje, uwierz mi. – oznajmiła lodowato.
– Nie zrobisz tego! – krzyknął dzieciak.
Jedno jej spojrzenie wystarczyło, by zmienił zdanie. Po chwili upiorny uśmiech który w trakcie “walki” nie schodził jej z twarzy nieco złagodniał.
– Jego życie to będzie zapłata. Pasuje?
Brak odpowiedzi uznała za potwierdzenie. Podniosła się z nad starszego, otrzepała się i spokojnym krokiem ruszyła w stronę następnego upatrzonego budynku.
– Hej, zaraz, jak się nazywasz? Może dołączyłabyś do…
Dziewczyna zatrzymała się i obejrzała za siebie.
– Rias Tyler ( notka dla osób upośledzonych językowo tak jak ja czyt. Tajler) i nie. – mówiąc to obróciła się ponownie i kontynuowała drogę do obranego wcześniej celu.
No i koniec pierwszego rozdziału, jakie wrażenia? Jak wam się podoba główna bohaterka?
PS – Jeśli już teraz Rias wydaje wam się dziwna, to poczekajcie jeszcze troszkę…
Komentarze
Bez komentarzy