Cisza Duszy, 3

Rozdział 3

Rano nikt nie musiał mnie budzić. Zrobiła to bransoletka na ręce. Przełknęłam łzy i wstałam z podłogi, na którą spadłam, kiedy poczułam mocne porażenie prądem. Ta cholerna ozdóbka jest najgorszą torturą dla człowieka. Nie zabije ani nie wzmocni. Zada jedynie ból i nigdy nie wiadomo o jakiej mocy. Po porannej szybkiej toalecie i ogarnięciu się wyszłam z pokoju. Wstąpiłam do pokoju Emily, jednak jej tam nie zastałam. Jej zadaniem jest przyszykowanie śniadania z grupką dziewczyn dla wilkołaków. Mam nadzieję, że wszystkie przetrwamy dzisiejszy dzień. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy szłam do ogrodu. I tak jak myślałam. Chmury zakrywały słońce i zapowiadało się na mocny deszcz. Kiedy byłam w ogrodzie, serce zaczęło mi walić z zawrotną szybkością, a łzy pojawił się w oczach ze strachu. Kwiaty, które wczoraj posadziłam, były zniszczone.

– Nie, nie, nie, nie! – krzyczałam pod nosem, biegnąc w stronę zniszczonej pracy. Nic nie zostało. Rozerwane płatki róż, tulipanów i bratków leżały wszędzie. Ziemia była cała rozkopana. Padłam na kolana i spojrzałam w niebo.

– Kto to zrobił? Dlaczego? – zastanawiałam się na głos. To ja poniosę za to odpowiedzialność. Ja będę miała karę. Luna uwielbia kwiaty i nikt nie pojedzie do miasta po nowe sadzonki. Zaczęłam płakać ze strachu i bezsilności. W oddali usłyszałam jęki i westchnienia innych dziewczyn. Spojrzałam w ich kierunku, zalana łzami. Stał tam beta, a dziewczyny zaczęły się rozchodzić, posyłając mi zrozpaczone spojrzenia. Wstałam na równe nogi.

– Nie wiem, co się stało beto. Wczoraj były zasadzone, a kiedy przyszłam…

– Nie tłumacz się śmieciu! Wiesz, że ten ogród miał być idealny dla luny. Dlaczego nikomu to się nie zdarzyło, tylko tobie?! – powiedział, podchodząc do mnie. Zagryzłam wargi i spojrzałam w dół.

– Nie wiem, beto. Naprawdę nie wiem, ale ja tego nie zrobiłam. – odezwałam się zdławionym głosem. Nagle pojawiło się przy mnie dwójka mężczyzn, którzy złapali mnie za ramiona. Spojrzałam na nich ze strachem, jednak upomniał mnie beta, dając cios w twarz. Jęknęłam cicho.

– Zapłacisz za to. Alfa zdecyduje co z tobą zrobić. Zabrać ją do piwnicy. Alex, jedź po kwiaty do miasta. Ktoś będzie musiał to zrobić od nowa. – powiedział. Nie szarpałam się. Płakałam cicho, kiedy wilkołak zaczął ciągnąć mnie w stronę domu.

– Same problemy z wami. Jak myślisz, kto będzie miał teraz przerąbane? – zapytał retorycznie mężczyzna. Nie odzywałam się. Nie podnosiłam głowy. Jedynie słuchałam. Ktoś otworzył drzwi. Śmiechy i wyzwiska. Kiedy usłyszałam skrzypienie drzwi, podniosłam głowę. Nim zdążyłam zareagować, zostałam wrzucona do pomieszczenia, w którym śmierdziało pleśnią. Wilkołak zamknął kraty na klucz i ze śmiechem opuścił piwnicę. Zaczęłam szlochać, kiedy wiedziałam, że jestem sama. Spojrzałam na łóżko. Sprężyny w materacu, obok wiadro i… miska dla psa. Zaśmiałam się żałośnie przez łzy. Na ścianie zauważyłam ślady zaschniętej krwi. Wiedziałam na sto procent, że oberwę za coś, czego nie zrobiłam. I to, że wyjdę stąd ledwo żywa. W klitce, która miała chyba pięć na pięć metrów kwadratowych, oprócz wymienionych wcześniej przeze mnie „mebli”, było małe okno z kratami. Wstałam z kolan i podeszłam do niego. Oprócz krat, były jeszcze druty kolczaste. Ciekawe, jaki odważniak chciałby stąd uciec, znając tego konsekwencje. Usiadłam na łóżku i zaczęłam wpatrywać się w ścianę, czekając na swoją karę.

Nie wiem, ile tak siedziałam. Nie wiem, czy jest dalej ten sam dzień. Nie wiem, kto urządził tak ogród. Nic nie wiem. Zamknęłam oczy i położyłam się bokiem na łóżku. Dzisiaj nie zasnę, jestem tego pewna. Kiedy usłyszałam podniesione głosy zbliżające się do mojej klatki, wstałam na równe nogi.

– Gdzie ona kurwa jest?! – przełknęłam głośno ślinę, rozpoznając głos alfy. Wkurzony głos Inżyniera. Był z nim beta, który otworzył kraty. Alfa wszedł do pomieszczenia i nic nie mówiąc, przywalił mi z pięści w twarz z taką siłą, że się przewróciłam. Zamknęłam oczy, czując krew w ustach.

– Podnieś ją i zanieś do pokoju numer dwa. – powiedział ostrym głosem alfa, po czym wyszedł. Beta podszedł do mnie, złapał mnie mocno za ramię. Syknęłam, kiedy poczułam jego mocny ścisk. Szarpiąc, wyprowadził mnie z pomieszczenia i zaczął iść w nieznanym mi kierunku. Otworzył drzwi, na których była tabliczka z dwójką i popchnął mnie do środka. Rozejrzałam się szybko. Łańcuchy przyczepione do ściany, szafka z ostrymi nożami i pejczami, kraty na suficie. Przełknęłam głośno ślinę. Beta popchnął mnie na środek pokoju.

– Powiesz mi dzisiaj, wszystko co chcę. Jeśli nie usłyszę zadowalającej mnie odpowiedzi, nie opuścisz tego pokoju. Przykuć ją do sufitu. – alfa wydawał rozkazy, a beta je wykonywał z uśmiechem na ustach. Cholerny sadysta. Wziął dwie pary kajdanek, które przypiął mi na ręce a drugie końce do krat na suficie. Musiałam stać na palcach. Oddychałam szybko, nie wiedząc co mnie czeka. Głowę miałam spuszczoną, powieki mocno zaciśnięte, tak samo, jak usta. Jednak krzyknęłam głośno, kiedy poczułam rozrywający ból na plecach. Czułam, jak koszulka mi się rozerwała, pokazując nagą skórę. Alfa stanął przede mną, mając w ręce bicz zakończony metalowymi kółeczkami.

– A więc… Kto jeszcze ma zamiar mi się stawiać? – zapytał. Otworzyłam szeroko oczy na jego pytanie.

– Nikt. Przysięgam, nie ma żadnego strajku. – powiedziałam szczerze. Ten jedynie zaśmiał się cicho i krótko.

– Błędna odpowiedź. – pokiwał głową do wilkołaka stojącego za mną. Poczułam muśnięcia zimnym jak stal zakończeniem a po chwili mocne cięcia. Płakałam i szarpałam się, jednak widząc to, beta jedynie śmiał się i wykonywał swoją pracę.

– Przysięgam! Nie ma żadnego strajku! Nie wiem, kto rozwalił tak kwiaty! Ja je tylko wczoraj posadziłam, a dzisiaj zastałam je w takim stanie! – krzyknęłam, mając nadzieję, że ból się skończy. Nic bardziej mylnego. Kiedy beta ciął mnie po plecach, alfa zaczął uderzać całą siłą biczem w brzuch. Kiedy to mu się znudziło, odłożył narzędzie na stół, podwinął rękawy koszuli i zamachnął się w moją stronę. Jęknęłam cicho, czując pieczenie na policzku i spływającą krew z nosa. Straciłam czucie w dłoniach. Kiedy nie miałam sił mieć podniesione głowy, alfa kazał becie przestać. Sam zrobił krok w tył. Wytarł dłonie w szmatkę i podszedł do mnie. Złapał mnie za włosy i pociągnął za nie.

– Jutro tu wrócę i zadam ci to samo pytanie. Mam nadzieję, że tym razem mi odpowiesz.

– Ale ja nie wiem… – nie dokończyłam, czując cięcie na policzku. Syknęłam cicho, jednak beta śmiejąc się, odłożył nóż na stół, obok bicza.

– Wrócimy jutro i pogadamy. – kiedy wilkołaki wyszły, jęknęłam głośno, czując mrowienie w dłoniach. Nie mogę się jednak poddać. Obiecałam coś Emily i tej obietnicy muszę dotrzymać. Nawet za cenę własnego życia.

Opublikowano
Kategorie Fantasy
Odsłon 1029
0

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz