Chory z Miłości – 3

Cz. 3

Na tak prostackie oskarżenie, Livia miała gotową odpowiedź! Powstrzymała się jednak, ze względu na obecność Swindona. 

– Naprawdę Dayley? – zahaczyła palcami o biodra, zwracając się do Saymona. – Znamy się od kilku lat, dobrze wiesz, że próbowałam! 

– O co tu chodzi?

Jonny zmarszczył czoło, po czym także wstał z miejsca. 

– O nic. Ktoś najwyraźniej za długo przebywał na Fidżi i przypadkiem nawdychał się oparów rosnących tam nieznanych roślin. – Wyjaśniła, lecz nie mogąc się powstrzymać dodaje jeszcze. – Oczywiście działających na wzór znanych grzybków halucynogennych. Stąd właśnie to nieporozumienie. 

– Nie pozwalaj sobie! Zapomniałaś już dzięki komu tyle masz? 

– Między innymi, dlatego właśnie się zwalniam.

Wkurzona, uniosła się honorem. Livia nie zamierzała darować Syminowi tego przytyku. Pan życia się znalazł! Na samą myśl, mierzwiła ze złości brwi.  Nigdy nie tkwiła w przekonaniu, że w pojedynkę niczego nie będzie w stanie osiągnąć, a to iż z dobrego serca wyciągnął do niej dłoń. Nigdy nie powinno być jej wypominane! 

Przez chwilę więc oboje zabijali się nawzajem wzrokiem. Ignorując to gdzie są oraz z kim mają do czynienia. 

– Alvins, proszę zostać. Reszta wyjść.

Zakomunikował nagle Swindon, podwijając rękawy swojej koszuli. Zupełnie tak, jakby zamierzał kogoś bić. Jak na komendę więc wszyscy spojrzeli po sobie z obawą, po czym dopiero po chwili zaczęli gromadzić się w kierunku wyjścia. 

Livia w prawdzie nie wyszła, ale nieznacznie odsunęła się od drzwi. W obawie przed ewentualną ucieczką, chciała mieć nad nim niewielką przewagę. Jakby miało to jakieś znaczenie dla Jonna i jego wielkich stóp, jednakże coś jej mówiło, że nie powinna drażnić mężczyzny a biorąc pod uwagę jej sposób bycia. Wszystko mogło się zdarzyć.

Nie miała pojęcia czego może się po nim spodziewać. W każdym bądź razie, na pewno zamierzała powiedzieć mu prawdę. Jednakże gdy wszyscy już opuścili pomieszczenie i zostali tylko w swoim towarzystwie. Po raz pierwszy poczuła się nieswojo. 

W końcu słyszała o Swindonie całkiem sporo, a teraz na własnej skórze może się przekonać jak to jest. Jaki jest naprawdę… 

– Możesz mi powiedzieć, co to kurwa ma znaczyć? – Zapytał z rozdrażnieniem, zmniejszając dzielącą ich odległość. – Teraz gdy wiem, że wszystko jakoś się ułoży. Chcesz odejść z pracy?

Livia nerwowo przystanęła z nogi na nogę, mając nieodpartą potrzebę zrobienia czegokolwiek, aby choć trochę się uspokoić. 

– Przykro mi, ale nie ma sensu tego ciągnąć. Wolę zakończyć wszystko w ten sposób i zaoszczędzić reszcie niepotrzebnego problemu. 

– Jeszcze nawet nie spróbowaliśmy, zresztą jestem pewny, iż mogę Ci jakoś pomóc. 

Alvins odruchowo przyjrzała mu się uważniej. Nic dziwnego, że był zdesperowany skoro pozostanie z tym wszystkim na lodzie. Perspektywa czegoś podobnego, wiąże się z ogromnymi kosztami dla obu stron. Bowiem żadna inna szanująca się agencja nie podejmie się po kimś wyzwania. 

Tym bardziej tak poważnego, z niewielkim zasobem czasowym. 

Inna sprawa, że Jonny może domagać się odszkodowania, ale komu chce się łazić po sądach? No właśnie, dużo lepiej gdyby udało im się jakoś dogadać. Współczuła mu szczerze sytuacji w której nieszczęśliwie się znalazł. Lecz, nic nie mogła zrobić. 

Westchnęła więc na to mimowolnie. 

– Nie sądzę, aby znalazł się jakikolwiek sposób. Projekt jest gówno warty, co zapewne sam Pan dobrze wie. Poza tym… 

– Twierdzisz, że nie zdążycie na czas? 

Przechylił głowę, marszcząc brwi. 

– Żeby tylko. – Livia prycha pod nosem, po czym podchodzi do swojego stolika, aby rzucić okiem na notatki. – Przy pewnym poświęceniu i odrobinie szczęścia możemy stworzyć projekt na nowo, ale… 

Urwała, przerzucając w notatniku parę kartek. 

– No dalej, słucham cię uważnie. 

Zachęcił. Obserwując jej zmagania z samą sobą. 

Alvins po raz kolejny więc zmusiła się do tego, by poświęcić uwagę Swindonowi. Zauważając, że facet z angażowaniem ją obserwuje.

– Rzecz w tym, że sama niczego nie zrobię. Zresztą, i to trzeba zaznaczyć, zabraknie nam czasu na poprawki. 

– Nie będzie poprawek. – Jonny ponownie zbliża się do Livi. – Będę do twojej dyspozycji o każdej porze dnia czy też nocy. Nie masz się czym martwić. 

– To nie jest tylko kwestia organizacji. 

Facet przystaje w niewielkiej odległości, wbijając w nią intensywnie wzrok. 

– Zrobię co zechcesz. – Zapewnił, mając oczywiście na myśli coś więcej niż projekt. Nie pojmował jednak dlaczego tak zawzięcie ona, tego unika. Musiała przecież doskonale go rozumieć. Nie był obcym z innej planety do diaska! – Powiedz tylko czego ci trzeba. Załatwię to. 

Zaskoczona jego postawą, nie wiedziała co odpowiedzieć. Fakt, był trochę szorstki i nieugięty w swoim postępowaniu. Nazbyt oczywisty w zamiarach co do niej. Jednak, dało się z tym żyć. Przynajmniej w tej chwili. 

– Zgoda. – Odezwała się po czasie ignorując to, że znów pochłania ją wzrokiem. – Jeśli tylko uda ci się przywrócić ludzi z którym pracowałam, możemy zabrać się do pracy już teraz. 

Jonny uśmiechnął się lekko na te słowa. 

Nie zdając sobie bowiem sprawy z tego, ile nerwów będzie go to kosztować. 

– Tylko tyle? – zapytał z zadowoleniem, robiąc kolejny krok w jej stronę. – W takim razie musimy się spieszyć. Zegar wciąż tyka. 

Ku zdziwieniu Alvins, Swindon wyciągnął do niej dłoń w celu przypieczętowania układu w który weszła. Zupełnie jakby mieli po szesnaście lat, zaś umowy po uścisku dłoni nie można było zerwać. 

Dziewczyna jednak nie miała zamiaru go dotykać. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego co się dzieje. Nie była już przecież panienką na wydaniu! Potrafiła zauważyć, że podoba się mężczyźnie. Za swoich dobrych czasów miała kilku adoratorów a w śród nich właśnie Davida, który kiedyś także patrzył na nią w podobny sposób. 

Zbyt dobrze zaznała życia, aby wierzyć iż coś takiego może trwać wiecznie.  Aż taka głupia nie była. Wystarczająco dość miała swojego mężczyzny i nawet jeśli nie kochałaby męża, podobny romans także nie miałby miejsca w jej życiu. 

Alvins nie potrzebowała tego. Teraz gdy miała już syna wszystko inne zeszło na plan dalszy, a co za tym idzie. Nie tęskniła nawet za namiętnością, byciem zauważoną czy adorowaną. W ciągu ostatnich miesięcy wszystkiego jej się absolutnie odechciało. To stąd właśnie brała się niechęć i oziębłość nawet do przyjaźnie nastawionych jej mężczyzn. 

Jednakże nie próbowała z tym walczyć. Czując wobec siebie bezsilność, nawet wtedy, gdy Davidowi zachciewało się igraszek. 

Livia zbyt mocno obawiała się kolejnej ciąży. Zaś strach ten w wyniku wszystkich negatywnych doświadczeń, był tak ogromy, iż przestała czerpać z seksu przyjemności. Unikała więc zbliżeń z własnym mężem jak diabeł święconej wody, a co tu dopiero mówić o skoku w bok z takim kolesiem jak on. 

– Świetnie! – Bąknęła, cofając się o krok. – Przygotuję Panu pierwsze szkice jeszcze dziś wieczorem, zaś wszelkie informacje na mój temat znajdzie Pan u Dayleya. – Odparła z typowym dla siebie chłodem. Po czym, szybkim ruchem odłożyła notatnik i odwróciła się ruszając nerwowym krokiem do wyjścia. – Do zobaczenia jutro. 

Dodała od niechcenia i wyszła, zamykając za sobą drzwi. 

Jonny długo jeszcze spoglądał w ślad za nią, nie mogąc otrząsnąć się z szoku. Gdyż chyba nigdy dotąd, nikt nie potraktował go tak protekcjonalnie i przedmiotowo. 

***

Następnego dnia Jonny zjawił się w agencji w nie najlepszym humorze. Za jego podłym nastrojem, kryła się zaś pierwsza od wielu lat nie przespana noc. Swindon nie mógł przestać analizować przebiegu zdarzeń z ostatniego dnia. Był na siebie potwornie wkurzony za to jak się zachował. Nigdy dotąd bowiem nie postępował w tak bezmyślny sposób jak teraz. 

Umiał dbać o interesy, zajmował się tym niemalże od urodzenia. Dzięki ojcu którego mógł obserwować, nauczył się wszystkiego co niezbędne, aby nie dać wpuścić się w maliny. 

Tym bardziej nie pojmował jak doszło do tego, iż zgodził się na to, że ściągnie do studia dodatkowych ludzi, a nawet sam to zaproponował. Nie ustalając tego kto ich zatrudni! Doprawdy niepojęte, żeby zachować się w tak nieodpowiedzialny sposób ze względu na jedną kobietę! 

Do cholery! Zupełnie tego nie rozumiał, ale będzie musiał omówić wszystko z Dayleyem, robiąc z siebie totalnego błazna. 

Skinął głową na powitanie przypadkowym osobą, kierując się w stronę windy. Było jeszcze wcześnie, ale cała ta sprawa nie dawała mu spokoju. Musiał problem rozwikłać jak najszybciej, pragnąc uniknąć niepotrzebnych kosztów. Spodziewał się konfrontacji z Saymonem, ale na to w zupełności był przygotowany. Nie obawiał się wiec tego co ma nadejść, ponieważ bardziej martwiło go własne zachowanie. 

Nie pamiętał kiedy już czuł się tak niekomfortowo. Co jeszcze bardziej go denerwowało! Zapomnieć o tak istotnej rzeczy, nieprawdopodobne, że wciąż jeszcze oddychał.

– Proszę zaczekać! 

Na sam dźwięk tego głosu, jego endorfiny odtańczyły kankana! Brakowało jeszcze tylko tego aby zaczął machać przyrodzeniem, jak ten pies, ogonem ze szczęścia. Na widok smakołyku! 

– Pani Alvins? – Nie czekając ani chwili, wysunął stopę między zamykające się drzwi. – Nie jest jeszcze za wcześnie? 

Kiedy drzwi rozsunęły się z powrotem, a dziewczyna w pośpiechu wsunęła się do środka. Zauważył, iż przeładowana jest segregatorami oraz teczkami z jakąś dokumentacją. 

– Wyśpię się po własnym pogrzebie. – Prychnęła, poprawiając zbiór plików pod pachą. Po czym, przeniosła na niego zmęczone spojrzenie. – Widzę, że miał Pan równie udaną noc, pokłócił się Pan z grzebieniem? 

Na tę uwagę, wygiął usta w lekkim uśmiechu, szybko przeczesał też palcami włosy, jakby miało to poprawić jego wygląd. Lecz dopiero gdy drzwi osobowego dźwigu zamknęły się z cichym pyknięciem, zdecydował się  powiedzieć więcej. 

– Trochę o pani myślałem i zastanawiam się czy… 

– Będzie Pan zadowolony.  

Przerwała mu Alvins, kierując rozmowę na bezpieczne tory. 

– Nawet nie wątpię. 

Oblizał usta, dotykając palcami brody. Trzymając się uparcie tego co zamierzał. 

– Tylko najpierw proszę spełnić mój warunek panie Swindon. – Livia gromi go spojrzeniem. Jest poważna, nie wzruszona próbami zdobycia jej uwagi, otwarcie choć niemo, karcąc go za te występki. – W innym wypadku będziemy musieli pożegnać się wcześniej. 

Jonny’emu zrzedła trochę mina. Sam już nie wiedział co dolegać mogło tej kobiecie. 

Był przecież przystojny i dobrze zbudowany. Do biednych oraz łysych, czy bezzębnych zresztą też nie należał. Dojrzewał w przekonaniu, iż podoba się każdej kobiecie. 

A tu? 

Wystarczy tylko, że wspomni teraz o tym, iż nie przedyskutowali najważniejszej kwestii odnośnie jej wymogu, a z pewnością między nimi będzie gorzej niż jest. 

– Niech już Panią głowa oto nie boli. – zapewnił, szczypiąc zębami własny język. – Może najwyższa pora przejść  sobie na ty? 

Zaproponował, zerkając na nią z ukosa. 

Dziewczyna nie wyglądała na zaskoczoną tym pytaniem, nie odpowiedziała mu nawet od razu. 

Alvins odczekała, aż dojadą na drugie piętro, po czym wyszła z windy z wysoko uniesioną głową. 

– Jasne, tyle tylko, że w pracy zachowuję pełen profesjonalizm. – Znów obdarzyła go kwaśnym spojrzeniem, a następnie ruszyła przodem w kierunku swojego biurka. – Dlaczego pan tu jest? Nie przypominam sobie abyśmy byli umówieni.

– Ja do Pana Dayleya.

Wyjaśnił, krzywiąc się na znienawidzony już przez siebie zwrot. Potrafił pojąć, iż Livia nie zamierza spoufalać się z nim bardziej niż to konieczne.  Spotykane się więc z nią poza pracą. Nie było wręcz możliwe, co dobitnie dała mu do zrozumienia.

Swindon czuł się trochę zdezorientowany tym wszystkim. Jeszcze żadna kobieta nie odmówiła mu flirtu, nie umiał do tego od tak przywyknąć. 

–  No przecież o tym mówię. – Alvins zrzuciła z siebie wszystkie teczki, trzaskając nimi odnośnie o blat biurka. – Musi Pan zaprzestać nachodzić agencję w ten sposób. Niepotrzebnie stresuje pan ludzi. 

Przez chwilę patrzył na nią marszcząc w skupieniu brwi. Teraz kiedy nie byli już wyłącznie sami, wyglądała na odważniejszą niż wcześniej, a sposób w który usiłuje nim zarządzać. Irytuje go bardziej niż się tego spodziewał. 

Jonny mruży gniewnie oczy, zbliżając się bez ostrzeżenia do dziewczyny, tak iż omal nie styka się torsem z jej piersiami. 

Widząc jednak jej zaskoczenie, i to jak przywiera pośladkami do krawędzi biurka. 

Szelmowsko uśmiecha się od ucha do ucha. 

– Sądzę, że wszyscy zdążyli już do mojej obecności przywyknąć, poza Panią. Pani Alvins. – Teraz naparł na nią z wyczuciem, wstrzymując tym samym oddech z podniecenia. – Wygląda na to, że muszę wpadać częściej. 

Livia wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami, łapiąc dłońmi za brzeg biurka. Które miała poniżej pasa, za plecami. Swindon nie odważył się dotknąć jeszcze Livi, choć zdołał osaczyć w inny sposób. Szanował jeszcze te niewielką granicę. 

Mimo to, czuł na sobie opięty biust dziewczyny, pas oraz przyspieszony oddech. 

– Saymona jeszcze nie ma. – Wysapała mu w twarz, tracąc na chwilę grunt pod stopami. – Zjawi się po południu. Chce Pan zaczekać? 

Ich twarze znajdowały się blisko siebie, w powietrzu, wyczuć można było ekscytujące napięcie. 

– Hej… Jejejej! – Ktoś pojawia się na horyzoncie niosąc tacę w rękach. Przyczyniając się tym samym do tego, iż Swindon, niechętnie odsunął się od Livi. – Kogucie zwolnij trochę, ona jest mężatką! 

Zawołała Rebeka, świdrując go przy tym krytycznie wrogim spojrzeniem. Kobieta nie przejmując się niczym, podeszła do nich, ściągając kawę z tacy. 

Swindon w odpowiedzi uniósł tylko brew, następnie spojrzał na Alvins z lekkim rozczarowaniem. 

Ta informacja zmieniała cały stan rzeczy, już rozumiał dlaczego była tak odporna na jego wdzięki. Wiedział też, że aby uwieść Alvins musi włożyć w to nieco więcej wysiłku niż normalnie. 

Lecz czuł, i niczego bardziej nie był w życiu tak pewny, że wciąż chce to zrobić! 

– Przyjdę później. 

Odpowiedział jednak poprawiając marynarkę. Następnie obdarzył uśmiechem Rebekę, aby ostatecznie opuścić tego ranka biuro. Nie był nawet zły na Saymona. Choć w zasadzie powinien, ponieważ został zmuszony jeszcze tego dnia tu wrócić. 

Jednakże, nic nie interesowało go bardziej w obecnej chwili niż Alvins. 

Musiał bowiem zaspokoić tę ciekawość i dowiedzieć się o dziewczynie więcej. Żeby nie powiedzieć, że wszystkiego o jej dotychczasowym skromnym życiu. 

Autor Szapita
Opublikowano
Kategorie 18+ Romans
Odsłon 1380
1

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz