Diablo: W poszukiwaniu mądrości. – Rozdział pierwszy

Gorący pustynny wiatr, bezlitośnie rzucał poszarpanym szalem.  Ciężkie brunatne od piasku i pyłu chmury wisiały nisko nad brudnymi domostwami.  Migoczące światła nie rozpędzały w pełni mroku nadchodzącej nocy. Właścicielce szala nie przeszkadzał pół mrok. Była przyzwyczajona do polowania w ciemności. Zarówno demony, potwory jak i ludzie mający coś na sumieniu czuli się bezpiecznie z daleka od światła. Dlatego również ona podążała ścieżką otuloną zdradliwymi cieniami, jednak nie po to by się skryć, ale żeby ją oczyścić. Dzisiejszym celem był złodziej i morderca, wraz ze swoją bandą niepokojący porządnych ludzi w tym nadmorskim miasteczku. Musiał ponieść konsekwencje swych zbrodni.
Ciemnowłosa łowczyni powoli zbliżała się do zaułka w którym zazwyczaj wróg organizował zasadzkę. Lśniące bursztynowe oczy lustrowały otoczenie z dachu. Do jej uszu dobiegł spokojny głos mężczyzny. 

– … nie mam pieniędzy, odejdź. – choć usłyszała zaledwie fragment wypowiedzi to wiedziała, że jej cel znalazł sobie nową ofiarę. 

– Twierdzisz że nie masz pieniędzy? A ten śliczny mieczyk który nosisz u boku? – Do herszta dołączyło dwóch kuszników. Łowczyni wiedziała co będzie dalej i nie zamierzała do tego dopuścić. Płynnym ruchem nałożyła strzały na cięciwę stalowego łuku który zawsze nosiła na łowy. Następnie zeskakując z dachu posłała w stronę wroga zabójcze pociski. Nie musiała sprawdzać by być pewna że trafiła.
Nieznajomy dobył półtora-ręcznego, zdobionego miecza. Szykował się, by odeprzeć atak czterech uzbrojonych w topory najemników którzy wcześniej zaszli go od tyłu. Złotooka odrzuciła łuk który na krótkim dystansie nie byłyby zbyt przydatny i dobyła dwóch długich sztyletów. W między czasie szybko oceniła sytuacje. Nieznajomy powinien przez chwilę poradzić sobie sam, za to jej ofiara próbowała uciec, wybór był prosty. Łowczyni rzuciła jednym ze sztyletów, który przebił nogę próbującego uciekać herszta, na wysokości kolana. Następnie odwróciła się by pomóc właścicielowi miecza, natychmiast jednak zdała sobie sprawę, że nie będzie to konieczne. Trzech napastników leżało martwych w kałużach krwi, ostatni jeszcze się rozpaczliwie bronił. Na niewiele się to zdało. Następny cios zadany srebrnym ostrzem zakończył życie najemnika. 
Dopiero teraz gdy zagrożenie zostało wyeliminowane kobieta przyjrzała się wojownikowi dokładniej. Miał średniej długości kasztanowe włosy, delikatnie kręcące się przy końcówkach. W chwili gdy odwrócił się w jej stronę, ujrzała jego złote oczy. Biło od nich opanowanie, ale również lekkie zmęczenie. Na lekki skórzany napierśnik narzucony miał wytarty szary płaszcz pozbawiony emblematów.

– Wszystko w porządku? – Zainicjowała rozmowę. 

– Tak, dziękuję za pomoc pani. – Odpowiedział uprzejmie. 

Łowczyni prychnęła rozbawiona, już od dawna nikt nie nazwał jej panią. Na pierwszy rzut oka widać było że jej rozmówca nie był tutejszy. Delikatny, nieznany jej akcent tylko to potwierdzał.

– Daruj sobie grzeczności, jestem Eris. – Oznajmiła, po czym odwróciła się. – Zaczekaj moment…

Czterema szybkimi krokami dopadła swój pierwotny cel i wyrwała sztylet z jego nogi. Krzyk niedoszłego złodzieja zakończył precyzyjny cios w gardło. Przez chwilę szarpał się na ziemi, próbując zatamować krwawienie, jednak bezskutecznie. Po kilkunastu sekundach znieruchomiał. Eris kopnęła truchło po czym ponownie skupiła się na nieznajomym.

– Skąd jesteś? Bo na pewno do tutejszych nie należysz…

Wojownik zmierzył ją nieprzeniknionym spojrzeniem. 

– Nie pochodzę stąd, i długo tu również nie pozostanę. Jestem ci wdzięczny za pomoc, muszę jednak iść dalej.  – odpowiedział enigmatycznie, ruszając ku wyjściu z miasta.

Łowczyni uśmiechnęła się pod nosem, nie zamierzała dać się zbyć tak łatwo. Szybko zrównała się z wędrowcem. Zamierzała dowiedzieć się o nim czegoś więcej.

– W które strony podążasz? – spytała, licząc w duchu że nie rzuci jakąś wymijającą odpowiedzią.

– Ukryte Miasto. – Odpowiedział krótko. 

Ciemnowłosa odtańczyła wewnętrzny taniec zwycięstwa. Od jakiegoś czasu planowała się tam udać, a teraz zapowiadało się, że będzie miała towarzysza podróży. 

– Dobrze się składa bo też się tam wybieram. Miałbyś coś przeciwko jeśli bym ci towarzyszyła? To niebezpieczna droga, mogę pomóc w walce. Po pustyni włóczą się zbójcy i nagi. 

Eris mogła by przysiąc że słyszała jak nieznajomy westchnął. 

– Możesz iść.

– A tak właściwie, to masz jakieś imię? –  spytała niewinnie,  wystawiając cierpliwość nieznajomego na ciężką próbę. 

Wojownik otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, zaraz później jednak się rozmyślił. Dopiero po kilku minutach przerwał ciszę, nieznacznie odwracając się w stronę łowczyni.

– Możesz mi mówić Uriel… – urwał widząc jak dziewczyna schyliła się by przeszukać sakiewki zabitych. – Co ty robisz?

Ciemnowłosa przewróciła oczami. Następnie podniosła z zadowoleniem pełną sakiewkę należącą do martwego przeciwnika. Widząc niezadowolenie na twarzy wojownika westchnęła.

– Z czegoś muszę opłacić pochówek, jak ich nie zakopią tylko wyrzucą za miasto to wybuchnie zaraza. To ostatnie czego trzeba temu miastu… Zaczekasz przy bramie?

Uriel skinął głową lekko zaskoczony. Nigdy nie pochwalał przywłaszczania sobie cudzych rzeczy, nawet jeżeli należały do kogoś nieżyjącego. Pomimo to argument łowczyni był niezwykle trafny. Miał jedynie nadzieje że jego towarzyszka rzeczywiście na to wykorzysta pieniądze a nie zachowa je dla siebie.

Autor Onyx
Opublikowano
Kategorie Diablo
Odsłon 551
0

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz