Twarze, które zobaczył, od razu wywołały u niego szeroki uśmiech. 

Taszcząc ze sobą torby, pakunki i zawiniątka większe od nich samych, do środka weszły trzy osoby – dziesięcioletnie, rude bliźniaki Sue i Vincent oraz trzynastoletni Alexander, równie zadowolony z siebie co zawsze. Poza Ajuną, byli to chyba najsympatyczniejsi członkowie ich miniaturowej społeczności.

– Oho, kogo ja widzę! – zaśmiał się ten ostatni, machając do Ekko i omal nie upuszczając swoich zdobyczy prosto na głowę Ajuny. – Ojciec chrzestny z wizytą w swej mafijnej familii?

– A i owszem – nastolatek z radością przybił Alexowi piątkę. – Widzę, że się obłowiliście. Zostawiliście cokolwiek tam, gdzie was wiatr poniósł?

– Tylko płacz i zgrzytanie zębów głupich pilciuchów – odezwała się Sue, odkładając aromatycznie pachnące torby na stół – W Antresoli trwa jakieś wydarzenie. Zjechała się masa tych nadętych bufonów i mało kto jest w stanie pilnować całego towaru, jakiego tam nasprowadzali. A, mają sporo ciekawych materiałów, które mogłyby cię zainteresować, Ekko. Znowu coś konstruujesz, więc tym bardziej radziłabym ci się przyjrzeć – skinęła głową w kierunku szklanej maszyny.

– Mają kable, druty, śrubki, ale pomijając te wątpliwe rarytasy, jest tam także sporo specyfików mocno jadących magią– wyliczał Vincent na palcach. – Co prawda zwracaliśmy uwagę głównie na żarcie, ale błysnęło mi kilka przedmiotów, których wartość dostrzeże nawet taki laik jak ja. Jeśli chcesz, możesz dołączyć do reszty i coś tam zgarnąć, sporo naszych wciąż tam się kręci.

– Może byłyby tam… – Ekko zmarszczył brwi w wyrazie powątpiewania. Czy to możliwe, aby jego problem nagle tak po prostu sam się rozwiązał? – Nieważne. Warto rzucić okiem, dzięki za informacje. A co z resztą ekipy? Kiedy zamierzają wrócić?

– Nic im nie będzie, są zaprawieni w boju – zapewnił go Alex. Wyciągnął ze swojego pakunku dwa pączki z pudrem. Jeden z nich podał Ajunie, który wyglądał jakby otrzymał własnie gwiazdkę z nieba, a w drugi samemu się wgryzł. Ekko spojrzał na niego z zazdrością, a jego żołądek zwinął się w supeł. Nie uszło to uwadze Sue.

– Ekko, kiedy ostatnio jadłeś? – w jej głosie pobrzmiewała troska.

– Znając jego, gdy wpadnie w ten swój naukowy szał, zdecydowanie zbyt dawno temu – Vincent zaśmiał się i rzucił w głodnego kolegę maślanym rogalikiem. – Jedz z tego wszystko i niech będzie uzdrowiona dusza twoja. A przy okazji żołądek, bo marsz, jaki potrafią wygrywać twoje kiszki, zdecydowanie nie mieści się w moim guście muzycznym.

Ekko wybąkał jakieś podziękowania, pomiędzy wciskaniem w siebie kolejnych kęsów pieczywa. Ulga, jakiej teraz doznawał, nie mogła równać się z żadną inną. No, może tą, która by nadeszła, gdyby rzeczywiście okazało się, że w Antresoli znajdzie kryształy hextech…

– Nie spał też jakąś dobę – bezwstydnie nakablowała na niego Ajuna, pochłaniając swojego pączka. Ciemnoskóry nastolatek obrzucił go wściekłym spojrzeniem, widząc, jak twarze jego przyjaciół powoli się nachmurzają. Ten posłał mu jedynie uśmiech, mówiący: “jeszcze mi podziękujesz”.

– Ekko… – Sue westchnęła z niesmakiem. – Miałeś o siebie dbać, idioto. Mogę chociaż wiedzieć, jakiż to wynalazek zajął twój umysł na tyle, że znów zapomniałeś o istnieniu podstawowych potrzeb człowieka? 

– On chce… 

– Nie – wtrącił Ekko, zanim Ajuna zdołał dokończyć zdanie. – Wybaczcie, ale mam pewne obawy, że to się nie uda. A wtedy będzie mi głupio, że zawiodłem wasze oczekiwania.

– Wygląda, jak jakiś pojemnik – Alex z ciekawością przyglądał się wynalazkowi porzuconemu obok kanapy. – Niech zgadnę, w środku będzie radioaktywna plazma, którą będzie można wyrzucać na zewnątrz i utworzy się z tego taki mini Zac?

Ekko i Ajuna roześmiali się w dokładnie tym samym momencie.

– Twoja wyobraźnia nie zna granic – przyznał pierwszy z nich. – Ale niestety, twój pomysł daleki jest od prawdy. Niemniej, wezmę taki koncept w przyszłości pod uwagę.

– Zac będzie zachwycony nowym kolegą – zarechotał Vincent.

Rozmowa zmierzała w zdecydowanie ciekawym kierunku, ale jej kontynuowanie przerwało kolejne pukanie do żelaznych drzwi. Nie, nazwać to pukaniem byłoby eufemizmem. To było walenie, łomotanie tak agresywne, że na krótką chwilę Ekko zestresował się, czy nie odnalazł ich przypadkiem poprzedni właściciel tego miejsca. To mogłoby skończyć się dla nich gorzej niż źle.

– Ocho, tak wyżywać się na biednym przedmiocie martwym może tylko jedna osoba – Sue uśmiechnęła się lekko.

Ajuna, z miną cierpiętnika, ruszył do wejścia. Domyślił się już, kto wrócił, a persona ta zawsze trochę działała mu na nerwy. Bez niej było tak cicho…

Uszu Ekko dobiegło hasło, wypowiedziane twardym, ostrym tonem, nie znoszącym sprzeciwu. Następnie usłyszał skrzypienie zawiasów, a już po chwili przed zgromadzonymi stanęła młoda dziewczyna o zarozumiałym uśmieszku plączącym się w kącikach ust. Silnymi dłońmi, odrapanymi nieco od częstego argumentowania swojego stanowiska przemocą, odrzuciła z twarzy grzywkę pofarbowanych na różowo włosów. W jej niebieskich oczach błysnęło zaskoczenie wymieszane z radością, gdy jej wzrok napotkał młodego geniusza dojadającego swojego rogalika.

– Wyszedłeś w końcu z jaskini? A to niespodzianka – rzuciła, niedbale odkładając swoją część łupów obok innych.

– Cześć, Vi – mruknął Ekko.

Chciał rzucić jakieś bardziej entuzjastyczne powitanie, ale ta dziewczyna… Jej obecność zawsze sprawiała, że cała jego pewność siebie ulatniała się w ciągu sekundy. Wiedział, że inni mają przy niej podobne odczucia, ale w jego przypadku było to troszkę bardziej… nadzwyczajne. Cholera, po prostu fascynowała go w jakiś dziwny sposób, na który nie mógł nic poradzić. Mimo tego, wciąż starał się samego siebie przekonać, że nie ma czasu na takie durne uczucia.

Vi była starsza od niego o jakieś trzy lata. Wszyscy znali jej prawdziwe imię, ale każdy wolał się do niej zwracać po jej numerku, który brzmiał właściwie całkiem ładnie wypowiadany w formie pseudonimu. Sam Ekko czułby się głupio, będąc nazywany “XII”, tak samo jak Sue i Vincent nie chcieliby, aby zwracano się do nich per “XIV” i “XV”, i tak dalej. Tymi rzymskimi cyframi posługiwali się będąc na samozwańczych misjach, aby niepotrzebnie nie zdradzać swojej tożsamości losowym ludziom.

Dziewczyna w skupieniu zaczęła przyglądać się swoim dłoniom. 

– Bolą jak cholera – prychnęła, potrząsając jedną z nich. – Na drodze stanął mi jakiś typek w czarnym stroju, myśląc, że mnie powstrzyma. Dobre sobie, obiłam mu mordę tak, że przez najbliższy tydzień raczej będzie omijał wszelkie lustra. 

– Powinnaś chodzić z jakimś towarzyszem. Tak byłoby bezpieczniej, nie zawsze ci się uda – usiłował ją przekonać Alex, z przerażeniem przyglądając się czerwonym od krwi paznokciom koleżanki. Bliźniacy zgodnie mu przytaknęli, a Ekko posmutniał nieco, wiedząc, że Vi i tak nie da przemówić sobie do rozumu. Miał rację.

– Działam solo, złotko – przypomniała mu tonem, jakim mówi się do imbecyla. – Zbędny balast będzie tylko mi przeszkadzał.

Alex zbył tę odpowiedź wzruszeniem ramion. Nie jego interes, jeśli chce tak bezmyślnie się narażać. 

– Ej, Ekko – zwróciła się do nastolatka Vi, na co ten drgnął lekko. – Mówili ci już, że masz tam skarbnicę materiałów?

– Owszem – potwierdził.

– Chcesz się tam teraz wybrać? Jestem jeszcze w pełni sił, służę eskortą.

– Ale on jest zmęczony – prychnął Ajuna, rzucając jej niechętne spojrzenie. – Daj mu odpocząć. Poza tym, mówiłaś że działasz w pojedynkę zaledwie przed chwilą.

– Mogę działać w duecie, jeśli o naszym szefuńciu mowa. Silne ciało, bystry umysł, dobrze się uzupełnimy, czy jakoś tak – przewróciła oczyma. – No chodź, Ekko. Będziemy mieli teraz idealną porę, bo tłumy będą największe od rana. Wszyscy pchają się, aby być pierwsi. Załatwimy to szybciutko i spadamy, a ty będziesz mógł dalej dłubać śrubokrętem w tych swoich maszynkach.

– Myślę, że powinieneś odpocząć – Sue położyła mu rękę na ramieniu, a Vincent przytaknął bliźniaczce. 

– No weź, nie bądź miękką frytą – kusiła go Vi.

– Pójdę – zadecydował Ekko, niemalże bez wahania. – Wybaczcie, doceniam troskę, ale chyba nie będę mógł zasnąć, dopóki nie rozwiążę jakoś tego problemu. Z tego co mówiliście, to łatwa robota, więc to nie potrwa długo. Jak wrócę, porządnie się wyśpię.

– Rób co chcesz – ubiegł innych Alex, zapobiegając protestom przyjaciół. – Myślę, że każdy z tu zgromadzonych wie, że twój upór potrafi dorównać niezdrowej brawurze Vi.

– Zasugerowałeś właśnie, że jestem idiotką? – wspomniana dziewczyna skrzywiła się nieco.

– Interpretacja dowolna. Bawcie się dobrze.

Ekko zmierzył szybkim spojrzeniem niezadowolone twarze innych. Wiedział, co sobie myślą – jak zwykle największą uwagę poświęca Vi. Cóż, bardzo ją lubił i wiedział, że może jej ufać. Mógłby jej powierzyć własne życie. Nie faworyzował jej, po prostu lubił spędzać czas w szczególności z nią. W dodatku lepszego towarzysza na rabunek w Antresoli wymarzyć sobie nie mógł. Był pewien, że wszystko pójdzie jak z płatka. 

Gdy ponownie zawieszał swój wynalazek na ramieniu, żegnając się przy tym z innymi i zapewniając Ajunę, że nic mu się nie stanie i wkrótce wróci, nie wiedział jeszcze, że jego przypuszczenia nie do końca mają się sprawdzić. Z uśmiechem na ustach, pobiegł za Vi po dachach domów w kierunku bogatszej części Zaun.

Autor crucia
Opublikowano
Odsłon 952
0

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz