– Coś długo im schodzi.

– Daj spokój, nie ma ich dopiero drugą godzinę – Ajuna w skupieniu przestawił swą figurkę króla. – Przecież poszli tam prawie wszyscy, nic im się nie stanie. Teraz twoja kolej.

Ekko westchnął, odrywając wzrok od wahadła niewielkiego zegara naściennego. Znaleźli go dawno temu, porzuconego obok jakiegoś śmietnika. Ktoś, kto się go pozbył musiał się pomylić lub być zwyczajnym idiotą. Drewniana ramka przyozdobiona złotymi ornamentami, po odpowiedniej dawce lakieru, prezentowała się przepięknie, a zdobiąca górę figurka feniksa dodawała zegarowi majestatyczności. Był to chyba najpiękniejszy bibelot jaki posiadali wśród swoich ulicznych zdobyczy, składających się głównie z na wpół zardzewiałych narzędzi i kupy względnie użytecznego złomu.

Ciemnoskóry chłopak zastanowił się chwilę, przenikliwie przyglądając się każdej figurce stojącej jeszcze na szachownicy. Na jego twarzy pojawił się cień satysfakcji, co Ajuna skomentował zirytowanym prychnięciem. Widział ten błysk w oczach przyjaciela zbyt często, by nie wiedzieć co on oznacza.

– Szach – Ekko przestawił białego gońca – i mat.

– Nie wierzę – młodszy z chłopców z rezygnacją opadł ciężko na oparcie niewygodnego krzesła, bezwiednie zaciskając pięści. – Już miałem ułożony perfekcyjny plan! Było tak blisko!

– Myślisz zbyt długofalowo – mruknął Ekko zgarniając figurki do woreczka. – Powinieneś skupić się na tym, co na planszy dzieje się w tej chwili. Przeciwnik nie zawsze będzie chciał wykonywać ruchy, jakie dla niego przewidziałeś.

– Ucz mnie mistrzu – westchnął Ajuna i rzucił tęskne spojrzenie w kierunku maszyny, którą jego przyjaciel przyniósł tu ze sobą. – Czyli nie powiesz mi, do czego to służy?

Ekko odłożył figurki na miejsce i również pozwolił swoim plecom opaść swobodnie na oparcie krzesła. Dopiero teraz poczuł, jaki był zmęczony po równie długim wysiłku umysłowym. Nie dość, że pracował nad szaleńczym zdawałoby się projektem, nie jadł, to jeszcze zamiast odpoczywać ucinał sobie rundkę w szachy. Pogładził ubraną w skórzaną rękawiczkę dłonią szklaną maszynę, przyglądając się badawczo siedmioletniemu chłopcu. Rzucił okiem na drugi koniec wielkiego pomieszczenia, będącego niegdyś jakimś opuszczonym magazynem, a dziś domem dla kilkunastu zauńskich sierot. Znajdowała się tam trochę odrapana kanapa, która kusiła go nieco odbarwionym, lecz wciąż miękkim materacem.

– Dzielnie walczyłeś – uśmiechnął się – więc zastanowię się, o ile dasz mi się chwilę zdrzemnąć i obudzisz w razie ich powrotu.

– Och – Ajuna klepnął się dłonią w czoło, jak gdyby właśnie uświadomił sobie swój idiotyzm. – Musisz być koszmarnie zmęczony, a ja cię zmuszam do siedzenia tu ze mną. Przepraszam, jasne, że to zrobię!

– Nie martw się, spędziłem ten czas z przyjemnością. Po prostu dopiero teraz… – przerwał i ziewnął przeciągle, z mocą, jaka nagromadziła się przez te dwadzieścia godzin, od których był na nogach. – Dopiero teraz… Tak mnie zmuliło…

– Chodź.

Już po chwili, zadowolony Ekko przykrywał się szczelniej wyświechtanym kocem, korzystając z błogiej chwili odpoczynku. Niestety, zaledwie po kilku minutach uświadomił sobie, że jego umysł wciąż intensywnie pracuje, usiłując odnaleźć jakieś rozwiązanie problemu, który zatrzymał jego pracę. Po jego głowie kołatało się mnóstwo pomysłów do rozważenia. Jeśli ich nie zapisze, wszystkie mogą przepaść, a wraz z nimi szansa na stworzenie czegoś naprawdę niezwykłego… Przeciągnął się i w mgnieniu oka wyciągnął z kieszeni notatnik, który intensywnie zaczął zapełniać starannym pismem. Koc zsunął się na ziemię, ale nie zwrócił na to uwagi. Szelest przykuł jednak zainteresowanie Ajuny, a gdy ten zobaczył co wyprawia Ekko, pokręcił głową z niedowierzaniem i odłożył książkę na temat urządzeń mechanicznych, którą studiował już od kilku dni.

– To była najszybsza drzemka, jaką u ciebie dotąd zaobserwowałem.

– Nie dam rady zasnąć. Nie, dopóki wciąż dręczy mnie ta cholerna maszyna…

– O co chodzi? Może mógłbym jakoś pomóc…?

– Nie sądzę. To zaawansowana technologia i potrzebuję do niej tych nieszczęsnych kryształów hextech, o których zdobyciu mogę sobie co najwyżej pomarzyć. Muszę je czymś zastąpić, ale z tego co wiem nie ma nic równie wytrzymałego… Chyba, że w całości użyłbym magii, ale skąd ja wezmę magię w tym siedlisku jajogłowych.

Zauważył milczenie Ajuny i z roztargnieniem uniósł wzrok znad swoich notatek. Ku jego zgrozie, chłopiec wyciągał właśnie rękę w kierunku jego porzuconego obok kanapy wynalazku.

– Nie dotykaj! – Ekko wstał tak szybko jak tylko był w stanie, powstrzymał jego dłoń i samemu sięgnął po swoje dzieło– Jeszcze nie jest dopracowany i cholernie kapryśny. Rdzeń się przegrzewa, powodując przepalenie obwodów oraz rezystora. Muszę ustabilizować częstotliwość jednostek czasoprzestrzennych poprzez redukcję pulsacyjną elektronów, ale potrzebuję do tego silnego stabilizatora, o którym właśnie…

Przerwał, gdy zobaczył jak chłopiec łapie się za głowę i kręci nią w błagalnym geście. Co prawda z satysfakcją stwierdził, że zrozumiał aż połowę z wywodu Ekko, jednak wciąż cały ten wykład przegrzewał mu neurony.

– Dobrze, dobrze nie tknę tego nawet kijem – zapewnił go. -Jestem tylko ciekaw do czego to coś może służyć, oszczędź mi tej naukowej paplaniny, albo zaraz łeb mi wybuch…

– Dobrze, a więc powiem ci. Chcę móc cofać czas.

Ajunie opadła szczęka, a w jego oczach pojawiły się iskierki niedowierzania. Ekko parsknął, widząc zmieszanie na jego twarzy, którego się zresztą spodziewał.

– Normalnie myślałbym, że to żart – wyznał chłopiec – Ale po tym jak zrobiłeś te granaty zatrzymujące przestrzeń w bezruchu, myślę tylko, że jesteś szalony. Może i mądry, ale szalony. Mówisz serio? Jak to niby ma działać?

– To są jak najbardziej realne plany. A na zrozumienie obliczeń i zagadek, jakie musiałem przy tym rozwikłać, jesteś jeszcze odrobinkę za młody. Nauczę cię w swoim czasie.

– Cholera… Jakie ty masz IQ?

– Nie wiem. Możliwe, że trochę ponadprzeciętne – młody geniusz wzruszył skromnie ramionami. Obrócił swą niedoszłą machinę czasu w dłoniach, szukając jakiejś ewentualnej niedoskonałości, którą także musiał się zająć.

– Zdajesz sobie sprawę, że jak na czternaście lat, to trochę nienormalne?

– A ty, że jak na siedmiolatka z Zaun trochę za bardzo się dziwisz? – wymruczał Ekko, wkręcając delikatnie jakąś śrubkę, która trochę za mocno się poluzowała. Już dawno nauczył się, że tak drobny szczegół może wywołać olbrzymią katastrofę.

– Ty go dotykasz – zauważył Ajuna, ignorując przytyk.

– Ja jestem jego ojcem. Ojcowie mają prawo dotykać swoich tworów kiedy mają na to ochotę.

– To zabrzmiało dwuznacznie.

– No, no, jak na siedem lat masz przedziwne skojarzenia – Ekko skrzywił się i pogroził mu palcem. – Kto cię tego nauczył? Muszę sprać mu skórę.

– Zaun – Ajuna wyraźnie posmutniał. – Tata tej nowej, Millie, źle ją traktował zanim spił się na tyle, by zadziałać mogła selekcja naturalna. Tak więc… Coś cię uprzedziło.

Zapadła grobowa cisza, w trakcie której Ekko wyrzucał sobie w głowie swój idiotyzm i niezwykle słabo opanowaną umiejętność trzymania języka za zębami. Zacisnął pięści w przypływie gniewu. Czuł się w tym miejscu i z tymi ludźmi tak dobrze, że czasem zapominał, że ich życia nigdy nie były i nie będą usłane różami. Ulice Zaun nie były litościwe dla swoich wychowanków.

– Wiesz… – chłopiec usiadł obok niego i objął kolana rękoma. – To nawet dobrze, że będziesz studiował w Piltover. Tu twój talent mógłby się na nas zmarnować, a tam… Będzie tam znacznie więcej możliwości i…

– NIGDY nie wyjadę do tych przeklętych, samolubnych pilciuchów, a już na pewno nie podzielę się z nimi moją wiedzą – powiedział to trochę zbyt agresywniejszym tonem niż chciał, ale zreflektował się w ułamku sekundy. – Możesz mi wierzyć. Nie zamierzam was tu zostawiać, jeszcze Toby by tu kogoś otruł swym zapachem, bo nikt nie przypominałby mu o kąpieli. Albo Zula zabiłaby go, oczywiście kompletnie przypadkowo, ćwicząc to swoje rzucanie nożami…

Ajuna wyszczerzył zęby w uśmiechu, wspominając ten trzynastoletni, nienawidzący się duet. Właśnie w tej chwili gdzieś tam jednak razem współpracowali, aby zdobyć jedzenie dla nich wszystkich…

– Taa, chyba nigdy nie znajdziemy bardziej awanturniczej dwójki.

– Nigdy.

Ekko wzmocnił swoje słowa zamykając chłopca w serdecznym uścisku. Ajuna drgnął zaskoczony, ale nie zaprotestował. Rzadko kiedy był przytulany, tak jak każdy pozbawiony rodzicielskiej miłości dzieciak. Tak ciepły gest wiele dla niego znaczył i Ekko dobrze o tym wiedział. Zwłaszcza, że niemalże dzielił z nim ten los.  

Trwali tak przez kilka sekund, aż na nogi nie poderwało ich nagłe walenie do metalowych drzwi oraz okrzyki i śmiechy, które się zza nich rozległy. Najwyraźniej pogoń za jedzeniem powoli dobiegała końca. Ku uldze Ekko, który naprawdę poważnie się już o nich obawiał. Spojrzał na zegar. Dochodziła piąta rano.

– Otworzę!

– Leć, młody.

Podążył wzrokiem za zaaferowanym Ajuną, pędzącym szybko do wejścia. Tak bardzo przypominał mu jego samego, kiedy był młodszy. Ciekawy świata, energiczny, mądry, chłonący wiedzę hektolitrami…

I cholernie samotny.

 

Autor crucia
Opublikowano
Odsłon 939
2

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz