Sachiko czy Sayuri? – Rozdział 14

          Głębiej zaczerpnęła powietrza i uśmiechnęła się pod nosem. W Liściu było zupełnie inaczej niż w Sunie. Gdyby chciała spędzić czas na zewnątrz nocą, musiałaby zaopatrzyć się w porządny koc albo odpowiedni płaszcz, a tu?
          Mogła być ubrana w normalną koszulkę i spodnie, a i tak nie czuła przenikliwego zimna. Może było trochę chłodniej niż w dzień, ale nijak miało się to do gwałtownych spadków temperatury w Sunie.
          Siedziała na balkonie w apartamencie, który Konoha im udostępniła i próbowała zmusić się do snu, popijając sake. Przez ponad godzinę wierciła się w łóżku, ale to nic nie dawało. Miała nadzieję, że świeże powietrze zrobi swoje.
          Tyle cholernych myśli huczało jej w głowie, że odnosiła wrażenie, jakby wewnątrz jakieś trybiki wręcz warczały. Temari już więcej nie będzie. Zostanie z przeklętym Narą. Kankurō całkiem stoczy się na dno i do domu będzie wracał tylko się najeść. Gaara zniknie z jej życia, bo mieszkanie w posiadłości będzie łatwiejsze. A Kira i Yuriko… Yuriko.
          Westchnęła cicho i nie pozwoliła na to, żeby kolejny wieczór spędzić na rozmyślaniu o osobie, dzięki której jej dzieciństwo było piękne. Może nie idealne, ale nie pamiętała złych momentów. Co innego…
          Cholera! Trzeba przestać! Starała się zignorować fakt, że kiedyś wszystkie nieprzyjemne myśli, emocje powrócą, bo nie miała pojęcia, jak zdoła je okiełznać. To zmartwienie na później.
          Odwróciła wzrok od panoramy Konohy i sięgnęła po buteleczkę, żeby znowu…
          Wydała zduszony okrzyk. Zamknęła oczy i w duchu uspokajała się, żeby nie wydrzeć się na Gaarę. Na pewno nie wypadało podnosić głosu na kazekage, a co dopiero w obcej wiosce.
          Kiedy adrenalina nieco opadła i serce nie waliło, jakby chciało uciec z piersi, otworzyła oczy. Gaara siedział na krześle po drugiej stronie małego stolika, na którym ułożyła buteleczki i czarkę. W ręku trzymał kieliszek i z nikłym uśmiechem obserwował jej reakcję.
          — Przeklęci shinobi… — mruknęła pod nosem. Niezbyt zadowolona nalała i jemu.
          — Dobry wieczór — odparł spokojnym tonem i odebrał od niej kieliszek.
          — Dla kogo dobry, dla tego dobry. Nie masz nic innego do roboty, tylko straszyć mnie? Cały dzień zbijałeś bąki i…
          — Sayuri, mi raczej nie wypada uczestniczyć w przygotowaniach.
          Znowu musiał jej to zrobić. Znowu czuła wykwitające na twarzy rumieńce. Oczywiście, że miał rację. Jej narzekania z prawdziwymi wyrzutami miały niewiele wspólnego, ale on nigdy nie pozwalał na to, żeby wyrzuciła z siebie wszystkie żale, tylko pacyfikował w wyjątkowo trafny sposób.
          — Korona by księciu spadła — wymamrotała, podejmując ostatnią próbę bycia złośliwą.
— Nie spadłaby, ale prestiż Suny raczej tak. — Napił się z kieliszka. — Wyobrażasz sobie kage, którego siostra opieprza za niedoskonale zawiązaną kokardkę na dekoracji?
          Walczyła ze sobą, ale w końcu wybuchła śmiechem. Wygodniej umościła się na fotelu i próbowała opanować wesołość. Bogowie… dawno nie była tak odprężona
          — Tęsknię za tym. — Westchnęła cicho i dostrzegła jego zdumioną minę. — Od ponad roku tak rzadko bywasz w domu, że tylko przypadkiem na siebie wpadamy. Nawet przed i po wojnie częściej cię widywałam.
          Gaara mocniej chwycił kieliszek i odwrócił wzrok.
          — Próbuję zrobić coś z radą.
          Sayuri przewróciła oczami i zacmokała zniecierpliwiona.
          — Kłamiesz. — Wzruszyła ramionami, kiedy spojrzał z powrotem na nią. — Nie mówię, że masz mi się zwierzyć z powodów, ale nie kłam chociaż.
          — Dlaczego uważasz, że kłamię?
          — Po pierwsze — co to w ogóle znaczy coś? Nawet dziecko wiedziałoby, że tylko mnie zbywasz. Po drugie — rada ma ciche poparcie Lorda i to z nimi uzgadnia wszystkie sprawy. Gdyby nie to już dawno zrobiłbyś coś. Może się mylę?
          — Właściwie nie.
          — To jeżeli nie chcesz albo nie możesz powiedzieć mi prawdy, to przynajmniej nie kłam.
          — Jak sobie życzysz.
          Zachichotała cicho. Chociaż nie dodał: księżniczko, samo parodiowanie tonu Kankurō zrobiło swoje. Jeszcze wygodniej ułożyła się na fotelu i spojrzała na widok rozpościerający się z balkonu.
          — Dlaczego nie śpisz?
          Spojrzała z powrotem na niego. Nie zgrywał się, więc patrzyła na niego wymownie. Dopiero po chwili musiało dotrzeć do niego, co oznaczała ta cisza.
          — Nie potrzebuję tyle snu, co ludzie.
          — Błagam, Gaara, nie wylatuj mi znowu z czymś takim. — Prychnęła. — Ja nadal mam wrażenie, że stroicie sobie ze mnie żarty z tymi wszystkimi zdolnościami, jakimiś demonami i innymi lalkami. No co? — Spojrzała na niego spod byka, kiedy zaczął krztusić się pitą sake. — Dla ciebie to brzmi wiarygodnie? Temari opisywała mi Shukaku i ponoć był ogromny. Jakim cudem miałeś go w sobie?
Gaara odłożył kieliszek na stoliku i ukrył twarz w dłoniach.
          Przewróciła oczami i czekała aż się opanuje. Cała trójka zawsze tak reagowała na jej komentarze, ale żadne z nich nie mogło łaskawie wyjaśnić wszystkiego jasno, żeby mogła zrozumieć ich świat. Po co? Lepiej się nabijać…
          — To może powiem w ten sposób — nie chce mi się spać. To łatwiej zaakceptujesz?
          — Łatwiej… — Westchnęła cicho i znowu polała sake. — A wytłumaczyć to nie ma komu… Naprawdę się z tym nie zgrywacie?
          — Zapewniam, że byłem jinchūriki… — Dostrzegłszy jej minę, poprawił się: — Byłem nosicielem Shukaku.
          — Ale przecież to fizycznie niemożliwe!
          Gaara patrzył na nią równie uważnie, co ona przed chwilą na niego. W końcu z nikłym uśmiechem uniósł wzrok ku niebu, kręcąc głową i znowu spojrzał na nią.
          — Najprościej mógłbym to wytłumaczyć tak, że to jego chakra… energia! — dodał szybko, kiedy zauważył, że już otwierała usta — była we mnie zapieczętowana.
          — I co? Jakaś energia miała świadomość? To tak, jakbyś przekonywał mnie, że prąd ma osobowość i w każdej chwili może rzucić się na mnie.
          — Poddaję się. — Gaara chwycił kieliszek i szybko przechylił. — Najwidoczniej nie jestem w stanie tego wytłumaczyć, ale zapewniam, że prąd cię nie zaatakuje.
          — Dobre i tyle… A lalki Kankurō naprawdę kiedyś żyły?
          — Skoro on nie dał rady ci tego wytłumaczyć, obawiam się, że ja mam jeszcze mniejszą wiedzę.
          — I tyle z was pożytku…
          Sayuri ułożyła się bokiem na fotelu, żeby nie musieć co chwilę skręcać głowy, by patrzeć na Gaarę. Podczas tej krótkiej wymiany zdań odniosła wrażenie, że i on był bardziej rozluźniony niż przez ostatnie tygodnie.
          — To nie dotykając sprawy Shukaku, chakry i innych trudnych rzeczy… Nie możesz, czy nie lubisz spać?
          — Dlaczego akurat teraz zadajesz mi to pytanie? — I on zmienił trochę pozycję. Łokciem utrzymywał ciężar ciała na oparciu fotela i skierował się ku niej. — Tyle lat mogłaś mi je zadać.
          — Bo nigdy o tym nie pomyślałam. W Sunie w nocy spałam, a dzisiaj jakoś samo się nasunęło.
          — Mogę spać, ale mam wrażenie, że nagle czas mi się skrócił. — Potarł skronie dłońmi. — To dość kołujące, że nagle doba nie ma dwudziestu czterech godzin, tylko szesnaście, siedemnaście. Czasami nie mogę się zmusić, żeby zasnąć… A ty?
          Odwróciła wzrok.
          — Wydusiłaś ze mnie zeznania i nie chcesz się przyznać?
          — Skoro dobrze wiesz, to co ci da, że powiem to na głos? — Chwyciła pełną czarkę. — Jeżeli sprawi ci to przyjemność — proszę bardzo. — Wypiła sake. — Będę cholernie tęsknić za Temari.
          Gaara przypatrywał się jej. Już otwierał usta, ale ostatecznie nic nie powiedział.
          Odetchnęła z ulgą. Kankurō najczęściej robił jej przesłuchania i nie dawał sobie przepowiedzieć, że niektóre sprawy nie powinny być do końca wypowiedziane. Gaara równie często co brat widział, że coś się z nią działo, ale nie naciskał. Tym razem też była pewna, że wywnioskował coś więcej niż przekaz płynący z jej słów.
          Zanim zdążył się namyślić i być może zmienić zdanie, postanowiła zaskoczyć go pytaniem.
          — Dlaczego od długiego czasu jesteś tak złośliwy?
          — Złośliwy?
          — Może nie złośliwy… — Zawahała się. — Nie wiem, jak to opisać, ale nie jest już tak, jak było kiedyś. Inaczej rozmawiasz ze mną… właściwie w ogóle… a jak już, to krótko. Dawniej tak nie było. Co się zmieniło?
          Oj, chyba trafiła z zarzutami — Gaara spiął się. Porzucił poprzednią, swobodną pozycję i Sayuri była przekonana, że gdyby nie było to absurdalne, właśnie skrzyżowałby ręce na piersi, znowu zamykając się na interakcję.
          — Może wcześniej za bardzo sobie pozwalałem?
          Przekrzywiła głowę i zmarszczyła brwi. Nie powinna była pić sake, kiedy chciała na poważnie rozmawiać z jakimkolwiek shinobi. Nie miała pojęcia, czy mieli inny metabolizm, czy ona była wyjątkowo mało odporna na alkohol, ale to zdecydowanie przeszkadzało.
          — Ale na co sobie pozwalałeś? Pamiętam, że wcześniej nie było po prostu tego dystansu, co ostatnio.
          Gaara tym razem nie odwrócił wzroku. Długą chwilę milczał, aż w końcu uśmiechnął się pod nosem i powiedział:
          — Odpowiem, ale jeśli ty odpowiesz na jedno pytanie tak wyczerpująco, jak mnie do tego zmuszasz.
          Nie mogła zebrać się do wzięcia stanowiska. Bardzo chciała poznać odpowiedź, co było przyczyną tego, że ich relacje się popsuły, ale to ostrzeżenie… Znała go zbyt dobrze. Musiał wiedzieć, że to pytanie będzie dla niej trudne i dał możliwość wycofania się.
          — Mam nadzieję, że nie będę żałować.
          — Sama zdecydowałaś. — Gaara chwycił kieliszek i nalał sake. Kiedy spojrzał na nią z powrotem, westchnął cicho. — Myślisz, że z iloma osobami normalnie rozmawiam?
          — Gdybym jeszcze wychodziła z domu i mogła zo…
          — W życiu z pięcioma, aktualnie z trzema.
          Znowu zmarszczyła brwi. Z całych sił próbowała zapanować nad coraz bardziej stępionym umysłem. Gaara musiał zrozumieć, z czym się zmagała, bo spojrzał na nią z politowaniem.
          — Zachłysnąłem się tymi możliwościami. Myślisz, że ile osób przed tobą podniosło na mnie głos? Skrytykowało wprost? Zmuszało do sprzątania? Prowokowało do śmiechu? Ignorowało… a wręcz nie wierzyło w moją historię i zbrodnie, które popełniłem? Mógłbym jeszcze trochę wymieniać. Po jakimś czasie Temari i Kankurō przełamali się, bo patrzyli na relacje między tobą a mną. Nie bali się już, bo widzieli, z jaką swobodą mnie traktujesz.
          Normalnie Sayuri powiedziałaby, że się zgrywał — bardzo lubił ją podpuszczać. Ale nie była na tyle pijana, żeby nie rozróżnić trudnego wyznania od żartu. Stłumiła ziewnięcie i słuchała dalej.
          — Ciężko opisać, jak wiele dla mnie znaczyła twoja postawa, a później i ich. Tylko…  na zbyt dużo sobie pozwoliłem i chyba łatwiejsze jest unikanie.
           — Czyli… Co? — Pokręciła głową. Nie dość, że była pijana, to jeszcze śpiąca. — Też ci odpowiem tak, żebyś nic nie zrozumiał.
          — Nie mogę się doczekać… To teraz twoja kolej.
          — Co to za pytanie?
          — Kilka dni przed wyjazdem znalazłem pewien przedmiot, który zaniosłem do twojego pokoju. Zaintrygował mnie.
          — Jakiś przedmiot cię zaintrygował… — Jęknęła. — Błagam, Gaara. Widzisz, że nie mam siły się domyślać.
          — Jak sobie życzysz. — Znowu sparodiował ton Kankurō. — To był twój szkicownik…
          Natychmiast się rozbudziła.
          — … w którym rysowałaś mnie tylko w określonych okolicznościach.
          Eufemizm ogromny, ale nie miała wątpliwości, o który szkicownik chodziło. Znowu wyczuła wkradający się na twarz rumieniec.
          Dopiero po chwili coś do niej dotarło.
          — On zawsze jest w moim pokoju — warknęła i obrzuciła go podejrzliwym spojrzeniem.
          — Wierz mi, ja, w przeciwieństwie do niektórych, nie mam w zwyczaju naruszać cudzej prywatności. Znalazłem go na komodzie w korytarzu.
          — Skoro trafił do mojego pokoju, to jednak naruszyłeś moją prywatność — odparowała.
          — Nie będę się sprzeczał. — Od dłuższego czasu Gaara wyraźnie walczył o zachowanie powagi, ale w końcu poległ. Parsknął śmiechem. — Myślałem, że wypierasz informacje o mojej przeszłości, a tu proszę… — Pokręcił głową. — Dlaczego to robisz? Dlaczego akurat to rysujesz?
          — Dlaczego nie oddałeś mi Kitsune-sama?!
          — Sayuri, teraz twoja kolej na odpowiedź.
          Miał rację…
          Była wdzięczna, że zadał to pytanie akurat nocą, kiedy światło padające z latarni nie było tak dobre jak to słoneczne i mogła wmawiać sobie, że nie widział jej twarzy wyraźnie. Nie chciała nawet myśleć jak bardzo zarumieniona mogła być.
          — Pamiętasz, jak wyglądał pierwszy rysunek? — wykrztusiła w końcu.
          — Chyba nie różnił się zbytnio od pozostałych.
          Już chciała opowiedzieć o swoich przyzwyczajeniach, zdradzić motywy i otworzyć się aż za bardzo, ale w ostatniej chwili powstrzymała się. Była pewna, że i on nie podzielił się z nią w pełni przemyśleniami na temat ich relacji.
          Uśmiechnęła się pod nosem.
          — To doskonała ambiwalencja przekazu. Piękno w obliczu okrucieństwa.
          Gaara, zgodnie z jej założeniami, został zaskoczony. Nie udało mu się dostatecznie szybko zapanować nad mimiką. Niestety: kiedy przemówił, udało mu się ukryć prawdziwe emocje.
          — Piękno w obliczu okrucieństwa… Możesz to jakoś rozwinąć?
          — Temari wmawiała mi, że mam się mieć na baczności przy tobie i nie ważyć na zbyt wiele, a ja widziałam cię jako najspokojniejszego z waszej trójki. Opowiadała mi twoją historię, a ja nie mogłam znaleźć choćby jednej podpowiedzi w twoim zachowaniu, że tak właśnie było. Chciałam to sobie jakoś zwizualizować, a kiedy to zrobiłam, doszłam do wniosku, że to groteskowe — ładny chłopak i te zbrodnie do siebie nie pasowały. Polubiłam tę ambiwalencję i ją rysowałam.
          Mogła być z siebie zadowolona. Nawet jeśli Gaara wyczuł, że nie była w pełni szczera, dał się podejść i wytrąciła go z równowagi.
          Może powinna wykorzystac tę chwilę słabości i zadać jeszcze jedno nurtujące ją pytanie? W sumie… lepszy moment mógł się już nie trafić w najbliższym czasie.
          — Dlaczego poszedłeś po Kitsune-sama?
          Gaara zbyt długo patrzył jej w oczy. Wyraźnie wahał się nad odpowiedzią, ale to nie złagodziło dziwnej atmosfery wiszącej w powietrzu. Po raz pierwszy, odkąd go poznała, czuła się niekomfortowo w jego pobliżu. Na szczęście chyba zauważył, że była zmieszana i porzucił tę dziwnie poważną minę.
          — Odpowiem, jeśli coś mi obiecasz.
          — Tym razem chcę wiedzieć co konkretnie, zanim się zdecyduję.
          — Dwie rzeczy. Po pierwsze — spróbujesz narysować mnie w trochę innych okolicznościach. Po drugie — pójdziesz prosto do łóżka, bo za chwilę zaśniesz przy tym stole.
          — Możesz być pewny, że pójdę prościutko do łózka. — Nalała sobie ostatnią czarkę sakę. — A drugiej rzeczy nie muszę obiecywać, bo już to robię… tylko w innym szkicowniku. — Dostrzegłszy jego minę, uśmiechnęła się tryumfalnie. — No… to dlaczego poszedłeś po pluszaka?
          — Wszystko zawaliło ci się w jednej chwili, a to była jedyna rzecz, o której wspomniałaś tego pierwszego dnia. Chyba chciałem ułatwić ci te wszystkie zmiany.
          Już wstawała, ale zamarła w połowie drogi i opadła z powrotem na fotel.
          — To dlaczego mi go nie oddałeś? Dlaczego w ogóle przejąłeś się mną?
          — Sayuri… — Gaara parsknął śmiechem. — Miałem odpowiedzieć na jedno pytanie i to zrobiłem… — Wstał. — Dobrej nocy.
          Przeklęci shinobi. Choćby chciała go zatrzymać i zmusić do odpowiedzi, nie miała na to szans.
Opublikowano
Kategorie Naruto
Odsłon 632
0

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz