Chory z Miłości 9

CZ. 9

Gdy tylko odzyskała świadomość, gwałtownie zerwała się z miejsca spoczynku i zeskoczyła z łóżka, po czym gruchnęła całym ciałem o podłogę, wydając z siebie zbolały jęk. 

Następnie, czując silne zawroty głowy, zwymiotowała na podłogę nie mając siły się z niej podnieść. 

– Nic ci nie jest? – Muskularne ramiona oplotły ją pod pachami łącząc się ze sobą na wysokości mostka. – Co to za reakcja? Czy to normalne? 

Mężczyzna w ocenie dziewczyny, wydawał się być zaniepokojony tym co zobaczył. Uniósł ją nad ziemią w obawie iż zwymiotuje ponownie. 

– Zdarza się. To wynik napięcia i stresu. Zapamiętała iż była w niebezpieczeństwie. Stąd ta reakcja. 

Livia nie mając sił na opór, dała się wziąć na ręce. Lecz dopiero gdy ponownie wylądowała na łóżku, mogła zobaczyć z kim ma tę nieprzyjemność. 

– Swindon? 

Nie zdolna do normalnej reakcji, przymknęła w zmęczeniu powieki, starając się pojąć, o co w tym wszystkim chodzi. 

– Wygląda na wyczerpaną. 

– I tak ma być, oczywiście do czasu aż substancja przestanie działać. Wtedy znów będzie sobą. 

Zmusiła się do otwarcia oczu, lecz nie rozpoznawała drugiego mężczyzny. 

– Co ja tu kurwa robię?! 

Warknęła zwilżając zeschnięte usta językiem. Głos miała chrypki, świszczący i strasznie chciało jej się pić. 

– Sam Pan widzi, wystarczy tylko trochę czasu. Nic jej nie będzie. 

Jon przypatrywał się Livi z uwagą, ignorując jej pytanie. 

– W takim razie… – Westchnął i ruszył w kierunku drzwi zapraszając go gestem. – Moi ludzie się Panem zajmą. 

Jonny znacząco spojrzał na mężczyznę, zaś ten w pełni go zrozumiał. 

– Jasne. Zadzwoń gdy znajdziesz chwilę. 

– Nie ma sprawy, odezwę się. 

Zapewnił Swindon, po czym pożegnał swego towarzysza i zamkną za nim drzwi. 

– Gdzie ja jestem? – Zapytała ściśniętym gardłem Livia. – Dlaczego ty tu jesteś? 

Lecz nie odpowiedział od razu, najpierw podszedł do łóżka i stanął w jego nogach, przypatrując się Livi z poważną miną.

– Jesteś tam, gdzie od dawna być powinnaś, a teraz odpocznij. 

Słysząc te słowa, przez chwilę wpatrywała się w ciemnowłosego bez żadnej widocznej reakcji. 

– Porwałeś mnie? – Zapytała w odruchu,  mimo iż nie widziała w tym sensownego wytłumaczenia. Dlaczego Jonny miałby ją porwać? Przecież pracują razem nad reklamą, poza tym ma męża i dziecko! 

Na co mu do cholery mężatka z dzieckiem?! – Nie to jakaś beznadzieja… 

Mamrotała pod nosem, mrugając przy tym żwawo. Alvins wysiliła się bowiem obficie aby przypomnieć sobie jakikolwiek szczegół sprzed utraty przytomności. Lecz niestety nic nie przychodziło jej do głowy. 

Jonny nabrał więcej powietrza w usta, po czym podszedł jeszcze bliżej. 

– Dokładnie bezsens, jesteś przecież w domu. 

W wyniku tych słów wybałuszyła na niego oczy i odruchowo rozejrzała się po pomieszczeniu. 

– Gdzie ja jestem? 

Zapytała nie poznając miejsca w którym się znajduje. Wnękowa szafa, okrągły żyrandol czy też duże lustro na wprost. Nic nie były jej znajome. 

Swindon usiadł zaś na skraju łóżka, i wyciągnął rękę w jej stronę.

– Spokojnie, porozmawiamy o wszystkim gdy tylko poczujesz się lepiej. – Jon zwinnym ruchem schował pasmo włosów za ucho Livi. Po czym uśmiechnął się lekko, ze spokojem cofnął dłoń. Pragnąc nacieszyć oczy jej widokiem. – Jeśli zaś czujesz się na tyle dobrze, możesz skorzystać z łazienki. W szafie znajdziesz ubrania i ręczniki, a na razie o nic proszę się nie martw.

Z wyczerpaniem Alvins zmusiła się do tego, aby usiąść na łóżku. Przyjemnie było jej słuchać Swindona, i najchętniej zastosowałaby się do jego rad. 

Jednakże, pamiętała mgłę w drodze do pracy. Docierało do niej, że coś się wtedy stało i musiała poznać przyczynę tego zdarzenia. Póki co bowiem, nie miała pojęcia kogo należy obwiniać i czy Swindon sobie na to zasłużył. 

– Dlaczego tu jestem? – Z dużym wysiłkiem spojrzała na Jona. – Co się ze mną dzieje? 

– Później. – Swindon objął ją ramieniem i docisnął do swojego boku. Wtem, poczuła ukłucie w ramię, od którego mocniej zakręciło jej się w głowie. – Wszystko w swoim czasie. 

Usłyszała jeszcze nim zapadła w sen, leżąc w ramionach znanego, lecz obcego jej mężczyzny. 

***

Wzdrygnęła się gwałtownie podskakując na miękkim materacu. Akcja serca  przyspieszyła znaczne, w chwili odzyskania świadomości. 

Ciało spięło się zaś i zesztywniało w wyniku nagłej paniki. Reagując na zapamiętane buźce, mimo iż było bezwładne od kilku ładnych godzin. 

Nim jednak otworzyła oczy, poczuła jak materiał poddaję się i ugina pod ciężarem jeszcze jednej osoby. Która wyraźnie się do niej przysunęła. 

Wstrzymała aż oddech, czując jak cudze palce gładzą okolice ust. 

Livia bez ostrzeżenia poderwała się do siadu. W głowie zahuczało jej zdrowo, więc chwyciła się za włosy opierając czoło o własne kolana. 

– Ostrożnie. – Funkną na nią Jon. – Bez takich podrywów co najmniej dobę, dobrze? 

– Co u licha…? 

Marszcząc brwi przeniosła na niego wzrok, lekko kierując się w jego stronę. Jednak na widok praktycznie nagiego Swindona, nie wliczając jego bielizny, cała krew odpłynęła z twarzy dziewczyny. 

– W zasadzie na razie nic. 

Swindon przybiera lekki ton. Oczy mu błyszczą, jest uważny, ostrożny. Budując tym samym dziwną atmosferę wokół.

Dziewczyna mimowolnie przesuwa po nim wzrok, rejestrując apetyczny widok dojrzałego mężczyzny. Jon nie był przesadnie rozbudowany w klatce piersiowej, ramionach i brzuchu. 

Lekko zarysowane mięśnie na niemal wolnej od włosia skórze, odznaczały się lekko w świetle palącej się lampki nocnej. 

Zaś przystojna twarz nabrała erotycznego wyrazu w jej oczach. 

Zignorowała jednak wszystko, potrząsając lekko głową. Miała bowiem wiele pytań i niepokojących myśli, które na tę chwilę rozbiegły się po zakamarkach jaźni. Teraz zaś, skupiła się na tym by do nich powrócić. 

– Panie Swindon… – zaczęła łapiąc głęboki oddech. – czy mógłby mi Pan pomóc? 

– Jon. Mówiłem już, mów mi Jon. – Swindon usiadł powoli, zbliżając się do niej. – Jak mógłbym Ci pomóc Livio? 

– Chcę wrócić do domu! 

Zawołała machinalnie, kładąc szczególny nacisk na słowie dom!

– Jesteś w domu. 

Oznajmił spokojnie. 

– Przestań pieprzyć! Dobrze wiem kim jestem, w domu czeka na mnie mąż i syn! Chcę jak najszybciej do nich wrócić! 

Ze zdenerwowania zsunęła się na skraj łóżka, aby wstać na nogi. Pomimo uczucia bezsilności, a bardziej bezwładu kończyn dolnych. Podjęła się ryzyka i jak najszybciej oddaliła się od Swindona. 

– Ależ wrócisz… – Jonny także wstał i ruszył w jej kierunku. – Tyle, że jeszcze nie teraz. 

– Nie podchodź. – Trafiając plecami na wysoki regał, ciężko się o niego wsparła, jednak wciąż nie spuszczała go z oczu. – Co się stało?

– Tylko bez nerwów. Nie jesteś jeszcze w formie, nie powinnaś się denerwować. 

Pomimo jej prośby, przystaną tuż obok, gotów aby w razie potrzeby służyć pomocą. 

–  Porwałeś mnie? – Jej pytanie przepadło w pomieszczeniu bez wyjaśnień, niczym kamień w wodę. Jonny uparcie milczał, podczas gdy ona cierpliwie wyczekiwała odpowiedzi. – Nie rozumiem… 

Wyszeptała w końcu, marszcząc czoło. 

I rzeczywiście nie mogła pojąć jak ktoś taki jak Swindon, mógłby porwać kobietę w związku i oderwać ją od życia rodzinnego. Od dziecka! 

Od zaledwie rocznego brzdąca który i tak dzielnie znosił rozłąkę z mamą na czas wielogodzinnej pracy! 

Dlaczego tak uparcie przeczyła sama sobie, wmawiając, że nie miałoby to żadnego sensu kiedy intuicja wyraźnie mówiła jej iż się nie myli. 

Alvins z trudem przełyka ślinę siląc się na spokój o który z każdą minutą było jej coraz trudniej. 

– Chodź. Wracajmy do łóżka. 

Swindon ujął lekko łokieć dziewczyny, ale omal go nim nie zdewastowała! 

Livia zamachnęła się tym co jej z sił pozostało, i wyrwała się z jego uścisku. 

– Wracajmy do łóżka? – powtórzyła wbijając w niego zdumione spojrzenie. – Do ŁÓŻKA?! 

– Nie przesadzaj, dobra? – Burknął na nią Jon. – Nic ci nie zrobiłem. 

– Od kiedy to śpimy razem?! – Warknęła, ale zaraz pociemniało jej w oczach, więc wzięła kilka głębszych wdechów. – Od kiedy śpimy razem w jednym łóżku panie Swindon! 

– Jon! – Warknął na nią z lekka poddenerwowany tą rozmową. – Jon do cholerny, a teraz się uspokój bo inaczej nigdy więcej ich nie zobaczysz! 

Strach z automatu chwycił ją za gardło, pozbawiając tchu. Kolana zatrzęsły się pod ciężarem ciała, uginając znacznie, a plecy zsunęły boleśnie po regale nim upadła tyłkiem na posadzkę

A jednak to prawda. I mimo iż to nieprawdopodobne… Jonny Swindon zaplanował jej porwanie. 

Zaplanował je jako mężczyzna któremu nigdy niczego nie brakowało. Miał przecież wszystko, miał każdą z wyjątkiem tej jednej mężatki z dzieckiem, która uparcie odmawiała mu romansu. 

Niczym innym mu nie zawiniła. 

– Przecież obiecałam, że zrobimy tę reklamę… – Jęknęła, powstrzymując łzy. – myśli Pan, że nie podołam?

Livia rozumiejąc coraz lepiej sytuację w której się znalazła, wciąż podświadomie starała się wszystkiemu zaprzeczyć. 

Nie dając wiary w powód swojego porwania. Wypierając się takiej możliwości, nie będąc w stanie pojąć tego, że ktoś dorosły a w dodatku przy zdrowych zmysłach. Skłonny jest posunąć się do takiego czynu. 

Jony zaś, przez moment nie wiedział co powiedzieć. Spojrzał na nią zdegustowany i westchnął głośno. 

Najwyraźniej była jeszcze w szoku, a on co było faktem, nie przećwiczył tego wcześniej. Nie miał zamiaru jednak łgać na jej temat. 

Przykucnął więc obok, mówiąc głębokim spokojnym już tonem. 

– Tu nie chodzi o pracę. Dla mnie od początku liczyłaś się tylko Ty. 

***

W poniedziałek rano wszedł do biura nie witając nawet swojej sekretarki. Z pochmurną miną spojrzał też na swojego partnera, a także zastępcę w postaci brata. Który już od jakiegoś czasu zajmował jego fotel za biurkiem, przerzucając na nim z zaangażowaniem papiery. 

Kiedy drzwi ustąpiły pod jego naciskiem, Rick nawet na niego nie spojrzał, mruknął coś w stylu “o jesteś” po czym wybił numer w telefonie i podniósł słuchawkę, nie odrywając oczu od świstka papieru trzymanego w dłoni.

Zapisał coś w notatniku, podkreślił w kalendarzu, a następnie rozsiadł się wygodnie w fotelu spoglądając na niego błękitnymi oczyma. 

Rick pomimo tego, że był od niego o cztery lata młodszy, czasem można było się co do tego pomylić. 

Pomimo różnicy wieku braci różniło ich bowiem wszystko, pomijając  parę zainteresowań oraz firmę którą odziedziczył a w której pracowali razem. Nie chodziło tu o kwestię wyglądu oraz o to, że mieli różne matki. 

Głównie na uwadze miało się ich doświadczenia. To co rzucało się ludziom w oczy, był fakt, że Rick miał rodzinę i dziecko w drodze co często się chwaliło w gronie rodziny, a także u przypadkowych nieznanych wpływowych osób. 

Natomiast Jonny, podchodził do tego tematu sceptycznie, więc pomimo iż nie miał problemu z kobietami, unikał tego typu zobowiązań. 

Gdy zaś Rick przybył do jego domu Jonny niewiele  zrozumiał, zdążył więc pokochać przyrodniego brata całym sercem. Nim dojrzał na tyle by sytuację zrozumieć. 

Niczego mu nie zazdrościł oraz chciał dla niego jak najlepiej, czasem wkurzało go tylko kiedy próbował udzielać mu rad. 

Bądź celowo odnosił się zaczepnie co do jego statusu singla, nazywając Jona przypadkowo, starym kawalerem. Mimo, że nie brzmiało to tak bezpośrednio, doskonale wiedział co w danej chwili  miał na myśli Rick. 

I ciągle się o to gniewał. 

– No co tam? Już stęskniłeś się za pracą? 

Odkładając słuchawkę na miejsce, zabrał się do układania, rozłożonych na biurku segregatorów, alfabetycznie. 

– Powiedzmy. W czymś ci pomóc? 

Jonny zdjął z siebie płaszcz, po czym zarzucił go na drewniany wieszak w kącie. 

– Nie, wszystko pod kontrolą. Sprawdzałeś dziś może giełdę? – Zapytał, podając mu gazetę, po czym niezwłocznie włączył swój telefon. – Jeśli sytuacja utrzyma się na tym poziomie, trzeba będzie szukać pieniędzy. 

– Spokojnie. Szykowałem się na to od dawna, poza tym sytuację poprawi też moja marka. 

– Żebyś się czasem nie przejechał. 

Prychnął Rick. 

– O co ci chodzi? – Jon usiadł w fotelu przeznaczonego dla gości. – Ciągle się o coś czepiasz zamiast pomóc, karmisz mną własne ego. 

– Dobrze wiesz co o tym myślę Jon. Ojciec także nie popierał twojego pomysłu. 

– Nie rozumiem z czym masz problem, skoro kupujemy i sprzedajemy samochody, możemy je też produkować. Zresztą, wszyscy zgodziliśmy się co do tego, że trzeba się rozwijać. 

– Owszem, ale nie o taki rozwój nam chodziło. 

– To dlaczego ja zostałem prezesem tegoż przedsięwzięcia, a ty moim zastępcą? 

Zirytowany gadaniną brata, Swindon posunął się trochę za daleko. Rick spojrzał na niego ze złością, po czym wstał z fotela, odkładając segregatory w jedno miejsce. 

– Ty się nigdy nie zmienisz. Szkoda strzępić języka. 

– Zapamiętaj to, co teraz powiedziałeś bracie.

Żachnął się Jon. 

– Myślisz, że mi nie zależy? 

Rick przystanął zaś Jonny odwrócił w jego stronę obrotowy fotel. 

– Tego nie powiedziałem, ale trzeba mieć jeszcze jaja, żeby coś zmienić. 

Gniewna zmarszczka zawitała na czole blondyna. Mężczyzna wykrzywił usta w grymasie zmieniając się nieco na swojej jasnej i lekko piegowatej twarzy. 

– A ja myślałem, że już z tego wyrosłeś. 

Następnie uśmiecha się mimo wszystko, kręcąc głową z niedowierzaniem. Odkąd pamiętał, Jony był zawsze odrobinę śmielszy nisz on. Lubił też rywalizować, kiedy byli młodsi, robili to nieustannie. 

Niespecjalnie godził się też z krytyką, i zawsze to on musiał mieć rację. 

Jon już otwierał usta, żeby po raz kolejny dopiec bratu, gdy rozległo się pukanie. 

– Wejdź Mire. – Zawołał swoją sekretarkę. – Pan Rick właśnie się zbiera. 

– Dzień dobry. – Do środka, wśliznęła się w podeszłym już wieku kobieta. – Chciałam tylko powiedzieć, że przyszedł pan Sterlet. 

– Świetnie, poproś go. Niech wejdzie. 

Jonny szybko wstał z fotela aby móc przywitać się z Dickiem. 

– Znów wynająłeś detektywa? 

Jedna z brwi Ricka powędrowała do góry, gdy ponownie spojrzał na brata. 

– Nie twoja sprawa Rick. 

– Czyżby? Kompletnie ci odbija. 

Skwitował, wymijając już Dicka w drzwiach. Swinon westchnął więc tylko, zapraszając Sterleta na fotel, który przed chwilą zajmował. 

– Kawy, herbaty a może dobry procent? 

Zaproponował obchodząc biurko aby zająć swoje miejsce za nim. 

– Dzięki, ale woda wystarczy. 

– Jasne. – Zawołał rozsiadając się na fotelu, po czym wcisnął przycisk łączący go z Mire. – Proszę wodę dla Pana Sterleta. 

– Oczywiście panie Swinon. 

Usłyszał w odpowiedzi, po czym odchrząknął a Dick zajął swoje miejsce naprzeciw niego. 

– Jakieś problemy? 

Dick uważnie zeskanował jego twarz, nim jeszcze się odezwał. 

– Nie. Rick lubi się szarogęsić, bywa, że nasze zdania się różnią. To wszystko. 

– Skoro pan tak mówi. Panie Swinon, proszę powiedzieć. Przemyślał Pan już wszystko? 

Jonny wymusił na sobie uśmiech, lecz zdołał ugryźć się w język gdy do biura weszła pani Mire, niosąc wodę dla Sterleta. 

– Tak. – Zaczął po wyjściu sekretarki. – Nie zmienię zdania, za stary na to jestem. 

Dick zaśmiał się krótko. 

– Cwany bym powiedział, ale stary. Litości, jest Pan jeszcze przed trzydziestką! 

– Jak to mówią, to tylko kwestia czasu Dick. 

– Naturalnie Jon. Szkoda. – Jęknął, tajemniczo się uśmiechając. Po czym upił łyka wody z długiej szklanki. – W takim razie nie będą Panu potrzebne.

– Słucham? 

Zdumiał się Jonny. 

– W dzień przed pańskim telefonem Jon. – Dick wyjął zza marynarki białe zawiniątko, po czym podał mu je. – Szkoda, że się zmarnują. 

Nie kryjąc zdziwienia Swindon sięgnął po paczuszkę a następnie wyjął jej zawartość. 

Następnie zaczął przeglądać uważnie zdjęcia dostarczone mu przez Dicka. 

Na fotografiach ujęto natomiast parę w objęciach. Trzymającą się za ręce, całującą, oraz w najbardziej możliwym intymnym momencie. Gdy uprawiali seks. 

– No Dick, powiem Ci… Mistrzostwo. 

– To co, zmieniłeś zdanie? 

Uśmiechnął się detektyw. Swindon nie odpowiedział jednak od razu, przez dłuższy czas wpatrywał się w fotografie wyjęte z pornola, gdzie z łatwością rozpoznać można było Davida z jakąś nieznaną mu kobietą. 

– Kto to jest? – Zapytał z ciekawością. – Niania tego smarkacza ma ponad pięćdziesiąt lat, nigdy wcześniej jej nie widziałem, chociaż… wydaje się znajoma. 

– Bo to jego siostra. 

– Że co?! 

Jonny aż wstał z miejsca i przeczesał palcami włosy. 

– Tak, uchodzi za jego siostrę, ale tak naprawdę nią nie jest. 

Swindon wlepiając oczy w Sterleta, przysiadł ponownie na fotelu 

– Dobra, masz mnie Pan. Proszę powiedzieć co Pan wie. 

Swindon nie mogąc poradzić sobie z emocjami, postanowił sięgnąć po coś solidnego ze swojej sekretnej szafki przy biurku. 

Wyjął więc dwie szklanki, odkręcając butelkę bursztynowej brell, i nalał do naczyń po równe pół. Po czym, wypił duszkiem swoją porcję nie czekając na Dicka. 

Pomimo iż samo porwanie Livi  było raczej dość spontaniczne, biorąc oczywiście pod uwagę to, iż nigdy wcześniej tego nawet nie próbował. 

Cieszył się, że tak właśnie się stało. 

Sprzyjały mu nie tylko okoliczności, ale jak widać łaskawy los, dzięki któremu zdobył dowody na niewiernego Davida. 

Nie mógł się doczekać aż pokaże Livi z kim żyła. Tym samym, nie martwił się spotkaniem z nią tak jak przedtem. 

Nabrał bowiem wiary, że wszystko się ułoży, a między nimi będzie jak należy…

Autor Szapita
Opublikowano
Kategorie 18+ Romans
Odsłon 1006
0

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz