Chory z Miłości 11

Cz.11

– Mój Bożżę! – Jęknął mężczyzna, który dopiero co dostarczył im jedzenie. – Coś ty… Ty! Co, co ona zrobić muła?! 

Krzyknął, wskazując dłońmi na bałagan. 

– Nakrycie dla dwojga! – Warknęła w odruchu na niego Livia. – To pieprzona randka czy jak? 

– To muła tom youm i bitki z kluskami! 

Facet wyglądał na prawdziwie zrozpaczonego, szczególnie w chwili gdy uklęk nad rozrzuconym jedzeniem. Jak nad martwym ciałem, mieszając jej przy okazji w głowie swoim zachowaniem. 

– Alejandro. – Jonny z westchnieniem pochylił się żeby klepnąć go w ramię. – Nie wiedziała co robi, nie przejmuj się.

– Tyla praca Jon. Muła ton youm najlepszy. Tyla pracy na morno!

– Widzisz co narobiłaś? 

Nagle zwrócił się do niej, nieco dramatyzując.

– Słucham? A co to niby miało być?! 

Fuknęła w samoobronie, cofając się o krok. 

– Alejandro osobiście przyszykował tę ucztę, wiedząc iż nie tknęłaś poprzednich dań, dokonał wszelkich starań żeby cię do jedzenia skusić. 

-Taak? Wesz, ale ja nie jem za dwoje i w tym tkwi problem! 

– Druga porcja była tylko po to, żeby narobić Ci apetytu. Może nie wiesz, ale naukowo dowiedli iż widok tego jak jedzą inni, wzmaga uczucie głodu u obserwatorów. – wyjaśnił, powstrzymując się teraz od uśmiechu. – liczyłaś na randkę? 

– Nie liczyłam na żadną randkę! Gdybyś nie wiedział, dawno mam je za sobą! 

Syknęła, starając się odpędzić nagłe poczucie winy. Nie dowierzając zarazem temu jaki wpływ mają na nią słowa Swindoma. 

– Tak czy siak, sprawiłaś ogromną przykrość Alejandro, w dodatku sam będę głodny. 

– Tyla praca, tyla praca… Zmarnowano… 

Powtarzał ciągle klęczący mężczyzna. Chcąc nie chcąc, poczuła się więc głupio i w głębi serca chciał sytuację naprawić. 

– Cóż. Przykro mi, że tak się to skończyło, ale gdyby nie ten facet… Nigdy bym się tak nie zachowała! 

– To co ja mam teraz zrobić? Przez ciebie jeździ mi w brzuchu niejaki bolid. 

– Co jeździ? 

Alvins odruchowo marszczy brwi, mając świadomość tego, że atmosfera w jakiś magiczny sposób się zmienia. Zaś ją skutecznie odrywa się od głównego problemu, związanego z przetrzymywaniem jej tutaj. 

– Bo – lid. – powtórzył. – Inaczej, samochód formuły jeden. 

– Bardzo śmieszne. – sapnęła kręcąc powoli głową. Nie zamierzała pozwolić mu o własnym porwaniu, przez głód, po prostu zapomnieć. – Wracając do tematu, mogę już wyjść? Wiesz mam swoje życie które zapewne na mnie czeka. 

– Na muła nic już nie czekać, to taki okrutny zmatować tyla jedzenie. Jak można! 

– On tak na serio? 

Zapytała ze zdumieniem patrząc na typa. I pożałowała tego natychmiast. Alejandro podniósł na nią wzrok i zaczął wykrzykiwać coś w nieznanym jej języku, następnie podniósł się, wystawiając przed siebie palec wskazujący. 

– Dziewczina, pożałować! Ja ci pokazać… Ty dopiero zacząć głodówka! Ty jeść gówno i myśleć o czekolada! 

W trakcie jego wywodu i tego jak duże oczy robił, poruszając znacząco ręką. Mimowolnie zagryzła wargę, starając się nie roześmiać. Z czasem okazało się jednak iż nie jest w stanie nad sobą zapanować i krótko parsknęła. 

Wtedy gwałtownie ruszył w jej stronę, ale na drodze stanął mu Swindon. Alejandro krzyczał raz po raz w swoim języku, grożąc Jonowi pięścią, podczas gdy ten przemawiał do niego w łagodny sposób. 

Chwilę trwała też mała przepychanka, aż wreszcie obcokrajowiec wyszedł cały w nerwach z pokoju, zostawiając ich samych. 

Jon obejrzał się na nią, jakby z pretensją. Po czym ruszył śladami kucharza, staranie zamykając za sobą drzwi. 

***

– Pierdolnięty jakiś. – Podsumowała wzruszając ramionami Livia, wypowiadając własne myśli na głos. – Chwila, co ja miałam tu… A tak!

Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze. Zrobiła zwrot i weszła do łazienki. Wzięła niewielki ręcznik wiszący przy umywalce, a następnie żeby nie dotknąć gołymi rękami szczotki od kibla. Chwyciła tę dolną część zwiniętym ręcznikiem. 

– Zaraz się porzygam. – skrzywiła się z obrzydzeniem. Mimo iż wyglądała na nową a toaleta była czysta, na samą myśl do czego służy, czuła obrzydzenie. – Jednak, prędzej skonam jeśli nie spróbuję! 

Prostując kręgosłup, wyszła szybko z toalety. Nie miała pojęcia ile danego było jej czasu, bowiem potrzebowała go trochę aby się przygotować i czuła, że musi się spieszyć. 

Kierując się w stronę lustra, omiotła raz jeszcze cały bajzel związany z jedzeniem, przeszła obok, a po chwili stanęła przed lustrem.

Zaciskając mocno usta, Livia zamachnęła się kijem od szczotki, a następnie uderzyła końcem uchwytu w lustro. 

Szkło jak się można było spodziewać pękło. Lecz w nieznacznym stopniu, a ślad wyglądał jak po kuli z pistoletu.

Marszcząc brwi, ustawiła się więc pod innym kątem, powtarzając ową czynność. Tym razem w lustro uderzył niemal cały drążek, zaś szkło posypało się z trzaskiem ze ściany na komodę i nie tak już sterylną podłogę 

Gdy tylko osiągnęła zamierzony efekt, natychmiast odrzuciła ohydną szczotkę, a w ręcznik obwinęła jeden z większych kawałków szkła. Tak, aby nie poranić sobie ręki.

– No to teraz sobie poczekamy.

Wysapała do wystającego z ręcznika ostrego kawałka. Wyglądało ono bowiem naprawdę groźnie i gdyby nie trzęsąca się teraz dłoń dziewczyny, zapewne efekt byłby ciut lepszy. 

Alvins stanęła za drzwiami, nasłuchując tego co dzieje się za nimi, z dudniącym w uszach sercem. Doskonale wiedziała na co się porywa, ale nie miała wyboru skoro chciała wrócić do męża i dziecka. 

Nie powinna się wahać! 

***

– Ty kazać gotować mi dla laputity! To koniec, tak upokarzać! Ja zaraz nie wytrzymać! 

– Wybacz Alejandro, to zapewne dlatego, że nie próbowała twoich dań. Poza tym, jest wściekła na mnie. 

– Muła być wściekły i nie rzucać jedzeniem! 

– Posłuchaj. – Jon nabrał głęboko powietrza i wypuścił je powoli. – Wszystko rozumiem, pracujesz tu od pięciu lat, dobrze wiesz, że kocham twoje dania. Obiecuję, że nigdy więcej nic podobnego nie będzie miało miejsca. 

Po tych słowach, zapadła na chwilę cisza, Alejandro zaklną jednak po chwil siarczyście, po czym kazał wszystkim wyjść z kuchni. Więc on także się wycofał. 

Osobowość tego na wpół Afrykańczyka i Azjata zaliczała się raczej do wybuchowych. Mężczyzna przykładał dużą wagę do detali oraz szczegółów. Nic dziwnego więc iż wymagał tego samego od swoich pomocników w kuchni. W końcu był ich szefem i nie raz wydzierał się na zespół o jakąś błahostkę na którą zwracał im uwagę tysięczny raz z rzędu. 

Jonny był w stanie to zrozumieć, jednak zdarzało mu się wtrącić kiedy sytuacja wymykała się spod kontroli, ponieważ nie chciał rzeźni w swoim domu, ani tego żeby ludzie masowo rezygnowali z pracy pod jego dachem. 

Przez wszystkie te lata zawsze umiał znaleźć z nim kompromis i można było rzec, że obaj się lubią. 

Wiedział więc co denerwowało Alejandro najbardziej i mógł śmiało powiedzieć iż skoro brak danego składnika, bywał dramatyczny w skutkach dla jego poddanych. To marnowanie jedzenia równać się mogło zgonem personelu którym zarządzał. 

Zaś biorąc pod uwagę jego genialne umiejętności oraz doświadczenie życiowe. Jonny w ogóle się temu nie dziwił. 

Jednakże, Livia przegięła. 

Czując iż udziela mu się atmosfera, skierował się ponownie do jej pokoju. Nie miał pojęcia jak to zrobi, ale zdecydował nakłonić dziewczynę do porządnych przeprosin. 

Po drodze wezwał jeszcze dwie dziewczyny, które miały zająć się w tym czasie urządzonym przez nią bałaganem. Lecz nie przypuszczał nawet co na niego czeka. 

Otworzył drzwi, przeganiając uprzednio ochroniarza i wszedł do środka jako pierwszy. 

Wzięty z kompletnego zaskoczenia, nie poczuł bólu kiedy przejechała mu czymś ostrym po przedramieniu, rozcinając przy tym koszulę gdy zadziałał instynktownie unosząc całe ramię aby osłonić twarz. 

Lecz szok szybko ustąpił robiąc miejsca rozwścieczeniu.

I nim do środka wpadł ochroniarz, Swindon kontrolował całą sytuację, nie zawracając sobie głowy osobami trzecimi. 

Jego oczy pociemniały, w uchwycie nie miał zaś czucia, więc ściskał jej nadgarstki tak mocno jak potrafił. 

Przyczyniając się do tego iż mimowolnie wypuściła z dłoni ręcznik z którego wypadło także szkło. Jony oderwał od niej wzrok tylko raz, spojrzał na rozbite lustro. Po czym, nie kontrolując się już zupełnie.

Pozwolił wyjść na zewnątrz swojej drugiej, podłej naturze. 

– Ty głupia SUKO! – Wrzasnął, mając serdecznie dość czekania na Lvię. – Planowałaś mnie zabić?!

– Przestań! To boli! 

Zawołała gdy złapał ją za kark, po czym skierował siłą w stronę łóżka. 

– Będzie cię bolało jak cię zerżnę! A uwierz mi, że nie ma bata abym do jutra przestał cię pieprzyć!

– Zostaw! – szarpała się ile sił. – Nie możesz, nie wolno CI! 

– Nie pierdol! W końcu jesteś moja! – rzucając ją na łóżko, przygniótł Alvins własnym ciężarem. Po czym unieruchomił ręce i zaczął zdzierać z niej ubranie. – Jesteś moja do końca swoich dni, ZROZUM TO WRESZCIE! 

Warknął wściekle, widząc iż ciągle próbuje z nim walczyć. 

– Swindon! Kurwa! – Wydzierała się, próbując przemówić mu do rozsądku. Jednakże nie nie słuchał jej protestów! Ogarnięty dodatkowo pożądaniem, ignorował nawet obecne w pomieszczeniu sprzątaczki oraz ochroniarza stojącego ponownie za drzwiami pokoju. – Niech ktoś mi pomoże! POMÓZCIE MI! 

Z trudem odwróciła głowę, patrząc na dziewczyny. Obie odwróciły się do nich plecami i udawały, że nic się nie dzieje. 

Jonny zdołał już częściowo podwinąć jej koszule w którą ubrała się do pracy. Pomimo iż pozwoliła sobie się odświeżyć, nie miała zamiaru korzystać z ubrań znalezionych w szafie. Nawet jeśli były one nowe, wolała zostać w swoim kostiumie. 

Jednakże kilka guzików zdołał jednak zerwać Swindon, gdy jedna z jego rąk, niecierpliwie a nawet brutalnie wyszarpywała ją ze spódnicy. 

Odsłonił szybko biust dziewczyny, po czym wsunął łapę za plecy aby odpiąć stanik. Jej krzyki stanęły się więc jeszcze głośniejsze. Lecz mimo iż krzyczała tak mając go przed sobą, Swindon zdawał się jej nie słyszeć. 

Uwięziony w jakimś amoku wściekłości jak i cholernie dużego pożądania, nie reagował na nic skupiając się całkowicie na własnej żądzy. 

Silnie przywarł ustami do jej obojczyka, niczym ryba glonojad, i zassał skórę tworząc na niej nie małe znamię, które będzie utrzymywać się przez pewien czas. 

Następnie chwilowo uwolnił ją z uścisku i szybkim ruchem rozebrał się od pasa w górę. Po czym, ponownie przygwoździł ją do materaca. Przytrzymując ręce Livi jedną dłonią, za pomocą drugiej chwycił jej udo tak, aby zgięła nogę w kolanie. Po czym, zablokował ją częściowo własną. Robiąc sobie dostęp do miejsca pomiędzy nimi. 

Był niecierpliwy i rozgniewany. Nie cackał się więc ani nie pytał o pozwolenie, śledząc wzrokiem mimikę jej twarzy. Po prostu wsunął palce w bieliznę, dotykając dziurki. Jakby odmierzał jej rozmiary. 

Przygryzł wargę czując na nich wilgoci i ciepło, nie orientując się nawet iż wokół nagle zapadła cisza. 

Swindon szarpał już za swój pas, aby uwolnić swoją nabrzmiałą męskość. Bowiem nie pragnął niczego bardziej, jak znaleźć się w jej wnętrzu. Nie patrzył nawet w twarz dziewczyny. 

Już przygotował się do wejścia, zasysając z sykiem powietrze, gdy otarł się o jej cudowne udo… Dociskając nagim torsem jej biust. 

Dzieliło go jedynie pchnięcie, gdy do jego uszu dotarło jego imię. 

– JON! Proszę… – płakała, łykając łzy. Wyczerpana i zachrypnięta, oraz dygocąca na całym ciele Livia. – Nie rób tego… Błagam…

Spojrzał na nią i cały spąsowiał. Czas zatrzymał się nagle, a rzeczywistość jakby wreszcie do niego dotarła. 

Nie w taki sposób miała bowiem krzyczeć jego imię. Nie tak miał wyglądać seks z Livią, inaczej sobie wszystko wyobrażał. Momentalnie zaschło mu w ustach, przez chwilę nie śmiał nawet drgnąć, pojmując powoli do czego właśnie doprowadził. 

Następnie zbladł gwałtownie i równie szybko uwolnił ją z potrzasku. Odskakując od niej na bezpieczną odległość. Widząc zaś jak dziewczyna przetacza się na bok i kuli, nie mogąc powstrzymać się od płaczu. Miał ochotę strzelić sobie w łeb. 

Od autorki – ” Rozdział przypomina mi flaki z olejem… mylę się? “

Pozdrawiam. 🙂

Autor Szapita
Opublikowano
Kategorie 18+ Romans
Odsłon 445
0

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz