Kroniki Iball, Tom I: Niosąca Światło | 3.2

Kolejka przesuwała się do przodu w ślimaczym tempie, a majordomus stojący po drugiej stronie drzwi, ogłaszał przybycie debiutantów, którzy z niecierpliwością wymalowaną na twarzy, niemal przeskakiwali z nogi na nogę. Niektóre z panien były blade, inne czerwone na twarzy. Każda z nich odczuwała stres w inny sposób, starając się przy tym wypaść jak najlepiej wśród towarzystwa.

Pierwszy bal był zawsze czymś wyjątkowym w życiu szlachcianek pochodzących z Ainsgarthern. Stanowił nijaką inicjację w towarzystwie oraz oficjalne rozpoczęcie poszukiwań przyszłego męża, dlatego chętnie zjeżdżały się na niego wszystkie ważniejsze persony, które posiadające synów na wydaniu. Nie zawsze robiły to ze swoimi latoroślami, gdyż ci, niejednokrotnie byli angażowani w zarządzanie majątkiem przez swoich ojców, a więc nie dysponowali czasem pozwalającym wybrać im się w często kilkutygodniową podróż po kraju.

Meghara odliczała nerwowo pary czekające przed nimi. Gdy doliczyła do pięciu, stres dał się jej we znaki jeszcze bardziej, czego efektem było nerwowe zakręcanie puszczonych koło twarzy loków lub drapanie po wnętrzu dłoni. Przedstawione debiutantki i ich partnerzy, ustawili się w środku sali, czekając na dokonanie prezencji wszystkich oczekujących par. Był to czas, gdy zgromadzeni goście mogli przyjrzeć im się uważniej, ponieważ w tańcu nie było na to najmniejszych szans.

Gdy wejdziemy, skoncentruj wzrok na jakimś szczególe za gośćmi, a gdy będziemy tańczyć, patrz na mnie — wyszeptał do jej ucha Bruno. — W ten sposób nie będzie ci się kręcić w głowie — dodał, ściskając mocniej dłoń partnerki.

Gest kuzyna dodał Megharze nieco więcej pewności siebie, której zdawało jej się do tej pory, że ma pod dostatkiem. Czuła, jak pod halkami, jej nogi drżały z obawy o popełnienie jakiegokolwiek faux-pas, które mogłoby przynieść wstyd jej samej, Brunonowi oraz całej rodzinie królewskiej. Kolejna para weszła spokojnym krokiem do środka. Dziewczyna w zdobnej czerwonej sukni uszytej z warstw falbanek, o szerokim obwodzie spódnicy stanęła w progu, trzymając pod rękę partnera.

Mademoiselle Mellisetia de Lyaga, pierwsza córka wicehrabiego Lyaga oraz jej partner monsieur Geubert Béchassard, pierwszy syn hrabiego Béchassard ogłosił majordomus odczytujący nazwiska z małej, kwadratowej kartki.

Dziewczyna zniknęła za progiem drzwi, a Meghara wychyliła się, delikatnie stając na palcach. Mimo to damy znajdujące się przed nią, doskonale utrudniały jej możliwość zobaczenia czegokolwiek, co działo się w tej chwili na gwarnej sali.

Meghara rozejrzała się wokoło, uważnie przyglądając się strażnikom stojącym przy drzwiach, którzy gotowi byli bronić jej za cenę własnego. Nie zauważyła, aby którykolwiek z nich był choćby minimalnie zainteresowany postępowaniem czy słowami debiutantów. Utwierdzona w swoim przekonaniu, nachyliła się ku swojemu kuzynowi, chcąc, aby ten jak najlepiej ją usłyszał wśród hałasu, którego siła narastała z każdym postawionym przez nich krokiem.

— Będę mogła później liczyć na ułamek twojej uwagi kuzynie? — Zwróciła się do mężczyzny, który patrzył bacznie w kierunku drzwi wejściowych sali balowej.

— Oczywiście, że tak, Meg. W końcu dzisiaj jestem twoim partnerem, który nie ma zamiaru sprzedać cię byle komu — uśmiechnął się zakłopotany.

Nagle zdał sobie sprawę, że dziewczyna, mimo iż byli rodziną, łamała dworską etykietę, zbliżając się do niego nazbyt blisko. Gdy spojrzał na swą kuzynkę, jego uśmiech rozpłynął się, zastąpiony zmarszczonymi brwiami i jasnymi oczami przyglądającymi jej się uważnie, jakoby szukały skaz na jej jasnym licu.

— Przestań tak na mnie patrzeć! — oburzyła się. — To denerwujące, a muszę się kogoś poradzić w niecierpiącej zwłoki kwestii — dodała ciszej. Szczęka Meghary zacisnęła się mocniej.

— Cóż mi do tego? Myślałem, że słuchasz się wyłącznie Igris, droga kuzynko. — Para poczyniła kolejny krok, zbliżając się do drzwi. Przed nimi pozostały już tylko dwie pary do przedstawienia. — Zresztą ja nie tykam się kobiecych problemów. Nie jestem zbyt dobrym powiernikiem, o czym dobrze wiesz.

Tu nie chodzi o moje prywatne problemy, kuzynie przerwała lecz o pewien kłopot, który trawi cały nasz ród, a ty masz więcej w tej kwestii do powiedzenia niż ja skrzywiła się zirytowana. — Choćby przez wzgląd na to, że jesteś mężczyzną i następcą tronu. Drugim w kolejce, w gwoli ścisłości.

— Dobrze, ale najpierw obowiązki. Pamiętaj, gdzie jesteśmy. To twój debiut, nie powinnaś sobie zaprzątać głowy niczym poza tańcem.

Jego dłoń ponownie zacisnęła się na jej ręku, dodając jej odwagi i przywołując umysł do rzeczywistości. Meghara natychmiast wyprostowała się, unosząc dumnie podbródek ukazujący jej długą szyję oraz eksponując misternie wykonaną kolię i kolczyki zwisające z jej uszu.

Wtem poprzedzająca ich para przekroczyła próg sali balowej, a arystokraci zgromadzeni przy drzwiach wejściowych oglądali ich, bacząc na każdy szczegół ubioru, fryzury czy utrzymania postawy. Damy wymieniały między sobą uszczypliwe lub pochwalne uwagi z nieskrywanym entuzjazmem, panowie konsultowali się z synami na temat walorów niemal płynącej w powietrzu panny. Majordomus zerknął na Megharę znad okularów, a jego twarz nieznacznie się rozpromieniła, gdy ujrzał latorośl swojego chlebodawcy. Na jego usta wpłynął pokrzepiający, promienny uśmiech, który posłał w stronę dziewczyny. Po tym nabrał tchu w piersi i niemal wykrzyczał tubalnym głosem:

Meghara Luciana Argent y Avberg, pierwsza córa rodziny Argent, szósta w kolejce do tronu, Dame du Nord oraz jego książęca wysokość książę koronny i następca tronu królestwa Ainsgarthern Bruno Teebald Argent y Vialliaris ogłosił konsjerż, a hałasy powodowane przez plotkujące na sali damy, zdawały się cichnąć.

Jej serce przyśpieszyło tempa, bijąc po stokroć szybciej, gdy sala wypełniona ludźmi rozstępującymi się przed nimi szeroko, tworząc tym samym przejście prowadzące wprost na jej środek, stanęła przed nimi otworem. Bruno i Meghara przeszli przez próg równo stawiając kroki. Potknięcia podczas wchodzenia do sali, bała się najbardziej. Wiedziała, jak wiele debiutantek w ciężkich sukniach poległo na tak prostym przemarszu.

Damy na okrągłej sali były ubrane w pięknie zdobione suknie uszyte z najwyższej jakości jedwabi, atłasów, czy tiuli, które łamały się pod ciężarem często zbędnych ozdób. Panowie posiadali stroje dopasowane kolorystycznie do garderoby swych partnerek, a główną ozdobę stanowiły w ich przypadku tkane fulary zawiązane pod szyją na najróżniejsze sposoby. W tłumie przewinęło się kilka znajomych twarzy, które kojarzyła z herbacianych przyjęć matki, organizowanych czasami w ich posiadłości lub z nielicznych w ostatnim czasie wizyt w pałacu królewskim.

Para weszła na środek parkietu, gdzie czekali na nich pozostali debiutanci, którzy weszli do sali balowej przed nimi. Bruno puścił dłoń Meghary z ciepłego uścisku i oboje stanęli naprzeciwko siebie. Meghara złożyła głęboki ukłon przed swoim kuzynem, tak jak uczyła ją tego madame Sautré. Z wdziękiem opuściła głowę, na znak poddania. Książę odwdzięczył się tym samym gestem, jednak jego wzrok, był cały czas zwrócony ku niej, zamiast ku parkietowi.

Po zastygnięciu w pozycji i odczekaniu przewidzianych w etykiecie trzech sekund, wyprostowali się oboje i zbliżyli do siebie. Gdy pierwsze takty muzyki granej przez orkiestrę ulokowaną na sporej wielkości balkonie dotarły do ich uszu, Bruno pochwycił Megharę na wysokości smukłej talii, tworząc w ten sposób pozycję wyjściową. Przez chwilę pozwoliła się prowadzić Brunonowi. Książę chwycił ją za dłoń i przyciągnął do siebie, zmniejszając dystans między nimi. Wykonał krok w jej kierunku, któremu ona się poddała, za nim nastąpiły kolejne rozpoczynające się tańce, otwierające oficjalne obchody święta Vesturii fuss’em. Nim się obejrzała, oboje wirowali na środku parkietu, uśmiechając się wdzięcznie do siebie i do przyglądających się im gościom.

Pierwszy taniec należał jedynie do debiutantów. Kończył się podobnie, jak się zaczynał, pokłonem panien. Po kilkunastu sekundach przerwy, rozpoczynano zwyczajowego crowla, podczas którego do debiutantów dołączali pozostali goście obecni na balu.

Oczy zebranych, którzy zajmowali miejsca na kanapach ustawionych we wnękach okiennych oraz rozmawiali w małych grupkach, skupione były na tańczących. Niektórzy z nich wymieniali między sobą uwagi, inni starali się dopatrzyć nawet najmniejszych potknięć młodych panien i towarzyszących im panów. Wszystkiemu przygrywał szelest sukien i śmiech uradowanych arystokratów.

Wzrok Meghary skupiał się na kuzynie, pod którego nosem czaił się intrygujący, ledwo zauważalny uśmieszek. Większość z obecnych na sali dam nawet by go nie zauważyła, oni jednak znali się zbyt długo by cokolwiek przed sobą móc ukryć.

Bruno położył drugą dłoń na talii partnerki, chwytając ją mocno i unosząc do góry. Po nim zrobili to samo panowie tańczący z innymi debiutantkami. Książę zdał sobie sprawę, że jego kuzynka jest lekka niczym piórko, gdy stawiał ją delikatnie na ziemi, wykonując kolejne kroki crowla. Muzyka zatrzymała się na sekundę czy dwie, czy podnieść nieco napięcie i ruszyła dalej, tym samym powodując zmianę kierunku tańca par, do których zaczęli dołączać co odważniejsi szlachcice, przyglądający się do tej pory z boku. Książę miał wrażenie, że muzyka przepływa wprost przez duszę jego kuzynki, co sprawiało, że czerpał niebywałą przyjemność z tańca z nią, a radość widoczna w jej oczach, sprawiała, że jego skostniałą duszą zaczynała ożywać.

Meghara tymczasem przyglądała się zebranemu tłumowi, mając nadzieję, że nie natknie się tam na wzrok matki, ojca czy rodzeństwa. Nie wiedziała, że z jej twarzy odpłynęła krew. Jej lico, gdyby nie okalające ją czarne pukle, prawdopodobnie zlałaby się z bielą ścian. Nogi wciąż jej drżały z powodu stresu, jaki czuła wchodząc na salę. Kolana zmiękły jej do tego stopnia, że jedynie uścisk Bruna na jej talii powstrzymał ją przed dramatycznym upadkiem na oczach najlepiej sytuowanych głów w państwie. Na szczęście bezkresne uczucie niemocy i lęku opuszczało jej ciało, jak ręką odjął, gdy zerkała na wciąż uśmiechającego się ciepło kuzyna. Jego oczy skrzyły radością i ciepłem. Choć na co dzień był bardzo poważny, czasami otwierał się przy Megharze oraz swojej siostrze, księżniczce Eleanor, pokazując jej swoje prawdziwe oblicze, o którego istnieniu czasami zapominała.

Muzyka zaczęła powoli zwalniać, podobnie jak tańczące w jej rytm pary, które wykonawszy kilka kolejnych obrotów, oddaliły się od siebie z żalem i kłaniając się z szacunkiem w podzięce za wykonany taniec. Wokół nich rozległy się brawa rozradowanych rodzin i przyjaciół.

— Czy możemy chwilę odpocząć Brunonie? — zapytała, krzywiąc się. — Nie jestem dziś w najlepszej formie i tańce są dla mnie nieco męczące — wyszeptała.

Bruno, widząc bladość twarzy Meghary, skinął jedynie głową dziewczynie i podając dłoń, wspólnie podeszli do jednego z otwartych drzwi tarasowych, w których powiewała szmaragdowa, tiulowa zasłona, przez którą do sali dostawało się chłodne, wieczorne powietrze.

Wzrok zebranych, którzy po pierwszym tańcu skupił się głównie na rozmówcach, powoli przenosił się na niewielki balkon, którego marmurowa balustrada została opleciona girlandą świeżych roślin, które rozpylały swój zapach między gośćmi.

Meghara i Bruno także odwrócili swe głowy, by przyjrzeć się personie, która raczyła się zjawić na przyjęciu spóźniona. Pod rzeźbionym łukiem wejścia, którego gzymsy przypominały zderzające się ze sobą fale morskich wód, stał mężczyzna w średnim wieku, po którym widać było, że wypił za dużo alkoholu, mimo że jeszcze nie został nawet przedstawiony. Oczy miał załzawione, a nos i policzki czerwone. Gładko ogolona twarz pociła się niemiłosiernie, kiedy rozglądał się po sali. Choć jego postura nie ujmowała mu na sile, ogólna prezencja wymagała wielu poprawek, by mężczyznę można było nazwać przystojnym lub szlachetnie urodzonym. Była to kwestia przede wszystkim alkoholowych uciech, którym oddawał się w domowym zaciszu.

Mężczyźnie towarzyszyła kobieta w zbyt mocno wyciętej granatowej sukni, którą po prawdzie prędzej założyłaby dama do towarzystwa niż szanująca się szlachcianka. Włosy miała spięte wysoko, a niesforne loki, które zdążyły się wymknąć z uczesania, opadały na jej pulchne barki, ramiona i pełną, w znacznym stopniu odsłoniętą pierś.

Meghara przygryzła wargę nerwowo i chciała odejść jak najdalej, by nie pojawiać się na sali przez resztę wieczoru, ale jej zamiary skutecznie pokrzyżowała niemoc, jaka ogarnęła jej ciało. Mięśnie przestały jej słuchać, drętwiejąc z nerwów. Dziewczyna rozpoznała bowiem w mężczyźnie człowieka, z którym handlował jej ojciec, a który był także nieoficjalnym pretendentem do jej ręki.

Bruno nie zwrócił na jej osobę nawet najmniejszej uwagi, przypatrując się uważnie kobiecie stojącej koło mężczyzny w wejściu, a która mizdrzyła się do jednego ze służących. Państwo przekroczyli próg sali z wysoko uniesionymi głowami, patrząc z góry na mijanych przez nich gości. Żaden z majordomusów znajdujących się na sali nie ośmielił się jednak obwieścić ich wejścia. Mimo tego nie tylko dama wiedziała z kim ma do czynienia. Człowiek wchodzący do sali władał po prawdzie znaczną częścią kompanii kupieckich i głównym miastem portowym oraz ziemiami do niego przynależącymi. Mało kto odważał się zawierać umowy handlowe bez uwzględnienia opłacenia ludzi hrabiego lub zapłacenia mu sporej daniny.

Otton le Rouge oraz jego metresa Fesia Grasshell, kierowali swe kroki w ich stronę. Oślizgły wzrok hrabiego błądzący po sukniach mijanych dziewcząt, napawał Megharę swoistym odruchem wymiotnym, w którego powstrzymaniu wcale nie pomagał pusty żołądek. Jej krew wrzała, chciała uciekać na myśl o jego lubieżnym spojrzeniu, które badało każdy zakątek jej ciała przy poprzednich, nieoficjalnych spotkaniach. Brzydził ją fakt dotknięcia przez hrabiego skóry jej dłoni, a także myśl o wszystkich niemoralnych gestach, jakie wykonywał, gdy rodzice dziewczyny nie zwracali na nich uwagi. Lżejszy do zniesienia nie był dla niej fakt, że człowiek konkurujący o jej rękę przybył na królewski bal, wraz z główną metresą, z którą w nieformalnym związku żyli od lat. Nie mogła znieść faktu, że ojciec chciał wydać ją za taak okropną osobę dla pieniędzy.

Według plotek docierających do stolicy i Ogat Avberg, Otton spotkał Pimisje, jeszcze, gdy żyła jego trzecia żona, Lenora z domu Lyaga. Biedaczka skręciła kark zepchnięta ze schodów w letniej posiadłości le Rouga, gdzie przebywała także Fesia. Nawet przychylni rodzinie arystokraci wysokiego stanu, plotkowali o tajemniczych śmierciach żon Ottona, choć większość z nich nie miała nawet logicznych podstaw, aby być przynajmniej trochę wiarygodne.

Le Rouge, ożenił się jako młody jegomość ze sporym majątkiem, który powiększał wraz z biegiem lat. Podczas zawarcia małżeństwa z Jeanne z domu Raurel, która wówczas mijał jej dopiero czternasty rok. Sam przyszły hrabia także nie był pełnoletni. Miał zaledwie dziewiętnaście lat, lecz Rada Królewska szybko wydała zgodę na zawarcie małżeństwa, nie konsultując się nawet z medykami królewskimi. Po urodzeniu czterech córek, z których trzy nie ukończyły nawet pięciu lat, biedaczce pozostało spędzić resztę życia w klasztornej celi, oddając cześć Genarze. Sama kobieta zmarła nagle w niedługim czasie po przybyciu do klasztoru.

Hrabia w kilka miesięcy po śmierci żony wybrał jej następczynię i dość szybko pobrał się z nią. Dziewczyna, gdy ubrała suknię ślubną podobnie, jak jej poprzedniczka nie była w pełni ukształtowana. Młodsza od Ottona o prawie dziesięć lat, należała do najbardziej rozchwytywanych partii, mimo że nie miała jeszcze swojego debiutu. Tu także Rada pośpieszyła się ze swoją decyzją. Carwen z domu Kergastel zmarła tak samo szybko, jak wyszła za mąż, wykrwawiając się na śmierć podczas połogu. W wyniku jej śmierci, życia zostały pozbawione kolejne trzy istnienia – położna, odbierająca poród, lekarz nadzorujący oraz synek, którego powiła dziewczyna, jako iż uznano go za przeklętego z powodu pozbawienia życia matki.

Ludzie rozstępowali się przed parą, którą dzieliło już zaledwie kilka kroków od niej i Bruna. Dziewczyna pobladła, a książę dopiero teraz zwrócił uwagę na jej wygląd i zachowanie.

Bardzo blado wyglądasz, może zechcesz usiąść, Meg? zapytał zaniepokojony stanem kuzynki.

Meghara łypnęła na niego spod byka, jednak nie zdążyła nic powiedzieć, gdyż przed nimi wyrośli le Rouge i Grasshell, kłaniając się najgłębiej, jak tylko potrafili. Otton wyprostował się pierwszy, wyciągając dłoń ku dziewczynie. Meghara niechętnie wystawiła w jego kierunku grzbiet dłoni, modląc się, by nie było widać obrzydzenia w wyrazie jej twarzy.

— Niech chwała domu Avberg trwa na wieki — wymruczał, opluwając jej dłoń.

Chwilę potem Meghara poczuła jego obślizgły pocałunek na swojej skórze. Miała ochotę instynktownie wytrzeć dłoń o materiał sukni, jednak wiedziała, że to nie przystoi wysoko urodzonej damie.

Bądź pozdrowiony pierwszy książę koronny. Niech chwała przyświeca koronie powiedział znacznie głośniej, pochwyciwszy dłoń Brunona, zaraz potem całując złoty sygnet z herbem królewskim, znajdujący się na serdecznym palcu lewej dłoni księcia.

— Niech chwała przyświeca koronie — wyszeptała za nim ledwo słyszalnym głosem Grasshell, którą nikt nie zawracał sobie głowy.

Mimo względów, jakimi darzono ją w Ibrasil i łask hrabiego, wciąż pozostawała nisko urodzoną mieszczanką stanowiącą jedynie ładny dodatek do niechlujnego wyglądu mężczyzny.

Słyszałam, że miałeś opuścić stolice hrabio. Czyż mój ojciec nie mówił mi prawdy wczorajszego ranka?

Głos pozbawiony miała wszelkich emocji, nie chciała dać po sobie poznać, jak bardzo wstrząsnął nią widok znienawidzonego szlachcica. Ludzie stojący w pobliżu przyciszyli swoje prywatne rozmowy, nasłuchując tego, co mają do powiedzenia możni tego kraju, chcąc pozyskać nowe tematy do plotek, które jutrzejszego ranka ogarną całą stolicę i domy szlachciców zarówno obecnych, jak i niemogących przybyć na dzisiejszą uroczystość.

Masz rację pani, twój ojciec nie kłamał. Jednakże przy okazji naszego wspólnego spotkania wspomniał także, że dziś pani masz swój debiut. Wręczył mi przy tym zaproszenie na to jakże wspaniałe przyjęcie położył nacisk na ostatnie słowa swej wypowiedzi i rozejrzał się po zatłoczonej sali, w której się aktualnie znajdowali. Nie sądzisz chyba mademoiselle, że mógłbym wiedzieć o tak ważnym wydarzeniu i nie pojawić się na nim? Tym bardziej że jest to debiut niechybnej panny młodej? Dodał szybko, gdy jego wzrok na powrót skupił się na Megharze.

Przepraszam, że się wtrącam hrabio, ale o czym prawisz? Nie wiem nic na temat pretendentów do ręki mojej drogiej kuzynki, a co dopiero na temat jej zbliżającego się ślubu wtrącił nagle Bruno.

Książę wbił nieco za mocno palce w ramię dziewczyny. Meghara wypuściła cicho powietrze z ust, czując zaborczy gest swego kuzyna. Bruno dał się właśnie wmanewrować w pułapkę towarzyską zastawioną przez la Rouga. Teraz nie było innego wyjścia niż zaprzeczyć lub potwierdzić jego słowa.

— Także nie mam o niczym pojęcia, a przysięgłabym, że wymieniam listy z Megharą oraz jej ojcem dość często. Szczególnie, że ziemie, które nam podlegają, ze sobą graniczą. Czy raczysz nam zatem wyświadczyć tę przysługę i wytłumaczysz, cóżże takiego się stało, że napominasz o domniemanym ślubie w rozmowie?

Wzrok zebranych skierował się ku damie w fioletowej, podkreślającej sylwetkę sukni. Rozpuszczone, długie i kręcone włosy w kolorze dorodnej wiśni zdradzały jej niewątpliwe pokrewieństwo z Brunonem stojącym obok Meghary.

— Bądź pozdrowiona, pierwsza księżniczko koronna — Meghara natychmiast się pokłoniła przed swoją kuzynką, gdy ta wyrosła jak spod ziemi przed rozmówcami.

— Tak, tak, a chwała niech przyświeca koronie. Darujmy sobie formalności. W końcu nie ja jestem tu dzisiaj gwiazdą. — Zbyła wszystko machnięciem ręki. – Tak więc hrabio, czy masz coś jeszcze do dodania? Rodzina królewska nie jest skora do szerzenia półprawd i plotek o jej członkach, więc wielkim nietaktem byłoby kontynuowanie tematu ślubu, o którym nikt nie słyszał, a tym bardziej wniosek o takowy nie został skierowany do Rady. — Uśmiechnęła się promiennie Eleanor. — Sam powinieneś o tym wiedzieć. W końcu to twoją siostrę stryjeczną wychłostaliśmy, gdy rozsiewała plotki o gwałcie popełnionym na niej przez mego starszego brata, Leonarda. Co więcej, o ile dobrze pamiętam, broniłeś jej przed naszym ojcem, a swoim królem. Dziwię się, że po tak hańbiącym incydencie masz czelność pokazywać się jeszcze w siedzibie domu Avberg — dodała.

Nie mam nic do powiedzenia wasza wysokość, niczego poza tym, że pomiędzy mną a waszym wujem, lordem Vicarem od kilku miesięcy trwają pertraktacje na temat rychłego, jak mniemam ożenku z jego córką, a waszą kuzynką mademoiselle Megharą.

Wzrok książąt i hrabiego skrzyżował się nagle na postaci Meghary, która zaczerwieniła się okropnie, a w żyłach zawrzała krew. Nagle poczuła ciepło, jakie wypełniało jej klatkę piersiową. Jej serce tłukło się uwięzione między żebrami a resztą narządów wewnętrznych. Miała wrażenie, że niebawem wyrwie się na zewnątrz, rozrywając jej klatkę piersiową na strzępy.

— To o tym chciałaś ze mną porozmawiać po wieczerzy Megharo? — Zapytał twardym głosem Bruno.

Mięśnie mężczyzny nagle stały się twardsze. W tonie, jakim mówił, wyczuła cień furii, jaki skrywał pod pozorami opanowania następca tronu.

— Między innymi o tym drogi kuzynie, ale myślę, że to nie pora na takie dywagacje i faktycznie przyjdzie jeszcze czas na to, aby porozmawiać w spokoju. Prawda Eleanor?

Księżniczka skinęła jej głową, licząc, że to załatwi sprawę i powstrzyma jej brata od pochopnych ruchów, które ten był w stanie wykonać pod wpływem targających nim emocji.

— Nie do końca się z tobą zgodzę Megharo, ale twój ślub, to w gruncie rzeczy nie moja sprawa, dopóki nie wychodzisz za zwykłego, zawszonego chłopa zarządzającego marnym poletkiem — przerwałaby nabrać powietrza. — Jestem jednakże pewna, że mój ojciec, a twój wuj i władca tego królestwa, któremu powierzono także twoje życie, a nawet Rada Królewska, nie poprą decyzji o ślubie z tym czymś — księżniczka spojrzała na hrabiego z nieskrywaną pogardą. — Bez względu na to, jakie konszachty łączą was z moim wujem, kanalią rodziny, dzieci domu Argent, są zbyt cenne, by oddać je takiemu łajdakowi. — Prychnęła z oburzeniem.

— Zważ na słowa pani! — odezwała się w końcu Fesia Grasshell, bolesnym dla uszu głosem.

Eleanor nie zwróciła na nią nawet uwagi. Zdawała się być nic nieznaczącym elementem na balu, który znalazł się tu jedynie przypadkiem, a żadne z młodych arystokratów nie miało zamiaru na nią zwracać uwagi. Jednak bezpośredni zwrot w stosunku do księżniczki koronnej nie mogło pozostać bez echa. Dotąd pewny siebie hrabia pobladł, natomiast jego towarzyszka czerwieniała z furii wynikłej poprzez pominięcie w towarzystwie jej osoby, co ze względu na pozycje jej konkubina nie zdarzało się zbyt często.

Bruno skinął głową na przypatrującej się sytuacji strażnikom, należącym do Gwardii Królewskiej. Oboje przedarli się przez gości, którzy tarasowali im drogę i znaleźli się pomiędzy księciem, a kochanką le Rouge’a.

— Wyprowadźcie tą kobietę. Nie jest tu mile widziana w progach królewskich domostw. — Wskazał podbródkiem na Fesie. — Hrabio — zwrócił się do Ottona — ty także powinieneś wracać do swej posiadłości. Nim padnie o słowo za dużo. — dodał, gdy ten otwierał usta by się sprzeciwić rozkazom księcia.

Fesia usiłowała protestować, wyrywała się z rąk strażników, gdy ci ją pochwycili za ramiona. W końcu, pod wpływem wzroku hrabiego nieco się uspokoiła i przestała krzyczeć piszczącym głosem. Hrabia, w przeciwieństwie do swojej konkubiny zrozumiał, że jest na przegranej pozycji, jeszcze nim książę wydał rozkazy skłonił się w pas.

— Dziękuję, za waszą życzliwość, panie. — Hrabia ucałował dłoń Meghary, tak samo poczynił z dłonią Eleanor, która nie zważając na wszelkie konwenanse, otarła dłoń chusteczką, zaraz po tym, jak Otton le Rouge postanowił ją puścić wolno. Jego usta, ponownie spoczęły na sygnecie noszonym przez Brunona — Niech Bogowie sprzyjają królestwu — dodał naprędce.

Zaraz potem obrócił się na pięcie i w tempie, którego żadne z nich się po nim nie spodziewało, dołączył do swojej partnerki, którą straż zdążyła odprowadzić do drzwi wyjściowych.

Eleanor, nie przystoi ci używać takich słów. Skarcił siostrę Bruno, nie mogąc powstrzymywać dłużej nabrzmiewającego w nim śmiechu, którym w końcu wybuchnął, a wraz z nim najbliżej stojący arystokraci. W końcu książę przestał się śmiać.

Meghara skupiła swój wzrok w zupełnie innej części sali, gdzie także zebrała się drobna grupa ludzi wymieniających między sobą uwagi. Kilkoro z nich było nieco starszymi dobrze ubranymi jegomościami, jednak jej uwagę przykuła jedna, jedyna postać, która zajmowała się rozmową. Ojciec stał z kieliszkiem musującego szampana w dłoni i rozprawiał z jakimiś nieznanymi jej mężczyznami, co chwila zanosząc się śmiechem. Obok nich stała kobieta w błękitnej sukni, która podobnie jak ona, przyglądała się uważnie grupie.

Ich wzrok spotkał się, gdy Meghara przyglądała się jej twarzy w zamyśleniu, z którego wyrwała ją dopiero dłoń machająca przed jej twarzą. Eleanor stanęła przed nią, uśmiechając się szeroko. Niebieskie oczy, przypominające odcieniem oceanu w wieczór po upalnym dniu, przyglądały jej się uważnie.

Wszystko w porządku? — zapytała z troską księżniczka.

Eleanor miała wrażenie, że nie poznaje swojej kuzynki. Zwykle uśmiechnięta, entuzjastycznie nastawiona do ludzi, tego dnia zdawała się nie zwracać na nich uwagi, jakby dla niej nie istnieli. Miała wrażenie, że Meghara jest myślami setki kilometrów stąd. Tymczasem dziewczyna obruszyła się z resztek napięcia i zerkając w stronę swojego ojca, który zdążył zniknąć wśród tłumów, zwróciła swoją uwagę ku księżniczce stojącej przed nią.

W końcu do nas wróciłaś. Eleanor powiodła wzrokiem w kierunku, w którym wcześniej patrzyła Meghara, nie zastając tam nikogo znajomego.

— Przepraszam was — wyszeptała — muszę zaczerpnąć nieco świeżego powietrza — dodała, po czym ruszyła w kierunku drzwi prowadzących na taras.

Czuła że dusi się w sobie. Miała wrażenie, że otaczający ją ludzie coraz bardziej zbliżali się do niej chcąc ją pożreć, wplątując w intrygi dworskie. Nie chciała brać w nich udziału, wiedząc, że przyniosłoby to więcej problemów niż pożytku. Gdy przeciskała się przez tłum gości, w głębi duszy liczyła na zaznanie, choć odrobiny wytchnienia od panującej na sali atmosfery.

Niestety jej pragnienia okazały się bardziej płonne, niż mogła to sobie wyobrazić. Gdy dotarła w końcu do wyjścia z sali, wydawało się, że będzie mogła cieszyć się samotnością, jednak gdy tylko owiał ją ciepły wiatr, poczuła w nozdrzach znajomy, choć inny niż dotychczas zapach liści, wzbogacony o nowe, nieznane jej nuty. Nie wiedziała, na czym polegała ta drobna, niemal niezauważalna różnica.

Przystając przy schodach, rozejrzała się wokół z uwagą. Intuicja poprowadziła jej nogi ku jednej z oświetlonych nikłym światłem fontann w niemal ginącym w czerni ogrodzie. Kiedy tam dotarła poczuła zalewającą jej serce falę wściekłości, gdy ujrzała mężczyznę rozmawiającego z młodą kobietą o skórze tak cienkiej, że prześwitywały przez nią najdrobniejsze żyłki. Ubrana była w znajomą suknię o intensywnym, rubinowym kolorze, której falbany wykończono haftem ze złotych nici.

Pragnienie spokoju uleciało z niej wraz z kolejnym podmuchem wiatru. Już odwracała się na pięcie, by zagłębić się w alejkach parku, który przyłączono do ogrodu i poszukać dla siebie innego miejsca, aby móc w spokoju przeczekać czas pozostały do uroczystej kolacji. Lecz gdy się odwracała, na jej ramieniu zległa szczupła dłoń, o długich, zgrabnych palcach pianisty. Meghara odwróciła się, zerkając na osobę, która miała czelność zatrzymać ją w połowie kroku.

Piwne oczy, których tęczówki oproszone były zielonymi plamkami, patrzyły na nią spod grubych, zmarszczonych brwi, badając każdy element jej twarzy. Lewy kącik ust mężczyzny uniósł się drwiąco, gdy szlachcianka odwróciła się w jego stronę, nie odtrącając automatycznie położonej na ramieniu dłoni. Meghara zdała sobie sprawę z tego, że mógł zinterpretować gest jako uznanie go za równego sobie. Natychmiast strąciła jego dłoń ze swojego ramienia, a wzburzenie malujące się na jej twarzy jedynie się pogłębiło.

— Nie powinnaś być wśród gości, siostrzyczko? — zapytał drwiąco. — Jeszcze się rozchorujesz i co wtedy? — dodał z udawaną troską.

Czy nie powinno cię bardziej interesować zdrowie pewnej młodej damy, która nam się przygląda, bracie? odparła uszczypliwie. — Zdaje się, że jej jest zimniej, niż mi — dodała spoglądając z wyrzutem na odsłoniętą pierś, rozwiane włosy, rozmazaną pomadę na ustach i coraz bardziej czerwieniące się policzki. — Czy może się jednak mylę? Wydaje się, żeś wystarczająco ją rozgrzał.

Drwiący uśmieszek zdawał się blaknąć. Jednak czujność Meghary rosła z każdą sekundą spędzoną w jego towarzystwie. Pamiętała, że tak naprawdę nie wiedziała o tym człowieku nic, nawet tego, czy Aaron to jego prawdziwe imię. Nie znała jego przeszłości i nie miała pojęcia, jak spotkał jej ojca, ani dlaczego jest tak bardzo podobny do jej brata, którego krzywdzie był przecież po części winien. Przynajmniej w jej mniemaniu, przecież fizycznie nawet go nie tknął palcem. Obecność niezwiązanej z jej rodziną osoby w ogrodzie wydawała jej się błogosławieństwem zesłanym przez bogów Megharze. Miała nadzieję, że potwór posiadający prezencję Lazara nie skrzywdzi jej w obecności gościa.

Mademoiselle de Lyaga, jak mniemam? — zapytała z wyższością Meghara.

— Wynoś się — wychrypiał Aaron, nie dając dziewczynie czasu na odpowiednią prezencję.

— Słucha…

Zamknij się przerwał Megharze. Wskazał na dziewczynę wciąż przyglądającą się ze zdezorientowana dwójce szlachciców. Blondynka już otworzyła usta skłonna zaprotestować, lecz mężczyzna szybko ją ubiegł. Nie chcę cię więcej widzieć. Z tobą natomiast chciałbym porozmawiać. Siostrzyczko. Uśmiechnął się złowieszczo.

Meghara jeszcze raz spojrzała na dziewczynę oświetlaną przez słabą poświatę lamp ogrodowych. Pamiętała czerwoną, falbaniastą suknię, którą ta miała na sobie, a w jej głowie zrodził się zalążek planu jak wybrnąć z sytuacji i pozbyć się natręta, którego skrycie się bała.

Mademoiselle de Lyaga? – Powtórzyła odwracając się w kierunku kobiety i zbliżyła się do niej nieco, odsuwając się tym samym od mężczyzny. Dziewczyna pokłoniła się, opuszczając głowę nisko.

— Mellisetia de Lyaga, pani. — Potwierdziła — Niech bogowie sprzyjają koronie – dodała pospiesznie.

Mój brat – zerknęła znacząco na mężczyznę przyglądającemu się im zza pleców nigdy o tobie nie wspominał, mademoiselle, długo się znacie? Zapytała Meghara, licząc, że w końcu wyprowadzi z równowagi mężczyznę podającego się za jej rodzinę.

— Poznaliśmy się dopiero dzisiejszego wieczoru, siostrzyczko. Dlatego nic nie wspominałem o mademoiselle. — Wtrącił się.

Drzwi za nimi otworzyły się z nieprzyjemnym zgrzytem, gdy ze środka wyjrzała Eleanor, której włosy nabrały niebieskiej poświaty, gdy wyłaniała się zza tiulowej zasłonki. Razem z nią pojawił się roześmiany Bruno. Eleanor, niemal natychmiast wyczuła napiętą atmosferę, która wisiała w powietrzu. Uśmiech goszczący na twarzy księżniczki koronnej zniknął w okamgnieniu, gdy zauważyła wyraz twarzy Meghary. Dziewczyna była znana z nieokazywania publicznie emocji. Tymczasem można było czytać z niej niczym z otwartej księgi, przez wpływ, jaki wywierał na nią rozdawany w środku szampan. Niby od niechcenia oboje skierowali swoje kroki w kierunku fontanny, gdy zobaczyli kłaniającą się Megharze Mellisetie.

Co tu się dzieje? Ubiegł zapytaniem księżniczkę jej starszy brat. Meghara posłała mu pełne irytacji spojrzenie. Nie chciała, żeby wtrącali się do sytuacji, która zaistniała, choć zdawała sobie sprawę, że ma do tego pełne prawo. W końcu chodziło o jego rodzinę. — Nie powinniście udzielać się w towarzystwie? Oczywiście we wnętrzu domu. Samotna wędrówka po pałacowych ogrodach o tak późnej porze może się zakończyć czymś nieoczekiwanym. — Spojrzał znacząco na Mellisetię i Aarona.

Mademoiselle de Lyaga, czy zechcesz zostawić nas samych? Muszę zamienić słówko z moim bratem oraz kuzynami. — Zaproponowała Eleanor.

Drobna blondynka wyprostowała się i speszona czym prędzej pognała w kierunku sali balowej, skąd dochodziły ich roześmiane głosy. Przystanęła jedynie na ułamek sekundy, by pokłonić się Eleanor i Brunonowi. Księżna wiedziała, że z Eleanor i Brunonem przy boku jest najbezpieczniejsza na świecie. Ufała im i była pewna, że nie opuszczą jej, choćby ścigała ich cała gromada demonów zesłanych na Iball przez samego Ksedara.

Gdy zostali sami, cała czwórka przyglądała się sobie nawzajem z nieukrywanym napięciem, które rosło z każdą minutą. Meghara wzdrygnęła się, gdy twardy wzrok kuzynostwa skoncentrował się na niej. Nie miała jednak odwagi, aby zadać nurtujące ją od poprzedniego wieczoru pytanie. W końcu zrezygnowana spuściła jedynie głowę, przyglądając się spódnicy swojej sukni.

— Kim jesteś? — Usłyszała bezpośrednie pytanie, zadane przez Eleanor, która bacznie przyglądała się sobowtórowi Lazara, stojącemu między nimi, a ich kuzynką.

Opublikowano
Kategorie Fantasy
Odsłon 374
0

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz