Wszystko czego potrzebuję to ty – Rozdział dwudziesty piąty

Niedziela… Dzień zaplanowanej niespodzianki. Chciałam im jakoś podziękować za okazane wsparcie, więc mam zamiar przygotować piknik. Wiedzą tylko o tym, że spotkanie jest w parku i mają jakoś zaciągnąć tam Luke’a. Mimo wszystko pomógł mi w piątek po szkole. Nataniel ma przyjść trochę później, bo musi coś zrobić. Zastanawiam się tylko czy wytrzymają ze sobą kilka godzin. Mam nadzieję, że po tej historii będzie między nimi lepiej.

Czas zacząć przygotowania. Za kilka godzin mam się z nimi spotkać. Wzięłam koszyk piknikowy i schowałam do niego koc, kilka plastikowych talerzyków, widelce oraz kubeczki.

Zrobiłam kanapki z różnymi składnikami. Pomidor, ogórek, sałata rzodkiewka, szynka. Każda kanapka była z czymś innym, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Następnym punktem były skrojone warzywa i owoce. Włożyłam je do pojemników i skropiłam sokiem z cytryny, aby nie czerniały. Truskawki, rzodkiewki, winogrona oraz pomidorki koktajlowe włożyłam w całości do pojemników. Jeżeli chodzi o coś słodkiego to zrobiłam muffinki czekoladowe z nadzieniem malinowym oraz truskawkowym. Podeszłam do lodówki po moje ciasto owocowe, które zrobiłam wcześniej, ale go  tam nie było… JAK ONI MOGLI?!

– Drew! Mat! Złazić na dół! Natychmiast! – po chwili byli w kuchni – Gdzie się podziało ciasto z lodówki?

– Yyy… Jakie ciasto?

– Te, które było na tym talerzu… – pokazałam im talerz.

– Te ciasto… Więc jest mały problem…

– Bo my je… zjedliśmy. – żyłka na moim czole zaczęła pulsować…

– Mieliśmy wziąć tylko po kawałku, ale było takie pyszne, że zanim się obejrzeliśmy już go nie było.

– Ty je zrobiłaś, prawda?

– Tak. Miałam je wziąć dziś na piknik.

– Na piknik?

– Chciałam podziękować Rose, Alexemu, Tomowi, Jake’owi, Samowi i Nate’owi za pomoc przy historii z Monicą oraz Luke’owi za pomoc w piątek.

– Przepraszamy… Nie wiedzieliśmy.

– Nie szkodzi… Wracajcie do swoich poprzednich zajęć, a ja zrobię coś innego. – wrócili na górę, a ja wzięłam się za robienie ciasteczek owsianych. Są zdrowe i słodkie, a przygotowanie ich zajmuje tylko dwadzieścia minut. Zrobiłam jeszcze kilka przekąsek z ciastem francuskim. Pół na słodko pół na słono. Nie można zapomnieć o orzeźwiających napojach. Dziś ma być bardzo ciepło, więc na pewno się przydadzą.

Teraz trzeba tylko wymyślić jak ten kosz oraz gry przetransportować do parku. No cóż… Od czego ma się starszych braci, prawda?

– Chłopaki!

– Co?!

– Chodźcie na dół! Potrzebuję pomocy! – po kilku sekundach byli w kuchni.

– Co tam?

– Musicie pomóc mi zanieść te rzeczy do parku.

– Czy ty szykujesz się na wojnę? Zrobiłaś tyle tego jedzenia, że starczyłoby dla dwudziestu osób.

– Oby tylko starczyło. A teraz bez gadania bierzcie to wszystko i idziemy. Umówiłam się z nimi na czternastą. Mamy jeszcze piętnaście minut. Wzięłam torbę z rakietkami do badmintona, ale po kilku sekundach została mi wyrwana z ręki. – Ej!

– Masz zwichnięty nadgarstek.

– Lewy, ale nie prawy. Torbę miałam w prawej.

– Już nie marudź. Chodźmy. – I wyszliśmy. Po dziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Na szczęście nikogo jeszcze nie było. Rozłożyliśmy koc pod drzewem, gdzie był idealny cień. Gry i takie tam, Drew i Mat położyli przy drzewie. Niedaleko było oczko wodne, więc mieliśmy ładne otoczenie. Moi znajomi całą grupą pojawili się po dziesięciu minutach.

– Hej! Czemu chciałaś się spotkać?

– Dlatego. – Wskazałam im miejsce pod drzewem.

– Piknik! – Rose jak można było się spodziewać, podekscytowała się.

– Sama to wszystko przygotowałaś?

– Tak. W ramach podziękowań. Nie stójcie tak. Siadajcie i bierzcie się za jedzenie. Wy też.  – Wskazałam na braci. Wszyscy zrobili tak jak prosiłam i usiedli na kocu zabierając się do jedzenia.

– Wiesz Di… Musimy się niedługo wybrać razem na zakupy… – Spojrzałam na siebie. Mam na sobie jeansowe spodenki i T-shirt, który odsłania mi trochę brzuch oraz sandały.

– A coś jest nie tak z moimi ubraniami?

– Nie, po prostu każdej kobiecie przyda się czasami odświeżenie garderoby. – Tylko westchnęłam… Wiedziałam, że z nią nie wygram jeśli chodzi o zakupy.

Nataniel dołączył do nas jakieś piętnaście minut później. Po jakichś trzydziestu minutach jedzenia i rozmów zaczęliśmy grać w badmintona, a raczej po prostu odbijać lotkę. Armin nie chciał z nami zagrać, woli grać na swojej konsoli. I tak jestem zaskoczona, że w ogóle przyszedł. Grali moi bracia, ja, Luke, Sam, Alex oraz Jake. Zapomniałam wspomnieć… Luke wziął ze sobą Demona. Właśnie pobiegł chyba za jakąś wiewiórką. Po dwudziestu minutach zmieniliśmy badmintona na rzucanie dyskiem. Świetnie się z nimi bawię. Teraz Luke rzuca do mnie… Zapomniałam, że kilka metrów za mną jest oczko i próbując złapać dysk, wpadłam do wody. Świetnie… Przynajmniej nie było głęboko. Wszyscy zaczęli się śmiać…

– No i jestem mokra… To twoja wina Luke!

– Cóż… Cieszę się, że to z mojego powodu jesteś mokra. – Poruszył brwiami.

– Przestań się nabijać i mi pomóż.

– Już, już. – Wyciągnął do mnie rękę, żeby mi pomóc wstać, ale wpadłam na lepszy pomysł. Załapałam go za rękę i pociągnęłam dzięki czemu on też jest teraz mokry.

– Ha ha… – Teraz ja się z niego śmieję.

– Ty mała…

– Przynajmniej teraz śmieją się nie tylko ze mnie.

– Luke, nie wierzę, że dałeś się jej wciągnąć do wody. – Powiedział jeden z moich braci, a potem wrócili do gry, ale już bez nas.

– Chyba trzeba stąd wyjść.

– Wiesz… Możemy jeszcze tu zostać. Mam całkiem ładny widok. Nie patrzył mi w oczy tylko niżej.  Spojrzałam tam gdzie on i okazało się, że bluzka mi prześwituje i widać mi stanik. Uderzyłam go w ramię za to, że się bezczelnie patrzy mi na piersi.

– Oczy mam wyżej.

– Wolę ten widok, ale niestety masz rację. Trzeba stąd wyjść. – Wstał pierwszy, a potem podał mi rękę tym sposobem mi pomagając. Jego dłoń dotknęła mojego lewego policzka, a po chwili zjechała na moją zranioną wargę. – Boli? – Pokręciłam głową na nie.

– Już nie.

– To dobrze. – Byłam odwrócona plecami do wszystkich, więc nie spodziewałam się tego co miało się właśnie stać. I to był błąd. Demon wskoczył mi na plecy w wyniku czego znowu wylądowałam w wodzie, ale tym razem na Luke’u. Upadek skończył się pocałunkiem, moim i Luke’a. Po chwili przerwałam pocałunek, ale nadal nie mogłam wstać, ponieważ Demon wciąż na mnie leżał.

– Mógłbyś… – wskazałam na Demona. Po chwili domyślił się o co mi chodziło.
– Demon, złaź. – Wstał i podał mi rękę, aby mi pomóc. Tym razem przyjęłam pomoc bez żadnych numerów.

– Dzięki. – Od razu wyszliśmy z wody. – Chyba naszym dzisiejszym przeznaczeniem jest woda.

– Na to wygląda. – Poczułam na sobie czyjś wzrok. Rozejrzałam się dookoła. Jakiś chłopak obczajał mnie dziwnym spojrzeniem.

– Chyba wrócę do domu. Przebiorę się i wrócę za chwilę.

– Dlaczego? Zaraz powinnaś wyschnąć.

– Może i tak, ale nie podoba mi się jak jakiś chłopak, którego nie znam mnie obserwuje. – Rozejrzał się. Po chwili ściągnął swoją kurtkę i mi ją podał. Tak, Luke wrócił do swojego poprzedniego stylu.

– Masz, załóż to. Nie będzie już patrzył.

– Dziękuję.

~***~

Jest poniedziałek, minął tydzień od pikniku. Wszystko wróciło do normy. Nikt już na mnie krzywo nie patrzy, a dziewczyny przeprosiły mnie za to, że mi nie wierzyły. Wszystko zaczyna się układać. Miło iść przez dziedziniec bez tych wszystkich spojrzeń.

Teraz gdy wszystko wróciło do poprzedniego stanu, to zastanawiam się co to może być za niespodzianka szykowana dla nas przez nauczycieli. Pewnie niedługo się dowiemy.

Właśnie czekam na Rose pod szkołą, ponieważ obiecałam jej, że dziś na pewno pójdziemy na zakupy.

– Już jestem! Idziemy?

– Tak, chodźmy.

Po kilku minutach byłyśmy już w sklepie Chrisa. Roza od razu poszła na dział z bielizną. Wzięła kilka kompletów o różnych kolorach: czarną, czerwoną, czekoladową i kilka innych. Dała mi wieszaki z czerwoną, czarną i brązową, a resztę odwiesiła.

– A teraz trzeba ci poszukać jakichś ubrań. Raczej nie muszę pytać, który chłopak ci się najbardziej podoba i jakich ubrań mam szukać.

Gdy to powiedziała, poszła polować na ubrania. To będzie ciężkie zadanie, żeby za nią nadążyć.

Po godzinie nasze, a raczej moje zakupy w końcu się skończyły. Wyszłam z tego sklepu z trzema kompletami nowej bielizny oraz dwoma torbami nowych ubrań. Jak tak dalej pójdzie, to przez nią zbankrutuje.

– Na dziś koniec zakupów, ale musimy to niedługo powtórzyć. Masz włożyć jakieś ubranie z tego co dziś kupiłyśmy i ten czekoladowy komplet bielizny.

– Tak jest, pani kapitan.

– Muszę już lecieć. Świetnie się dziś bawiłam. Do jutra!

– Ja też. Do jutra! – I ruszyłam do domu. Gdy byłam już w swoim pokoju, rzuciłam torby z zakupami na łóżko, a po chwili wysypałam ich zawartość. Zaczęłam układać wszystko na półkach. Gdy skończyłam, wzięłam do rąk gitarę i usiadłam na łóżku. Zaczęłam na niej grać. Nie robiłam tego przez kilka dni.

~***~

Następnego dnia…

Gdy szłam korytarzem, zobaczyłam jak Pan Ward oraz Pan Martin nieśli jakieś pudła z otworami. Idąc za nimi trafiłam do sali biologicznej. Kartony, które tu przynieśli stały teraz na biurku. Podeszłam do niego i otworzyłam pierwszy karton.

– O matko! Jakie one słodkie! – Gdy otworzyłam karton, moim oczom ukazały się małe króliczki. Niektóre spały, a niektóre coś chrupały. Ale zaraz… Jestem w sali biologicznej i są tu również króliki… Chyba nie będą kazali nam robić na nich sekcji… Zamknęłam karton i wyszłam z klasy. Zeszłam po schodach na dół i zobaczyłam jak do jednej z klas wchodzi Rose. Weszłam za nią. O kurczę, wszyscy tutaj są.

– Jestem pewna, że to będzie tak jak z żabami.

– N-Nie, to niemożliwe… Biedne, małe króliczki…

– Chcą je zabić, abyśmy się na nich uczyli.

– Nie rozumiem, jak można robić tyle hałasu o zwykłe gryzonie… To tylko króliki.  Mnóstwo jest rozjeżdżanych każdego dnia. – Luke jak zwykle jest wszystkiemu przeciwny.

Wszystkie dziewczyny krzywo się na niego spojrzały.

– No już, nic nie powiedziałem…

– Musimy je uratować zanim nas zmuszą, żebyśmy je zabili!

– Osobiście, jeżeli mnie poproszą, żebym go uśpił, a potem otworzył, to odmówię.

– A jeżeli nauczyciele dadzą je innej klasie? Musimy je uwolnić! Inaczej nie będą miały żadnej szansy.

– Jeżeli teraz czegoś nie zrobimy, to być może potem nie będziemy mieli już drugiej szansy! Wszyscy są ze mną?

– Tak! – Wszystkie dziewczyny odpowiedziały zgodnie.

– …. – Chłopcy milczeli, więc na nich spojrzałyśmy. – Zgoda… – Niektórzy zgodzili się niechętnie.

– No to do dzieła!

– Dlaczego nie zajrzałem do innej klasy…

– Luke, już za późno żeby się wycofać.

– Ale co chcecie zrobić?

– Możemy iść tam na zmianę. Część z nas pójdzie po króliki i zniesie je na dziedziniec. Pozostali będą czekać na dziedzińcu, aby zanieść je do najbliższego parku.

– No to dzielimy się na dwie grupy?

Podzieliliśmy się na dwie grupy. Grupa, która miała iść po króliki podzieliła się jeszcze na trzyosobowe grupki, aby lepiej się przemieszczać. Ja jestem w grupie z Tomem oraz Natanielem i idziemy jako pierwsi. Po cichu weszliśmy do klasy biologicznej.

– No dobra, każdy bierze po jednym!

– Nie uważacie, że są słodkie?

– Oczywiście, że tak. Nie było by nas tutaj, gdyby nas nie obchodziły.

– Żartujesz? Nie mieliśmy wyboru!

– Cii, zachowuj się ciszej.

– Wyluzuj, przecież wcale nie hałasuję…

W momencie gdy to powiedział, chciał się odwrócić, aby spojrzeć na króliki i wywrócił krzesło.

– Ninja… Co?

– Brakuje mi treningów…

Każdy z nas wziął na ręce jednego królika. Mój wtulił się we mnie i przestał się ruszać.

– Niektórzy to mają szczęście… – Spojrzałam na Toma pytająco.

– Co?

– No, widziałaś gdzie śpi twój królik?

– W moich ramionach? No i?

– To nie do końca twoje ramiona!

– No… Tak.

– O-Odpuść.

– Ha ha. – Nie zrozumiałam tego żartu, ale najwyraźniej rozbawił on Nataniela. – Chodźmy już.

Tom przez całą drogę narzekał na królika, którego trzymał. Kazał nam się pośpieszyć, bo jego królik nie był tak spokojny jak mój i chciał uciec. Wyszliśmy na dziedziniec i podeszliśmy do reszty. Luke spojrzał na mnie, a potem na królika.

– Niektórzy to mają szczęście…

– O co wam z tym chodzi?

– ‘Nam’?

– Tobie i Tomowi. Powiedział to samo. – Oddałam swojego królika Alice

– Biedne maleństwo… Chodźmy szybko do parku.

– A my wracamy do szkoły.

– Okej.

Sandra i inni trzymali po dwa króliki.

– Czemu nie wzięliście po jednym króliku?

– Pan Ward kręci się koło klasy biologicznej.

– Nie ma tam już więcej królików?

– Nie. Mamy już wszystkie. Dajcie nam przejść zanim nam uciekną. – Zwolniliśmy przejście.

– To co teraz robimy?

– Czekamy do końca przerwy.

– Albo raczej na wrzaski dyrektorki. – Ona nas zabije.

Pokręciłam się trochę po korytarzach. Po chwili zauważyłam Luke’a, więc do niego podeszłam.

– Co robisz?

– Ci kretyni myślą, że zostawiliśmy jednego królika w klasie biologicznej… Zrobiliśmy losowanie i wyszło na to, że to ja mam pójść to sprawdzić.

– Ach, tak? Pójdę razem z tobą.

– Nie możesz się beze mnie obejść, co?

– Idź zamiast wygadywać głupstwa!

Weszliśmy do sali biologicznej.

– Nie widzę żadnego królika…

– Może gdzieś się schował? – Rozejrzałam się po klasie.

Usłyszeliśmy kroki dochodzące z korytarza.

– Do jasnej cholery! Jeżeli to nauczyciel, to oberwie nam się za wszystkich. – Zaczął szeptać, aby nikt nas nie usłyszał.

Schowaliśmy się najlepiej jak tylko mogliśmy. Po chwili usłyszeliśmy jak ktoś zamyka drzwi.

– To niemożliwe! – Luke podszedł do drzwi, ale nikogo już tam nie było.

– Jesteśmy zamknięci?

– Tylko tobie przytrafiają się takie rzeczy!

– Przypominam ci, że też tutaj jesteś.

– Przytrafiło mi się to tylko dlatego, że jestem razem z tobą! Masakra… – Koło biurka ktoś hałasował.

– O, tam jest! – Wyciągnęłam królika zza biurka i wzięłam go na ręce.

– Świetnie, zostałem zamknięty w klasie z dzieciakiem i królikiem.

– Wyładuj swój zły humor na kogoś innego!

– Na kogo chcesz, żebym go wyładował? Na królika? – Mówił tak głośno, że królik aż się przestraszył.

– Aa! Pomocy! – Skorzystał z tego, że moja tunika jest szeroka i schował się pod nią. – Drapie mnie! – Zdjęłam tunikę, abym mogła wyjąć królika.

– C-Co ty wyprawiasz?

Luke miał moją tunikę w rękach. Musiałam ją rzucić w jego kierunku. Chwileczkę… Jeżeli moja tunika jest w rękach Luke’a… To znaczy, że…

Ktoś otworzył drzwi i wszedł do środka.

– Co tu się… – To Pan Ward.

Pozwólcie mi umrzeć…

– To nie to co pan myśli… – Pierwszy odezwał się Luke.

– Nic nie widziałem…  – Pan Ward wyszedł z klasy trzymając się za głowę i powtarzając to zdanie…

Położyłam królika na ziemi i zabrałam tunikę Luke’owi.

– To twoja wina!

– M-Moja wina? Z tego co wiem, to nie zmusiłem cię, żebyś się rozbierała!

– O mój Boże, jeżeli Sandra się dowie, że byłam w samej bieliźnie w tym samym pomieszczeniu co ty…

– No już… Powiedz sobie, że jest przynajmniej jeden pozytywny aspekt tej historii…

– Tak? Jaki?

– Nie mogę już mówić, że jesteś płaska jak deska. – To ma być pozytywny aspekt?

Rose byłaby zadowolona… Przynajmniej jedna osoba zobaczyła, co razem kupiłyśmy… Kurczę, dlaczego takie rzeczy przytrafiają się tylko mi? Luke złapał królika i zaproponował, że sam zaniesie go na zewnątrz. Wyszliśmy z sali. Bardzo uważałam, aby nie spojrzeć mu w oczy.

– Ha ha…

– ….

Spotkałam na korytarzu Sandrę.

– Podsłuchałam rozmowę Pana Martina i Pana Warda gdy odkryli, że króliki zniknęły. Nie chcieli zabijać królików. Chcieli tylko, abyśmy posłuchali ich bicia serca i tego typu rzeczy. Jutro mieli je oddać do sklepu zoologicznego…

– O nie! Chcesz powiedzieć, że…

– Znowu się pomyliłam! – I odeszła.

Muszę znaleźć resztę dziewczyn. Weszłam do jednej z klas. Była w niej Alice i Sarah.

– O! Jesteś.

– Co się znowu dzieje?

– Musimy poznać również twoje zdanie.

– Odnośnie czego?

– Mamy zamiar iść do dyrektorki i powiedzieć jej, że to my jesteśmy odpowiedzialni za zniknięcie królików, żeby Pan Ward nie został zwolniony. Zgadzasz się?

– Wszyscy się zgodzili?

– Jennifer i jej koleżanki nie chciały, abyśmy o nich wspominały.

– Ja też jestem za. Chcecie iść teraz?

– Tak… Raczej tak…

– Idę z wami!

– Dzięki. Mam nadzieję, że masz mocne nerwy, bo może zacząć na nas krzyczeć.

Jak powiedziałyśmy, tak zrobiłyśmy. Wyjaśniłyśmy wszystko dyrektorce, a ona zaczęła się śmiać. Powiedziała, że nie stało się nic wielkiego i odeszła. Byłyśmy naprawdę zaskoczone tym, że na nas nie nakrzyczała i nas nie ukarała, ale dla nas to lepiej.

Lekcja biologii odbyła się bez królików, więc musieliśmy wypożyczyć książki z biblioteki, aby lepiej im się przyjrzeć. Po tej lekcji nie miałam więcej zajęć, więc wróciłam do domu.

Autor Iviena
Opublikowano
Kategorie Romans
Odsłon 318
0

Komentarze

Bez komentarzy

Dodaj komentarz